sobota, 25 października 2014

Leczenie wiosenne, czyli nowy pomysł na okres przejściowy.

Od jakiegoś czasu kołacze mi się po głowie nowy pomysł na okres przejściowy do pszczelarstwa organicznego. Zainspirował mnie do tego Erik Osterlund z podejściem interwencyjnym do leczenia - on leczy te rodziny, które dają objawy wirusa zdeformowanych skrzydeł, niezależnie od pory roku. Czasem jednak trudno wyłapać moment, kiedy należy interwencję w ulu podjąć i stąd pszczelarze zdecydowali się na stałe leczenie w okresach "bezprodukcyjnych" - leczenie prewencyjne (przy "tradycyjnych" metodach to leczenie i tak z reguły wówczas jest konieczne). Ja na razie wciąż decyduję się na wspomaganie cukrem pudrem i maksymalne dzielenie rodzin w okresie pierwszego miodobrania i rójek, ale kto wie czy nie będę musiał kiedyś zweryfikować podejścia. Jeżeli po upływie 4 - 5 lat nie uda mi się stabilizować stanu pasieki poniżej 50% strat rocznie, trzeba będzie rozważyć, czy ta droga jest możliwa do zastosowania w moich realiach pszczelarskich, przy prowadzeniu pasieki ekonomicznie rentownej. Bo jestem przekonany, że będzie wystarczająca "na przetrwanie" - tj. o ile ktoś np. nie wytruje moich pszczół i nie trzeba będzie zaczynać od zera. I stąd zaczął mi po głowie chodzić pomysł, żeby przenieść okres leczenia z jesieni na wiosnę. Leczenie wiosenne to żaden nowy pomysł i żadne odkrycie. Ci, którzy zapamiętale zwalczają każdą sztukę roztocza stosują to od lat. Mnie chodzi natomiast o to, żeby zrezygnować zupełnie z późniejszych interwencji. Oczywiście najlepiej byłoby podleczyć pszczoły metodami organicznymi, ale nawet przy użyciu chemii ta metoda mogłaby mieć wiele zalet.

W tym rozwiązaniu dostrzegam parę wad. Przede wszystkim w późnym lecie i jesieni warroza jest w swoim maksimum, a liczba pszczół i czerwiu drastycznie maleje - to właśnie jest chwila kiedy następuje załamanie kolonii. Poza tym do miodobrania mamy zdecydowanie mniej czasu na ewentualny rozkład substancji chemicznej. Podobnie, chemią, zagrożony jest wychów młodego wiosennego czerwiu, którego jest wiosną sporo i stale coraz więcej. Ten problem wystąpi oczywiście jeżeli zdecydujemy się na leki chemiczne, a nie np. kwasy, które, o ile wiem działają szkodliwie bardziej punktowo na osi czasu (ja pewnie zdecydowałbym się właśnie na nie, bo jest to metoda zdecydowanie bliższa moim założeniom). Takie leczenie trzeba by raczej przeprowadzić wczesną wiosną, kiedy w ulu jest mało czerwiu, aby warroza nie ukryła się pod zasklepem. Ale można by połączyć to z jednorazowym usunięciem czerwiu z rodziny. Na pewno ten sposób musiałby zostać jakoś dopracowany - zresztą pszczelarze często wiosną i tak leczą pszczoły więc te metody są stale przez nich udoskonalane.

Pszczelarze, którzy próbowali prowadzić pasieki bez leczenia, lub robili eksperymenty twierdzą, że "czysta od warrozy" rodzina da radę przeżyć około 2 sezony, a niektóre rodziny nawet 3. To byłoby wystarczające do zastosowania tylko leczenia wiosennego.

A zalet tej metody widzę parę:

1. Nie osłabiamy pszczoły zimowej lekami lub kwasami - przez cały sezon pszczoły wymienią się parokrotnie - osłabimy najbardziej pszczołę, która i tak życie kończy, bo jest pszczołą zeszłoroczną, albo pszczołę, która i tak ma wyjątkowo dużo witalności wiosną. Co najwyżej lekko przyhamujemy rozwój rodziny wiosną, co nie jest wielkim dramatem.

2. W sezonie wymieniamy całe gniazdo, skażone ewentualną chemią, na jaką się decydujemy (przy kwasach ten argument jest w zasadzie nieistotny).

3. Ekosystem ulowy ma szansę się naturalnie odbudować do zimowli, w czasie całego sezonu, kiedy dynamika rozwoju jest duża i cały ul aż buzuje od życia.

4. Selekcja jesienno-zimowa pociągnie za sobą dokładnie te rodziny jakie powinna - tj. te, które pozwolą warrozie na rozwój w ulu przez bieżący rok, albo te, które pozwolą na inwazję warrozy z zewnątrz.

5. Dalsza selekcja wykonywana przez pszczelarza jest łatwiejsza, bo w czasie wiosennego leczenia od razu widzi stan porażenia tych rodzin, które przeżyły, a są silnie zainfekowane, łatwiej podjąć mu decyzje hodowlane i od razu wprowadzać je w życie.

6. Podtrute wiosennym leczeniem matki można praktycznie od razu wymienić, póki dynamika rozwoju rodziny jest duża - matki do zimowli idą "zdrowe", wychowane i żyjące na czystym wosku, odbudowanego gniazda (przy założeniu, że i tak nie wykorzystujemy do tego jakichś metod, dla pszczół nienaturalnych - tj. nie produkujemy matek rojowych lub ratunkowych - czysty plaster jest najbardziej potrzeby właśnie takim matkom na rozwój).

