czwartek, 3 maja 2018

Witaj maj, suchy maj

Kolejny rok zapowiada kolejną suszę. Nasz klimat chyba się faktycznie zmienia. Odkąd zajmuję się pszczołami - chyba jak każdy pszczelarz - zacząłem wnikliwiej obserwować przyrodę. I dostrzegam, że od dłuższego już czasu po prostu nie jest "optymalnie". Wcale też nie twierdzę, że każdego roku i w każdym okresie tak ma być, niemniej jednak przydałoby się, żeby każdego roku przynajmniej pewien dłuższy okres był po prostu dla pszczół dobry. Tylko wówczas można liczyć na to, że pozostaną zdrowe. Kilka pokoleń pszczół musi się wychować w dobrym czasie przy dużej różnorodności nektaru i pyłku. Tymczasem od około 5 tygodni nie było porządnego deszczu, a jedynie 2 razy popadał średni czy słaby deszcz, około tydzień temu. Rzecz jasna już śladu po nim w glebie nie ma. Na głównej pasiece każdego roku w maju był piękny widok fioletowych i żółtych kwiatów - w zasadzie to jedyny okres kiedy tak tam bywa. Potem chrzęści pod stopami jak ściernisko. W tym roku (na razie - a może to się jeszcze zmieni?) nie ma tam w ogóle kwiatów, początek maja przynosi chrzęszczący odgłos pod stopami, a i widok przedstawia się dokładnie taki jak każdego lipca czy sierpnia. Po prostu susza. No cóż, o ile zima była długa, a jej powrót wyrządził trochę szkody w mojej pasiece (o tym za chwilę), to jednak cieszyłem się, że to była pierwsza wilgotna zima od lat, która porządnie napoiła glebę, tak jak to powinno się dziać co roku... I cóż, zima się skończyła, a o tej wilgoci można już zapomnieć. Do tego przedłużenie się intensywnych mrozów, a następnie nadejście lata spowodowało kolejną anomalię - wszystko kwitnie na raz. Wczesne rośliny opóźniły się, inne przyszły normalnie w swoim czasie, a część roślin w związku z wysoką temperaturą w kwietniu przyspieszyło kwitnienie. Więc teraz, póki moje rodziny w większości są jeszcze raczej słabe, wszystko kwitnie na raz, niektóre rośliny nie nektarują lub nektarują słabo (np. nie widzę pszczół na mniszku i nie widziałem na drzewach owocowych, które już w zasadzie praktycznie przekwitły). Czyżby to zwiastowało powtórkę zeszłego roku, kiedy w maju praktycznie z uli wylewał się miód, a od czerwca do końca sezonu pszczoły walczyły z głodem? Oby nie, ale może tak niestety być.


Ale wróćmy do mojej pasieki. W połowie marca napisałem, że o ile przedwiośnie przed nami, to mogę ocenić już przebieg zimowli. I się pomyliłem. Bo jak każdy wie, zima wróciła i niestety dała się porządnie we znaki. W tamtym czasie żyło 26 na 40 rodzin, co stanowiło 65%. Bez rewelacji, ale byłem zadowolony. W ogóle uznaję, że około 20% średniej wieloletniej śmiertelności w pasiece nieleczącej pszczół jest nie tylko normalne, ale i pożądane, natomiast w pierwszych latach selekcji (tzw. okresie przejściowym) te 30 - 40% jest po prostu wartością oczekiwaną, która stanowi o dobrym wyniku zimowli. Tyle, że w związku z odbudową mojej pasieki pod wieloma względami powinienem przyjąć, że to był dla wielu pszczół tak naprawdę pierwszy rok bez leczenia, a zatem można było śmiało oczekiwać lepszego wyniku. A z drugiej strony wiosną 2015 roku po pierwszym roku bez leczenia stan pasieki wynosił 0 rodzin, a poprzedni rok był rokiem głodu i słabego rozwoju pszczół. Powrót mrozów niestety wynik zimowli znacząco pogorszył. Ale po kolei (w tej samej kolejności jak w poście marcowym).

Pod domem żyło w połowie marca 4/8 przy czym trzy były dość słabe, a jedna (w dadancie) całkiem w porządku. Mrozy zabiły 2 słabe rodziny w budce, a choć oba dadanty przetrwały mrozy, to w jednym pozostała absolutna garstka pszczół, a ostatecznie padła tam matka. Została więc jedna rodzina dla Łukasza, która już została do niego zawieziona.
Ostateczny wynik zimowli: 1/8 (12,5 %)

Tak mniej więcej zimowane były rodziny
Na głównej pasiece żyło 6/8 rodzin, przy czym wszystkie były we względnie dobrym stanie. Powrót zimy niestety przypieczętował los macierzaka po przetrwalniku. Połowa kłębu zamarzła i została mizerna rodzinka, która ostatecznie padła. Do tego 2 rodzinki znacząco osłabły choć żyją do dziś. Jedna ma się wyśmienicie (wywodząca się z Łukaszowej 16tki), 2 całkiem dobrze, a los wspomnianych chwilę temu dwóch (a bardziej jednej) pozostaje wciąż otwarty.
Ostateczny wynik zimowli 5/8 (62,5%)

W lesie wynik pozostaje taki jaki był - żyje 5 na 6 rodzin. Wszystkie we w miarę dobrym zdrowiu, przy czym jedna rodzinka (w warszawiaku z matką od Joli wychowaną u Łukasza) ma się wyśmienicie i na tą chwilę to chyba najładniejsza rodzina w całej mojej pasiece. Luźno bo luźno, ale obsiada z 9 czy 10 ramek warszawskich poszerzanych, a matka czerwi bodaj na 6 czy może 7 (z czego ze 3 - 4 w wysokim stopniu zaczerwione). Życzyłbym sobie wszystkich takich rodzin.
Ostateczny wynik zimowli 5/6 (83%)

Poniżej 2 filmy z przeglądu rodzin Fortowych na pasiece leśnej - przegląd bodaj z 21 kwietnia. Przez ten czas obie filmowane rodzinki lekko się powiększyły - co zwłaszcza w przypadku rodziny po przetrwalniku bardzo mnie cieszy.



