Chwilę temu wróciłem z jednego z ostatnich przeglądów uli w tym roku na moim dalszym pasieczysku. Zastałem tam "obraz nędzy i rozpaczy". 3 dalsze rodziny (z 11 w tamtym miejscu) już nie istnieją, a w miarę stabilnie funkcjonuje raptem 3 - 4 rodziny. Resztę rodzin stanowi po kilkaset do max 2 - 3 tysięcy pszczół w ulach. Część z tych rodzin wygląda przy tym jakby funkcjonowało normalnie - tj. pszczoły siedzą w zwartej gromadzie w 1 czy 2 uliczkach międzyramkowych, są spokojne i wydaje się jakby pracowały. W innych rodzinach pszczoły siedzą rzadko w całym ulu - nie wyglądają jednak jak pszczoły rabujące, bo są całkowicie spokojne. Raczej tak, jakby pogodziły się ze swoim losem...
Nie nastawiałem się na dokładne przeglądy, nie miałem nikogo do pomocy, a samemu jeszcze mi trochę ciężko. Chciałem tylko zdjąć daszki i cieszyć się widząc sporą część pszczół w dobrym zdrowiu. Liczyłem się zaledwie z 1 osypaną rodziną. W zamian spotkał mnie srogi zawód. Ogarnęła mnie chwilowa niemoc i zdecydowałem zostawić całą sytuację tak jak ją zastałem. Po pierwsze pojechałem sam, a ręka nie pozwala mi jeszcze na swobodną pracę z korpusami, po drugie pojechałem autem, które uniemożliwia mi załadowanie korpusów (w zasadzie dopiero wczoraj pierwszy raz od ostatniego zabiegu wsiadłem "za kółko"), po trzecie uznałem, że "mleko i tak już się rozlało". Tj. kto się miał wyrabować to się wyrabował, warroza i inne patogeny, które miały zarazić inne rodziny już je zaraziły. Do tego muszę się zastanowić co z tym fantem robić. Łączyć te słabe rodziny? Może z tych pięciu rodzin uda się sklecić łącznie jedną około 10 tysięcy pszczół? Ale którą matkę wybrać? Do którego ula złączyć? I czy to w ogóle coś da? Pszczoły, które ledwie zipią, pewnie zarażą się wzajemnie tym co w sobie noszą... Może pozwolić im po prostu "odejść z godnością"? Tak sugeruje np. Dee Lusby...
Ponoć są podejrzenia, że pszczoły w tym roku zabija zaraza nosema cerana... Może i to prawda. Po raz kolejny napiszę - w tym roku wyjątkowego porażenia warrozą u siebie nie widziałem i nie wierzę, że to wina tego pasożyta. W pasiekach dookoła jest podobnie. Może gdzieniegdzie straty są trochę mniejsze, ale są i pasieki, w których nie ma już ani jednej żywej pszczoły. 30 - 50% strat pszczół to norma - również u doświadczonych pszczelarzy i w pasiekach leczonych przeciwko warrozie. Osoby, które leczyły twierdzą, że osyp warrozy był znikomy, a pomimo tego liczba pni dramatycznie maleje. Rodziny na 2 - 4 ramkach to też tegoroczna norma w pasiekach. Nie jest to więc wina tylko mojego podejścia - to nie jest tak, że ja pozwalam moim pszczołom paść, a gdzie indziej mają się świetnie. Sytuacja ogólna jest tragiczna...
Na moim pierwszym pasieczysku pszczoły mają się świetnie, patrząc na całość sytuacji. Tu z 5 uli, 4 przeżyło do chwili obecnej i są to piękne rodziny. Siedzą praktycznie na wszystkich ramkach jakie mają w gnieździe, a przed wylotkami bywa czarno od pszczoły w ładniejsze dni. Te pszczoły właśnie trochę uśpiły moją czujność, dlatego na drugie pasieczysko nie zaglądałem już 2 tygodnie.
Dlaczego te pszczoły mają się tak dobrze, skoro wszystkie wokół się osypują - również i u mnie. Na tym pasieczysku mam dużo nawłoci dookoła - pszczoły się nie rabowały, do dziś zbierają nektar i pyłek w miejscach gdzie nawłoć zaczęła kwitnąć później. Może to właśnie tego zasługa? Dostały mniej cukru, a mają więcej swojego naturalnego pokarmu.
A może to dobre geny tych pszczół? Tam gdzie padają mam różne matki z różnych źródeł - nawet jedna Vigorka ma się bardzo kiepsko, a druga jest co najwyżej średniakiem, choć jakoś żyje. Aktualnie jednak wszędzie matki są tegoroczne, kupione z odkładami (hodowlane jednodniówki, rojowe i ratunkowe kundelki). Na pasieczysku, gdzie pszczoły mają się dobrze mam 1 tegoroczną rodzinę z młodą matką, która przyszła z rojem i unasienniła się już w moim ulu (jajeczka pojawiły się w 7 - 9 dni po przyjściu roju), oraz 3 matki Ulmanki. 2 córki zeszłorocznej pszczoły (f2) i 1 ich tegoroczna ciotka od hodowcy. Może ta linia pszczół jest odporna na patogen, który zabija nasze pszczoły w tym roku?...
Z racji mojego podejścia spodziewałem się zastać na pasiece podobnie smutny widok, ale nie ukrywam, że dopiero za 5 miesięcy. A zima jeszcze nawet się nie zaczęła...
Byle do wiosny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz