niedziela, 14 maja 2017

"Sztuczna Barć" 2017

Podobnie jak w roku 2016 zająłem się tworzeniem siedlisk dla pszczół. Chciałem powiesić 5 - 6 skrzynek w lesie mniej więcej do połowy kwietnia, żeby czekały na okres rójek. Niestety w kwietniu miałem kontuzjowany bark (a potem jeszcze wróciła zima i zniechęciło to do jakiejkolwiek roboty) i to praktycznie wyłączyło mnie z prac fizycznych. Sztuczne barcie dokończyłem więc w okresie długiego weekendu majowego.
Drzwiczki na zawiasie
W tym roku zmieniłem trochę konstrukcję skrzynek. Przeczytałem jakiś czas temu książkę Thomasa Seeleya "Following the wild bees", wysłuchałem jego wykładu o wyborach pszczół (o pszczelej "demokracji" i sposobach podejmowania przez nie decyzji), a także prześledziłem kilka dyskusji na forum o pszczelich wyborach i obserwacjach różnych pszczelarzy dotyczących miejsc do których przychodzą pszczoły.
Szczelina, która powstała od spodu
została następnie uszczelniona listewką
Efektem tego były 3 główne zmiany. Pierwszą była zmiana koncepcji wylotka. Poprzednio robiłem szparę na ok. 1 cm na całej szerokości jednej ściany na wysokości ok. 1/4 od góry skrzyni. Tym razem zrobiłem wylotki okrągłe (3 otwory po 2,5 cm) i trochę niżej - na wysokości mniej więcej 1/3 licząc od dołu. Ponoć pszczołom lepiej bronić okrągłe wejścia i chętniej takie miejsca wybierają. Podczas wieszania padł jednak temat czy do leśnych skrzynek nie są jednak lepsze podłużne szpary - skrzynki z okrągłymi wejściami mogą bowiem być łatwiejsze do zasiedlenia przez ptaki. No cóż - zobaczymy co się będzie działo.
Drugą główną zmianą była wielkość skrzynek. O ile poprzednio były to skrzynki w rozmiarze ponad 80 litrów, o tyle tym razem zrobiłem je w rozmiarze około 50 - 55 litrów (2 moje korpusy "osiemnastki"). Jest to racjonalna wielkość na gniazdo i na pewno powinna być wystarczająca, żeby zapewnić odpowiednią siłę w lecie i ilość zapasów na zimę, a z drugiej strony będzie to sprzyjać rojeniu, co ma kilka podstawowych zalet. Po pierwsze więcej rójek w okolicy, po drugie przerwy w czerwieniu. Wydaje mi się, że skrzynki powinny pszczołom odpowiadać.

Trzecia zmiana to dodanie zawiasu do jednej z przednich desek skrzynki ("klapki" otwieranej). Ta deska jest przykręcona do skrzynki, ale zawias pozwoli mi w razie potrzeby odkręcić wkręty, stojąc na drabinie i nie będę musiał łapać luźnej deski, tylko ją po prostu uchylić (stojąc na drabinie ma się o "kilka rąk" mniej). Będzie więc łatwiej w razie potrzeby (osadzenie rójki/pakietu, wysprzątanie skrzynki itp) dostać się do środka.

Podobnie jak w zeszłym roku były zrobione z dechy 3,2 mm i przykryte blachą.
Do każdej ze skrzynek poszedł też kawałek plastra z miodem (położony na dnie) - miodek będzie kusił owady, a gdyby rójka przyszła przed wyrabowaniem, to będzie miała lepszy start. Wysmarowałem też jedną ze ścian skrzynek propolisem z woskiem rozpuszczonymi (w pewnym stopniu) terpentyną. Celem zabiegu było stworzenie warstwy propolisu i wosku na jednej ze ścianek, aby w "ulu" zagościł pszczeli zapach. Trochę bałem się tego środka, choć teoretycznie produkuje się go z naturalnego materiału, czyli z żywicy z drzew. No cóż... zobaczymy co się będzie działo. Terpentyna zgodnie z moją wiedzą dość szybko ulatnia substancje toksyczne (szybko odparowują). Mam nadzieję, że faktycznie tak się stało. W każdym razie po kilku tygodniach od wysmarowania skrzynki przyjemnie pachniały pszczelim zapachem i nie czuć było zapachu terpentyny.
Skrzynka wieszana z pszczołami - wylotki zostały zabezpieczone siatką.
Z tej skrzynki pszczoły zaczęły nam wychodzić w samochodzie szczeliną w dnie
(na zdjęciu widać ją zatkaną prowizorycznie białym papierkiem)


