poniedziałek, 28 września 2020

Podsumowanie kolejnego sezonu

Sezon letni 2020 w zasadzie uznaję za zamknięty. Sześć z siedmiu moich pasieczysk jest już zakarmionych i "zamkniętych" przed zimą. Dla nich było to wcześniej niż co roku. Zawsze staram się zakończyć sezon według tzw. starej szkoły, czyli do 10 września. Nigdy mi się nie udało. Zakarmienia zawsze mi się przeciągały i najczęściej ostatni przegląd polegający na zastąpieniu podkarmiaczek ramkowych zatworami (ewentualnie odsunięcie ramki za wsadzany zatwór) wykonywałem w ostatnim tygodniu września. W tym roku pierwsze z pasieczysk (T) "załatwiłem" do bodaj 12 września, kolejnych 5 do 22 września. Zostało mi najdalsze i najtrudniejsze logistycznie czyli... to pod domem (KM), gdzie mam parę kroków i mogę teoretycznie wyjść do niego w każdej chwili. Ostatni przegląd wykonam tu chyba już w październiku, bo w nadchodzącym tygodniu mają być deszcze, a na kolejny weekend zapowiada się dobra pogoda. To pasieczysko zawsze zostawiałem na koniec - zawsze mogłem użyć tu pozostałego syropu cukrowego, czy domieszać na bieżąco. Więc te rodziny były przeglądane po objeździe wszystkich innych miejsc. Ponieważ w lecie teoretycznie był tu jakiś bardzo drobny pożytek rozwojowy (było tu najlepiej, albo raczej najmniej źle z pokarmem), to odpuszczałem trochę letnie karmienie. A ponieważ na innych miejscach najwidoczniej na koniec lata względnie dopisała nawłoć (pyłek był od początku, a nektar od końca sierpnia), to pszczoły tam szybko się dokarmiły i niektóre rodziny dolały miodu "do pełna". Na pasiece domowej natomiast "zaniedbane" karmienie i brak nawłoci spowodowały, że pszczoły były opóźnione w budowaniu zapasów zimowych przynajmniej o jedną dawkę. To nie tak dużo znowu, ale i tak wystarczyło, żeby wszystko przeciągnęło się do października. Pszczoły pod domem - jako grupa - są też chyba najsłabsze. Zawsze dzieje się tak w moim "centrum sterowania pasieką", gdzie by ono nie było w danym sezonie. Tam gdzie ustanawiam sobie takie centrum dzielę pszczoły najmocniej, najwięcej wykonuję różnych zabiegów hodowlanych, więc i pszczoły mają ze mną najtrudniej. Tam też mam najwięcej "mikrusów", albo "składaków", w których trudno ocenić w ogóle jaki czynnik zaważy na przetrwaniu lub śmierci rodziny. Jak bowiem porównać rodzinę utworzoną w maju z 2-3 ramek pszczół i matecznikiem ratunkowym/rojowym do rodziny, którą utworzono z jakąś "dodatkową" matką na bazie jakiegoś nalotu, a potem na przestrzeni lata jedno- czy dwukrotnie zasilono ramką czerwiu z innych rodzin? A tym bardziej gdy na przykład na końcu lata nastąpiła jeszcze cicha wymiana... Te przypadki są przecież nieporównywalne. Jeżeli w pierwszym przypadku rodzina przeżyje lub umrze może to być jakiś czynnik genetyczny. Ot, "linia" ta może mieć lub nie ma żadnych zdolności do radzenia sobie z roztoczami. Pszczoły wywodzą się z jednej genetyki i jednej rodziny i miały cały sezon, żeby się sobą zajmować lub całkowicie walkę z roztoczami zaniedbać. Jeżeli w drugim przypadku rodzina przeżyje lub umrze może to być wynikiem wielu przyczyn lub "zasługi" takiego czy innego zabiegu lub tej czy innej genetyki, z której "składa się składak". A u mnie na pasiece są takie i takie przypadki. Rodziny łączy jedno: żadna z nich nie jest leczona, czyli cała populacja składa się z pszczół, której chemia nie tyka. 

Wydaje się, że najlepiej rodziny mają się zaś tam, gdzie po prostu zawożę utworzone mikrusy w miarę wcześnie w sezonie, a potem tylko doglądam i ewentualnie dokarmiam (pasieka T, pasieka B). Nic nie zasilam, nie przekładam, nie mieszam, nie stosuję nalotów itp itd. Rodziny idą własnym rytmem choć wywodzą się często z nienaturalnie małych odkładów (z tym, że utworzone są wcześnie w sezonie, mają zapewnioną woszczynę, a w porach głodu syrop cukrowy).

Na początek parę uwag ogólnych.

Jak co roku nie wykonałem mojego planu. Choć udało mi się odbudować liczebność (a nawet i trochę rodzin rozdać), to niestety inne warunki kuleją. Nie było mitycznego 1 kg miodu z ula, nie było samozakarmienia do zimy. 

Do zimowli idzie ponad 40 rodzin, czyli liczba podobna jak w poprzednim roku. 

Do całorocznego karmienia (a więc nie tylko na zimę) poszło, jak w poprzednich latach, średnio po około 10 kg cukru na rodzinę idącą do zimy na moich pasieczyskach - tj. 390 lub 400 kg cukru + około 20 kg ciasta. Oczywiście doszedł do tego też pokarm z zeszłego roku pozostały z zimowli. Liczby te dotyczą karmienia, które wykonywałem regularnie od końca czerwca (i pojedynczych dawek wcześniej), aż do września. Część z tego cukru (pewnie łącznie z 20 - 30 kg?) dostały też rodziny, których nie ma u mnie na pasiece, bo pojechały do innych w prezencie. 