Pasieka we wsi również we względnie niewielkim stopniu ucierpiała w czasie mrozów. Przeżyło ostatecznie 6 z 7 zimowanych rodzin, przy czym 2 w czasie mrozów mocno osłabły. Jedna z nich nawet ładnie się zebrała i rozpoczęła dość dynamiczny rozwój. Choć wciąż jest słaba wróżę jej dobry sezon. Druga jest mizerna, ale widzę, że matka również ładnie czerwi jak na bieżącą siłę, więc powinna do końca sezonu spokojnie się odbudować. Obydwie słabsze rodzinki powędrowały w inne miejsca, a na pasiece zostało 4 ładne rodziny z dużym potencjałem na rozwój (a może jakiś miód?).
Ostateczny wynik zimowli 6/7 (85%)

W skrzyni w lewym dolnym rogu zagościł ptaszek
Z ciekawostek - na tej pasiece już drugi rok mam atak dzięciołów. Na szczęście w tym roku nie poniszczyły uli tak bardzo (choć parę zdziobały). Natomiast w jednej skrzyni jeszcze w zeszłym roku zniszczyły mi powałkę, którą po prostu usunąłem. Jakie było moje zdziwienie przy poprzednim przeglądzie kiedy zobaczyłem tam wymoszczone gniazdo. Ostatniej niedzieli ostrożnie zdjąłem daszek i ... zostałem spiorunowany karcącym wzrokiem jakiegoś niewielkiego ptaszka. Czym prędzej położyłem daszek na miejscu - cieszę się, że puste ule przydają się jeszcze komuś. Nie wiem co to był za ptaszek, bo po pierwsze nie bardzo znam się na ptakach, a poza tym nie chciałem mu (jej?) przeszkadzać i nie zdążyłem się przyglądnąć (typuję Modraszkę zwyczajną, albo Bogatkę zwyczajną).


Pasieka na działce kolegi to miejsce, które wizualnie zawsze mnie zachęca - co rok sieją tam rzepak, jest trochę akacji, lip, a do tego trochę sadów, łąk i przede wszystkim las. Natomiast odkąd stoją tam pszczoły jest z nimi zawsze co najwyżej średnio. W połowie marca było tam 3 z 7 rodzin, ale po marcowych mrozach zostało 2, z czego jedna mocno osłabiona.
Ostateczny wynik zimowli 2/7 (28%)

Pszczoły w powiecie nowosądeckim (4 rodziny) ostatecznie nie przetrwały zimy. Jeszcze w kwietniu (ponoć) był ruch na 2 wylotkach i nawet ponoć nosiły pyłek. Ostatecznie nie przetrwały, a może nawet moja "pomoc" z ciastem pomogła im zejść z tego świata. Wniosek: jeżeli rodzin nie udało się porządnie doprowadzić do zimowli, lepiej zostawić je w spokoju, albo zrobić porządne ratowanie.
Ostateczny wynik zimowli 0/4 (0%)

Ostatecznie przeżyło więc 19 rodzin z 40 (47,5%), z czego 18 moich i 1 Łukasza. Z tych osiemnastu, trzynaście oceniam na będące w sile i kondycji, która pozwoli na mniejsze czy większe namnożenie. Z kolei z tych trzynastu dwie rodziny są naprawdę piękne, a sześć czy siedem kolejnych dość ładnych. Cztery z tych trzynastu rodzin pozostaje w niewielkim stopniu do mojej dyspozycji, gdyż są to rodziny w projecie Fort Knox. Zostaje mi więc dziewięć na odbudowę pasieki. Nie najlepiej, zważywszy, że w połowie marca oceniałem, że będę dysponował około 20 rodzinami w całkiem dobrej sile (wówczas tylko 2 rodziny oceniałem na słabe - reszta była całkiem zacna). Co uda się z nich zrobić, pokaże sezon. Mam tylko nadzieję, że od połowy maja, w związku z tym od czego zacząłem tego posta, nie czeka nas głód. A właściwie nie tyle nas, co raczej moich pszczół, choć to będzie też oznaczać, że i ja znów na miód będę mógł liczyć od innych, a nie z własnej pasieki.

Na wizytach w pasiece korzystają pieski
A na koniec może trochę więcej optymizmu. Choć moja pasieka na razie nie nadaje się na podziały, uznałem, że z kilku rodzin wydzielę jednoramkowe odkłady (podobnie jak zacząłem robić w zeszłym roku), żeby w pasiece zaczęły pojawiać się mateczniki. Zainspirował mnie do tego Łukasz, który jednak - z tego co pisze - ma już rodziny w znacząco lepszym stanie. Zarówno jeżeli chodzi o samą siłę, jak i o ich wigor. Tak czy siak dziś zrobiłem kilka takich jednoramkowych odkładów. Każdy dostał odpowiednią ilość pokarmu, trochę pierzgi i sporo pszczoły lotnej. Owszem, takie działania może osłabiły rodziny, które jeszcze nie doszły do dobrej siły, ale dzięki temu mam nadzieję dysponować wczesnymi mikro-odkładami, które będą się spokojnie budować do jesieni. Na razie mam jeszcze trochę woszczyny (z niewielką ilością przerobionego zimowego pokarmu) więc taka rodzinka powinna mieć w miarę dobry start. Oby.


ps. Właśnie grzmi. Czyżby jednak czekał nas deszcz?