W ostatni weekend zrobiłem drugi przegląd wszystkich uli (za wyjątkiem dwóch pod domem, dla których był to pierwszy przegląd). Jest bardzo różnie. Ale na pewno ogólnie rodzin nie można nawet przyrównać do zeszłorocznych przedwojennych - w porównaniu z tym samym okresem w zeszłym roku pszczół praktycznie w ulach nie ma. Tylko jedna rodzina daje się jakkolwiek przyrównać do tamtego stanu (jest to potomkini tej przedwojennej, która w zeszłym roku najwolniej dochodziła do siły, a ostatecznie zrobiłem z niej chyba 6 czy 7 małych rodzinek, które dostały w części własne matki, a w części elgony i VR'ki). Rodzina ma pełne 2 korpusy (WLKP 18) pszczół. Gdybym jej nie dodał korpusu to pewnie za tydzień pojawiłyby się mateczniki rojowe... Reszta jest bardzo różna - od dwóch uliczek do stabilnie ruszającej rodziny z blisko korpusem (18tką) czerwiu.
W czasie przeglądu zniosłem z pasieczyska jeszcze jeden ul. Była to rodzina z oryginalną matką przedwojenną. W czasie marcowego przeglądu była niewielka, ale ul był chyba najcięższy na pasieczysku. Po przeglądzie, w czasie którego zastałem pusty ul, zacząłem się zastanawiać czy poprzednio nie zastałem tam rabusiów...
Obecnie 3 moje rodziny mają mateczniki (ratunkowe lub z cichej wymiany).
Jedna to rodzinka na pasieczysku gdzie padły moje Buckfasty. Była tam garść pszczół, resztki niewygryzionego czerwiu i dwa mateczniki. Zostawiłem i niech sobie radzą.
Mateczniki są oprócz tego w ulach gdzie były dwie najbardziej dorodne rodziny przedwojenne z oryginalnymi matkami. Były to rodzinki utworzone w pierwszej kolejności wiosną 2015 roku jako średnie pakiety (oczywiście osadzone bez woszczyny lub na jedną ramkę).
Okazuje się więc, że 3 oryginalne matki przedwojenne nie doprowadziły rodzin do wiosny (choć w 2 pszczoły jeszcze walczą o przetrwanie).
Za to parę rodzinek utworzonych później w sezonie, które dochodziły do siły powoli ma się bardzo dobrze - a na pewno lepiej niż te wspomniane. Czy można wyciągnąć z tego wniosek, że mała młoda rodzina ma większy potencjał odporności na choroby, a im starsza rodzina tym jest on mniejszy? Doświadczenia ze świata mówią, że kluczowa jest przerwa w czerwieniu, a rodziny młode ogólnie mają się lepiej. Pytanie czy to z powodu młodych matek, czy z powodu stadium rozwojowego pszczelej rodziny, niezależnie od wieku matki. Cóż zobaczymy po kilku latach jak ta sprawa będzie wyglądać. Dla mnie ważne jest na dzień dzisiejszy tylko to, żeby pasieka była względnie samowystarczalna. A więc, żebym każdego roku był w stanie samodzielnie odbudować straty, a nawet zrobić mały progres.
Kilka rodzin rozpoczęło już budowę nowych plastrów, ale na razie w większości rodzin raczej wygląda to tak, że dopiero wymieniła (lub wymienia) się stara pszczoła, a więc jeszcze nie nastąpiła ekspansja pszczół w ulach.
Te prężniejsze rodziny (a wiele ich nie ma) rozpoczęły budowę komórek trutowych - ale wygryzionego trutnia jeszcze nie widziałem. W kilku rodzinach spóźniłem się z podaniem ramek i od powałki wisiały pojedyncze zaczerwione dzikie plastry (w większości z jajeczkami). Z bólem serca usunąłem je i podałem w to miejsce ramki. Ale taka sytuacja była może łącznie w 2 czy 3 rodzinach, a tych plasterków było na szczęście niewiele. Nie można na pewno porównać tego do usunięcia blisko 2,5 kg wosku z dzikiej zabudowy w poprzednim roku.
