sobota, 25 października 2014

Zamierające pasieczysko...

Dziś po południu, przy ładnej pogodzie, pszczoły latały przy ulach ustawionych przy domu. Wciąż wszystkie 4 rodziny mają się chyba nie najgorzej. Do jednej jednak (mojej złapanej rójki), 2 lub 3 razy podczas mojej obecności zaglądała osa... Trochę mnie to martwi, bo wcześniej to zawsze wchodzące do ula osy świadczyły o osłabieniu rodziny... Niemniej jednak dość dużo pszczół było przy wylotku i ewidentnie były to pszczoły zadomowione, a nie rabujące. No cóż - zobaczymy co się będzie działo.

Postanowiłem zaglądnąć na pasieczysko nr 2. I znów jest gorzej. Zastałem tam kolejną katastrofę... Każdy pszczelarz wie, jaki to smutny widok.... Liczyłem się z osypaniem do dziś jednej czy dwóch z najsłabszych rodzin. Tymczasem pozostały tam tylko dwie przy życiu. Jedna to najsilniejsza moja rodzina z tego pasieczyska (z poprzednich 6), natomiast druga to Vigorka - słaba rodzina, którą uprzednio sfotografowałem i zamieściłem zdjęcie na blogu... Czy mogę liczyć, że taka słabizna jakoś dotrwa do wiosny? Nie sądzę...Oczywiście nie zaglądałem im do uli, bo było dość "rześko" i to już nie ta pora roku, żeby im przeszkadzać.

pozostałość pasieki...

Padła moja Primorska. Padła również rodzina, której siłą i czystością ula zachwycałem się w jednym z wcześniejszych wpisów (nie jestem pewny, ale był to albo Sklenar od Szeligi, albo kundelek). Co ciekawe u tej rodziny było "względnie niewiele" osypu martwej warrozy na dennicy - oceniam, że nie więcej niż 1/3 - 1/4 tej liczby, która była na dennicach innych uli (może nawet mniej). Gdybym miał obstawiać to powiedziałbym, że tej rodziny nie zabiła warroza... Nie liczyłem roztoczy. Kiedyś chyba będę musiał przeliczyć - nie dlatego, że interesuje mnie dokładna liczba, bo to dla mnie nie ma absolutnie znaczenia. Ale po to, żeby mniej więcej wiedzieć jaki widok stanowi jaki rząd wielkości osypu (czy to 100, 1000 czy 5000 sztuk). Przyznam, że nie mam wyobrażenia na ten temat. Nie mam też wiedzy na ile liczba martwej warrozy na dennicy może świadczyć o porażeniu żywą warrozą pszczół. I co dzieje się z tą żywą warrozą gdy rodzina umiera? Gospodarz umarł i chciałbym wierzyć, że razem z pasożytem. Ale może udało się pasożytowi zmienić gospodarza? Czy teraz cała żywa warroza z moich 18 uli znajduje się w tych 2, które przeżyły, zaniesiona z rabunkami? Przyznam, że nie wiem, ale liczę, że nie...

martwa matka Primorska - smutny widok...

fragment dennicy "higienicznej" rodziny - warroza jest, 
ale jest jej dużo, dużo mniej niż w innych padłych ulach

Cztery usunięte ule były rabowane przez osy - pszczół tam praktycznie nie było. Może już zaniosły zrabowanym pokarmem całe gniazda? A może było dla nich po prostu za zimno. Po usunięciu "martwych" uli osy rzuciły się na dwa pozostałe... Wcześniej w ogóle ich nie interesowały. Aż zacząłem się zastanawiać czy nie zostawić jakiegoś, żeby osy dały spokój moim pszczołom. Na pewno nie pomoże im teraz niepokojenie i wojny na wylotkach. Z drugiej strony pewnie ul pełen pokarmu zwabiłby więcej os. Może pszczoły dadzą radę się obronić. Zmniejszyłem im jeszcze wylotki, żeby ułatwić obronę Wąwozu Termopile...

osy oblegające ul - na zdjęciu tego dokładnie nie widać, 
ale może 2 czy 3 z tych owadów to pszczoły, reszta osy

Co jeszcze ciekawe - do obecnej chwili żyje tylko jedna rodzina, która ma górny wylotek (rójka pod domem). Reszta to wszystko rodziny na dennicach osiatkowanych. Czy można z tego wyciągnąć jakieś wnioski? Czy próba była wystarczająca, żeby uznać, że górne wylotki nie służą pszczołom? Na razie uznaję, że nie, choćby dlatego, że przy 6 rodzinach jakie żyły 15 października wylotki górne do dolnych (połączonych z siatką) rozkładały się pół na pół. Ten rok jest na tyle dramatyczny, że takiego wniosku nie wyciągnę, ale jeżeli w kolejnych latach selekcja dotknie mocniej rodziny w takich ulach, będę się zastanawiał czy górny wylotek nie jest dla nich aby gorszy. Przez cały rok miałem wrażenie, że w takich ulach dobrze im się mieszka - może się myliłem?