We wtorek 9 maja pojeździłem po lesie z leśniczym i wybraliśmy kilka miejsc na skrzynki.
Natomiast w ostatni piątek przyjechali koledzy ze Stowarzyszenia - Łukasz i Marcin - i podobnie jak rok temu pomogli mi wieszać "sztuczne barcie". Prace przebiegały w sposób bardzo zbliżony do zeszłorocznego - znów wyszło średnio około 1 godzinę na skrzynkę - łącznie z czasem dojazdu i wyborem konkretnego drzewa. Niemniej jednak widać, że zyskujemy na doświadczeniu, bo przy "łatwym" drzewie udaje się to nawet w 40 minut. Kolegom bardzo dziękuję za pomoc!
Pszczoły w nowym domu.
Znów podobnie jak w 2016 udało nam się powiesić 5 skrzynek. Miałem przygotowanych kilka więcej, ale niestety z powodów czasowych musieliśmy na tym poprzestać - będą na przyszły rok, lub pomyślę o tym, żeby jakoś zawiesić je jeszcze w tym. Może w jesieni uda się zorganizować znów podobny wypad.
Dzień przed wieszaniem działałem trochę przy moich pszczołach (o szczegółach może następnym razem) i dzięki temu dwie skrzynki zostały powieszone od razu z gospodarzami - poszły do nich 2 pakiety ze starymi matkami pszczół przedwojennych. Pakiety nie grzeszą nadmierną siłą, ale ponieważ ostatecznie pogoda się stabilizuje, a sezon jeszcze długi, więc liczę, że sobie poradzą. Oby przeżyły i w przyszłym roku wydały rójki! W każdym razie całkiem niedaleko tych akurat 2 skrzynek są kolejne, więc dom dla ewentualnej rójki już czeka!

Ciekawe czy w tym roku uda się "złapać" do sztucznych barci jakieś rójki - obawiam się, że może być krucho, bo po tak zimnej wiośnie wiele rodzin osłabło - więc może być z tym różnie. Niemniej jednak niektórzy moi znajomi twierdzą, że pszczoły mają silne, czyli jakaś szansa na zasiedlenie większej ilości skrzynek jest. Ja prawdopodobnie nie dam rady już zasilić więcej sztucznych barci swoimi pszczołami. Mam sporo rodzin do odbudowy, więc jakoś muszę dzielić posiadane zasoby.


Choć nie sprawdzałem części skrzynek, to mogę założyć, że na tą chwilę wisi 9 sztuk. Powinno być 10, ale w czasie zimowej wycinki, zlikwidowano jeden z buków, na którym wisiała jedna z "barci". Leśniczy stwierdził, że prawdopodobnie zaszła pomyłka (być może źle oznaczył drzewo...). No cóż, mam nadzieję, że tym razem wszystkie skrzynki przetrwają do kolejnego roku i pojawią się następne.


Jeszcze raz serdeczne podziękowania dla kolegów i leśniczego!

ps. W niedzielę późnym popołudniem (przed 19tą) sprawdziłem skrzynki z pszczołami i z obu były słabe loty. Wygląda więc na to, że pszczoły raczej się zadomowiły. Lotów z pyłkiem nie widziałem, ale też ewidentnie pszczoły kończyły już dzień pracy.

czwartek, 11 maja 2017

Albert miał rację

Nie, wcale nie chodzi mi o ten słynny tekst o pszczołach, który przypisuje się Albertowi Einsteinowi, a który ponoć nie ma z nim nic wspólnego. Einstein powiedział wiele rzeczy, a między innymi to, że są dwie nieskończoności: wszechświat i głupota ludzka. Zaraz potem dodał, że "nie jest pewny co do tej pierwszej". I chyba faktycznie tak jest.

