Wiosną 2014 roku zahamowałem rozwój moich rodzin i zepsułem sporo pszczoły. Na pewnym etapie zacząłem zastanawiać się czy aby nie popełniam jakiegoś fundamentalnego błędu związanego z podawaniem pustych ramek do odbudowy. Z racji rozwijania pasieki nie miałem też odbudowanych ramek do powiększenia gniazda, bo starą, czarną woszczyznę z zakupionych uli od razu przetopiłem. Zresztą - może niezgodnie ze sztuką - zdecydowałem się, że nie będę odbudowanej woszczyzny przechowywał na kolejny sezon - wszystko co nie zimuje idzie do przetopu. Będę tak robił co najmniej do końca okresu przejściowego. No, chyba że będzie to ramka względnie świeża, z małą komórką i z dużą ilością pierzgi, ale takich na razie nie mam.
Problemem 2014 roku było też przejście na ramkę 18 cm. Liczyłem, że pszczoły same zejdą na niższy korpus i zaczną budować, a one jednak lubią mieć zachętę w postaci przełożenia odbudowanych (i najlepiej zaczerwionych) ramek na inny poziom. Przy różnych rozmiarach ramki nie jest to takie proste. Dopiero gdy zrobiłem i kupiłem odkłady, zacząłem kombinować z umieszczaniem pełnej ramki wielkopolskiej obok ramek niższych. Rodziny, które szły dynamiczniej, budowały niestety dużo na dziko. Ale, z tego co czytałem, przy przejściu na inną ramkę zawsze są kłopoty.
W każdym razie okres rzepaku, sadów i mniszka skończył się u mnie ledwie 3 czy 4 ramkami do odwirowania. Podobnie było z akacją. Wstrzymane pszczoły ledwie zaczęły ruszać w tym czasie, a w naszym rejonie większość kwiatów akacji opadła po jednej mroźnej, majowej nocy. Liczyłem jeszcze na lipę, ale wtedy też nie było znacznie lepiej. Sporo lip nie kwitło, sporo nie nektarowało, a muszę też z żalem przyznać, że obok moich pasieczysk (ule mam w 2 miejscach) nie występuje masowo to drzewo. Miodu z lipy wziąłem trochę więcej, gdyż postanowiłem popróbować produkcji ziołomiodów na pożywkach z syropu cukrowego. Wiedząc, że podam syrop nie obawiałem się zrobić trochę większego "rabunku" w paru ulach. Wiem, że nie jest to naturalny pokarm pszczół, ale ten rok przeznaczyłem na eksperymentowanie. Ostatecznie zrobiłem ziołomiód sosnowy, pokrzywowy, miętowy, dziurawcowy i truskawkowy. Najsmaczniejszy wyszedł chyba ten ostatni. Jest najbardziej "miodowy" a do tego da się wyczuć delikatny posmak soku truskawkowego. Pszczoły zrobiły go jednak najmniej. Ziołomiód dziurawcowy wyszedł zdecydowanie najbardziej "cukrowy", choć w rodzinie znalazłem też i na niego amatorów. Reszta jest raczej średnia. W pierwszej chwili smakują jak miód, jednak pozostaje wyraźny posmak cukrowy w ustach - zupełnie inny niż po miodzie. Eksperymentu nie uważam za wyjątkowo udany - ziołomiody produkowane tą metodą nie zachwycają. Być może gdyby były lepsze pożytki i tym samym większy procent miodu w tym produkcie, byłby on znacznie lepszy. Raczej już nie spróbuję takiej produkcji na bazie syropów cukrowych. Być może w lepszych miodowo latach popróbuję zrobić ziołomiód na miodzie.
2014 ogólnie nie rozpieszczał pszczelarzy w moim rejonie. Dochodziły do mnie słuchy, że starzy, doświadczeni pszczelarze nie pamiętają tak złego sezonu. Praktycznie, kto nie wziął miodu w okresie rzepaku (a tym zbiorom na pewno daleko było do rekordowych) później już miodu nie brał. Wielu pszczelarzy musiało pszczoły karmić. Ja praktycznie pierwsze pół sezonu musiałem moim młodszym rodzinom co parę dni dawać trochę ciasta. Pomimo tego nic nie dozbierały i cały czas w ulach było sucho. Jdynie parę większych rodzin utrzymywało skromny "żelazny zapas". Po lipie uznałem, że same nie dadzą rady zebrać na zimę i zdecydowałem się podkarmić syropem. Co parę dni dawałem odkładom po słoiku - bardziej liczyłem, że wykorzystają to na rozwój niż odłożą coś do zimy. Zostawiłem tylko kilka najlepszych rodzin bez dokarmiania. Liczę, że zbiorą sobie zapas zimowy z nawłoci, a może i uda się im ukraść parę słoików miodu na przeczekanie do przyszłego sezonu. Jeśli nie, trzeba będzie miód kupić... Za parę dni planuję zajrzeć do uli, żeby ocenić jak idzie rodzinom dokarmianym i niedokarmianym. Wtedy ocenię co robić dalej. Na szczęście na jednym z pasieczysk nawłoci nie brakuje. Za płotem mam 40 arów, a za drogą dalsze ok. pół hektara. Liczę, że w promieniu 100 - 150 metrów od uli jest około 2 hektary tej rośliny. Na drugiej pasiece jest niestety znacznie gorzej - nawłoć bywa tylko gdzieniegdzie. Ponieważ sierpień jest zimny, wietrzny i co chwilę leje, tym drugim pewnie nie uda im się zebrać zapasów na zimę.
Ostatecznie rok 2014, jako rok rozwoju pasieki, oceniam nie najgorzej. Jako rok produkcyjny była to kompletna klapa (myślę że po połowie z mojej winy jak i z winy pogody). Najważniejsze dla mnie jest jednak to, że większość rodzin będzie zimować na gniazdach, które składają się z odbudowanych w tym roku plastrów na pustych ramkach. Niestety odkłady nie dały rady odbudować pełnego gniazda i po bokach jako ramki osłonowe ułożyłem te na węzie 5.4. Rodziny jednak w większości wyglądają na zdrowe, co napawa mnie optymizmem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz