W niedzielę wreszcie udało mi się zrobić pierwszy przegląd większości moich uli. Pogoda była ładna, pszczoły latały, w sporej części rodzin ładnie nosiły pyłek. Przeglądy były dość pobieżne, w niektórych rodzinach polegały tylko na zdjęciu daszka, gdyż od razu było widać, że wszystko jest w porządku (są pszczoły, pokarm i widać było z góry zasklepiony czerw).
Uważam, że tegoroczna zima była dla pszczół trudna. Najpierw susza i upały spowodowały, że pszczoła zimowa nie była zapewne w optymalnej kondycji (głównie doskwierał głód pyłkowy, rodziny nie szły do siły i nie budowały się). Kolejna sprawa to przedłużająca się ciepła jesień, która zapewne spowodowała w sporej części rodzin opróżnienie spiżarni w związku z przedłużającym się wychowem czerwiu. W styczniu nastąpiło ocieplenie po pewnym okresie właściwej zimy, co znów mogło skłonić co bardziej niecierpliwe matki do podjęcia czerwienia. Kropkę nad "i" postawił powrót chłodów, który trwał w zasadzie do ostatniego tygodnia, a który wstrzymał wegetację i być może gdzieniegdzie spowodował wyziębienie pojawiającego się czerwiu.
Ostatecznie w zeszłym roku w pierwszej dekadzie marca miałem już przywiezione pszczoły, które dość ładnie ruszyły z rozwojem i miały już całkiem sporo wiosennego czerwiu, a w bieżącym roku, w ostatnich dniach marca pszczoły dopiero poczuły wiosnę. Gdzieniegdzie widać, że matki dopiero co podjęły czerwienie. Oceniam więc, że jesteśmy co najmniej 3 tygodnie w rozwoju za rokiem 2015. Ponadto w zeszłym roku kupiłem pszczołę "przedwojenną" w solidnych przezimowanych rodzinach, a obecnie - jako że zimowałem rodziny raczej słabe - po tak trudnej zimie wyszły dodatkowo osłabione.
Ale ogólnie nie jest źle w mojej pasiece. Na 34 zazimowane rodziny przeżyło 27. Osobiście uważam ten wynik za spory sukces w związku z warunkami zimowymi i prowadzonym "modelem ekspansji", który spowodował, że zimowałem słabe rodziny.
Jedźmy po kolei.
Pasieczysko nr 1 to pszczoły pod domem. Tu zimowałem 3 rodziny i jedna z nich padła z głodu o czym pisałem już w jednym z poprzednich postów. 2 pozostałe rodziny (w tym jedna dość mizernej siły w jesieni) bardzo ładnie się oblatują i noszą pyłek. Zakładam więc, że wszystko jest w porządku, choć te 2 rodziny to jedyne, do których do tej pory nie zajrzałem.
Pasieczysko 3 (2kę zostawię na koniec) to zazimowanych 5 rodzin na działce kolegi. Wszystkie tamtejsze rodziny były z górnymi wylotkami i dennicami pełnymi z próchnem. Pszczoły siedziały na 2 korpusach 18tkach w układzie +/- 7x7 lub 8x8 za wyjątkiem 1 rodziny, która była na pełnym korpusie wielkopolskim i miała do dyspozycji około 8 ramek. Były to średniaki. Mam tam 4 rodziny po pszczole przedwojennej i 1 rodzinę z matką "Dobra" od kolegi Marberta. Wszystkie pszczoły przeżyły i 4 rodziny mają się dobrze lub bardzo dobrze. Jedna ma się ciut gorzej, ale wcale nie powiedziałbym, że źle. Jest to rodzina na pełnym korpusie wielkopolskim - to ta rodzinka, która pochodzi z 1 ramki pszczół z maja (ta, którą kiedyś spisałem na straty, myśląc, że zostały same trutnie). O ile pogoda się nie załamie, nie wystąpią wiosenne rabunki to myślę, że wszystkie rodziny dadzą radę.