Czytam ostatnio książkę, która przyznam mnie zaintrygowała. Jest to praca prymatologa Fransa de Waal(a?) "Bystre zwierzę. Czy jesteśmy dość mądrzy, aby zrozumieć mądrość zwierząt". Opowiada mniej więcej o tym, o czym mówi jej podtytuł. Jest to opis wielu ciekawych eksperymentów na różnych rodzajach zwierząt, mający uzasadnić przypuszczenie, że wcale nie jesteśmy na tej planecie wyjątkowi. Jest mnóstwo zwierząt, które wypadają doskonale w najróżniejszych testach świadczących o ich inteligencji, samoświadomości, empatii czy racjonalnego przyszłościowego myślenia. To że tego nie widzimy świadczy o skrajnym egocentryzmie i braku umiejętności spojrzenia z perspektywy. A więc to raczej problem naszej mądrości, a nie braku mądrości zwierząt. Małpy (jako że autor zajmuje się szympansami, to wiele, choć nie wszystkie, z opisanych eksperymentów dotyczy właśnie tych zwierząt) wypadają w praktycznie większości testów równie dobrze jak kilkuletnie dzieci. Okazuje się, że w niektórych wypadają lepiej niż dorośli, czy nawet "wyjątkowi dorośli". Na przykład lepiej niż "mistrzowie pamięci" zapamiętują kolejno pojawiające się cyfry, aby je potem w odpowiedniej kolejności "wygaszać". Podczas gdy małpy praktycznie bez treningu radzą sobie z zapamiętaniem do 9 takich kombinacji, to najlepsi "mistrzowie pamięci" dochodzą do 5. Wielu z nich podchodzi do tego ambicjonalnie i zamierza ostro trenować... żeby pokonać szympansa!

Korek - tytan intelektu.
Najbardziej rasowy pies na świecie,
ma zmieszane wszystkie możliwe rasy
Moja żona zawsze mówi, żebym goszcząc znajomych lub będąc u nich w gościach nie porównywał ich dzieci do mojego psa... Przychodzi mi to, przyznam, z dużą trudnością. Często gryzę się w język i potem chodzę obrzmiały. Są tacy, którzy doskonale rozumieją, że ich dzieci są na podobnym stopniu rozwoju intelektualnego do mojego psa, ale większość chce wierzyć, że ich dzieci są tak wyjątkowe, że nie sposób ich porównywać do czegoś tak odrażającego jak Korek. A Korek faktycznie jest mądrym psem (mam porównanie, do drugiej suczki) - a przynajmniej mądrym w tych kategoriach, które my ludzie jesteśmy w stanie zrozumieć i ocenić. Proszę tego absolutnie nie mylić z posłuszeństwem czy znajomością trików - o nie, Korek jest indywidualistą i ma mnie często w d... - jest trochę jak kot. Okazuje się, że te eksperymenty, w których zwierzęta wypadają słabo, często są po prostu źle przygotowane. Na przykład bada się umiejętność współpracy szympansów zamkniętych w oddaleniu w osobnych klatkach, po czym porównuje się je z umiejętnościami współpracy bawiących się razem dzieci (o dziwo nikt ich w klatkach nie zamyka), do których eksperymentatorzy odzywają się ciepłym słowem. Porównuje się również umiejętność rozwiązywania testów zamkniętego szympansa (przecież to jasne, że klatka wśród przedstawicieli obcego gatunku jakim są ludzie, to naturalny habitat dla szympansów, gdzie można je doskonale oceniać), do dziecka siedzącego na kolanach matki. Walki grup szympansów w naturze są dowodem na ich wrogość względem siebie i nadmierną agresję, a wojny prowadzone przez ludzi są dowodem na umiejętność współpracy w ciężkich warunkach. Często mówi się też o tym, że wojna to kuźnia honoru i etyki - rzecz jasna w odróżnieniu od wojen szympansich plemion, które dowodzą jak podłe to stworzenia. Tak czy siak jesteśmy od wielu zwierząt lepsi w byciu człowiekiem, ale ciężko nam postawić się w "obcych butach" - zwłaszcza tych organizmów, które w butach nie chodzą. Bo przecież ciężko porównywać bycie świnią, do chodzenia w butach uszytych ze świńskiej skóry (dla wyjaśnienia: świnie poruszają się na ratkach, które są de facto ostatnimi paliczkami "rąk" i "nóg", a nie szyją sobie butów ze skóry Miss Piggy). A więc o ile jestem lepszy od Korka w matematyce (choć na pewno gorszy od wielu innych osób), to na pewno jestem od niego gorszy w obwąchiwaniu psich tyłków. Jestem głębiej niż przekonany, że zanim ja powąchałbym pierwszy psi tyłek on byłby już przy dziesiątym - nie mówiąc przy tym o ilości danych jakie oboje zdołalibyśmy przy tym pozyskać. Nie mówię też, że Korek jest najlepszy w obwąchiwaniu psich tyłków. Być może nawet jest w tym słaby, bo przecież ja oceniam go na inteligentnego w moim rozumieniu, a nie psim. Może po prostu te "głupie" psy w ludzkich testach psiej inteligencji wypadają źle? Tak wypadają wilki - w większości "psich testów" wypadają słabiej niż psy. Ale jeżeli mają rozwiązać nietypowy problem (oczywiście odpowiednio skonstruowany) wypadają daleko lepiej niż udomowiony kuzyn. Są daleko bardziej samodzielne - i znacznie lepiej współpracują z innym wilkiem, niż pies z psem. Pies za to lepiej współpracuje z człowiekiem - bo przecież tak go sobie wyhodowaliśmy przez tysiące lat. Hm. czyżbym wychodząc od tezy, że Korek jest inteligenty udowodnił, że wcale taki nie jest...? Tak czy owak nie ma zwierząt "głupich". A raczej są - tak samo jak są głupi ludzie. Zwierzęta głupie nie radzą sobie w życiu, nie wchodzą w interakcje z innymi w celu zapewnienia lepszej przyszłości czy sojuszu. Tak samo jak ludzie.

Różne zwierzęta były badane na zdolność do długofalowej kalkulacji - między innymi szympansy. Do słoiczka co pół minuty spadał cukierek. Szympans mógł zabrać pojemnik w każdym czasie. Im wcześniej zabrał, tym szybciej miał nagrodę, ale im dłużej czekał, tym więcej cukierków zgromadził. Według badań średnio szympansy czekały od 15 do 20 minut. Taka nagroda im wystarczyła. Okazuje się, że w sposób bardzo zbliżony reagowały dzieci. Tak właśnie myślimy. Nagroda musi być w ograniczonym zasięgu czasowym - w takiej perspektywie w jakiej wytrzymamy patrząc na spadające cukierki i jak długo będziemy w stanie powstrzymywać ślinotok. Taka jest też właśnie perspektywa pszczelarska - piętnaście minut. A że możemy pszczoły podkręcić, to tego miodu możemy mieć dużo. Idąc w analogię eksperymentu, jako istota rozumna udało nam się nawet zwiększyć ilość spadających cukierków na minutę i możemy zabrać pojemnik już po 10 minutach. Nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby szympansy to umiały, to zrobiłyby dokładnie to samo. Dlatego jesteśmy właśnie tacy sami.

Nasza inteligencja jest może wyjątkowa, ale motywacje i perspektywa są czysto "zwierzęce". Okazuje się, że wbrew naszym wyobrażeniem po prostu jesteśmy równi i nie jest to ani komplement ani obraza dla którejkolwiek ze stron, jakkolwiek ktoś by chciał rozumieć. Mamy narzędzia do tego, żeby być ludźmi, tak samo jak szympansy mają narzędzia żeby być szympansami, a Korek, żeby być Korkiem. Nasza inteligencja pozwala nam zmieniać otoczenie, ale przy tym wciąż kierujemy się tą samą motywacją jaką kierują się szympansy, ptaki czy ryby. Niestety to powoduje pewne "szkody" w otoczeniu. Oczywiście możemy wykazać, że wszystko co robimy, to tylko tyle na ile pozwalają nam nasza motywacja i narzędzia.

