Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sztuczna barć. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sztuczna barć. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 21 maja 2019

Projekt "Sztuczna Barć" 2019

W dniu 9 maja 2019 roku w okolicznych lasach powiesiliśmy kolejne skrzynki dla pszczół. To już czwarta odsłona "Sztucznej Barci" - bo tak nazwałem ten projekt. O tym, co działo się w poprzednich latach, pisałem już uprzednio na swoim blogu. Jeżeli jesteś zainteresowany, zapraszam do poprzednich wpisów: część 1 - 2016; część 2 - 2017; część 3 - 2018.

Jak co roku, i tym razem, powiesiliśmy 5 skrzynek dla pszczół. Skrzynki te wykonuję we własnym zakresie, natomiast wieszamy je wspólnie z kolegami. Od 3 lat w tym celu przyjeżdżają do mnie Łukasz i Marcin, a w 2019 roku mieliśmy też "nowego" kolegę do pomocy: Mariusza. Piszę "nowego" bo, chociaż znamy się już od lat, skrzynki wieszał z nami pierwszy raz. Niestety Mariusz nie trafił najlepiej z "inauguracją"... Tym razem - choć oczywiście mogło być gorzej - nie udała się nam pogoda. Pół dnia siąpił lekki deszcz i choć nie można powiedzieć, że było "zimno", to na pewno wiele brakowało do przyjemnego komfortu pracy, jaki pamiętamy z poprzednich lat. Już pod moim domem, gdy rano (niestety musieliśmy w takich warunkach) przekładaliśmy pszczoły dla Mariusza do jego skrzynek, chyba wszyscy przemoczyliśmy buty. Pracowaliśmy więc w lesie mając zimne nogi. Musieliśmy też pracować w dodatkowych kurtkach. Nie wiem jak inni, ale ja już przy trzeciej skrzynce zacząłem odczuwać nieprzyjemny dyskomfort z powodu zimnych stóp. Ale nie ma co narzekać, uważam, że jak co roku, pomimo wspomnianych trudności, było po prostu fajnie. Zawsze to przyjemnie spotkać się w fajnym towarzystwie i pogadać, przy okazji robiąc coś pożytecznego i innego niż na co dzień.

Pierwszą skrzynkę powiesiliśmy z pszczołami. W mojej pasiece stan pszczół jest dobry i zły jednocześnie. Dobry, bo pszczoły przeżyły w satysfakcjonującej mnie liczbie rodzin, zły, bo większość rodzin jest słabsza lub co najwyżej średnia. Rozwój pszczół jest też gorszy niż zeszłoroczny, bo wiosna jest raczej chłodna, a w ostatnim czasie, kiedy mnóstwo kwiatów rozkwitło (a wiele już przekwitło) pszczoły siedzą w ulach, bo po prostu dużo pada. To odbija się nie tylko na możliwościach pozyskania miodu w takiej pasiece, jak moja, ale i na rozwoju pszczół, a w aspekcie "sztucznej barci" na możliwościach ich zapszczelenia. Otóż miałem nadzieję, że w tym roku powiesimy co najmniej 3 - 4 skrzynki z pszczołami. Cały czas liczę na to, że będę mógł z części pszczół wrzucić pakiety do skrzynek, aby żyły nie niepokojone przez pszczelarza - czyli mnie. Optymistycznie wyglądało to jeszcze w marcu. Obecnie, z racji słabego rozwoju pszczół, tylko bardzo nieliczne rodziny nadawały się na osłabienie, a chciałbym też liczyć na kilka, z których będę mógł pozyskać chociaż po kilka ramek miodu. Ostatecznie więc zdecydowałem się na osierocenie jednego z mocniejszych średniaków. Symbolicznie, aby choć jedna skrzynka gościła pszczoły. Była to rodzina z mojego warszawiaka w budce pod domem, z córką matki 16'tki, podarowaną mi przez Łukasza w 2017 roku wiosną. O ile nie wymieniła się tam matka, to pochodzi ona z 2017 roku. Wybrałem taką rodzinę, z której raczej nie miałem szans wziąć miodu (przynajmniej tego wczesnego), ale przy okazji liczę, że taką, którą mogłem osierocić i osłabić bez nadmiernych obaw, że pszczoły nie wygrzeją czerwiu i nie wychowają młodych matek. Pozostałe skrzynki, niestety, musiały zawisnąć puste. W związku z chłodną wiosną i zapowiadanym deszczowym majem, liczę jednak, że choć kilka skrzynek złapie w tym roku rójki (ku złorzeczeniu pszczelarzy, z których pasiek uciekną...).

W tym roku powiesiliśmy skrzynki w trzech miejscach - po dwie w dwóch i jedną w odosobnieniu. Liczba skrzynek w lesie powoli zagęszcza się. Oczywiście, jak co roku, wszystko dzieje się w uzgodnieniu z miejscowym leśniczym - panem Krzysztofem. On wybiera rejony, w których w ostatnim czasie była prowadzona wycinka. Dzięki temu wiemy, że przez dłuższy czas w miejscach, w których zawisną skrzynki, nie będą prowadzone intensywne prace leśne. Pszczoły nie będą niepokoić pracowników leśnych, a ci z kolei nie będą niepokoić pszczół - tj. oczywiście o ile skrzynki zostaną zapszczelone.

Pisałem już wcześniej i zresztą wielokrotnie, dlaczego uważam, że takie projekty są istotne. Nie będę więc wdawał się w nadmierne szczegóły, ale warto przybliżyć naistotniejsze kwestie. Trochę więc powtórzę się.

Po pierwsze pszczoły dzięki temu mogą wrócić do lasów, gdzie było ich pierwotne miejsce. Zapewne w lesie gdzieś znajdują się dziuple, w których mogą żyć, ale myślę, że nie jest ich zbyt wiele, a przecież mieszkańców lasów jest więcej - inne zwierzęta (zwłaszcza ptaki, ale nie tylko) także potrzebują siedlisk. Więc dodatkowe skrzynki na pewno nie zawadzą.

Po drugie las uzyskuje dodatkowych zapylaczy - czy też raczej, w przypadku powieszenia pustych skrzynek, szanse, że owady mogą się tam pojawić. Zapewne krótkoterminowo niewiele się zmieni, ale wydaje mi się, że zwiększenie liczby zapylaczy, może długofalowo pozytywnie wpłynąć na florę (a pośrednio i faunę) leśną. Pszczoły obecnie żyją w skupiskach - to powoduje, że w bezpośrednim rejonie pasiek jest nadmiar zapylaczy, a w rejonach w oddali może ich brakować. Dzięki "rozrzuceniu" takich skrzynek na większym obszarze, możemy potencjalnie uzupełnić niedobory zapylaczy w miejscach, w których ich nie ma lub jest ich niewiele. W mojej ocenie dzieje się tak bez nadmiernej szkody dla miejscowych dzikich owadów, a pszczoły gnieżdżące się w oddaleniu od pasiek nie stanowią też dla nich ani wielkiej konkurencji, ani zagrożenia epidemiologicznego.

Po trzecie takie działania, choć może przede wszystkim gdyby prowadzone były przez wielu pszczelarzy, długofalowo mogą przyczynić się do poprawy adaptacji pszczół do lokalnych warunków. Pszczoły mogłyby żyć w oddaleniu od siebie, co sprzyjałoby ich powolnej selekcji na odporność na choroby. Zgodnie z badaniami Thomasa Seeleya pszczoły, żyjąc w oddaleniu od siebie, w środowisku, które sprzyja rojliwości, mają zdecydowanie większe szanse przetrwania, a długofalowo wspiera to procesy adaptacyjne (patrz: koncepcja "Pszczelarstwa darwinistycznego", np. tu: http://pantruten.blogspot.com/2017/01/wykad-tomasa-d-seeleya.html i tu: http://pantruten.blogspot.com/2018/09/profesor-thomas-seeley-o-niektorych.html, a także tu: http://pantruten.blogspot.com/2018/09/horyzontalny-przepyw-roztoczy-czyli.html oraz mój wywiad z profesorem, który możesz zobaczyć na moim kanale YT: https://www.youtube.com/watch?v=NP93oHmmByw). Stawiam tezę, że gdyby każdy pszczelarz miał w swoich okolicach dziko żyjącą populację, to leczenie pszczół byłoby "zdecydowanie mniej konieczne" niż jest obecnie. Czyli de facto być może poprawiłoby sytuację niektórych rodzin pszczelich, ale tak naprawdę, kto nie chciałby traktować pszczół toksynami czy środkami biobójczymi, ten nie musiałby tego robić. Oczywiście licząc się z tym, że okresowo śmiertelność byłaby trochę wyższa, a niektóre rodziny byłyby słabsze niż te, wyhodowane przez mistrzów likwidacji lokalnego przystosowania pszczół (za to traktowanych chemią). Zapewne ciężko będzie się przekonać w praktyce czy ta teza jest prawdziwa, ale w mojej lokalnej rzeczywistości staram się ją weryfikować właśnie prowadząc projekt "Sztuczna Barć".

Podobnie jak w latach poprzednich, robotę na drzewach, w zabezpieczeniu alpinistycznym, wykonywał Łukasz (https://www.pasiekalapa.pl/http://llapka.blogspot.com/). Marcin wciągał skrzynki na drzewa. Mariusz brał się za noszenie wszystkiego, zanim kto inny zdołał podejść do skrzynek, drabiny, linek i tym podobnych. A ja biegałem dookoła, robiłem szum i zamieszanie... Słowem, zgrana z nas była paczka.

Jeżeli chodzi o poprzednie "edycje" Sztucznej Barci, a raczej o ich wyniki, to możemy zrobić małe podsumowanie. Od 2016 roku, w każdym sezonie zawisło 5 skrzynek - to daje łącznie liczbę 20 powieszonych potencjalnych siedlisk. W 2017 powiesiłem 2 skrzynki z pszczołami. W jednej z nich wciąż trwają loty pszczół, a więc istnieje ciągłość zasiedlenia od 2 pełnych lat kalendarzowych. W drugiej ze skrzynek pszczoły latały w marcu, ale niestety już nie w kwietniu. Prawdopodobnie więc, niestety, pszczoły "dobiło" zimne i dość niekorzystne przedwiośnie. W 2018 roku do jednej skrzynki przyszła też rójka. Ta niestety nie latała już w jesieni. W tym roku skrzynka została rozdziubana przez - zapewne - dzięcioły. Pytanie czy chcą tam gniazdować (jeżeli tak, to trzymam za nie kciuki), czy tylko chciały się dostać do osypu, żeby go skonsumować (jeżeli tak, to niestety tylko poniszczyły trochę mojej pracy). Jak się okazuje skrzynki mogą więc służyć nie tylko pszczołom.
Jedno drzewo - w wyniku nieporozumienia - zostało ścięte już po pierwszym roku więc i liczba skrzynek zmniejszyła się o 1. W jednej skrzynce rozrastający się konar uszkodził dno (pytanie czy skrzynka bez dna będzie przez pszczoły zasiedlana?), a w kolejnej odpadł konar, na której stała skrzynka. Wisi ona (chyba dość stabilnie) na stalowej lince, jednak straciła podporę. Będę musiał rozważyć albo zdjęcie tej skrzynki, albo poprawienie w jakiś sposób jej mocowania. Do tej chwili wisi więc 17 "stabilnych" skrzynek, a w co najmniej dwóch z nich goszczą pszczoły (w tym w jednej zaledwie chwilę). Z końcem czerwca zrobię objazd wszystkich i zobaczę jaki jest wynik łapania pszczół w tym sezonie.
Dziękuję leśniczemu panu Krzysztofowi za udostępnienie terenów na wieszanie skrzynek!

Jeszcze raz dziękuję kolegom Łukaszowi, Marcinowi i Mariuszowi za odwiedziny i pomoc przy wieszaniu skrzynek! Mam nadzieję, że pomimo niesprzyjających warunków pogodowych, spędzili po prostu fajny dzień, tak jak ja. Na pewno z uwagi na odległość Łukasz i Mariusz, mieli zdecydowanie ciężej niż ja... W przeciwieństwie do mnie, nie mieli chyba suchych skarpet i butów na przebranie...


Zapraszam do obejrzenia relacji filmowej z wieszania skrzynek:

Autorem grafik jest Mariusz Uchamn. Inne jego grafiki możesz zobaczyć tutaj: http://bractwopszczele.pl/media1.html

niedziela, 3 czerwca 2018

Sztuczna barć 2018

Sezon w pełni i nie ma kiedy załadować. W tym roku miało być inaczej. Miało być znacząco spokojniej, bo mam już na tyle sprzętu pszczelarskiego, żeby... sporej części nie używać. Miało być. Jak co roku. Ale pojawiła się opcja wyjazdu na kwietniową konferencję pszczelarską w Neusiedl (http://wolnepszczoly.org/konferencja-o-pszczelarstwie-bez-leczenia-neusiedl-am-see-austria/), a potem praktycznie cały kwiecień była związana z tym praca. W związku z tym, gdy nastał maj znów musiałem dzielić swój ograniczony czas między pracę zawodową, pracę w pasiece i pracę przy domu - również i tą szeroko związaną z pszczelarstwem (jak np. budowanie skrzynek). W tym czasie trzeba też było zbudować jeszcze kilka sztucznych barci, bo z zeszłego roku w magazynku był zapas tylko trzech. A tradycja nakazuje przecież powieszenie pięciu. To wszystko spowodowało, że w tym roku - zaplanowanym i oczekiwanym jako "luźniejszy" - zasuwałem jak każdego roku, a może i nawet intensywniej. W efekcie wieszanie skrzynek, które najpóźniej powinny zawisnąć w końcu kwietnia, aby czekać już na tegoroczne na rójki, opóźniło się do 25 maja - co oczywiście wpływa też na zmniejszenie prawdopodobieństwa ich zasiedlenia w tym roku. Trudno. Na szczęście, podobnie jak w roku 2016 i 2017 i tym razem udało się zrealizować założenia dotyczące tworzenia siedlisk pszczelich w okolicznych lasach.



Jeżeli chodzi o "sztuczną barć" też miało być też trochę inaczej. W ogóle moje pszczelarstwo określam często tak: jakkolwiek zaplanuję, będzie na pewno inaczej. W tym roku skrzynki - wszystkie lub większość - miały zawisnąć z pszczelimi pakietami. Myślałem, że będzie to możliwe, bo przecież przeżywalność w mojej pasiece nie była taka zła - toż przecież przeżyło dziewiętnaście pni! Przeżyły, ale niestety siła wielu pozostawiała sporo do życzenia. W początku maja zacząłem moje podziały i okazało się, że siła raptem około pięciu rodzin pozwalałaby na to, żeby wziąć z nich pakiety do skrzynek. A te rodziny znów, skoro nieliczne, chciałem zostawić na miód (o tym innym razem). Inne, albo zostały skromnie namnożone, albo były cały czas wykorzystywane do robienia odkładzików na pojawiające się w "jednoramkowcach" mateczniki. Ostatecznie, nawet gdyby znalazł się pakiet choć z jednej rodziny, to nie było czasu się tym zająć. Skrzynki zawisły więc jak w pierwszym roku, czyli puste - bez pszczół. Co więcej nie miałem nawet czasu i głowy, żeby wrzucić tam jakiegoś wabia - wysmarować woskiem, propolisem czy choćby dać kawałek plasterka. Po prostu wszystko było za szybko, na raz, nagle, gwałtownie, raptownie. Nie było czasu w ogóle o tym myśleć.

W tym roku skrzynki zrobiłem podobne jak i w zeszłym (choć z węższych desek, więc było trochę więcej skręcania) - czyli rozmiarów około 50 - 55 litrów. Wydaje mi się, że takie będą lepiej spełniać swoje zdania, a kubatura będzie dla pszczół wystarczająca.

Rano w piątek 25 maja pojechałem na umówione spotkanie z panem leśniczym Krzysztofem i dogadaliśmy ogólnie parę miejsc. Ani on, ani ja nie mieliśmy czasu tym razem jeździć po lesie i wybierać konkretnych drzew (może w kolejnym sezonie przygotuję się lepiej?). Potem szybko na skład budowlany po różne potrzebne drobiazgi. Ledwie zjadłem śniadanie po powrocie, a zjawili się koledzy - Marcin, a i chwilę później dojechał Łukasz. Po spakowaniu się pojechaliśmy do lasu. Jak pisałem, mniej więcej wiedziałem gdzie, ale konkret trzeba było namierzyć na miejscu. A wbrew pozorom nie ma zbyt wielu drzew, żeby wieszać te skrzynki, tak jak to mamy w zwyczaju. Przede wszystkim nie robimy podstawki pod sztuczną barć, a wykorzystujemy konary - drzewa rosnące w zacienieniu wcale takich konarów wiele nie mają. Najczęściej to wysokie gołe pnie z koronami daleko poza naszym zasięgiem. Dodatkowo nad tym konarem musi być kolejny, żeby można było założyć wyciąg i odpowiednio się zabezpieczyć. Poza tym wszystkim trzeba było trzymać się wytycznych pana Krzysztofa i miejsc szukać w rejonach gdzie nie będzie w najbliższych latach wycinki. Tak więc zeszło chwilę dłużej, bo musieliśmy każde konkretne miejsce namierzyć na gorąco. Jak co roku powiesiliśmy 5 skrzynek - i jak zwykle zajęło nam to około 5 godzin. Nie wiem jak dla Kolegów (zwłaszcza dla Łukasza, który jak co roku najwięcej się napracował mocując skrzynki), ale dla mnie to był fantastyczny dzień - zupełnie inny niż codzienne siedzenie za biurkiem. Urlop został doskonale wykorzystany i mam nadzieję, że koledzy również nie żałują poniesionego trudu.

Przy jednym z miejsc - o zgrozo - swój paśnik mają miejscowe sarny...

Zeszłoroczna skrzynka z pszczołami
Po powieszeniu skrzynek wrażenia się nie skończyły! Gdy Łukasz wyjechał do domu (w końcu ma spory kawałek), my z Marcinem mieliśmy odwiedzić moją pasiekę, żeby zobaczyć jak się mają zrobione dla niego odkłady - a być może mógłby sobie któryś zabrać przy okazji. Jadąc postanowiłem po raz pierwszy od jesieni odwiedzić jedną ze sztucznych barci, którą powiesiliśmy w zeszłym roku z pszczołami. Nie miałem żadnej nadziei na to, że żyją. Jakież było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłem loty ze skrzynki! Dawałem tym pszczołom minimalne szanse na przeżycie, w związku z bardzo złym pożytkowo poprzednim rokiem. Nie. Nie dawałem im żadnych szans. Bo przecież te pszczoły nie tylko musiały nazbierać miód na zimę, ale jeszcze odbudować gniazdo. Spodziewałem się, że pszczoły po prostu umarły z głodu. Wiedząc jak zły był rok po oglądzie moich pni na pasiece, w jesieni próbowałem temu przeciwdziałać, wynosząc wiadro z syropem pod skrzynkę, ale pszczoły w ogóle nie chciały syropu pobierać - skarmiły się natomiast osy, szerszenie, ćmy i inne leśne owady - stwierdzić to można było po topielcach... Dodać trzeba, że nie miałem kiedy na przełomie marca i kwietnia objechać skrzynek, toż i pewny nie jestem, że to ten pakiet, który sam tam umieściłem, a nie nowa rójka. Niezależnie od wszystkiego, uważam fakt ciągłego zasiedlenia tej skrzynki od zeszłego roku za pierwszy mały sukces tego projektu! Byle tak dalej.