Pasieczysko 4 to również było 5 rodzin. Ale tu sytuacja ma się gorzej. Na tym pasieczysku znalazły się rodziny od kolegi Łukasza, a w tym 2 Buckfasty, P8, a oprócz tego był kraiński kundel (wymieniony przez pszczoły w sierpniu - tą rodzinkę wspomogłem kilkoma ramkami pszczoły i młodą matką pochodzącą z linii przedwojennych) oraz rodzinka, która o ile mnie pamięć nie myli (tak przynajmniej zawsze pisałem) miała matkę po Elgonie. Tylko ta ostatnia ma się świetnie. Oba Buckfasty padły, w tym jeden z głodu, a drugi prawdopodobnie z chorób. Dwie pozostałe rodziny mają się mizernie. P8 zajmuje 2 uliczki (ul pełny pokarmu), a rodzinka, która miała kryzys sierpniowy miała w ulu głód i zaziębione 2 ramki z zaczerwioną centralną częścią. Usunąłem ramki z martwym czerwiem, dodałem ramki z pewną ilością pokarmu i ustawiłem na 1 korpusie 18tce. Tam również jest garść pszczół.
Jedna z rodzin, która padła miała dennicę osiatkowaną, druga górny wylotek. Rodziny w kryzysie również są w podobnym układzie (P8 ma górny wylotek, przedwojenna siatkę). Rodzina, która ma się dobrze ma górny wylotek... Ta rodzina zalała wszystko propolisem... będzie kłopot z nią pracować, bo wszystko będzie zlepione.
Mam nadzieję, że obydwie rodziny w kryzysie wraz z poprawą pogody ruszą na zbiory i świeży wierzbowy pyłek poprawi im samopoczucie.
Na pasieczysku nr 2 z 21 rodzin przeżyło 17. Bardzo ładnie przezimowała rodzina w Warszawiaku (tam tylko uniosłem daszek i od razu było widać, że wszystko jest jak należy - rodzinka Elgon). Ładnie przezimowały również rójki przedwojenne na dennicach osiatkowanych (2 rodziny przynależne do projektu Fort Knox).
Bardzo dobrze sprawiła się pszczoła VR od Polbarta - rodzina ma trochę pokarmu, względnie sporo czerwiu, widać że rusza ładnie i stabilnie. Podobnie choć troszkę słabiej (ale też i rodziny były słabsze jesienią) mają się 2 jej córki (w tym jedna w projekcie Fortu Knox).
Co do zasady wszystkie pszczoły przedwojenne przetrwały i większość ma się bardzo dobrze. Trochę słabo mają się moje największe w zeszłym roku rodziny przedwojenne - te, które zimowały na miodzie (jedna) lub prawie wyłącznie na miodzie (druga). Rodziny miały sporą siłę w jesieni, a tymczasem obecnie w sumie są względnie słabe - aczkolwiek wydają mi się stabilne, tyle, że duży ul po prostu jest ... pustawy. Może gdyby miały ograniczone gniazdo nie sprawiałyby wrażenia słabych. Nie wiem co spowodowało osłabienie tych rodzin. Przyznam, że nie mam na to pomysłu - od razu rzecz jasna wykluczam słabą zimowlę na miodzie... A może po prostu te rodziny wiedzą co robią i wcale nie są słabe, a zimowały tak jak dawniej robiła to dzika AMM względnie oszczędzając zasoby? Ale skoro tak by było, to czemu ule (bardzo ciężkie i pełne miodu w jesieni) są puste i lekkie? Będę obserwował te rodziny i zobaczę co będzie z nimi dalej.
Jedna z rodzin przedwojennych z oryginalną matką, która nie była może tak silna jak te dwie (i chyba była jedną z bardziej złośliwych na mojej pasiece - być może przez to, że ma korpusy z wypadniętymi sękami na tyle ula...), wygląda stabilnie choć jest względnie niewielka - za to ma ul ledwie możliwy do uniesienia. Albo świetny z niej rabuś, albo przetrwała samym powietrzem (pewnie to pierwsze). Ogólnie myślę, że wszystkie przedwojenne przetrwają. Dała radę przeżyć również rodzina z matką AMM ze Szwecji (linia Norris) sprowadzoną bodajże w początku sierpnia. Ta rodzina była utworzona jako słaba, potem próbowałem ją podkarmiać, ale nigdy nie doszła do niezłej siły. Źle jej wróżyłem, ale wygląda na to, że dała i da sobie radę.