Pszczoły muszą być rasowe. Nie wiem czemu, ale ponoć muszą. Ciekawe jest to, że wiele osób dostrzega, że każde kolejne pokolenie jest lepiej przystosowane do naszych warunków, ale jak sprowadza pszczoły, to one muszą być rasowe (kto by sprowadzał matkę kundla?). Na początek selekcji. I zobaczmy jak to wygląda w ulu. Jeżeli sprowadzimy matkę czysto rasową (są takie?), unasiennioną czysto rasowymi trutniami, to pszczoły robotnice w ulu będą w 100% rasowe. Córka-matka tej pszczoły, będzie w 100 % pszczołą rasową, ale już jej dzieci tylko w 50. Kolejne pokolenie to tylko 25% robotnic-córek będących w rasie, a kolejne (raptem w 3cie pokolenie) to już tylko 12,5%. Szkoda, że perspektywę mamy na... całe piętnaście minut.

Nie przestanie mnie też fascynować to, że wszyscy szukają dziwnych prawidłowości w swoich pasiekach i przy swojej własnej selekcji. Czasem nawet je znajdują i okazuje się, że te prawidłowości pokrywają się z pszczołami historycznie lokalnymi (o dziwo! nigdy bym nie przypuszczał!). Na przykład z okresów wielkich kryzysów jak tegoroczny wychodzą lepiej te, które dłużej nie czerwiły wiosną. Ale potem pszczelarze znów szukają i znajdują prawidłowości typu: "ta co ma bardziej żółty trzeci tergit licząc od prawej gdy pszczoła jest skierowana w stronę zachodzącego słońca, pod warunkiem, że ul ustawiony jest na południowy wschód". 

Umysł jest nieodgadniony.

poniedziałek, 1 maja 2017

Rozpocząłem (ja?) wychowywanie pierwszych matek

Z pierwszym maja rozpocząłem sezon pszczelarski na dobre. Dziś zrobiłem 2 odkładziki do wychowu pierwszych matek (zgodnie z opisem z "przedpoprzedniego" posta). Zdecydowanie nie był to najlepszy dzień na pracę z pszczołami i mam nadzieję, że w związku z tym nie pojawią się jakieś dodatkowe problemy. Idzie ocieplenie, ale jakoś dojść nie może. Dziś było koło piętnastu stopni i niestety spory wiatr. W związku z tym nie mogłem się długo zdecydować czy zaczynać dziś czy też nie. Słoneczko jednak ładnie przyświecało, pszczoły pod domem latały dość intensywnie więc przekonało mnie to, że nie ma na co czekać i trzeba działać. No cóż, pszczoły nie były szczęśliwe i dostałem koło 7 żądeł...
Pierwszy odkładzik dostał 2 ramki pełne pokarmu z zimy, ramkę z pierzgą i rameczkę z najmłodszym czerwiem z mojej przezimowanej rodziny. Na to poszedł korpus z podbitą kratą odgrodową i strzepnąłem sporo pszczoły przedwojennej.
Drugi odkładzik dostał 2 ramki pełne miodu i ramkę z jajami i najmłodszym czerwiem z rodziny od Łukasza. Na to podobnie strzepnąłem sporo pszczoły przedwojennej z innego ula. Ponieważ Łukasz ma ule dandanta o wysokości ramki 18,5 cm rameczka ta rzecz jasna nie spasowała do mojego ula wielkopolskiego. W związku z tym woszczyna została wycięta na wielkość mojej ramki, umieszczona w niej i zabezpieczona 3 gumkami recepturkami - trzyma się pięknie. Resztę podoklejają pszczoły. Ponieważ obok jajeczek znajdowało się trochę pierzgi, to rodzinka nie dostała już ramki z pierzgą. Powinno im tyle starczyć - resztę dozbierają zbieraczki. Muszę też przyznać, że choć rodziny mają trochę pierzgi, to nie ma jej w nadmiarze. Kiedy zaglądałem parę tygodni temu (przed ochłodzeniem), wyciągając drugą ramkę z brzegu od razu trafiłem na całą nabitą pierzgą - tym razem musiałem ich szukać i wcale nie było tak łatwo znaleźć. Czerwiu w ulach sporo, a jednak z pogodą lotną kiepsko, więc pierzga znika.
Uliki zostały ustawione w miejscach rodzin, z których strzepnięta została do nich pszczoła - w związku z tym dodatkowo naleci się jeszcze trochę starszej pszczoły.
Jest to dla mnie ciekawy eksperyment - siła odkładzików na pewno nie jest powalająca, jednak zapewniłem pszczołom bardzo dobry stosunek ilości pszczół dorosłych do czerwiu, a więc myślę, że powinny pojawić się w miarę ładne mateczniki - oby. Jestem niezmiernie ciekawy czy będą zacnych rozmiarów i czy będzie ich dużo. W każdym razie zeszłoroczne doświadczenia pokazały mi, że pszczoły siedzące w jednej uliczce na powierzchni dłoni są w stanie wychować matkę, która jest zdolna do unasiennienia i podjęcia czerwienia. Fakt, że matecznik był wielkości zasklepionej komórki trutowej, ale i tak uznaję ten eksperyment za sukces.
Około 11 maja planuję zobaczyć co i jak - mam nadzieję, że będzie się dało podzielić jakieś rodzinki na choć kilka odkładów. Jeżeli nie, to po prostu cały odkład zostanie jaki jest, a procedura zostanie powtórzona od początku. Na dziś prognoza mówi o 19 stopniach na 11 maja, ale dzień wcześniej ma być 11 - więc może być różnie, jeszcze jest dużo czasu na zmiany...

