W dniu dzisiejszym oficjalnie ruszyła inicjatywa w postaci otwarcia działalności Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego "Wolne Pszczoły". Stowarzyszenie powstało z inicjatywy 6 osób, do których miałem i mam zaszczyt należeć. W dniu 13 marca 2015 roku w Sieradzu podpisaliśmy wszelkie wymagane papiery założycielskie i efektem tego jest nasze Stowarzyszenie.
Zapraszamy każdego do zapoznania się z tą inicjatywą na stronie www.wolnepszczoly.org. Będziemy starali się cały czas wzbogacać naszą stronę w nowe materiały informujące o alternatywnej metodzie prowadzenia pasieki, jaką jest pszczelarstwo naturalne.
Dziś mamy dużo zapału i nadziei - chcemy wierzyć, że uda się wzbogacić nasze szeregi o nowych członków i będzie można z tą inicjatywą zataczać coraz szersze kręgi, przebijać się do coraz szerszych rzesz odbiorców i zapoznać środowisko pszczelarskie z innym spojrzeniem na rozwiązywanie problemów pszczół, niż to, które jest powszechnie przyjęte.
Chętnych zapraszamy na naszą stronę internetową - można tam zapoznać się z naszymi założeniami i celami. Kto będzie zainteresowany, a spełni nasze oczekiwania, będzie też mile widziany wśród nas, jako pełnoprawny członek Stowarzyszenia.
Ponadto zapraszamy do udziału w dyskusji na forum internetowym Stowarzyszenia: www.forum.wolnepszczoly.org.
Zapraszamy!
STRONA O MOICH PRÓBACH PROWADZENIA PASIEKI BEZ ZWALCZANIA DRĘCZA PSZCZELEGO
(VARROA DESTRUCTOR)
środa, 29 kwietnia 2015
niedziela, 26 kwietnia 2015
Przedwczesna rewolucja w ulach, czyli zmiana planów...
Wczoraj miał być dzień przeglądu, podczas którego korpus - w części lub całości odbudowany - miał zostać odgrodzony kratą odgrodową od gniazda składającego się ze "starych" ramek... No i wiadomo jak to z pszczołami - można sobie planować, a po zdjęciu daszka i tak trzeba robić to, co akurat jest niezbędne...
Pierwsza rodzina, którą przeglądałem pod domem - moja najsłabsza - ma się już całkiem nieźle. Kilka ramek ma gęsto zaczerwione i ładnie zaczęła dobudowywać dziką zabudowę... ładnie jak ładnie - trzeba będzie jakoś sobie z nią potem poradzić.
W każdym razie ewidentnie ruszyła z rozwojem. Zrobiłem z nią to, co z poprzednimi 2 tygodnie temu, bo jest mniej więcej na tym etapie rozwoju (może nawet trochę do przodu). W każdym razie tu jakichś problemów nie było... Oprócz tego, że próbowałem świeże języki wosku odpowiednio poprzycinać i podczepić do ramek. Skończyło się to oczywiście uchlapaniem się nakropem w całości - od kapelusza, przez bluzę do spodni... Przy okazji w świeżym nakropie były też miotełka, dłuto i wszystko czego dotykałem - łącznie z drzwiami do domu. Ale jakoś poszło...
Za to jak ruszyłem do kolejnych rodzin to ... to już nie wiedziałem co robić... Rodziny okazały się być ogromne. Zwłaszcza moja najsilniejsza rodzina - praktycznie pełny ul pszczół (korpus wielkopolski 26 cm i 2 korpusy 18 cm)... a jeszcze nawet nie rozpoczął się maj! Ta rodzina miała pobudowane dziką zabudową prawie wszystko co się da... Na początku prawie sie przeraziłem, bo uznałem, że poziom dzikiej zabudowy przekracza moje możliwości poradzenia sobie z nią w ramach tamtego przeglądu... Przez chwilę nie wiedziałem co robić, a raczej nie wiedziałem jak zrealizować mój plan. Już nawet zastanawiałem się czy nie zamknąć daszka i nie pozwolić jej żyć własnym życiem - oczywiście dla pszczół byłoby to najlepsze... Ale cóż - mam jakąś minimalną potrzebę bycia pszczelarzem, a nie tylko posiadaczem pszczół i chciałem unormować tą sytuację na przyszłość. W każdym razie, to co tam zastałem i robiłem, to był swoisty pszczeli Armageddon... Byłem już cały w miodzie, a dzikie plastry, które próbowałem podczepić pod ramki nie chciały się trzymać drewna bo były umazane w nakropie lub... w czerwiu... oj tak, niestety dostało się trochę i pszczelim larwom. Zwłaszcza trutowym. Część zaczerwionych, dzikich plastrów musiałem po prostu wyrzucić z ula, bo rwały się i gniotły... Oczywiście nie usuwałem ich z ula dlatego, że były trutowe - po prostu tak się złożyło, że te długie wiszące dzikie plastry (jeden oceniłem na ponad 50 cm) były głównie z larwami trutowymi. To był koszmar (i dla pszczół i dla mnie) i jedno wielkie pole bitwy...
Wtedy obiecałem sobie, że nie będę nigdy kupował rodzin na tak nietypowej ramce (chyba że idealnie dostosuję ul), bo nie jestem w stanie należycie prowadzić tej rodziny do rozwoju. A nie mam ochoty niszczyć pszczołom ich dzieła...