Jeżeli chodzi o Elgony to tu jest bardzo różnie. Te, które przetrwały mają się dobrze i bardzo dobrze - po prostu nie ma ani jednego, który miałby się słabo, ale jednak 2 rodzinki padły (obie na dennicach osiatkowanych). Pod domem również był Elgon, więc łącznie padły mi 3 Elgony.
Nie przetrwała również rodzina z matką od Szymona - gdy otwarłem daszek rodziny praktycznie nie było (spory osyp na dennicy), a pszczoły rabujące chciały zażądlić matkę, która jeszcze żyła. Cóż, jak to pisałem na forum: zapewne jest lepiej przystosowana do życia niż jej córki robotnice! Matkę zamknąłem do klateczki i dziś powędrowała pocztą do potrzebującego kolegi z forum. Mam nadzieję, że matka się przyjmie i że w małej rodzince nie wychłodziła się nadmiernie, co groziłoby jej strutowieniem. Liczę, że da radę, bo to w końcu twarda sztuka!
Ogólnie na pasieczysku nr 2 więcej rodzin żyło na oparach pokarmu niż w innych miejscach. Kilka rodzin dostało po większej łyżce miodu (na całą pasiekę "skarmiłem" jakieś 3/4 słoika miodu dając 5 czy 6 rodzinom skromne porcje). Mam nadzieję, że nie wywołałem przy tym rabunków... Oczywiście, w jesieni mogłem pomylić się przy ocenie ilości pokarmu (i pewnie tak było), jednak zakarmiłem wszędzie porównywalnie, a w innych miejscach oszczędzały lepiej. Typuję to nie tyle na mój błąd w ocenie ilości pokarmu w ulu, co może błąd w ocenie dostępnych pożytków. Otóż na pasieczysku nr 2 pszczoły mają najsłabszy dostęp do nawłoci. Nie ma nigdzie wielkich pół z tym pożytkiem w najbliższym zasięgu pszczół (nie kojarzę takiego pola w odległości powiedzmy do 700 - 800 metrów), a nawłoć jest tylko miejscowo w kępach. Prawdopodobnie w okresie długiej ciepłej jesieni pszczoły z innych pasieczysk dały radę uzupełnić to czego nie zdołały zrobić z pasieczyska nr 2. Zapewne to błąd. Ale też w mojej ocenie świadczy to o dobrej presji selekcyjnej na pszczoły na efektywną i dobrą zimowlę. Charles Martin Simon pisał, że "lekkie zaniedbanie to właściwa droga" gdyż wymusza na pszczołach podejmowanie dobrych decyzji. Michael Bush pisał, że zawsze martwi go widok pustego ula, ale też powtarza sobie, że to dobra selekcja. W każdym razie wygląda na to, że na tym pasieczysku trzeba będzie podchodzić rozważniej do ewentualnego odbierania miodów letnich. Albo też te miody w ogóle pszczołom zostawić. W każdym razie na pasieczysku nr 2 z 4 rodzin, które padły wygląda na to, że 3 padły z głodu, a jedna została wyrabowana wiosną. Ale też co najmniej 2 z tych 3 padły dość dawno temu. Świadczyła o tym rozległa i widać, że dobrze rozwinięta pleśń pokrywająca pszczoły zastygłe w uliczkach. Tym samym widać, że pszczoły pewnie padły w styczniu czy najpóźniej w lutym, co świadczyło o wyjątkowej niegospodarności w racjonowaniu pokarmu. Oczywiście, że żal mi tych rodzin, być może wystarczyło 2 czy 3 słoiki więcej - kto wie? Jednak uważam, że oszczędna i prawidłowa zimowla powinna być podstawą selekcji pszczół (również w aspekcie odporności na warrozę, o czym pisałem w jednym z poprzednich postów). I też zgodnie zarówno z moim założeniem jak i sztuką pszczelarską zrobiłem wszystko jak umiałem najlepiej w jesieni, a potem zostawiłem pszczoły w spokoju.