7. Przy ciepłej, wiosennej pogodzie można nawet pokusić się o wyszukanie matki i usunięcie jej z ula na czas leczenia, aby jej nie osłabiać chemią lub kwasem. W jesieni jest to trudniejsze i niewskazane, aby rozbierać przygotowywane do zimowli gniazdo. Na tej samej zasadzie możemy usunąć maksymalnie dużo ramek z ula, aby nie skazić ich chemią. Myślę, że w ciepły dzień na niedługą chwilę można by nawet pokusić się o wyciągnięcie części czerwiu, aby zminimalizować skażenie - te ramki, włożone z powrotem, pomogłyby w odbudowie naturalnego bakteryjnego ekosystemu. W jesieni wszystkie takie zabiegi zdecydowanie zaburzyłyby pszczołom układanie się do zimowli i wprowadziłyby nadmierny stres do rodziny przed najtrudniejszym dla nich czasem.

Dodatkowo podział rodziny w okresie rójek sprzyjałby wspomożeniu pszczół w walce z warrozą "metodą" (może za duże słowo) przerwy w czerwieniu. Przez parę lat może by działało...

Na razie nie zamierzam szukać innych dróg niż metoda resistantbees.com (z modyfikacjami), a w szczególności wprowadzać systemowego leczenia. Muszę się jednak liczyć z koniecznością zmiany nastawienia, bo temat zdecydowanie prosty nie jest, co udowadnia każdy mój kolejny przegląd uli. Przy okazji, jeżeli jakiś pszczelarz tu zaglądnie, chętnie wysłuchałbym tego, co miałby do powiedzenia na temat moich przemyśleń. Na razie to pewien plan czy pomysł i miejmy nadzieję, że nie będę musiał go testować...

4 komentarze:

  1. Ciekawe, niewątpliwie pszczoły dają do myślenia, a szczególnie że tak wiele niedobrych zjawisk wraz z tak zwanym postępem ma swoje miejsce. Tak mi przyszło do głowy po lekturze tego posta, że jako faza przejściowa, mógłbyś rozważyć zastosowanie izolatora Chmary, co pozwoliło by utrzymać warrozę w pewnych ryzach. Dzięki temu przy mniejszej śmiertelności, mógłbyś szybciej dojść do pokolenia małych pszczół. Pozdrawiam Daniel.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za ten pomysł.
    Niewątpliwie przerwa w czerwieniu będzie dla mnie "metodą" (o ile to można tak nazwać) kluczową w pierwszym okresie prowadzenia pasieki. Czy będę stosował izolatory - nie wykluczam, że kiedyś tak. Na dziś ta przerwa w czerwieniu będzie występowała z uwagi na maksymalne podziały rodzin, które będą same wychowywać matki lub będę dzielił w okresie rójek wykorzystując założone już mateczniki zabierając stare matki do "mikro-odkładów". Jeżeli dojdę kiedyś do takiego momentu, że podziały rodzin będą niepotrzebne lub niemożliwe (np. brak uli) nie wykluczam zastosowania izolatora.
    Być może należy rozważyć zastosowanie go w okresie "po lipie", żeby na chwilę wstrzymać rozwój rodziny (tj. opuścić pokolenie warrozy), ale trochę boję się ograniczania ilości pszczoły w okresie końca sezonu..

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie osłabisz pszczoły zimowej lekami ale w czasie zimowli warroza może spowodować że nie dożyją do oblotu. Pszczoły takie źle zimują, przez rany wnikają łatwo wirusy i bakterie. Pszczoły są niespokojne - źle się czują. Często matki w takich ulach zaczynają bardzo wcześnie czerwić w celu ratowania rodziny. Kiedy więc zastosować wiosenne leczenie?

    Zimowla to raczej ciężki czas dla pszczół. Uważam że powinny zostać oczyszczone na jesieni.
    Wiosną rodzina budzi się do życia potrzebuje dużo czystej wody, pyłku i spokoju. Fundowanie jej leczenia tym bardziej że w ulu może być już czerw może mijać się z celem.

    Jesienią jest łatwiej trafić na moment kiedy czerwiu już nie ma.
    Wiosenne leczenie to już ostateczność. Zdarza się często że pszczoły przeżyły zimowlę ale po pierwszym oblocie osypują się lub po prostu znikają z ula.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to wszystko to prawda. i idealnie byłoby żeby pszczoły do zimowli szły bez warrozy. jak słusznie zauważasz zimowałyby lepiej...
      ALE:
      1. ja nie szukam "najlepszego" sposobu leczenia (jakkolwiek to rozumieć) tylko najbardziej "optymalnego" sposobu wspomożenia pszczół - takiego, żeby minimalnie wpłynąć na ekologię ula, a dać im większą szansę przetrwania. Ograniczenie ilości warrozy wiosną może mieć wpływ na jej ilość w jesieni.
      2. szukam sposobu na wspomożenie procesu selekcji, ale w takim kierunku jak chce tego natura - czyli jeżeli pszczoła nie da rady przezimować to umrze. niestety. wg mnie leczenie jesienne takiego procesu nie wspomaga w przeciwieństwie do wiosennego.
      3. leki "chemiczne" w większości nie mają złego wpływu na pszczoły (tak jak piszesz, warroza ma gorszy wpływ), ale za to mają fatalny wpływ na ekologię ula - zaburzają środowisko ula chemicznie i biologicznie. za to "kwasy" mają ten wpływ, że na pewno pszczołę osłabią (obserwacje wskazują, że osłabiają pancerzyki chitynowe i nabłonek jelita pszczół).

      więc ten pomysł ma tylko spełniać swoje założenia, a nie być najskuteczniejszą metodą walki z roztoczem.

      Usuń