W każdym razie gdyby pszczoły były na moich typowych ramkach, tylko z dziką zabudową (a nie na plastrach budowanych na węzie) i zrobiły coś takiego, to pewnie dołożyłbym korpus i uznałbym, że będę się martwił potem. Ale w planach miałem przecież wycofanie starych ramek w maju lub najpóźniej z samego początku czerwca, znalezienie matki (tylko bądź tu mądry i powiedz jak to zrobić w tym gąszczu dzikich plastrów!), odgrodzenie jej na górnym korpusie i zrobienie z nią docelowo pakietu za 2 lub 3 tygodnie...
Ostatecznie uznałem, że plan należy zmodyfikować. Tamten zdecydowanie nie przystawał do bieżącej sytuacji. Gniazdo było już prawie w strzępach (oczywiście przesadzam, żeby podnieść dramatyzm tej historii), a o podłożeniu kraty odgrodowej nie mogło być mowy. Uznałem, że skoro "wydarłem" już parę starych ramek należy spróbować znaleźć matkę i wykonać z nią pakiet. Może i jest jeszcze wczesna pora w tym sezonie, ale pogoda pomału się stabilizuje, mniszek i sady zaczynają kwitnąć w najlepsze, rodziny naprawdę okazały się wyjątkowo silne, dorosłe trutnie chodziły już po plastrach, a czerwiu trutowego (i nie tylko) było co niemiara. Nie będzie więc problemu z unasiennieniem matki i mam nadzieję, że rodzina jest wystarczająco biologicznie dojrzała, żeby poradzić sobie z tym zadaniem... Jak postanowiłem tak zrobiłem. Nie wiem jak udało mi się znaleźć matkę, ale się udało. A prawdziwym cudem jest to, że nie zgniotłem jej wydobywając plastry, które były podczepione gdzie tylko się dało! Do szukania matki wykorzystuję korpus ulowy, z podpiętą zszywkami pod spód kratą odgrodową. Na korpusie, do którego wrzuciłem parę świeżo odbudowanych ramek, położyłem właśnie ten korpus z podpiętą kratą i do niego strzepywałem pszczoły z wyjmowanych ramek... Pszczoły odlatują lub przechodzą przez kratę na niższy korpus - teoretycznie zostają trutnie i matka... Nie wiem co by się stało gdyby matka schowała się gdzieś w dzikiej zabudowie... Na pewno bym jej stamtąd nie "wydarł"... Nie było absolutnie na to żadnych szans! Na szczęście znalazła się na wyjmowanych plastrach i wyłowiłem ją jakoś kłębowisku strzepniętych pszczół... Mając matkę zrobiłem niewielki pakiecik... a może to odkład, bo w końcu pszczoły dostały też ze 4 rozpoczęte w budowie ramki z niewielką ilością pokarmu (ale bez czerwiu)? Czy pakiecik okaże się wystarczający czy za mały? Mam nadzieję, że składa się głównie z młodej pszczoły, która nie odleciała od razu do ula... Dzięki temu matka nie zostanie za tydzień z garstką pszczół...
W każdym razie cała reszta ramek wróciła do ula. Niech pszczoły wychowują sobie matkę. Siłę mają ogromną, pokarmu w ulu jest dość, trutnie już latają - więc niech się dzieje co chce. Co prawda chciałem matkę wychować na młodym plastrze - cóż... Nie udało się tym razem. Oceniając bieżącą sytuację uznałem, że tak będzie lepiej. Uznałem po prostu, że nie dam rady zrealizować mojego planu przy tak zabudowanym ulu i przy wiszących na 50 cm dzikich plastrach - do tego świeżutkich i miękkich... Po prostu to było nie do zrobienia. W mojej ocenie zrobiłem w tej sytuacji optymalnie to co mogłem. Może ktoś bardziej doświadczony (zwłaszcza w pracy z dziką zabudową) poradziłby sobie lepiej...
Pszczoły w pakiecie dostały dodatkowo słoik z sytą, wykonaną z zeszłorocznego pokarmu. Zostawiłem je w zamkniętym ulu (żeby się nie rozleciały do starego gniazda) za to na siatce, żeby miały dobrą wentylację i nie podusiły się. Mam nadzieję, że warunki będą miały dobre - Nie ma czerwiu, więc nie boję się, że go wychłodzą, pakiet nie jest ogromny, ale myślę że wystarczający, żeby utrzymać matkę w odpowiednich warunkach i rozpocząć powolny rozwój młodej rodziny. Jeśli w przyszłości będzie z nim źle, to będę go wspomagał.
Następnie, mniej więcej to samo i w podobny sposób wykonałem z trzecią rodziną pod domem. Z 3 rodzin wczoraj zrobiło się więc 5, z czego 2 to pakiety (ale z pewnym zaczątkiem nowego woskowego domu), a 2 to silne bezmatki w ulu pełnym kłębowiska dzikich plastrów...
To samo, co wczoraj pod domem, dziś zrobiłem z dwoma kolejnym rodzinami na drugim pasieczysku. Mam więc już 9 rodzin z czego 4 to niewielkie rodzinki ze starymi matkami i 4 bezmatki, które na pewno dadzą radę wychować sobie młode królowe.
Dziś zauważyłem, że z mojej najsłabszej rodziny pszczoły bardzo wylegają na ul... Wczoraj po przeglądzie też tak robiły... Mam nadzieję, że nie oznacza to, że przy okazji przeglądu zabiłem matkę... Jeżeli nawet to mam nadzieję, że rodzina poradzi sobie z wychowaniem młodej. Słabeuszem już nie jest, a czerwiu zakrytego ma parę ramek. Da radę!
Dziś było pochmurnie i duszno... może nawet trochę burzowo, choć ostatecznie burzy nie było. W każdym razie pszczoły, pobudzone wczorajszym przeglądem, przy dzisiejszej pogodzie, nie dały mi spokoju pod domem... Dolatywały i chciały żądlić (paru się udało). To jednak są małe diabełki. Mi to bardzo nie przeszkadza, a do sąsiadów na szczęście nie dolatują. Przy przeglądzie nie są złe. Są ruchliwe, latają, ale praktycznie nie zdarza się, żeby któraś tak na prawdę chciała atakować... Za to widać długo im schodzi zanim unormują sytuację w ulu po przeglądzie. Po tym co im zrobiłem wczoraj wcale się nie dziwię...
Mój zmodyfikowany plan na teraz, to odczekanie około 9 - 12 dni od dziś do dalszych działań. Chciałbym trafić na14 - 15 dzień rozwoju młodych matek (Muszę dokładnie to wszystko obliczyć...), aby podjąć dalsze podziały rodzin we właściwym czasie. Przy okazji, z uli (z tych kłębowisk dzikich plastrów) powinien zniknąć w większości czerw, co też ułatwi mi kolejne zadania i "walkę" z dziką zabudową...
Przy kolejnym przeglądzie będę chciał wyłowić parę mateczników i spróbować dać je do jakichś ramek, na które zsypię pszczoły w pewnej ilości. Resztę zostawię w starym gnieździe - niech i tam jakaś matka się wychowa. Jeżeli spóźnię się i zostanie mi tylko 1 wygryziona matka - to trudno. Ale chciałbym te najsilniejsze rodziny rozdzielić jeszcze na 2 lub 3, bo siłę mają ogromną, a jak wygryzie się czerw, to pszczół będzie cała armia!
Mam nadzieję, że po kolejnych paru dniach będzie można wyjąć rodzinie stare plastry. Wówczas powinien wygryźć się najmłodszy czerw - nawet jeśli w części plastry będą już zaczerwione jajami od młodych matek, to trudno - muszę je wówczas usunąć, a rodziny wrzucić wreszcie na gniazdo odpowiadające mojemu typowi ula... Tak dalej być nie może!
Jak dobrze pójdzie młode rodzinki na lipę powinny być już dość rozsądnych rozmiarów... Ogromne nie będą, ale mają przed sobą około 2 miesiące na rozwój!
Pierwsza rodzina, którą przeglądałem pod domem - moja najsłabsza - ma się już całkiem nieźle. Kilka ramek ma gęsto zaczerwione i ładnie zaczęła dobudowywać dziką zabudowę... ładnie jak ładnie - trzeba będzie jakoś sobie z nią potem poradzić.
W każdym razie ewidentnie ruszyła z rozwojem. Zrobiłem z nią to, co z poprzednimi 2 tygodnie temu, bo jest mniej więcej na tym etapie rozwoju (może nawet trochę do przodu). W każdym razie tu jakichś problemów nie było... Oprócz tego, że próbowałem świeże języki wosku odpowiednio poprzycinać i podczepić do ramek. Skończyło się to oczywiście uchlapaniem się nakropem w całości - od kapelusza, przez bluzę do spodni... Przy okazji w świeżym nakropie były też miotełka, dłuto i wszystko czego dotykałem - łącznie z drzwiami do domu. Ale jakoś poszło...
Najsilniejsza rodzina po zdjęciu daszka |
Za to jak ruszyłem do kolejnych rodzin to ... to już nie wiedziałem co robić... Rodziny okazały się być ogromne. Zwłaszcza moja najsilniejsza rodzina - praktycznie pełny ul pszczół (korpus wielkopolski 26 cm i 2 korpusy 18 cm)... a jeszcze nawet nie rozpoczął się maj! Ta rodzina miała pobudowane dziką zabudową prawie wszystko co się da... Na początku prawie sie przeraziłem, bo uznałem, że poziom dzikiej zabudowy przekracza moje możliwości poradzenia sobie z nią w ramach tamtego przeglądu... Przez chwilę nie wiedziałem co robić, a raczej nie wiedziałem jak zrealizować mój plan. Już nawet zastanawiałem się czy nie zamknąć daszka i nie pozwolić jej żyć własnym życiem - oczywiście dla pszczół byłoby to najlepsze... Ale cóż - mam jakąś minimalną potrzebę bycia pszczelarzem, a nie tylko posiadaczem pszczół i chciałem unormować tą sytuację na przyszłość. W każdym razie, to co tam zastałem i robiłem, to był swoisty pszczeli Armageddon... Byłem już cały w miodzie, a dzikie plastry, które próbowałem podczepić pod ramki nie chciały się trzymać drewna bo były umazane w nakropie lub... w czerwiu... oj tak, niestety dostało się trochę i pszczelim larwom. Zwłaszcza trutowym. Część zaczerwionych, dzikich plastrów musiałem po prostu wyrzucić z ula, bo rwały się i gniotły... Oczywiście nie usuwałem ich z ula dlatego, że były trutowe - po prostu tak się złożyło, że te długie wiszące dzikie plastry (jeden oceniłem na ponad 50 cm) były głównie z larwami trutowymi. To był koszmar (i dla pszczół i dla mnie) i jedno wielkie pole bitwy...
Najsilniejsza rodzina po zdjęciu górnego korpusu |
Wtedy obiecałem sobie, że nie będę nigdy kupował rodzin na tak nietypowej ramce (chyba że idealnie dostosuję ul), bo nie jestem w stanie należycie prowadzić tej rodziny do rozwoju. A nie mam ochoty niszczyć pszczołom ich dzieła...
W każdym razie gdyby pszczoły były na moich typowych ramkach, tylko z dziką zabudową (a nie na plastrach budowanych na węzie) i zrobiły coś takiego, to pewnie dołożyłbym korpus i uznałbym, że będę się martwił potem. Ale w planach miałem przecież wycofanie starych ramek w maju lub najpóźniej z samego początku czerwca, znalezienie matki (tylko bądź tu mądry i powiedz jak to zrobić w tym gąszczu dzikich plastrów!), odgrodzenie jej na górnym korpusie i zrobienie z nią docelowo pakietu za 2 lub 3 tygodnie...
Rodzina po usunięciu ramek - jak widać ta rodzina zbudowała plaster od przykręconej deski. |
Ostatecznie uznałem, że plan należy zmodyfikować. Tamten zdecydowanie nie przystawał do bieżącej sytuacji. Gniazdo było już prawie w strzępach (oczywiście przesadzam, żeby podnieść dramatyzm tej historii), a o podłożeniu kraty odgrodowej nie mogło być mowy. Uznałem, że skoro "wydarłem" już parę starych ramek należy spróbować znaleźć matkę i wykonać z nią pakiet. Może i jest jeszcze wczesna pora w tym sezonie, ale pogoda pomału się stabilizuje, mniszek i sady zaczynają kwitnąć w najlepsze, rodziny naprawdę okazały się wyjątkowo silne, dorosłe trutnie chodziły już po plastrach, a czerwiu trutowego (i nie tylko) było co niemiara. Nie będzie więc problemu z unasiennieniem matki i mam nadzieję, że rodzina jest wystarczająco biologicznie dojrzała, żeby poradzić sobie z tym zadaniem... Jak postanowiłem tak zrobiłem. Nie wiem jak udało mi się znaleźć matkę, ale się udało. A prawdziwym cudem jest to, że nie zgniotłem jej wydobywając plastry, które były podczepione gdzie tylko się dało! Do szukania matki wykorzystuję korpus ulowy, z podpiętą zszywkami pod spód kratą odgrodową. Na korpusie, do którego wrzuciłem parę świeżo odbudowanych ramek, położyłem właśnie ten korpus z podpiętą kratą i do niego strzepywałem pszczoły z wyjmowanych ramek... Pszczoły odlatują lub przechodzą przez kratę na niższy korpus - teoretycznie zostają trutnie i matka... Nie wiem co by się stało gdyby matka schowała się gdzieś w dzikiej zabudowie... Na pewno bym jej stamtąd nie "wydarł"... Nie było absolutnie na to żadnych szans! Na szczęście znalazła się na wyjmowanych plastrach i wyłowiłem ją jakoś kłębowisku strzepniętych pszczół... Mając matkę zrobiłem niewielki pakiecik... a może to odkład, bo w końcu pszczoły dostały też ze 4 rozpoczęte w budowie ramki z niewielką ilością pokarmu (ale bez czerwiu)? Czy pakiecik okaże się wystarczający czy za mały? Mam nadzieję, że składa się głównie z młodej pszczoły, która nie odleciała od razu do ula... Dzięki temu matka nie zostanie za tydzień z garstką pszczół...
W każdym razie cała reszta ramek wróciła do ula. Niech pszczoły wychowują sobie matkę. Siłę mają ogromną, pokarmu w ulu jest dość, trutnie już latają - więc niech się dzieje co chce. Co prawda chciałem matkę wychować na młodym plastrze - cóż... Nie udało się tym razem. Oceniając bieżącą sytuację uznałem, że tak będzie lepiej. Uznałem po prostu, że nie dam rady zrealizować mojego planu przy tak zabudowanym ulu i przy wiszących na 50 cm dzikich plastrach - do tego świeżutkich i miękkich... Po prostu to było nie do zrobienia. W mojej ocenie zrobiłem w tej sytuacji optymalnie to co mogłem. Może ktoś bardziej doświadczony (zwłaszcza w pracy z dziką zabudową) poradziłby sobie lepiej...
Pszczoły w pakiecie dostały dodatkowo słoik z sytą, wykonaną z zeszłorocznego pokarmu. Zostawiłem je w zamkniętym ulu (żeby się nie rozleciały do starego gniazda) za to na siatce, żeby miały dobrą wentylację i nie podusiły się. Mam nadzieję, że warunki będą miały dobre - Nie ma czerwiu, więc nie boję się, że go wychłodzą, pakiet nie jest ogromny, ale myślę że wystarczający, żeby utrzymać matkę w odpowiednich warunkach i rozpocząć powolny rozwój młodej rodziny. Jeśli w przyszłości będzie z nim źle, to będę go wspomagał.