Rzecz jasna i w tym roku nie wykonywałem żadnych zabiegów zwalczających roztocza.

Na moje oko, jak i dziurawą pamięć, rodziny idą do zimy słabsze (powiedziałbym, że średnio o ramkę) niż zeszłoroczne. W tym roku nie mam żadnych rodzin, które uważałbym za silne. Wszystkie albo osłabły w lecie (tych było ze dwie - czy to zły znak?), albo zostały podzielone w czasie sezonu "do dna". Mam więc same odkłady. Mniejsze i większe. Ale odkłady. 

Stan zdrowia jest - powiedziałbym - podobny jak w zeszłym roku, czyli względnie zadowalający. Kto wie, może nawet jest lepszy niż zeszłoroczny? Trudno mi to ocenić. W zeszłym roku, na około 40 rodzin, 30 uważałem za ładne, bardzo ładne lub wyjątkowo ładne. Pomimo tego śmiertelność miałem na poziomie aż około 60 procent (co zważywszy na różne doniesienia nie wydaje się z perspektywy aż tak złą liczbą). W tym roku także tylko kilka rodzin uznaję - z różnych powodów - za problematyczne. Jest to więc liczba taka sama czy mniejsza niż zeszłoroczna. Ale z kolei, jak już wspomniałem, pszczoły są słabsze. W przypadku paru odkładów wydaje mi się, że siła powinna być ciut większa - ale to nie jest takie osłabienie jakie obserwowałem w zeszłym roku (kilka rodzin - które potem umarły - były z początkiem sierpnia przykładowo na 8 - 9 ramkach WP, a we wrześniu zajmowały 30 - 40 % mniej, choć nie miały żadnych innych oznak choroby). Ot, mam wrażenie, że powinno być o pół ramki czy o ramkę więcej pszczół w odkładzie, który obsiada 6 czy 7 ramek. Tylko tyle i aż tyle. Czy takie "wydaje mi się" lub "mam wrażenie" świadczy o tym, że pszczoły słabną z powodów chorobowych, czy też, no właśnie, "wydaje mi się"? Nie wiem. Co do zasady, mniejsza siła w tym roku wynika z mniejszego stanu liczebnego wiosną, a równie licznych podziałów (czy raczej liczniejszych, bo w końcu z mniejszej liczby rodzin utworzyłem podobną do zeszłorocznej liczbę odkładów w ciągu sezonu). Kilka odkładów przez sezon rozwijało się pięknie, ale są i takie, które rozwinęły się do pewnego poziomu, a potem stanęły i stały.

Podobnie jak w wielu latach poprzednich nie użyłem pół grama węzy. Raczej nie mam już żadnych problemów z gospodarką bezwęzową, bo nauczyliśmy się z pszczołami korzystać z tego dobrodziejstwa - poza drobiazgami. W jednym ulu pszczoły skleiły plaster, a w jednym się oberwał przed zimą. Ot, wszystkie problemy. Ramki WP trzeba drutować lub "patyczkować", żeby był z tym spokój, a do mostków czy "przenikania" plastrów po prostu trzeba przywyknąć i okresowo to przeciąć. 

Co do miodu... W tym roku "udało mi się" pszczołom ukraść AŻ około 2,5 litra miodu z 1 rodziny. Cóż, rok był wyjątkowo trudny, co potwierdza wielu pszczelarzy. Ale w mojej pasiece rok był trochę podobny do innych. Ewidentnie było miodu mniej, ale niewiele to zmieniło w mojej rzeczywistości. Ot, w ciągu "miodowego czasu" pszczoły miały z reguły większy zapas niż w tym roku, a te które mogły mieć po 3 - 4 ramki nadmiaru po prostu ich nie miały. Czy można było pozyskać miodu więcej? Według mnie, teoretycznie mówiąc, udałoby się go pozyskać gdybym miał wiosną silne rodziny na pasiece KM (tu było najlepiej wiosną i stąd właśnie pochodziło te 2,5 litra) - była tam jednak tylko jedna i to, z produkcyjnego punktu widzenia, raczej średnia niż silna (z linii K1, przewieziona z pasieki K). Poza tym pewnie gdyby udało się zbudować i/lub utrzymać siłę na kilku pasiekach (T, B, R2) można było pokusić się o trochę miodu nawłociowego. Na koniec sezonu jednak nie było wystarczającej siły, a odkłady były mocno podlewane cukrem całe lato. 



pasieczyska

Spróbuję trochę przeanalizować poszczególne miejsca i na ile pozwala mi pamięć odnieść się do tego co gdzie stoi i w jakiej jest kondycji. 


Pasieka T - 4 rodziny.

Tam wiosną chyba w śmierci pszczół "pomogły" mrówki. Ponieważ to miejsce wydaje się mieć potencjał dałem mu kolejną (i chyba ostatnią) szansę. Na trawę wyłożyłem geowłókninę, mrówki najpierw obsypałem cynamonem (nie pomogło), potem wysmarowałem towotem nóżki stojaków (trochę pomogło), a na koniec bezpośrednio pod dennice podłożyłem listewki wysmarowane starym olejem. Wówczas już mrówek nie było, ale i sezon zmierzał do końca i ogólnie ich aktywność się zmniejszała. Jeżeli pszczoły przeżyją zimę, ale potem znów zobaczę chodzące masowo po ulach mrówki i zastanę puste ule, niestety pasieka pójdzie do likwidacji. 