Będąc w lesie odwiedziliśmy też moją pasiekę na szkółce dębowej
Gdy wracaliśmy od skrzynki do samochodu rozmawialiśmy z Marcinem o rójkach... i powiedziałem, że ewentualnie złapane rójki będę chciał właśnie osadzać w sztucznych barciach. Generalnie doświadczenia (zwłaszcza kolegów, którzy tych rójek łapią wiele) pokazują, że rójki umierają w pasiekach tak jak i inne "normalne" pszczoły. Wydaje mi się, że lepiej skupić się na namnażaniu tej genetyki, która przeszła już pewne sita, a rójki niech lądują tam gdzie mogą żyć w spokoju i odosobnieniu - w lesie. I gdy tylko skończyliśmy wymieniać parę myśli na ten temat zadzwoniła żona mówiąc, że zgłosił się sąsiad u którego na drzewku siedzi sobie rójka. Zebraliśmy ją, ale wbrew moim słowom wypowiedzianym tak niedawno, nie poszła do sztucznej barci. Tego dnia po prostu mieliśmy już dość (a przecież potem pojechaliśmy jeszcze na pasiekę) i nie chciało mi się o zmroku gonić z drabiną po lesie, po tak aktywnym dniu. Rójka poszła więc do jednej z jesionowych kłód pod domem. Tam też nie planuję ingerować nadmiernie w jej życie.

Po raz kolejny dziękuję Łukaszowi i Marcinowi za okazaną pomoc, a panu Krzysztofowi za udostępnienie paru drzew w lesie.
Obecnie w okolicznych lasach wisi już 14 powieszonych przez nas skrzynek. Wciąż nie jest to wiele i zapewne za mało na efekt selekcyjny czy ekologiczny (zwłaszcza, że większość pszczół nie gości), ale projekt rozwija się systematycznie i zgodnie z założeniami. Do zobaczenia za rok w edycji sztucznej barci 2019!


UZUPEŁNIENIE 10.06.2018r.

Dziś dojrzałem wreszcie do sprawdzenia wiszących sztucznych barci. Wszystkich za wyjątkiem tych, które niedawno sprawdziliśmy z Marcinem.
Z przyjemnością muszę donieść, że nie tylko pszczoły latają z drugiej zeszłorocznej skrzynki, w której zostały osadzone, ale też i są w sąsiedniej, oddalonej o około 150 - 200 metrów od tamtej! O ile ciężko mi powiedzieć czy i w tej wspomnianej pszczoły przeżyły czy też nastąpiło ponowne zasiedlenie, o tyle w tej kolejnej na pewno pojawiły się same! 
Ciekawy jestem czy rójka wyszła z tej sąsiedniej barci - typował bym, że tak, ale tego raczej się nie dowiem. Szkoda.
Z 14 wiszących skrzynek, 3 goszczą więc pszczoły. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że skrzynki warto wieszać, a i muszę stwierdzić, że warto je zasiedlać. Praca nie została zmarnowana. Nawet jeżeli pszczoły umarły, to najwidoczniej poprzednie zasiedlenie zachęca nową rójkę do osiedlenia się w skrzynce. Mam nadzieję, że w przyszłym roku czas i pasieczne zasoby pozwolą więc zasiedlić więcej skrzynek. 

Przy okazji zobaczyłem, że 2 ze skrzynek z 2016 mają małe problemy. Pod jedną złamał się konar, który stanowił podpórkę, a w jednej prawdopodobnie narastające drzewo przygniotło deskę z "dennicy" i deska ta częściowo się oderwała. Muszę więc kiedyś znaleźć trochę czasu i dokonać małych napraw. Mam nadzieję, że kolejne skrzynki nie będą mieć takich problemów.

niedziela, 14 maja 2017

"Sztuczna Barć" 2017

Podobnie jak w roku 2016 zająłem się tworzeniem siedlisk dla pszczół. Chciałem powiesić 5 - 6 skrzynek w lesie mniej więcej do połowy kwietnia, żeby czekały na okres rójek. Niestety w kwietniu miałem kontuzjowany bark (a potem jeszcze wróciła zima i zniechęciło to do jakiejkolwiek roboty) i to praktycznie wyłączyło mnie z prac fizycznych. Sztuczne barcie dokończyłem więc w okresie długiego weekendu majowego.
Drzwiczki na zawiasie
W tym roku zmieniłem trochę konstrukcję skrzynek. Przeczytałem jakiś czas temu książkę Thomasa Seeleya "Following the wild bees", wysłuchałem jego wykładu o wyborach pszczół (o pszczelej "demokracji" i sposobach podejmowania przez nie decyzji), a także prześledziłem kilka dyskusji na forum o pszczelich wyborach i obserwacjach różnych pszczelarzy dotyczących miejsc do których przychodzą pszczoły.
Szczelina, która powstała od spodu
została następnie uszczelniona listewką
Efektem tego były 3 główne zmiany. Pierwszą była zmiana koncepcji wylotka. Poprzednio robiłem szparę na ok. 1 cm na całej szerokości jednej ściany na wysokości ok. 1/4 od góry skrzyni. Tym razem zrobiłem wylotki okrągłe (3 otwory po 2,5 cm) i trochę niżej - na wysokości mniej więcej 1/3 licząc od dołu. Ponoć pszczołom lepiej bronić okrągłe wejścia i chętniej takie miejsca wybierają. Podczas wieszania padł jednak temat czy do leśnych skrzynek nie są jednak lepsze podłużne szpary - skrzynki z okrągłymi wejściami mogą bowiem być łatwiejsze do zasiedlenia przez ptaki. No cóż - zobaczymy co się będzie działo.
Drugą główną zmianą była wielkość skrzynek. O ile poprzednio były to skrzynki w rozmiarze ponad 80 litrów, o tyle tym razem zrobiłem je w rozmiarze około 50 - 55 litrów (2 moje korpusy "osiemnastki"). Jest to racjonalna wielkość na gniazdo i na pewno powinna być wystarczająca, żeby zapewnić odpowiednią siłę w lecie i ilość zapasów na zimę, a z drugiej strony będzie to sprzyjać rojeniu, co ma kilka podstawowych zalet. Po pierwsze więcej rójek w okolicy, po drugie przerwy w czerwieniu. Wydaje mi się, że skrzynki powinny pszczołom odpowiadać.