A co u rodzinek? Rodzinka od Łukasza zachowuje mniej więcej siłę. Jeżeli urosła to niewiele, ale pszczoły wyglądają dobrze. Siedzą gęsto w zwartej gromadzie w około pięciu uliczkach i mają czerw na 3 lub 4 ramkach. Pewnie pszczoły już się wymieniły z zimowej na wiosenne i wygląda na to, że będzie dobrze jak tylko pojawi się pogoda.
Moja przezimowana rodzinka zaskoczyła mnie pozytywnie. Myślę, że urosła o jakieś 50%. Aktualnie siedzi praktycznie mniej więcej na połowie mojego korpusu 18tki. Fakt, że była raz zasilona ramką (niepełną) czerwiu zasklepionego. I tym razem również dostała jeszcze taką rameczkę na wymianę za ramkę zabraną - ostatni raz, więcej zasilana nie będzie.
Jeżeli chodzi o przedwojenne, to siła nie wygląda źle. Pszczoły gonią po 3 korpusach, choć czerw mają na 2. Tego czerwiu jest całkiem sporo. Wydaje mi się, że za dużo zważywszy na pogodę jaka była niedawno... Wbrew pozorom te pszczoły chyba nie zachowały wiele instynktów dzikiej AMM... W rodzinach są już dojrzałe trutnie, choć nie jest ich bardzo dużo. Jedna z rodzin trochę mnie zmartwiła, bo na jednej ramce na czerwiu trutowym było trochę grzybicy wapiennej.... Zdecydowałem usunąć tą ramkę, bo czerwiu nie było dużo (była to jedna ze skrajnych ramek) i pewnie z 1/3 z niego była z grzybicą. Rodzinę zostawiłem jak stała. Choć ma nie być upałów, to jednak zapowiada się trochę ocieplenia i mam nadzieję, że coraz częściej będzie wychodzić słońce. To powinno rodzince załatwić problem grzybicy... Mam nadzieję. Gorzej będzie jeżeli pogoda się nie poprawi i grzybicy będzie coraz więcej. Co ciekawe grzybicę widziałem tylko na czerwiu trutowym - czerw robotnic był czysty i zwarty. Tak czy siak zostawiłem do następnego przeglądu gdy ewentualnie będą pierwsze podziały rodzinek. Będę podejmował decyzję dotyczącą tej rodziny w zależności od tego co się będzie działo. Generalnie uważam, że grzybica wapienna to chyba jeden z najmniejszych dzisiejszych problemów pszczół - martwi mnie jednak to, że rodzina w ogóle choruje... Cóż, pogoda nie rozpieszcza, co też pszczołom nie pomaga.

Aha... na przedwojennym trutniu widziałem pierwszą w tym roku samicę Varroa...