A pszczoły? 2 mają się wyjątkowo dobrze (linia K1 - młoda matka 2020 [m2020] i victoria - m2020), zalane miodem (zmieszanym z syropem) prawie do ostatniej komórki. To wcale nie uznaję za korzystne. Ot, "tak wyszło". Trzecia rodzina, z linii L1 (m2019), ma się średnio - a raczej na koniec sezonu całkiem ok, ale przez lato coś ją chyba dręczyło i wymagała zasilenia. Czwarta to przedwojenna - matka bodaj też z 2019 (m2019) - ma się względnie dobrze. 


Pasieka R2 - 2 rodziny (zaraz obok stoi 8 rodzin znajomego)

mają się, na moje oko, wyjątkowo dobrze. Są to 2 odkłady z linii R2-3 utworzone jako mikruski z matecznikami rojowymi (czyli m2020). Rodzinki te można zobaczyć na filmach na moim kanale YT.


Pasieka Las1 - 4 rodziny w tym 3 w Projekcie Fort Knox.

Mam tu:

- przepiękną rodzinę GMz(FK) - m2019 [o ile przetrwa, w przyszłym roku będę próbował tą genetykę namnożyć w mojej "prywatnej" pasiece]; 

- całkiem zgrabną L1(FK) - m2020, 

- dosyć średnią i chyba z problemami, w ulu WP: B5(FK) (mój przetrwalnik) - wydaje mi się, że matka z 2018 (m2018). Obawiam się, że po kilku latach to może być koniec tej rodziny...

- spoza fortu całkiem ładny odkład, choć coś nie szło mu zakarmienie się, z linii R2-3 m2020 (matecznik rojowy). 


Pasieka Las2 - 5 rodzin

W lecie rodzina, która - jak mi się wydaje - wywodziła się od matki 16'tki umieszczonej w "sztucznej barci", wyroiła się. Co dziwne była w sile może pełnego korpusu 18'tki, może trochę większej. Dzięki temu zrobiłem z niej 3 odkłady z matecznikami rojowymi. Trzy siostry 16'tki (m2020) mają się nieźle, a siła jest adekwatna do tej w jakiej były utworzone - czyli macierzak jest najsilniejszy, a dwa utworzone odkłady w zgrabnej, choć mniejszej, sile. Nie mają żadnych oznak chorobowych. Stan zdrowotny wszystkich oceniam na bardzo dobry. Wszystkie trzy matki są pomarańczowe i takie też jej córki robotnice (u mnie w pasiece dominują raczej pszczoły ciemne). Oprócz tego mam tu rodzinę z linii victoria (po cichej wymianie matki zeszłorocznej, m2020) i rodzinę-quasi-macierzak z jakiejś-tam genetyki, której nie pomnę, a która przetrwała do tego roku, ale straciła wiosną matkę i długo nie mogła wychować młodej, potem znów młoda matka się straciła i wychowała się na nowo (m2020). Ta rodzina więc cały rok miała jakieś tam "przygody" i długo nie mogła się ustabilizować. Na koniec sezonu jej stan wizualny jest jednak bardzo dobry - nie ma oznak chorób, a - jak na te perypetie i fakt, że pół sezonu nie było tam czerwiu - jest w sile całkiem zgrabnego odkładu.


Pasieka K - 6 rodzin

Mam tu między innymi odkład ze "starą" matką linii przedwojennej (pewny nie jestem, ale chyba matka z 2018 - m2018). Rodzina cały sezon słabo rosła. Może to kwestia starszej już matki ratunkowej, a może, co bardziej prawdopodobne, ma jakieś problemy zdrowotne? Jest tu też jej tegoroczna córka (m2020) - ta ma się lepiej, miała względnie ładny rozwój w sezonie. Obie rodziny przedwojenne są w ulach WP ocieplonych ze standardowym wylotkiem na dole. Poza tym stoi tu rodzina na bazie pszczół K1, która po różnych "przygodach" (takich jak wywrócenie przeze mnie ula, w wyniku czego matka poniosła śmierć na miejscu...) dostała młodą matkę z cichej wymiany z linii victoria (m2020). Jest tu też rodzina utworzona z pakietu z zeszłoroczną matką rojową K1 (m2019) oraz podobny pakiet ze starą matką R2-3 przewieziony z pasieki R2 - nie pamiętam czy ta matka pochodzi z 2018 czy 19 roku... - ta rodzina ma się najlepiej na całym pasieczysku. Po osadzeniu pakietu miała piękny rozwój, żadnych oznak chorób, jest mocno podlana pokarmem. Ostatnią rodziną na tej pasiece jest złapany tegoroczny rój, który być może pochodzi z pasieki mojego znajomego pszczelarza, trzymającego pszczoły obok moich na pasiece R2. Rój był dość niewielki to i rodzina nie grzeszy siłą. Ta ostatnia rodzina to jedyna "obca" wprowadzona przeze mnie do mojej pasieki w tym roku. Wszystkie inne wywodzą się z moich pszczół. 