Kolejną ciekawostką są rozmiary komórek plastrów. O ile w pierwszych osypanych ulach w zasadzie były same komórki 5.4, o tyle w każdej kolejnej partii zbieranych rodzin było więcej i więcej komórek 5.3. Zaczęły się też pojawiać komórki 5.2 i również coraz większa ich częstotliwość ujawnia się w później osypanych rodzinach. Znów trzeba napisać, że próba jest za mała na kategoryczne wnioski, ale w świetle obserwacji płynących z całego świata trzeba przyznać, że rozmiar komórki może mieć znaczenie dla żywotności rodzin pszczelich - rodziny, które budowały mniejsze komórki, żyły dłużej.

Zastanawia mnie też jedno. W niektórych ulach na dennicach i przed ulami nie było widać masowo padłej pszczoły - np. przed tą "higieniczną rodziną". Czy z moich uli (przynajmniej z jakiejś małej ich części) wyszły jakieś późne rójki uciekając przed patogenem lub pasożytem? Jeżeli tak to czy mają jakiekolwiek szanse na przeżycie? Czy znajdą nowy dom i będą mieć wystarczająco zapasów aby dotrwać do wiosny? Może powinienem wystawić jakiś ul z kilkoma czystymi ramkami z pokarmem, aby dać im opcję nowego domu. Szanse na przeżycie takiej "bezdomnej" rójki są znikome. Jeżeli gdzieś tam jesteście, to życzę Wam powodzenia!

3 komentarze:

  1. Przykro się czyta takie wpisy.
    Osy są jak hieny, lisy i inne zwierzęta które czyszczą padlinę. Zdrowa i silna rodzina nie dopuści os do gniazda. Jeśli ta ostatnia rodzina ma w sobie chęć przetrwania i nic jej nie trapi powinna sobie poradzić.
    Ubytki pszczół w ulu świadczą o wypszczelaniu się rodziny pszczelej. Chora pszczoła odlatuje i ginie po za ulem. Nie spotkasz martwych pszczół przed wylotkami. Brak pszczół w ulu to nie rójka. Sprzątaj co się da nie zostawiaj nic na pasieczysku a już na pewno ramek z pokarmem.
    Aby do wiosny i pomyśl o przewiezieniu tej jednej rodziny pod dom aby mieć na wszystkie oko

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, że późna rójka to niezwykle małe prawdopodobieństwo. I wiem też, że jej przeżycie jest równie prawdopodobne... Niestety. Ale skądś te późne rójki czasem chodzą, więc taka myśl przyszła mi do głowy.

    Co do przewiezienia to nie zrobię tego z paru powodów. Po pierwsze nie chcę nadmiernie stresować pszczół, bo sporo już i tak przechodzą. Po drugie, jakakolwiek przyczyna byłaby upadku rodzin na pasieczysku 2, nie chcę tego zawieźć do uli pod domem, bo te ewidentnie na to nie cierpią (niezależnie czy byłaby to warroza, która byłaby przeniesiona rabunkami, czy też jakiś patogen).

    Masz może jakieś obserwacje na temat proporcji osypu martwej warrozy do żywej na pszczołach? Chodzi mi o to, na ile w pustym ulu może być zaawansowane porażenie, przy założeniu np. 500 martwych roztoczy na dennicy? (wiem, że zmiennych jest sporo, a najistotniejsza to siła rodziny, niemniej jednak, może jakieś ogólne wnioski można wyciągnąć?)

    OdpowiedzUsuń
  3. Badanie naturalnego osypu daje jakieś szacunki ale wiosną kiedy czerwiu jest jeszcze bardzo mało.
    500 szt. martwej V. przy silnej rodzinie w jakimś tam czasie 10 dni to też nie jest tragedia. Inaczej jeśli rodzina jest słabej siły a to 500 znajdujemy co kilka dni. Jedyna skuteczna ocena porażenia rodziny to według mnie odsklepienie pszczelego czerwiu (100-150 k.) i dokładne sprawdzenie co się w nim znajduje. Z innych metod to 200-300 pszczół i płukanka w alkoholu później odcedzić i zliczyć V.

    OdpowiedzUsuń