środa, 16 sierpnia 2017

Dziura pożytkowa

U pszczół głodno. Ale liczę na to, że powoli zmierza do końca okres dziury pożytkowej z przełomu lipca i sierpnia. Coraz piękniej i bujniej rozkwita nawłoć i, choć wciąż mizerne, obserwuję lekko zwiększone loty pszczół z uli. Coraz więcej też widzę pszczół z żółto-pomarańczowym pyłkiem. A więc może wreszcie coś ruszy?

W ostatni weekend byłem u Łukasza przywieźć do siebie pszczoły z projektu "Fort Knox" (przy okazji dziękuję Łukaszowi i Joli, z których pasiek te pszczoły do mnie przywędrowały). Równocześnie przytargałem 120 kg inwertu. Wiosną i latem przez chwilę liczyłem na to, że skoro w zasadzie każda rodzinka dysponuje mniej lub bardziej odbudowanym gniazdem i dostała sporo pokarmu na start, to na ten rok 120 kg inwertu będzie wystarczające. Rzecz jasna przeliczyłem się jak zawsze w przypadku mojej pracy z nieleczonymi pszczołami. Na tą chwilę myślę, że dokupienie kolejnych 100 kg cukru będzie w tym roku mocno niewystarczające i skończy się na 200, może 250. To znów da liczbę około 7 - 9 kilogramów cukru na rodzinę - jak w 2 poprzednich latach. Oby pięknie polała nawłoć i można było zostawić pszczoły na większej ilości miodu, a ja w końcu zaoszczędziłbym na wydatkach na pasiekę. 
Wczoraj objechałem praktycznie wszystkie swoje pszczoły. Rozlałem całe 120 kg inwertu, który zapewne wsiąknie w puste komórki i za parę dni będzie go trudno zobaczyć. Oby nie. 



Na początku byłem na głównym pasieczysku - i tam było różnie. Są rodzinki, które miały czerw na 2 ramkach, ale były i całkiem zgrabne odkłady obsiadane po 6 - 8 ramek z czego zaczerwione może 4 - 5. Te ostatnie wyglądają całkiem nieźle. Mam świadomość, że większość pszczelarzy uznałaby nawet i je za zbyt małe i wymagające łączenia. Ale mając moje dotychczasowe doświadczenia widzę, że jest to wystarczający potencjał, żeby dobrze przezimować. W każdym ich siła w połączeniu z moimi doświadczeniami każą mi sądzić, że w razie ewentualnego ich osypania nie będzie to spowodowane ich "słabością", a co najwyżej jakąś chorobą. Ogólnie jest biednie z pokarmem. Parę najmniejszych rodzin było wysuszonych do cna (choć około 2 tygodnie temu wszystkie dostały po podkarmiaczce syropu cukrowego). 3 najsłabsze rodzinki, właśnie takie wysuszone z czerwiem na 2 ramkach, zostały od razu zasilone czerwiem i nalotami - jedna na miejscu, a dwie wywiozłem na inne pasieki. Wiedziałem, że na pasiece we wsi, na której były wcześniej kryzysy chorobowe co najmniej 2 rodziny mają (miały) się bardzo dobrze, a reszta nieźle. Faktycznie tak było, więc te 2 słabiaczki dostały z nich po ramce czerwiu i zostały ustawione na miejscach tych najsilniejszych. Myślę, że bardzo szybko wyrównają się do średniej. W każdym razie zanim udało mi się otworzyć nowo przywiezione ule, to już na nich siedziały chmary pszczół wracających z pola, w większości noszących pełne koszyczki pomarańczowego pyłku. Taki widok napawa optymizmem na końcówkę lata i początek jesieni. Te pszczółki na pasiece we wsi bardzo przyjemnie się przeglądało. Co najmniej takie rodzinki chciałbym widzieć wszędzie. Po 4 - 6 ramek czerwiu, wianuszki pokarmu (ta pasieka była karmiona regularnie co parę tygodni w związku z usunięciem plastrów) i ani śladu kryzysu z przełomu maja i czerwca. Wtedy pomyślałem, że będzie to miejsce gdzie będą najładniejsze rodzinki. Ale pomyliłem się, bo po południu pojechałem na pasiekę w oddali na działce kolegi. Tam było (i jest) 7 rodzinek - 2 lub 3 z córkami przedwojennych, 2 lub 3 z córkami z któregoś z przetrwalników i 2 córki po pszczole "mentora". Rodzinki siedzą ładnie na powierzchni od 7 ramek do całego korpusu - czerw również mają na 4 - 6 ramkach. Wygląda to na prawdę bardzo ładnie. Wiadomo, że nie jest to siła produkcyjna, ale w zasadzie wszystkie pszczoły wyglądają na pełnowartościowe biologicznie i zdolne do zazimowania na już. A tu przecież mamy jeszcze ze 2 pokolenia pszczół przed sobą. Tylko jedna rodzinka była trochę słabsza jak na tą pasiekę i w związku z tym dostała dodatkowo ramkę czerwiu z najsilniejszej. Patrząc na jej siłę z perspektywy głównej pasieki zapewne nawet i tego by nie wymagała. W każdym razie te dwie wymienione pasieki mają potencjał do dowiezienia co najmniej po jednym słabiaczku do zasilenia. Więc do końca sierpnia po wyszukaniu najsłabszych rodzinek z głównej pasieki znajdą się one w jednym z tych 2 miejsc. Niestety i na tej ostatniej pasiece dość głodno, pomimo tego, że każda z rodzin na start dostała 3 - 5 ramek pokarmu z zimy. 