Trzecia zmiana to dodanie zawiasu do jednej z przednich desek skrzynki ("klapki" otwieranej). Ta deska jest przykręcona do skrzynki, ale zawias pozwoli mi w razie potrzeby odkręcić wkręty, stojąc na drabinie i nie będę musiał łapać luźnej deski, tylko ją po prostu uchylić (stojąc na drabinie ma się o "kilka rąk" mniej). Będzie więc łatwiej w razie potrzeby (osadzenie rójki/pakietu, wysprzątanie skrzynki itp) dostać się do środka.

Podobnie jak w zeszłym roku były zrobione z dechy 3,2 mm i przykryte blachą.
Do każdej ze skrzynek poszedł też kawałek plastra z miodem (położony na dnie) - miodek będzie kusił owady, a gdyby rójka przyszła przed wyrabowaniem, to będzie miała lepszy start. Wysmarowałem też jedną ze ścian skrzynek propolisem z woskiem rozpuszczonymi (w pewnym stopniu) terpentyną. Celem zabiegu było stworzenie warstwy propolisu i wosku na jednej ze ścianek, aby w "ulu" zagościł pszczeli zapach. Trochę bałem się tego środka, choć teoretycznie produkuje się go z naturalnego materiału, czyli z żywicy z drzew. No cóż... zobaczymy co się będzie działo. Terpentyna zgodnie z moją wiedzą dość szybko ulatnia substancje toksyczne (szybko odparowują). Mam nadzieję, że faktycznie tak się stało. W każdym razie po kilku tygodniach od wysmarowania skrzynki przyjemnie pachniały pszczelim zapachem i nie czuć było zapachu terpentyny.
Skrzynka wieszana z pszczołami - wylotki zostały zabezpieczone siatką.
Z tej skrzynki pszczoły zaczęły nam wychodzić w samochodzie szczeliną w dnie
(na zdjęciu widać ją zatkaną prowizorycznie białym papierkiem)


We wtorek 9 maja pojeździłem po lesie z leśniczym i wybraliśmy kilka miejsc na skrzynki.
Natomiast w ostatni piątek przyjechali koledzy ze Stowarzyszenia - Łukasz i Marcin - i podobnie jak rok temu pomogli mi wieszać "sztuczne barcie". Prace przebiegały w sposób bardzo zbliżony do zeszłorocznego - znów wyszło średnio około 1 godzinę na skrzynkę - łącznie z czasem dojazdu i wyborem konkretnego drzewa. Niemniej jednak widać, że zyskujemy na doświadczeniu, bo przy "łatwym" drzewie udaje się to nawet w 40 minut. Kolegom bardzo dziękuję za pomoc!
Pszczoły w nowym domu.
Znów podobnie jak w 2016 udało nam się powiesić 5 skrzynek. Miałem przygotowanych kilka więcej, ale niestety z powodów czasowych musieliśmy na tym poprzestać - będą na przyszły rok, lub pomyślę o tym, żeby jakoś zawiesić je jeszcze w tym. Może w jesieni uda się zorganizować znów podobny wypad.
Dzień przed wieszaniem działałem trochę przy moich pszczołach (o szczegółach może następnym razem) i dzięki temu dwie skrzynki zostały powieszone od razu z gospodarzami - poszły do nich 2 pakiety ze starymi matkami pszczół przedwojennych. Pakiety nie grzeszą nadmierną siłą, ale ponieważ ostatecznie pogoda się stabilizuje, a sezon jeszcze długi, więc liczę, że sobie poradzą. Oby przeżyły i w przyszłym roku wydały rójki! W każdym razie całkiem niedaleko tych akurat 2 skrzynek są kolejne, więc dom dla ewentualnej rójki już czeka!