Następnie, mniej więcej to samo i w podobny sposób wykonałem z trzecią rodziną pod domem. Z 3 rodzin wczoraj zrobiło się więc 5, z czego 2 to pakiety (ale z pewnym zaczątkiem nowego woskowego domu), a 2 to silne bezmatki w ulu pełnym kłębowiska dzikich plastrów...
To samo, co wczoraj pod domem, dziś zrobiłem z dwoma kolejnym rodzinami na drugim pasieczysku. Mam więc już 9 rodzin z czego 4 to niewielkie rodzinki ze starymi matkami i 4 bezmatki, które na pewno dadzą radę wychować sobie młode królowe.
Widok do ula jednego z moich średniaków - po usunięciu kilku rozpoczętych ramek górnego korpusu |
Dziś zauważyłem, że z mojej najsłabszej rodziny pszczoły bardzo wylegają na ul... Wczoraj po przeglądzie też tak robiły... Mam nadzieję, że nie oznacza to, że przy okazji przeglądu zabiłem matkę... Jeżeli nawet to mam nadzieję, że rodzina poradzi sobie z wychowaniem młodej. Słabeuszem już nie jest, a czerwiu zakrytego ma parę ramek. Da radę!
Dziś było pochmurnie i duszno... może nawet trochę burzowo, choć ostatecznie burzy nie było. W każdym razie pszczoły, pobudzone wczorajszym przeglądem, przy dzisiejszej pogodzie, nie dały mi spokoju pod domem... Dolatywały i chciały żądlić (paru się udało). To jednak są małe diabełki. Mi to bardzo nie przeszkadza, a do sąsiadów na szczęście nie dolatują. Przy przeglądzie nie są złe. Są ruchliwe, latają, ale praktycznie nie zdarza się, żeby któraś tak na prawdę chciała atakować... Za to widać długo im schodzi zanim unormują sytuację w ulu po przeglądzie. Po tym co im zrobiłem wczoraj wcale się nie dziwię...
Ul po przeglądzie... - pszczoły już są bez matki. |
Mój zmodyfikowany plan na teraz, to odczekanie około 9 - 12 dni od dziś do dalszych działań. Chciałbym trafić na14 - 15 dzień rozwoju młodych matek (Muszę dokładnie to wszystko obliczyć...), aby podjąć dalsze podziały rodzin we właściwym czasie. Przy okazji, z uli (z tych kłębowisk dzikich plastrów) powinien zniknąć w większości czerw, co też ułatwi mi kolejne zadania i "walkę" z dziką zabudową...
Przy kolejnym przeglądzie będę chciał wyłowić parę mateczników i spróbować dać je do jakichś ramek, na które zsypię pszczoły w pewnej ilości. Resztę zostawię w starym gnieździe - niech i tam jakaś matka się wychowa. Jeżeli spóźnię się i zostanie mi tylko 1 wygryziona matka - to trudno. Ale chciałbym te najsilniejsze rodziny rozdzielić jeszcze na 2 lub 3, bo siłę mają ogromną, a jak wygryzie się czerw, to pszczół będzie cała armia!
Mam nadzieję, że po kolejnych paru dniach będzie można wyjąć rodzinie stare plastry. Wówczas powinien wygryźć się najmłodszy czerw - nawet jeśli w części plastry będą już zaczerwione jajami od młodych matek, to trudno - muszę je wówczas usunąć, a rodziny wrzucić wreszcie na gniazdo odpowiadające mojemu typowi ula... Tak dalej być nie może!
Jak dobrze pójdzie młode rodzinki na lipę powinny być już dość rozsądnych rozmiarów... Ogromne nie będą, ale mają przed sobą około 2 miesiące na rozwój!
niedziela, 12 kwietnia 2015
Dzika zabudowa.
W dniu wczorajszym zrobiłem wreszcie pierwszy przegląd przywiezionych miesiąc temu rodzin. Do tej pory było to niemożliwe, z uwagi na kiepską pogodę we wszystkie minione weekendy (ocieplenia były tylko w czasie dni pracujących, kiedy nie było mnie w domu). Nie robiłem przeglądu gruntownego. Będę się starał w tym sezonie robić przeglądy możliwie pobieżne, żeby jak najmniej ingerować w pszczele gniazdo. I tak za miesiąc (lub trochę więcej) moje pszczoły czeka rewolucja, związana z podziałem rodzin, wyszukiwaniem matki i tworzeniem pakietów.
Ogólne wrażenie ze stanu pasieki mam bardzo pozytywne.