Pasieka B - 7 rodzin

Na tej pasiece z bodaj także 7 rodzin ostatecznie przetrwała tylko jedna mizerna rodzina (w 2 uliczkach na wielkości dłoni) z linii B2  (m2019). Ta rodzina cały rok rozwijała się z pewnymi kłopotami. Siła nie jest bardzo zła, ale to wciąż najsłabsza tam rodzina. Ciekawe czy przetrwa. 

Są tam też:

- "uratowana" przeze mnie rodzina z matką R2-1 (silnie propolisująca). "Rodzinkę" tą, o ile można tak ją nazwać, bo zimę przetrwało pewnie 100 pszczół i matka (m2019), na przedwiośniu wnosiłem do domu na każdą noc i wynosiłem w ciepłe dni. Pięknie ruszyła i dziś jest gęsto na 7 ramkach. O ile w sezonie lepiej propolisowały rodziny z linii R2-3, o tyle na ostatnim przeglądzie znów ujawnił się jej silnie propolisujący charakter i ramki były zalane kitem. 

- pakiet z matką rojową K1 (m2019) - w pięknej sile i pięknym stanie.

- bodaj 3 odkłady z genetyki R2-3 - wszystkie wizualnie w dobrym zdrowiu i rozsądnej sile (m2020)

- o ile mnie w tej chwili pamięć nie myli (a w razie czego jest opisany ul), to siódmą i ostatnią rodziną a pasiece B jest rodzina z eksperymentalnego kwietniowego wychowu linii K1. Ma się dobrze.

Rodziny na pasiece B jako grupa są chyba w najlepszym stanie i kondycji. Jak wszędzie w tym roku są to oczywiście tylko odkłady. Niemniej jednak sytuacja tam - poza jedyną rodziną B2 - jest w zasadzie bezproblemowa. Rodziny najładniej się tam rozwijały, są w bardzo rozsądnej sile, ładnie zalane miodem i nie pokazują żadnych objawów chorób czy słabnięcia. W zeszłym roku jednak rodziny na pasiece B też chyba były najładniejsze jako grupa, a skończyło się to nieciekawie... "winiłem" za to budowę po sąsiedzku, ale czy była ona winna? Kto to wie. 



I wreszcie domowa pasieka KM - 15 rodzin

Tu rodzin miało być około 12 lub 13, ale... jakoś tak wyszło. 9 z nich jest "na pasiece", a 6 rozstawionych jest na całej działce w odstępach kilkudziesięciu metrów od siebie. Oprócz moich rodzin są tu dwie rodziny utworzone dla Łukasza w jego ulach (dadantach na ramce 18,5 cm), które jednak w tym sezonie do niego nie pojechały. Obydwie mają się bardzo ładnie - siła zacnego odkładu i zero widocznych problemów (linia K1 matka rojowa i R2-3 ratunkowa, m2020). Obydwie te rodziny czeka jeszcze podłożenie "pierścienia" drewnianego między dennicę i korpus, aby utworzyć poduszkę powietrzną pod korpusem. 

A ponadto (na pasiece):

- L1 (m2020) - średni odkład, ale raczej w porządku.

- przedwojenna (m2020) - utworzony niewielki odkład z racjonalnym rozwojem.

- "ktotamwieco" (m2020) - "składak" z genetyki, której nie pomnę - nie mogę wykluczyć, że L1

- B5(przetrwalnik) (m2020) - matka, która w wyniku różnych perypetii, problemów z unasiennianiem w różnych odkładach, trafiła do tegoż odkładu z genetyki mojego przetrwalnika przekazanego do fortu. Rodzina rozwijała się w miarę poprawnie, ale jednak mam poczucie, że coś było nie tak. Czy sobie poradzi?

- K1 m2020 z matecznika rojowego - o ile pamiętam, jest to macierzak po K1 przewieziony z pasieki K. Powiedziałbym, że rodzina osłabła w lecie w czasie dziury pożytkowej (wstrzymała się w rozwoju), ale potem jakby "odbiła". obecnie jest w sile rozsądnego odkładu. Jedna z 2 rodzin zimowanych przeze mnie w układzie na dwóch korpusach, w których w obu są ramki z woszczyną [zimuję większość rodzin na 2 korpusach z ramkami jedynie w górnym korpusie, nierzadko dobudowanymi przez pszczoły w dół pustego piętra].

- (chyba)B5(m2020) - pewny nie jestem, ale chyba to kolejna z tych, które pozostały mi z jakichś mateczników zabranych do moich pszczół w czasie wychowu matek fortowych. W tym przypadku na pewno młoda matka "wymieniła się" następnie po cichu. A więc to kolejne tegoroczne pokolenie. Odkład mizernej siły, ale nie pokazujący problemów chorobowych. 

- (chyba) R2-3 (m2020) - odkład z problemami. Wydaje mi się, że tu może być coś nie tak. Pszczoły słabo brały syrop, topiły się w podkarmiaczce. 

(poza pasieką - rozstawione)

- przedwojenna (m2020) w ulu WP - odkład pięknie ruszył z początku, potem zahamował i chyba miał trochę problemów z barciakiem. 

- K1 (m2020) w ulu WP - tu czerwi jedyna matka, którą udało mi się wychować w wyniku moich prób z przekładaniem larw. Rozwój chyba mógłby być lepszy... Rodzina utworzona na bazie odkładu z matecznikiem przedwojennej, z której matka poszła potem dla innego pszczelarza (i o ile wiem nie przyjęła się...). 