Rodzinki Fortowe też są całkiem zgrabne. Tylko 1 była słaba bo miała zaledwie 1 ramkę czerwiu. Została odpowiednio zasilona z macierzaka po moim przetrwalniku i w efekcie wszystkich tych działań ma 3 ramki czerwiu i dziarsko obsiada około 5 - 6 ramek. Na pasiece leśnej - bo tam dowiozłem rodziny fortowe - była już wcześniej jedna słabsza rodzina. Ją również trzeba było lekko wspomóc.
Zasilanie tych rodzinek przeprowadziłem w 2 etapach. W pierwszym etapie wyłowiłem z rodziny zasilającej ramkę czerwiu, którą umieściłem w odkładówce i przez kratę zsypałem trochę pszczoły dorosłej. Koło południa zawiozłem tą odkładówkę i ustawiłem na daszku ula. Pszczoły miały się oblecieć, a wieczorem chciałem tam wrócić i zabrać odkładówkę, aby pszczoły naleciały się do właściwego ula. Wieczorem faktycznie było już po oblocie orientacyjnym, ale znacząca większość pszczół już na wstępie wolała ul z matką od spodu niż bezmateczną jedna ramkę czerwiu w odkładówce. Więc pszczoły na wspomnianej ramce było całkiem niewiele. Tak czy siak zdjąłem daszek, wsadziłem czerw po strzepnięciu pszczoły przed ul i robota z zasilaniem była skończona. Rodzinki po zasileniu zaczęły wyglądać na takie, które mają bardzo duże szanse przejść zwycięsko przez zimę. W razie czego powtórzę ponownie ten zabieg z końcem sierpnia, ale chyba nie będzie potrzebny. 

Jeżeli chodzi o siłę moich odkładów to po wczorajszych przeglądach oceniam ją na dobrą. A przynajmniej jest lepiej niż wynikało z moich dotychczasowych obaw wynikających z pracy na głównym pasieczysku. Tam bowiem wyszukiwałem co tylko mogę do podziału i tworzyłem coraz to nowe i nowe rodziny. Były tam i późno utworzone maluchy, które miały problemy z ruszeniem. W efekcie na pozostałe pasieczyska wywoziłem rodziny stabilne, a rodziny kryzysowe i maluchy pozostawały na tej pasiece do dalszego "męczenia".

Na dzień dzisiejszy dysponuję 40 swoimi rodzinami (36 + 4 fortowe) i będę zimował u siebie 3 dadanty Łukasza. Rozkład na różnych miejscach jest na dziś następujący: 9 (w tym 3 Łukasza i 2 kłody), 11, 5, 7, 7, 4. Będę zimował większość rodzin w ulach wielkopolskich z gniazdem w górnym korpusie na 6 do 8 ramek (część ramek bez dolnej beleczki) i pustym korpusem pod spodem. Rzecz jasna z górnym wylotkiem. Wylotki są ograniczone do szerokości kilku centymetrów i takie pozostaną na zimę. Może 4 czy 5 rodzin będzie zimowana w układzie 2 korpusów na 12, 14 lub 16 ramkach (6x6, 7x7 lub 8x8). Jedna rodzina będzie zimowana z dolnym wylotkiem (dennica osiatkowana, ale na siatce leży moja "mieszanka próchniczo glebowa"), również jedna z wylotkiem zrobionym w korpusie - na linii łączącej 2 korpusy, a więc w połowie wysokości całości ula. 7 rodzin będzie zimowanych w ulach warszawskich poszerzanych, w tym 2 w budce (z górnym wylotkiem) i 5 w niezależnych ulach, z czego dwie to moje skrzynki dziesięcioramkowe (z górnym wylotkiem) - są to rodziny fortowe. 

Wszystkie z rodzin na dziś wyglądają na stabilne i zdrowe, choć pewnie kilka (na palcach mojej lewej ręki) ma jeszcze niezadowalającą siłę - no i rzecz jasna praktycznie wszystkie mają niezadowalające zapasy. Nie widzę za to objawów żadnych chorób, a tylko gdzieniegdzie dostrzegam jakieś roztocza - choć one w zasadzie są objawem pewnej choroby pasożytniczej. Cóż, do tego widoku wszyscy powinniśmy się przyzwyczajać i nauczyć z nimi współistnieć, bo walka z roztoczem na śmierć i życie nikomu nie służy. Na pewno długofalowo nie służy pszczołom, pszczelarzom i ogólnie pszczelarstwu. Tego niestety łatwo nie będzie zmienić. Na dzień dzisiejszy pokutuje bowiem sposób myślenia, który doskonale wyraził lek. wet. Artur Arszułowicz w ostatnim numerze "Pszczelarstwa" w prowadzonym przez siebie cyklu "Weterynaryjne ABC": "Zmagania pszczelarzy z warrozą trwają już przeszło 30 lat i nic nie wskazuje na to, żeby coś się zmieniło na lepsze. W związku z tym nie pozostaje nic innego jak dalej toczyć bój z roztoczem dotychczasowymi metodami". Po co szukać alternatyw i rozwiązań długofalowych? Przecież skoro nie działa, trzeba robić dalej dokładnie to co robiliśmy....