Zacznę od najsłabszej rodziny (ul stoi pod domem). Ta pozostawia trochę do życzenia - ramki są w części zaczerwione (głównie jajeczka i trochę czerwiu otwartego) i widać też, że trochę pszczół już się wygryzło. Na plastrach dookoła jajek i czerwiu otwartego są jeszcze komórki czerwiu zakrytego. Pszczoły trochę było, ale muszę przyznać, że raczej nie bogato... Pszczółki chodziły po plastrze dość rzadko. A na jednym z plastrów zobaczyłem zaczątek matecznika (był pusty). Zakładam, że pszczołom coś nie pasowało, bo matka nie czerwiła. Myślę, że gdy podkarmiłem je jakiś tydzień temu, matka zaczęła składać jaja, a pszczoły porzuciły pomysł na cichą wymianę... Ale teraz już niech robią co chcą. Lada chwila powinny pojawić się trutnie, więc i nowa matka w razie czego się unasienni. Ten matecznik jednak przekonał mnie, żebym znów trochę podkarmił tą rodzinę, używając zeszłorocznego przerobionego pokarmu. Miała co prawda jeszcze trochę pokarmu i głód im zapewne nie groził - zwłaszcza, że niedługo powinien pojawić się mniszek, ale mimo wszystko uznałem, że nie zaszkodzi jej "małe conieco". Rodzina jeszcze nic nie odbudowała. Ewidentnie potrzebuje trochę więcej czasu na rozruch i myślę, że lada dzień ruszy z rozwojem. Gniazdo pozostawiłem dokładnie takie jakie miała.
Dwie kolejne rodziny pod domem są wyjątkowo silne. Pszczół jest tam co nie miara! Każda zaczęła budować już woskowe języki na 3ciej ramce od gniazda. Do tego pod deską, którą przybiłem jako ogranicznik dla ramek pojawiło się sporo dzikich plastrów... Oj, będzie ciężko wyczyścić te ramki i gniazdo jak przyjdzie po temu pora... Nie będę chciał marnować pracy pszczół i trzeba będzie jakoś wykorzystać tą dziką zabudowę do wklejenia w ramki (jako języki na zaczątki plastrów). Będzie więc zabawa i papranie się w wosku (a pewnie i miodzie) przy "sprzątaniu" w czasie podziału rodzin. W najsilniejszej rodzinie, nie udało mi się wyjąć dzikiego plastra, który pszczoły odciągnęły na ramce bezpośrednio przy starym gnieździe... Plaster przylepiony był gdzie tylko się dało i sięgał praktycznie do dołu gniazda (ok 45 cm wysokości)... Nie chcąc na razie niszczyć pszczołom gniazda, zostawiłem go jak jest.
Tym dwóm rodzinom dodałem po korpusie na górę, wyciągając z poziomu starego gniazda te, z "młodych" ramek, które dałem radę wyjąć. Rozsunąłem im też ramki, w taki sposób, żeby łatwiej mogły wchodzić na górę. Górne beleczki ramek, na których przywiozłem pszczoły, są tak skonstruowane, że dolegają jedna do drugiej. Oczywiście ten zabieg powiększa odległości między plastrami i w przypadku chłodów może być niekorzystny i zahamować rozwój rodziny. Liczę jednak, że pszczoły jakoś dadzą sobie z tym radę (mają sporą siłę więc jakoś czerw wygrzeją), a większe odległości między plastrami łatwiej skłonią je do wejścia na górę, gdzie wybudują sobie plastry w bliższej odległości...
Rodzina mocniejsza - właśnie ta, u której nie dałem rady wyjąć dzikiego plastra - dostała jedną zostawioną z zeszłego roku, ramkę, z niewielką ilością pokarmu. Zależało mi na tym, żeby wspomóc przejście pszczół na wyższy korpus, bo głód rodzinie na pewno nie grozi. Pokarm, który rodzina dostała, był niejako efektem ubocznym (nie zostawiłem sobie żadnych pustych plastrów) i akurat żałuję tego, że wraz z plastrem pszczoły go otrzymały. Dodałem tą ramkę, żeby pszczoły dostały jakąś odbudowaną woszczyznę na górny korpus, bo liczę, że dzięki temu szybciej tam wejdą i nada im to odpowiedni kierunek rozwoju. Plan był taki, że nie będę wykorzystywał do tego starych plastrów, ale miałem przełożyć tam nowe, świeżo odbudowane... Ochłodzenie w ostatnim czasie, uniemożliwiające wcześniejsze przeglądy i tak szybka rozbudowa gniazda, połączona z poklejeniem wszystkigo dzikimi plastrami, spowodowała, że niestety plan musiał ulec modyfikacji...
Jedna z tych rodzin (o dziwo, ta ciut słabsza) miała wyjątkowo dużo świeżego nakropu. Nie wiem skąd go wzięła przy tak dynamicznym rozwoju wiosennym, połączonym z chłodami, jakie ostatnio miały miejsce... Wydawałoby się, że pszczoły w takich warunkach raczej będą uszczuplać swoje zapasy, a nie je powiększać. W każdym razie skądś to naniosły! Wróży to bardzo dobrze na przyszłość.
Dwie rodziny, które wywiozłem na drugie pasieczysko, są solidnymi średniakami. Tam też zaczęła się budowa na całego, ale wolniej niż w dwóch najsilniejszych rodzinach pod domem. W tych dwóch ulach również dołożyłem po korpusie na górę, ale trochę słabszej rodzinie rozsunąłem tylko co drugą ramkę, żeby zachować bliższe odległości pomiędzy plastrami. Te rodziny również pokleiły dziką zabudową stare ramki do deski odgradzającej korpusy. Pszczoły czują, że ta przestrzeń powinna być zabudowana... Cóż, teraz na to nic nie zaradzę - takie są uroki przechodzenia na inna ramkę - zwłaszcza przy tak dużej różnicy w budowie i kubaturze uli...
Po przeglądzie pszczoły na pierwszym pasieczysku stały się bardzo "agresywne" i przez parę godzin nie dały mi spokoju pod domem (w odległości około 25 - 30 metrów od uli). Moim psom też się od nich dostało... Wydaje mi się, że to ta najsłabsza rodzina była tak pobudzona... O dziwo w czasie przeglądów były całkiem "normalne" - trochę latały i były zaniepokojone, ale w zasadzie nie atakowały. Na drugim pasieczysku rodziny były bardzo spokojne i po przeglądzie zostawiły mnie w spokoju.
Również wczoraj wieczorem przeniosłem rodziny z pasieczyska na działce pod domem, oddalając ule od granicy, od której stały może 4 - 5 metrów. Jak mi przekazali sąsiedzi, zdarzało się, że moje pszczoły z zaciekawieniem latały do nich, co kończyło się od czasu do czasu jakimś żądłem... Do tej pory się nie skarżyli, wręcz odpowiadali na moje pytania, że pszczoły nie stanowią dla nich problemu. W tym roku jednak prawdopodobnie pszczółki będą bardziej obronne... Mam więc nadzieję, że dzięki przeniesieniu nie będzie z nimi problemu - jeżeli to nie pomoże, a okażą się złośliwe, to będę musiał je wywieźć na drugie pasieczysko...
Po zmianie lokalizacji na ulach oparłem deski naprzeciw wylotów - gdy pszczoły napotykają nową przeszkodę przed ulem, uznają, że zmieniło się ich otoczenie i dokonują oblotu orientacyjnego, co minimalizuje błądzenie. Zobaczymy. Mam nadzieję, że przynajmniej ze słabszej rodziny nie ubędzie pszczół...
Na koniec filmik obrazujący zabudowę jednego z moich średniaczków (trzecia rodzina pod względem siły - z drugiego pasieczyska). Niestety filmik jest bardzo słabej jakości (film z aparatu, który nie mógł złapać ostrości), ale można się na nim dopatrzeć jak pszczoły zabudowują swój dom na dziko.
Ogólne wrażenie ze stanu pasieki mam bardzo pozytywne.
Zacznę od najsłabszej rodziny (ul stoi pod domem). Ta pozostawia trochę do życzenia - ramki są w części zaczerwione (głównie jajeczka i trochę czerwiu otwartego) i widać też, że trochę pszczół już się wygryzło. Na plastrach dookoła jajek i czerwiu otwartego są jeszcze komórki czerwiu zakrytego. Pszczoły trochę było, ale muszę przyznać, że raczej nie bogato... Pszczółki chodziły po plastrze dość rzadko. A na jednym z plastrów zobaczyłem zaczątek matecznika (był pusty). Zakładam, że pszczołom coś nie pasowało, bo matka nie czerwiła. Myślę, że gdy podkarmiłem je jakiś tydzień temu, matka zaczęła składać jaja, a pszczoły porzuciły pomysł na cichą wymianę... Ale teraz już niech robią co chcą. Lada chwila powinny pojawić się trutnie, więc i nowa matka w razie czego się unasienni. Ten matecznik jednak przekonał mnie, żebym znów trochę podkarmił tą rodzinę, używając zeszłorocznego przerobionego pokarmu. Miała co prawda jeszcze trochę pokarmu i głód im zapewne nie groził - zwłaszcza, że niedługo powinien pojawić się mniszek, ale mimo wszystko uznałem, że nie zaszkodzi jej "małe conieco". Rodzina jeszcze nic nie odbudowała. Ewidentnie potrzebuje trochę więcej czasu na rozruch i myślę, że lada dzień ruszy z rozwojem. Gniazdo pozostawiłem dokładnie takie jakie miała.
widok na gniazdo jednej z dwóch silnych rodzin - po zdjęciu powałki |
Dwie kolejne rodziny pod domem są wyjątkowo silne. Pszczół jest tam co nie miara! Każda zaczęła budować już woskowe języki na 3ciej ramce od gniazda. Do tego pod deską, którą przybiłem jako ogranicznik dla ramek pojawiło się sporo dzikich plastrów... Oj, będzie ciężko wyczyścić te ramki i gniazdo jak przyjdzie po temu pora... Nie będę chciał marnować pracy pszczół i trzeba będzie jakoś wykorzystać tą dziką zabudowę do wklejenia w ramki (jako języki na zaczątki plastrów). Będzie więc zabawa i papranie się w wosku (a pewnie i miodzie) przy "sprzątaniu" w czasie podziału rodzin. W najsilniejszej rodzinie, nie udało mi się wyjąć dzikiego plastra, który pszczoły odciągnęły na ramce bezpośrednio przy starym gnieździe... Plaster przylepiony był gdzie tylko się dało i sięgał praktycznie do dołu gniazda (ok 45 cm wysokości)... Nie chcąc na razie niszczyć pszczołom gniazda, zostawiłem go jak jest.