Wygląda więc na to, że z 7 rodzin, które padły, 5 osypało się z głodu (w tym 1 Buckfast i 3 Elgony, z których jeden miał jeszcze bardzo dużo pokarmu w dolnym korpusie), jedna została wyrabowana (z matką od Szymona), a jedna padła z powodu jakiejś - nie wiem jakiej - choroby (Buckfast). Nie jestem w stanie przypomnieć sobie jaką matkę miała jedna z rodzin, która się osypała, ale im dłużej myślę, tym bardziej wydaje mi się, że wsadziłem do niej w końcu lipca lub w sierpniu matecznik po pszczole VR od Polbarta.
O czym świadczyłby taki wynik zimowli?
Przede wszystkim jak się okazuje rodziny, które źle gospodarowały pokarmem to rodziny po pszczole hodowlanej (Buckfast i Buckfast-Elgon).
Druga sprawa to fakt, że z 6 rodzin zimowanych na siatkach nie przetrwało 3, a 4 osypały się przy górnych wylotkach (z 28 tak zimowanych rodzin). Oczywiście nie da się jednoznacznie stwierdzić, że w związku z taką statystyką lepszy jest górny wylotek (na przykład rójki przedwojenne na siatkach przezimowały bardzo ładnie!). Na pewno da się jednak powiedzieć, że co do zasady górny wylotek nie jest problemem w zimowli. Owszem rodziny prawdopodobnie mogą jeść więcej niż przy dolnym, aby się ogrzać (być może z tego powodu względnie czy bardzo niski stan pokarmu w pewnej ilości rodzin), ale też na ten stan pokarmu mogła wpłynąć ciężka zimowla, o czym pisałem we wstępie. Jednoznacznie nie da się stwierdzić, gdyż ta zima była dość niestabilna, obserwacje są dopiero początkowe i na skromnej bazie porównawczej. Nie było również wielkich mrozów, choć na pewien czas trochę chwyciło i temperatura spadła sporo poniżej -10 stopni. Co ciekawe przy górnych wylotkach w żadnym ulu, w którym rodzina przeżyła nie było pleśni - niezależnie od wielkości rodziny i ilości zajmowanych ramek. Pleśń pojawiła się tylko i wyłącznie na pszczołach w rodzinach, które osypały się w zimie - na ciasno zbitych pszczołach w kłębach. W mojej ocenie świadczy to o dużej zalecie górnego wylotka.
Trzecia rzecz, to sprawdzenie w praktyce "modelu ekspansji". Majowe rodzinki utworzone na 1 ramce z matecznikiem przezimowały (choć nie grzeszą potęgą). To dodaje optymizmu na odbudowę pasieki w latach dużego kryzysu.
Jak pisałem jestem bardzo zadowolony z takiego wyniku zimowli. Rodzinom na pewno zejdzie długo do czasu aż osiągną sporą siłę. Powtórzę : zeszły rok nie tylko zacząłem z kupionymi silniejszymi rodzinami, to jeszcze wiosna przyszła sporo wcześniej. W tym roku czeka mnie jednak mniej namnażania rodzin niż w zeszłym (chciałbym mniej więcej podwoić stan), a i sporo mam odbudowanej woszczyny, która zostanie wykorzystana, czego w zeszłym roku nie było. Nawet jeżeli kilka z najsłabszych rodzin w kryzysie nie zacznie się rozwijać prawidłowo, to i tak patrzę na sezon 2016 z dużym optymizmem.
Gratuluje sukcesów:) Ciekawy jestem jak u nich z varrrozą.
OdpowiedzUsuńdzięki:)
OdpowiedzUsuńszczerze, to nie mam pojęcia jak z warrozą... :)
Jak pszczoły przeżyły to varroa też ma się na pewno dobrze ;)
OdpowiedzUsuńMówisz? ;)
Usuńw jednym padłym ulu po wyciągnięciu nieżywej pszczoły z komórki zobaczyłem na niej siedzącą warrozę... no i chyba też nie żyła. Więc jedna mniej!