Ciekawe czy w tym roku uda się "złapać" do sztucznych barci jakieś rójki - obawiam się, że może być krucho, bo po tak zimnej wiośnie wiele rodzin osłabło - więc może być z tym różnie. Niemniej jednak niektórzy moi znajomi twierdzą, że pszczoły mają silne, czyli jakaś szansa na zasiedlenie większej ilości skrzynek jest. Ja prawdopodobnie nie dam rady już zasilić więcej sztucznych barci swoimi pszczołami. Mam sporo rodzin do odbudowy, więc jakoś muszę dzielić posiadane zasoby.


Choć nie sprawdzałem części skrzynek, to mogę założyć, że na tą chwilę wisi 9 sztuk. Powinno być 10, ale w czasie zimowej wycinki, zlikwidowano jeden z buków, na którym wisiała jedna z "barci". Leśniczy stwierdził, że prawdopodobnie zaszła pomyłka (być może źle oznaczył drzewo...). No cóż, mam nadzieję, że tym razem wszystkie skrzynki przetrwają do kolejnego roku i pojawią się następne.


Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla kolegów i leśniczego!

ps. W niedzielę późnym popołudniem (przed 19tą) sprawdziłem skrzynki z pszczołami i z obu były słabe loty. Wygląda więc na to, że pszczoły raczej się zadomowiły. Lotów z pyłkiem nie widziałem, ale też ewidentnie pszczoły kończyły już dzień pracy.

czwartek, 28 kwietnia 2016

Projekt "Sztuczna Barć"

W zeszłym roku kupiłem szerokie dechy - były różnej szerokości, od trzydziestu paru do czterdziestu paru centymetrów. A i częściowo były podbutwiałe. Pewnie właściciel składu budowlanego ucieszył się, że ktoś to kupił...

Dechy te potrzebne mi były do planowanego wówczas Projektu "Sztuczna Barć", czyli pomysłu na wspomożenie wytworzenia dzikiej populacji pszczół w moim rejonie. Wiosną zabrałem się za robotę i zbudowałem pięć dużych skrzyni - właśnie "sztucznych barci". Skrzynie te zbudowałem "wyjątkowo precyzyjnie", bo po docięciu desek piłą łańcuchową (na szczęście tym razem wyjątkowo nic sobie nie obciąłem) poskręcałem byle jak paroma wkrętami. Wielkość tych skrzyni objętościowo, to orientacyjnie rozmiar standardowego ula wielkopolskiego (2 korpusy + półnadstawka). Trzy skrzynie mają wysokość ponad 90 cm, a dwie są trochę niższe i mają około 85 cm.

Sztuczne barcie mają wylotek na wysokości około 1/4 - 1/3 od góry. Rzecz jasna "dennice" pełne z nasypaną "biościółką" z gałązek, ziemi kompostowej i trocin. Do ścianki w górnej części skrzyni na gorąco przyczepiłem niewielkie plasterki odbudowanej woszczyny (zapewne w transporcie i przy wieszaniu skrzynek się urwały), aby pachniały pszczołom i kusiły je zapachem nowego domu.

Wiosną skontaktowałem się z leśniczym z okolicznego Leśnictwa (nadleśnictwo Krzeszowice) - panem Krzysztofem. Dzięki jego uprzejmości udostępniono mi kilka drzew na powieszenie wykonanych sztucznych barci. Dziś w godzinach porannych razem z Panem Krzysztofem objechaliśmy kilka lokalizacji i wybrałem drzewa do zawieszenia skrzynek. Leśniczy okazał się być bardzo sympatycznym panem. I oczywiście bardzo pozytywnie podszedł do pomysłu. Generalnie z tego doświadczenia widzę, że Lasy Państwowe są otwarte na taką współpracę z pszczelarzami. Kto nie ma własnej działki, a chciałby rozpocząć przygodę z pszczołami powinien niezwłocznie złapać za telefon i zadzwonić do najbliższego leśnictwa, aby dogadać się co do wystawienia uli w lesie. Będzie to z korzyścią dla wszystkich, a umożliwi to nawet mieszkańcowi bloku posiadanie kilku uli i własnego miodu.


Ale wróćmy do Projektu i dzisiejszego dnia. Przed godziną dziesiątą przyjechali do mnie koledzy ze Stowarzyszenia Wolnych Pszczół - Łukasz oraz Marcin - i wspólnie pojechaliśmy w las, żeby porozwieszać skrzynki. Przy pierwszej było najwięcej kłopotu. Nie dość, że teren był chyba najtrudniejszy (trzeba było wnieść skrzynkę, drabinę i trochę sprzętu kawałek pod górę), to jeszcze brakowało nam doświadczenia i organizacji pracy. Z każdą kolejną skrzynką szło lepiej. Łukasz mający sprzęt i trochę doświadczenia wspinaczkowego wchodził na drzewo, montował bloczek do wciągnięcia skrzyni, a potem mocował ją do drzewa. W zasadzie więc wykonał największą i najtrudniejszą część roboty. My z Marcinem przycinaliśmy linki stalowe do montażu skrzynki, wciągaliśmy ją i przygotowywaliśmy wszystko na dole, żeby praca Łukasza szła sprawnie i szybko.
Łącznie powieszenie skrzynek zajęło nam około 5 godzin (a więc średnio godzinę na jedną skrzynkę).
Skrzynki zostały powieszone na orientacyjnej wysokości od 5 do 7 metrów. O ile na początku wydawało mi się, że uda nam się to jakoś zrobić z drabiny, o tyle na miejscu okazało się, że bez sprzętu asekuracyjnego ani rusz. Bardzo dobrze, że Łukasz taki sprzęt ze sobą zabrał, bo zapewne trzeba by było powiesić sztuczne barcie na wysokości maksymalnie 3 - 4 metrów, choćby z uwagi na bezpieczeństwo.