W jednej z rodzin 2 razy zobaczyłem warrozę... Cóż... powiedziałbym, że to na pewno ten sam roztocz na tej samej pszczole - przecież pszczoła miała paski, nóżki i skrzydełka, więc to musiała być ta sama!... Jeden z kolegów doradził opalitkować roztocza. Może to jest rozwiązanie, ale chyba nie byłoby łatwe do zrealizowania.
Niestety pszczoły mają niewielkie rodziny. To niestety źle wróży na możliwości podziału, a już na pewno na termin i siłę wykonywanych rodzinek. Mam kolejną nauczkę na przyszłe sezony. Pocieszam się, że dziś każda rodzina może liczyć na małe gniazdko na start, podczas gdy w zeszłym roku tworzone rodziny otrzymywały najwyżej 2 lub 3 ramki. Dziś całe macierzaki będzie można dzielić, a pszczoły od razu będą mogły wykorzystać podaną woszczynę.
Liczę na to, że w początku maja zacznę od podziału pierwszej rodziny, koło połowy miesiąca podzielę 3 lub 4 kolejne. A spora część pewnie będzie musiała poczekać do końca czerwca. Sezon się rozpoczyna i oby pogoda wreszcie się ustabilizowała. Mam nadzieję, że od początku maja realnie się poprawi.
Jako podsumowanie dopiszę znów tylko tyle, że jestem niezmiernie zadowolony ze stanu rodziny z warszawiaka. W tym roku zamierzam tych uli mieć sporo więcej i już widzę, że praca z nimi będzie mi się podobać. Ta rodzina praktycznie nie wymaga przeglądu czy poprawiania. Ciekawe czy wynika to z zalet tego ula, czy też po prostu "dobrze trafiłem" z genetyką.
Mogę się mylić bo tylko głośno luźno myślę. Ale np. takie pierwotne odmiany jabłek nieprzycinane i niepryskane owocują obficie do 3-4 lata nawet. Może te dziczki przedwojenne czy pierwotne pszczoły jeśli są bez pomocy też tak mają co, że co 2-3 sezony rozwijają się mocniej i więcej się roją. Kto wie.
OdpowiedzUsuńStatystycznie może i tak być, ale pewnie wynika to po prostu z warunków otoczenia (pogody, pożytków) i stanu rodziny - zwłaszcza po zimowli.
OdpowiedzUsuńCo do Warszawiaka to nie brał bym tego za standard... Traf chciał i może Twoja podświadomość,że życzyłeś bardzo dobrze tej rodzinie w tym ulu a jak wiadomo życzenia się spełniają hehe...
OdpowiedzUsuńWarszwiak na ciepłą zabudowę?
Łukasz, ja wszystkim rodzinom życzę bardzo dobrze ;)
UsuńWarszawiak ma zimną zabudowę, z dolnym wylotkiem. Ale prawda jest taka, że ma to rozwiązanie jedną wadę - w ulu była wilgoć, choć nie był docieplany i daszek jest dość nieszczelny. Zastanawiam się jak przerobić kolejne warszawiaki i chyba jakoś zrobię im górne wylotki przy ciepłej zabudowie.
W mojej okolicy są właśnie takie warszawiaki... wylotek dolny na zabudowę zimną, wylotek tak jakby na środku wysokości na zabudowę ciepłą... Większość ma takie ule i chwalą.
UsuńJa się cieszę, że nie pozbyłem się moich starych dadantów... tam dopiero życie kwitnie. Jak kiedyś zajrzałem pod daszek bo stoją w pokrzywach to aż się wystraszyłem ile robactwa tam biegało różnej maści ale prze zasiedleniem najpierw opalę, później przemyje sodą kaustyczną a na koniec wodą z octem aby ustabilizować pH... może jeszcze spryskam ścianki emami żeby pszczoł miały lepiej hehehe
jest to bardzo słuszna koncepcja, tylko nie zapomnij o wapnowaniu ziemi przed ulem po przekopaniu co najmniej na głębokość 20 - 25 cm ;)
UsuńCzyli ile ci zostało tak realnie przezimowanych rodzin ?
UsuńSławek, a co rozumiesz przez "realnie"? ;)
Usuńpszczoły żyją w 26 ulach.
ALE
- w 3 ulach są mateczniki (po 1 lub 2, matki nie ma)
- 1 rodzina jest raczej chora - garść pszczół, ramki pokryte kałem...
Sporo z pozostałych jest słaba, ale też taka była w jesieni. generalnie uznaję, że te 22 niezależnie od siły (od 3 - 4 ramek do 2 pełnych korpusów) sobie radzą i są stabilne.
No i nie wiem jak to wygląda dziś po kilku dniach zimna...
W takim razie nie jest źle, jest z czego rozwijać.Ten sezon może być u ciebie trudniejszy. Swoją drogą te twoje przedwojenne byłe leczone przed tym jak je kupiłeś w tamtym roku ?
Usuńna razie siły do rozwijania nie ma, ale jak nie będzie jej w maju to będzie w czerwcu albo na początku lipca (wtedy jeszcze spokojnie można rodziny podzielić na pół.
Usuńna końcu sezonu na pewno zaczną się załamania. pytanie czy będą masowe, czy dość łagodne. Byle wiosną 2017 latało z 5 rodzin to będę zadowolony :)
Zgodnie z moją wiedzą przedwojenne były leczone, ale myślę, że "racjonalnie". no i ule nie wyglądały na dezynfekowane ;-) Choć parę matek i jedna rodzina padły, to według mnie ta pszczoła ogólnie ma potencjał. jak mówi pismo: będziemy szukać aż znajdziemy ;-)
Łukasz chyba zdecydowana większość Warszawiaków ma dolny i środkowy (w ok. 1/3 licząc od góry) wysokości. Tak to zaprojektował autor Zwykłego wzorując się na Słowianie i później przeszło na Poszerzany o ile dobrze pamiętam. Wydaje mi się, że te wylotki tam dobrze zrobione i sprawdzone. Choć nie przeczę, ze może można coś udoskonalać. Z jednym wylotkiem to chyba raczej jakieś nowej produkcji Warszawiaki.
UsuńBartek: ale co rozumiesz przez wilgoć? Popleśniało coś?
Ja nie mam problemów. Fakt, że daję poduchę jeszcze na górę jak chyba większość starych pszczelarzy na Warszawiakach.
Chyba zawsze będzie bardziej wilgotno niż przy siatkach i górnych wylotkach. Pytanie czy to tak źle? Jeśli nie ma pleśni to chyba ok. Ważne jest chyba wtedy do ocieplenie bo jak będą zimne ściany to para się prędzej skropli. No i pytanie czy masz dwa wylotki czy jeden bo co dwa to nie jeden.
wylotek jest jeden - na dole z boku ula (na zabudowę zimną), ale ponieważ miały 6 czy 7 ramek do dyspozycji to ten wylotek był mniej więcej tam gdzie pszczoły siedziały.
UsuńPleśni nie było. Wygieło w łódki dechy na powałce i na ramkach pojawiły się takie naloty czarne. przyznam, że nie wiem czy to z grzyba czy z bakterii czy po prostu z zawilgocenia. Na dechach, które są poddane wilgoci w chłodzie często się takie robią.
Czy to źle to nie wiem. pewnie jakby było próchno i naturalne drewno to ten ul by odpowiednio pochłaniał wilgoć, ale to ul w jakiejś tam części z różnych płyt (tak jak to się kiedyś budowało...)
No tak te płyty nie pomagają.
UsuńCo do dech. A może miałeś te dechy do powałki w stanie suchym, ogrzewanym i jak dostały zmiany środowiska to się wygięły?
Dechy były trzymane cały czas na zewnątrz i nie były nadmiernie przesuaszane. ta powałka była docinana z różnych ścinków. ewidentnie wina była wilgoci w ulu. Choć nie wykluczone, że jak powałka się podniosła przez wygięcie dech (a wygięło je dość mocno) to od razu poprawiło to wentylację i warunki w środku. stąd może właśnie pleśni nie było.
UsuńOk. To może spróbuj powałkę z płótna a na to poducha z siana, siana, suchych liści.
Usuńmyślę, że raczej pokombinuję z poprawą wentylacji górnej. to co piszesz to może dobry pomysł, ale ja lubię mieć sztywne powałki lite. zobaczymy jeszcze ile będę miał czasu w tym roku na takie zmiany, bo przy moich planach zapowiada się, że nie będzie w co rąk włożyć... ;)
Usuń