- przedwojenna (m2020) - zgrabny choć niezbyt wielki odkład - cały rok rozwijał się powoli acz konsekwentnie - jestem dobrej myśli. 

- R2-2 (m2020) - jedyna rodzina z linii R2-2 - stara matka straciła się wiosną i pszczoły założyły mateczniki ratunkowe. Rozsądny odkład, który wiosną wyhamował z powodu braku matki, ale późne lato wykorzystał na rozwój.

- R2-3 m2020 (macierzak przywieziony z R2) - tu może być różnie, bo w lecie w ramce z tej rodziny pojawiło się bardzo dużo bezskrzydłych pszczół. Wówczas rodzina trochę osłabła (a ja rozdzieliłem ją też dla innej matki z tej linii - to właśnie ten "odkład z problemami" na pasiece). Czy rodzina z tego wyszła i czy przerwa w czerwieniu jej pomogła? Jak zawsze zima udzieli odpowiedzi na to pytanie. 

- K1 (m2020) - solidny odkład, stojący na miejscu macierzaka - w maju w macierzaku zastałem nastrój rojowy, więc pakiet ze starą matką pojechał na pasiekę B, a rodzina została rozdzielona na odkłady z matecznikami rojowymi. Matka w macierzaku nie dała rady się prawidłowo unasiennić - trochę czerwiła, a pszczoły zakładały na nielicznych jajach mateczniki. Ostatecznie na to miejsce trafił jeden z odkładów gdzie matce udało się dobrze unasiennić - nastąpiła więc zamiana miejsc, ale na pszczoły z tej samej genetyki i z siostrzaną matką. 


Jak zawsze wiele nie pamiętam. Bo to dla mnie nie ma wielkiego znaczenia. Od jakiegoś czasu staram się coś notować na daszkach, ale naprawdę nie uważam tego za istotne i czasem tego pilnuję, a czasem odpuszczam i potem zapominam co jest co. Uważam po prostu, że jeżeli coś przeżywa i jest w dobrym zdrowiu, to warte jest namnożenia, jeżeli natomiast przeżywa, ale ma się słabo warte jest pozostawienia i obserwowania. Jedyne co staram się zawsze pamiętać to miejsca ustawienia "nowej" genetyki dla pasieki. Tak jak w 2018 pilnowałem Victorii, a w tym roku pilnowałem złapanego roju. Te bowiem rodzinki idą na swoistą kwarantannę - nie są mocno namnażane, nawet jak mają się nieźle, dopóki linie nie przetrwają co najmniej 2 pełnych lat bez leczenia [celowo piszę "linie", a nie "rodziny", bo też przy tak dużych podziałach trudno mówić o ciągłości rodzin - dlatego piszę o ciągłości linii]. A spisuję to wszystko tak naprawdę nie dlatego, żebym uważał, że to kogoś interesuje. Tego typu podsumowania raczej należą do najnudniejszych postów. Po prostu chcę utrwalić parę drobiazgów, abym po zimie mógł tu ponownie zajrzeć i odświeżyć sobie zawodną pamięć. Jak widać z zestawienia mocno dominują matki młode, tegoroczne. W tym roku udało mi się też wykorzystać bardzo wiele mateczników rojowych (w nastrój wpadła R2-3, siostry K1 i 16). Choć nie zabijam matek z zasady, to tak naprawdę mam bardzo nieliczne matki starsze niż tegoroczne - wiele z tych matek bowiem w słabych przezimowanych rodzinach straciło się w czasie wiosny lub w ciągu sezonu i/lub wymieniło "po cichu". 

W mojej pasiece przygotowałem więc do zimy 43 rodziny (41 "moich" + 2 w dadantach). 10 z nich to genetyka R2-3, 8 to linia K1 (przy czym obie wg mojej pamięci wywodzą się prawdopodobnie z "16'tki") i 6 pochodzi z linii przedwojennej. Reszta to pojedyncze rodzinki, które też, poza linią L1 i Victorią mają swój rodowód bądź to w 16'tce, bądź w moim przetrwalniku. Jak już wspominałem, nie pilnowałem tego i dalej pilnować będę bez nadmiernej skrupulatności. 

Jako ciekawostkę dodam też, że pszczoły z linii L1 praktycznie w ogóle nie propolisują, K1 i przedwojenne robią to raczej oszczędnie i "w normie", a R2-3 kitują dość mocno. Oczywiście najlepiej idzie to rodzinie R2-1 - ponownie liczę więc na jej przetrwanie, tym razem w dobrym zdrowiu i mocniejsze namnożenie w przyszłym roku. 