dzika zabudowa pomiędzy ścianą korpusu a deską podtrzymującą ramki. |
Tym dwóm rodzinom dodałem po korpusie na górę, wyciągając z poziomu starego gniazda te, z "młodych" ramek, które dałem radę wyjąć. Rozsunąłem im też ramki, w taki sposób, żeby łatwiej mogły wchodzić na górę. Górne beleczki ramek, na których przywiozłem pszczoły, są tak skonstruowane, że dolegają jedna do drugiej. Oczywiście ten zabieg powiększa odległości między plastrami i w przypadku chłodów może być niekorzystny i zahamować rozwój rodziny. Liczę jednak, że pszczoły jakoś dadzą sobie z tym radę (mają sporą siłę więc jakoś czerw wygrzeją), a większe odległości między plastrami łatwiej skłonią je do wejścia na górę, gdzie wybudują sobie plastry w bliższej odległości...
drugi plaster skrajny od strony starego gniazda w najsilniejszej rodzinie (pierwszego nie dało sie wyjąć bez demolki...) |
Rodzina mocniejsza - właśnie ta, u której nie dałem rady wyjąć dzikiego plastra - dostała jedną zostawioną z zeszłego roku, ramkę, z niewielką ilością pokarmu. Zależało mi na tym, żeby wspomóc przejście pszczół na wyższy korpus, bo głód rodzinie na pewno nie grozi. Pokarm, który rodzina dostała, był niejako efektem ubocznym (nie zostawiłem sobie żadnych pustych plastrów) i akurat żałuję tego, że wraz z plastrem pszczoły go otrzymały. Dodałem tą ramkę, żeby pszczoły dostały jakąś odbudowaną woszczyznę na górny korpus, bo liczę, że dzięki temu szybciej tam wejdą i nada im to odpowiedni kierunek rozwoju. Plan był taki, że nie będę wykorzystywał do tego starych plastrów, ale miałem przełożyć tam nowe, świeżo odbudowane... Ochłodzenie w ostatnim czasie, uniemożliwiające wcześniejsze przeglądy i tak szybka rozbudowa gniazda, połączona z poklejeniem wszystkigo dzikimi plastrami, spowodowała, że niestety plan musiał ulec modyfikacji...
pierwszy plaster skrajny od strony starego gniazda w drugiej z kolei najsilniejszej rodzinie |
Jedna z tych rodzin (o dziwo, ta ciut słabsza) miała wyjątkowo dużo świeżego nakropu. Nie wiem skąd go wzięła przy tak dynamicznym rozwoju wiosennym, połączonym z chłodami, jakie ostatnio miały miejsce... Wydawałoby się, że pszczoły w takich warunkach raczej będą uszczuplać swoje zapasy, a nie je powiększać. W każdym razie skądś to naniosły! Wróży to bardzo dobrze na przyszłość.
Dwie rodziny, które wywiozłem na drugie pasieczysko, są solidnymi średniakami. Tam też zaczęła się budowa na całego, ale wolniej niż w dwóch najsilniejszych rodzinach pod domem. W tych dwóch ulach również dołożyłem po korpusie na górę, ale trochę słabszej rodzinie rozsunąłem tylko co drugą ramkę, żeby zachować bliższe odległości pomiędzy plastrami. Te rodziny również pokleiły dziką zabudową stare ramki do deski odgradzającej korpusy. Pszczoły czują, że ta przestrzeń powinna być zabudowana... Cóż, teraz na to nic nie zaradzę - takie są uroki przechodzenia na inna ramkę - zwłaszcza przy tak dużej różnicy w budowie i kubaturze uli...
Po przeglądzie pszczoły na pierwszym pasieczysku stały się bardzo "agresywne" i przez parę godzin nie dały mi spokoju pod domem (w odległości około 25 - 30 metrów od uli). Moim psom też się od nich dostało... Wydaje mi się, że to ta najsłabsza rodzina była tak pobudzona... O dziwo w czasie przeglądów były całkiem "normalne" - trochę latały i były zaniepokojone, ale w zasadzie nie atakowały. Na drugim pasieczysku rodziny były bardzo spokojne i po przeglądzie zostawiły mnie w spokoju.
Również wczoraj wieczorem przeniosłem rodziny z pasieczyska na działce pod domem, oddalając ule od granicy, od której stały może 4 - 5 metrów. Jak mi przekazali sąsiedzi, zdarzało się, że moje pszczoły z zaciekawieniem latały do nich, co kończyło się od czasu do czasu jakimś żądłem... Do tej pory się nie skarżyli, wręcz odpowiadali na moje pytania, że pszczoły nie stanowią dla nich problemu. W tym roku jednak prawdopodobnie pszczółki będą bardziej obronne... Mam więc nadzieję, że dzięki przeniesieniu nie będzie z nimi problemu - jeżeli to nie pomoże, a okażą się złośliwe, to będę musiał je wywieźć na drugie pasieczysko...
Po zmianie lokalizacji na ulach oparłem deski naprzeciw wylotów - gdy pszczoły napotykają nową przeszkodę przed ulem, uznają, że zmieniło się ich otoczenie i dokonują oblotu orientacyjnego, co minimalizuje błądzenie. Zobaczymy. Mam nadzieję, że przynajmniej ze słabszej rodziny nie ubędzie pszczół...
Na koniec filmik obrazujący zabudowę jednego z moich średniaczków (trzecia rodzina pod względem siły - z drugiego pasieczyska). Niestety filmik jest bardzo słabej jakości (film z aparatu, który nie mógł złapać ostrości), ale można się na nim dopatrzeć jak pszczoły zabudowują swój dom na dziko.
Subskrybuj:
Posty (Atom)