Cieszę się, że udało się rozpocząć ten projekt. Był to kawał wykonanej roboty, ale uważam, że ten czas wart był poświęcenia, a wysiłek nie będzie zmarnowany.
Uważam, że dzika populacja pszczół ma bardzo duże znaczenie z bardzo wielu powodów.
Dzięki istnieniu takich miejsc pszczoły mają siedliska, umożliwiające selekcję całkowicie w zgodzie z naturą. Każda rójka, która zagości w tej skrzynce ma szansę nie niepokojona funkcjonować w swoim naturalnym cyklu. Nikt jej nie odbierze miodu, nie będzie tam zaglądał, przestawiał plastrów czy przeszkadzał w jakikolwiek inny sposób.
Dzięki takim dziko żyjącym rodzinom mogę liczyć na to, że całkowicie bez mojego wysiłku w moim rejonie zagości więcej selekcjonowanych trutni nie tylko dla moich młodych matek pszczelich, ale i matek moich sąsiadów, a tym samym populacja odporniejsza na choroby może się łatwiej rozprzestrzeniać.
Z takich rodzin mogą wychodzić rójki (nikt nie będzie rozładowywał nastroju rojowego w tych rodzinach), które mogą wspomóc całą okolicę w świeżą dostawę pszczół.
Wspomagamy przy okazji roślinne ekosystemy leśne zależne od zapylaczy. Niestety lasy w naszym rejonie nie są zbyt bogate w poszycie. Gdzieniegdzie pojawia się jakiś kwiat, ale tak naprawdę jest trochę traw lub zwykła ściółka z liści. Obecność pszczół w samym środku tych ekosystemów może pozwolić (zapewne za wiele, wiele lat - prawdę powiedziawszy być może mówimy o dziesięcioleciach) na rozwój poszycia i flory zależnej od zapylaczy, dając im przewagę nad roślinami wiatropylnymi, czy po prostu zwiększając prawdopodobieństwo zapylenia. To długofalowo może spowodować, że lasy staną się bogatsze, a nawet i na tym skorzystać mogą moje pszczoły "produkcyjne" z pasieki.
Dzięki rozłożeniu skrzynek na większej powierzchni owady zapylające są w stanie dokładniej obsłużyć rozleglejszy teren.
Do wylotków wprowadzaliśmy trochę ziołomiodu z 2014 roku, aby zapach wabił rabusiów
I pewnie jeszcze parę powodów by się znalazło, dlaczego takie skrzynki warto rozwieszać. W każdym razie dla mnie jest to coś, co mogę zrobić dla tych owadów. Nawet jeżeli miałbym na tym w ogóle nie skorzystać (a tak naprawdę uważam, że jest to w moim osobistym długofalowym interesie), to i tak tyle mogę dla nich zrobić. Na tym musi polegać pszczelarstwo naturalne - na zrównoważonym rozwoju i wzajemnych korzyściach. Skoro chcę korzystać z pracy pszczół, to dostaną ode mnie nowe domki.

Ktoś powie, że 5 skrzynek niczego nie zmieni... i będzie miał rację. Ale mam nadzieję, że to dopiero początek Projektu "Sztuczna Barć". Mam nadzieję, że uda mi się kontynuować tą praktykę każdego roku i każdej wiosny zbudować i powiesić od 3 do 5 skrzynek. Dzięki temu za dziesięć lat liczę na obecność w moim rejonie co najmniej od trzydziestu do czterdziestu żyjących na dziko rodzin pszczelich. Rodzin selekcjonujących się samych, puszczających rójki, rozwijających miejscowy ekosystem. Liczę, że może te działania zainspirują innych do podobnych praktyk - do wieszania barci czy właśnie takich "sztucznych barci", albo chociaż do wynoszenia starych uli do lasu (w uzgodnieniu z Leśnictwem), zamiast je palić. A może Stowarzyszenie rozszerzy podobną działalność na rozleglejszy teren. Przyroda potrzebuje szans.

Ponownie dziękuję Kolegom z "Wolnych Pszczół" za pomoc w przedsięwzięciu. Dziękuję również panu Leśniczemu Krzysztofowi (do którego zapewne w przyszłym roku znów się odezwę).



O kontynuacji projektu w 2017 roku - poczytaj tutaj