Czekam na wiosnę. Oby była łaskawsza niż tegoroczna. 

poniedziałek, 7 września 2020

Ogólnopolski plan selekcji pszczół odpornych na dręcza pszczelego - część 6 (ostatnia)

Na zewnątrz deszcz... Chyba tylko dlatego mam czas na wrzucenie na blog szóstej - i ostatniej już - części artykułu p.t. "Ogólnopolski plan selekcji pszczół odpornych na dręcza pszczelego". Tekst publikowany był we wrześniowym numerze miesięcznika "Pszczelarstwo". W tej części podsumowanie i zebranych parę rad dla pszczelarzy, którzy chcieliby działać w kierunku przystosowania pszczół do obecności dręcza pszczelego. Zapraszam do lektury.

część 1
część 2
część 3
część 4
część 5

Ogólnopolski plan selekcji pszczół odpornych na dręcza pszczelego - część 6 (ostatnia)

Podsumowanie

Ani roztocze, ani patogeny „nie powiedziały” jeszcze ostatniego słowa. Cały czas będą podlegać zmianom w kierunku coraz lepszego przystosowania do swojego środowiska. Jeżeli będziemy je zwalczać nieustannie, będą stale „uczyły się” unikania naszych kuracji, bądź wykształcą oporność. Chyba nikt nie wierzy, że uda nam się unicestwić roztocze, czy bakterie i wirusy chorobotwórcze? Jeżeli pszczoły nie będą przystosowane do pasożytów i patogenów i nie będą sobie umiały z nimi radzić, to z chwilą, kiedy z jakiegokolwiek powodu przestaniemy się nimi „opiekować”, one po prostu zginą. Oczywiście nie wszystkie, ale możemy wówczas stracić część naszych pasiek, tak jak zresztą okresowo dzieje się to już teraz. Zwrócę też uwagę na częsty scenariusz. Pszczelarze sprowadzają do swoich pasiek reproduktorki, oparte na „genetyce” nierzadko z Turcji, Macedonii czy nawet Afryki. Te reproduktorki utrzymywane są przy życiu przez trzy, cztery lata. W tym czasie powielane są tysiącami. Dlatego, że są produktywne, łagodne, nierojliwe, ale wcale nie dlatego, że są dobrze przystosowane do naszego klimatu czy patogenów, czy też radzą sobie dobrze z dręczem. To my załatwiamy te problemy za nie. Te pszczoły i ich potomkinie „sieją” trutniami przez lata, zmieniając całą populację i „rozwadniając” jej przystosowania. Dzieje się tak zresztą często ku uciesze pszczelarzy, bo pszczoły stają się łagodniejsze i rozwijają się dynamiczniej, a przez to są bardziej produktywne. Wymagają jednak coraz większej i większej troski z naszej strony (między innymi przez taki mechanizm jest dziś problemem „wyhamowanie” matek w czerwieniu). Dodatkowo, z każdym zabiegiem wywieramy presję na patogeny i dręcza pszczelego, a one stają się coraz odporniejsze na stosowane kuracje. W czasie, gdy ewolucja patogenów cały czas biegnie naprzód, ewolucja pszczół przez całe lata „stoi w miejscu”. Przecież stale produkujemy córki tych samych, niezaadaptowanych lokalnie pszczół. Nic dziwnego, że owady przestały sobie radzić z chorobami. A pszczelarze, w mojej ocenie, bezrefleksyjnie powtarzają, że „nie ma złych pszczół, są tylko źli pszczelarze”. W zasadzie zgadzam się z tym zdaniem, jednak rozumiem je inaczej niż większość pszczelarzy.

Minimalizowanie zabiegów „chemicznych” jest cenne samo w sobie z różnych powodów, jednak w niewielki sposób „posuwa” nas do przodu w selekcji. Jeżeli nie będziemy rozmnażać tylko tych pszczół, które nie potrzebują zabiegów lub potrzebują ich niewiele, nie zrobimy kroku w przód. Zrozumiał to choćby Wołodymyr Małychyn (Ukraina) – jeden z gorących zwolenników tzw. izolatorów Chmary. Stosuje je w swojej gospodarce pasiecznej. Pozwala mu to skuteczniej walczyć z roztoczem i minimalizować użycie „chemii”. Jednak swoją selekcję chce prowadzić w kłodach na pszczołach z rzadka doglądanych i poddanych selekcji naturalnej (Wołodymyr Małychyn „Pszczelarstwo – powrót do natury. Praktyczne zastosowanie izolatora Petra Chmary”, wyd. Sądecki Bartnik, 2014, str. 90). To powinien być właśnie nasz kierunek!!! Powinniśmy prowadzić gospodarkę pasieczną w sposób możliwie najmniej szkodliwy dla pszczół, bazując na pszczołach, które są samodzielne i same załatwiają większość swoich problemów.
Kirk Webster podczas wykładu – fot. E. Österlund

W artykule przytoczyłem jedynie kilka z bardzo wielu pomysłów, które możemy wdrożyć w naszych pasiekach. Możemy je łączyć i brać z nich, co uważamy za najlepsze. Ważne jest natomiast, żebyśmy rozmnażali te pszczoły, które „znalazły” swój sposób na roztocze. Nie uda nam się zrobić kroku w przód, jeśli wszyscy będziemy przeciwdziałać rozwiązaniu, uznając, że najważniejszy jest dla nas tylko miód i wygoda pracy, a na choroby są lekarstwa. Leki powinny być nie pierwszym, a ostatnim rozwiązaniem, po jakie sięgamy. Uważam, że każdy pszczelarz nie tylko może, ale powinien systematycznie dążyć do eliminacji tych linii pszczół, które pozwalają na niekontrolowany rozrost populacji roztocza. Możemy poradzić sobie z tym problemem, ale tylko wspólnym wysiłkiem całego środowiska pszczelarskiego, a przynajmniej znacznej jego części. Każdy jednak powinien zacząć na swoim podwórku, a nie przekonywać sam siebie, że i tak nie ma wpływu na otoczenie.

Liczne przykłady z całego świata są dowodem, że można prowadzić pasieki zawodowe oparte o selekcję naturalną bądź stałą selekcję sprzyjającą wypracowaniu odporności pszczół. Możemy iść za przykładem pszczelarzy z Republiki Południowej Afryki, Ameryki Południowej, czy Walii. Tam środowiska pszczelarskie zdecydowały się nie leczyć pszczół i dziś mogą cieszyć się dobrymi wynikami ekonomicznymi, a straty w pasiekach w których nie leczy się warrozy, nie są większe niż w tych, w których stosuje się substancje chemiczne. Pszczelarze zawodowi, którzy nie mogą sobie pozwolić na zmniejszenie zysków, mogą pójść drogą Randy'ego Olivera, czy Erika Österlunda, jeżeli uznają za niewłaściwe metody Kirka Webstera, Sama Comforta czy Dee Lusby. Ci, którzy mają kilka pni w ogródku, mogą przyczynić się do poprawy sytuacji, dokonywać właściwych wyborów przy kupnie matek pszczelich. Najlepiej by było, gdyby pszczelarze rozmnażali pszczoły z własnej pasieki, które po prostu mają mniej roztoczy. Każdy przy tym może stosować dokładnie te same „narzędzia”, z których korzystał do tej pory. Wszyscy musimy przyjąć za priorytet selekcję w kierunku zwiększenia odporności na roztocza oraz tolerancji pszczół na negatywne skutki jego obecności. Jeżeli nawet pszczoły straciłyby część swych cech korzystnych gospodarczo, to historia pokazuje, że o wiele łatwiej odzyskać je, niż wypracować odporność na dręcza.

Od lat studiuję zagadnienie pszczół odpornych na roztocze i rozważam wady i zalety różnych metod, snując w myślach plany i scenariusze. Prowadzę własny projekt selekcyjny i współpracuję z osobami, które myślą podobnie. Stwierdzam, bez chwili wahania, że gdyby środowisko pszczelarskie przyjęło odporność na dręcza jako swój priorytet, już po kilku latach zauważylibyśmy pozytywne zmiany, a problem warrozy zostałby całkowicie rozwiązany w ciągu dwóch, maksymalnie trzech dekad. Zapewne można próbować opracować „ogólnopolski plan selekcji pszczół odpornych”, ale tak naprawdę konkretny projekt musi wykorzystywać miejscowy potencjał poszczególnych pszczelarzy. Od dawna mamy struktury, które można wykorzystać, tworząc przedsięwzięcia selekcyjne, mam na myśli koła pszczelarskie. Każde z nich posiada ogromny potencjał selekcyjny. Erik Österlund pokazał nam, jak można go wykorzystać. Jestem przekonany, że w każdym z lokalnych zrzeszeń znaleźliby się pszczelarze, którzy badają stopień porażenia rodzin i mieliby potencjał do prowadzenia selekcji. Ci natomiast, którzy nie mają ku temu wystarczającej wiedzy, cierpliwości czy serca, mogliby po prostu prowadzić pasieki tak, jak do tej pory, przy wykorzystaniu „genetyki” wypracowanej przez sąsiadów w toku selekcji, nasycając teren coraz bardziej odpornymi pszczołami. Całe środowisko mogłoby też rozwijać „genetykę” pochodzącą z pasiek tych pszczelarzy, którzy zdecydowali się swoje projekty oprzeć na selekcji naturalnej. To naprawdę jest proste.

Na zakończenie kilka rad dla pszczelarzy, którzy chcieliby w swoich pasiekach sprzyjać wypracowaniu odporności na roztocza.
Kószki według badań i obserwacji (np. Torbena Schiffera, ale i wielu innych pszczelarzy) 
stanowią doskonałe siedlisko dla pszczół, pod wieloma względami zbliżone 
do naturalnie zajmowanych przez pszczół dziupli – gospodarka w kószkach nie jest, niestety, 
tak wydajna jak wnowoczesnym ulu.

1. Uznaj, że problem jest także Twój i czynnie działaj w kierunku rozwiązania. Nie patrz na innych, nie czekaj na hodowców, naukowców czy instytuty. Po prostu zajmij się swoimi pszczołami najlepiej, jak umiesz.
2. Lecz tylko wtedy, kiedy musisz (pszczoły dają objawy chorób, słabną, lub mają duże porażenie dręczem), a nie gdy wynika to z kalendarza. Pamiętaj, że każde leczenie to też selekcja patogenów na większą zjadliwość i niszczenie zdrowych ekosystemów uli, składających się z przyjaznych dla pszczół mikroorganizmów.
3. Staraj się z każdym sezonem ograniczyć liczbę i intensywność zabiegów.
4. Staraj się zmienić metody leczenia na te, które najmniej szkodzą pszczołom.
5. Przyjmij, że pewne straty pszczół są po prostu naturalne, bowiem nie ma nieśmiertelnych pszczół.
6. Ciesz się z żyjących pszczół, a nie z tego, że zabiłeś dręcza.
7. Bezpośrednio przekładaj badanie stopnia porażenia lub wyniki leczenia na dalszą selekcję pszczół na swojej pasiece. Jeżeli nie liczysz roztoczy, spróbuj w każdym roku ograniczać kuracje i rozmnażaj te owady, które przeżywają i cieszą się dobrym zdrowiem.
8. Zachowuj dużą, lokalnie przystosowaną bioróżnorodność na pasiece.
9. Trzymaj tylko lokalne pszczoły. Rozmnażaj te, które są najlepsze w Twojej pasiece. Pozyskuj je od sąsiadów albo kupuj matki od hodowców, którzy są najbliżej ciebie i sprzyjają selekcji pszczół odpornych na pasożyta.
10. Bądź uparty i stale dopytuj hodowców o pszczoły odporne na dręcza pszczelego. Jeżeli kupisz takie matki, wprowadzaj je obok swoich, a nie zamiast ich i obserwuj je.
11. Nie daj sobie wmówić, że „się nie da”. Sprawa jest trudna, ale nie beznadziejna. Obecnie, w wielu rejonach świata pszczoły nie wymagają leczenia przeciwko warrozie, a w wielu krajach rozwiniętych gospodarczo prowadzone są skuteczne komercyjne projekty oparte o pszczoły nieleczone lub same aktywnie ograniczające liczbę pasożyta przy minimalnych kuracjach. Masz swój wpływ na to, aby i u nas tak było.
12. Zorganizuj swoją pasiekę w sposób możliwie przyjazny dla pszczół.
13. Przystosuj swoje ule w taki sposób, aby były najbardziej przyjazne zarówno dla pszczół, jak i organizmów symbiotycznych (np. zaleszczotków) i zdrowych ekosystemów bakteryjnych.
14. Jeżeli nie możesz lub nie chcesz prowadzić selekcji na całej pasiece, wydziel do tego jej część (na jaką możesz sobie pozwolić) i wprowadzaj możliwie szeroko do pasieki produkcyjnej te pszczoły, które najlepiej radzą sobie z lokalnymi problemami, warrozą i najdłużej nie wymagają interwencji. Możliwie szeroko upowszechniaj te pszczoły w populacji.
15. Współpracuj w selekcji z innymi pszczelarzami z Twojej okolicy. Podejmij temat w swoim kole pszczelarskim i wspólnie zastanówcie się nad programem selekcyjnym. Nie każdy musi promować to samo rozwiązanie, ale ważne, żeby każde z nich przekładało się na systematyczne ograniczanie populacji dręcza przez same pszczoły.
16. Nie zabijaj matek pszczelich tworzących zdrowe rodziny z niskim porażeniem roztoczem tylko dlatego, że dały mniej miodu niż inne. Nie musisz intensywnie rozmnażać tych linii matecznych, ale pozwól im mieć dużo trutni.
17. Daj szansę tym pszczołom, które żyją bez Twojej pomocy, mimo że okresowo nie są produktywne. One nierzadko pokazują, co potrafią, gdy uporają się ze swoimi problemami.
18. Aktywnie wspieraj dziko żyjące populacje: niektórym rojom pozwól uciec, wieszaj skrzynki w lesie lub wynoś tam stare ule.
19. Przyjmij, że to projekt długotrwały. Przez prawie 40 lat z roku na rok sytuacja tylko się pogarszała. Działaj konsekwentnie i nie poddawaj się po drobnych niepowodzeniach.
20. Tylko wspólnie możemy „nasycić niebo” pszczołami odpornymi. Możemy to zrobić, ale to nie stanie się samo. To nasza wspólna sprawa.



Czynniki mogące mieć znaczenie dla przetrwania rodzin pszczoły miodnej w starciu z dręczem pszczelim (Varroa destructor):

- możliwie duże odizolowanie rodziny pszczelej od innych, zapobiegające błądzeniu i rabunkom (a tym samym przenoszeniu roztoczy);
- skrócenie okresu rozwoju rodziny pszczelej i wydłużenie okresu zimowej przerwy w czerwieniu (zmniejsza liczbę pokoleń roztoczy w ciągu sezonu);
- przerwa w czerwieniu w ciągu sezonu (wstrzymanie namnażania się dręcza);
- podział rodziny - wykonanie odkładów lub wyjście roju (zmniejsza liczbę pasożytów w rodzinie);
- lepsza praca strażniczek, małe wylotki w ulu, które są łatwiejsze do obrony przez strażniczki. Niektórzy pszczelarze twierdzą jednak, że wielkość wylotków w zasadzie nie ma znaczenia, gdyż pszczoły całkowicie dostosowują organizację pracy, w tym pilnowanie wylotka, do zajmowanego siedliska, a istotne są inne czynniki związane przede wszystkim ze stanem rodziny rabowanej;
- w pasiece należy trzymać pszczoły, które nie rabują i nie prowokują rabunków;
- brak skażenia środowiska ula pestycydami i produktami ich rozpadu (w tym tzw. „lekami” dla pszczół) powodującymi chroniczne zatrucia;
- skrócenie okresu wychowu czerwiu (skraca czas potrzebny na wychów roztoczy) na przykład przez wykorzystanie tzw. małej komórki (4.9 mm) czy regulowanie temperatury w gnieździe;
- trzymanie w ulach tylko naturalnych plastrów, pozbawionych zanieczyszczeń chemicznych. Naturalna komórka może też wpływać na biologiczną i anatomiczną równowagę pszczół;
- posiadanie pszczół „zgryzających” roztocze (tzw. grooming);
- otwieranie komórek z czerwiem zasklepionym (wstrzymuje rozmnażanie dręcza), a także odsklepianie i wynoszenie porażonego czerwiu poza ul (zachowania powiązane z tzw. VSH);
- chemiczne sposoby zaburzania płodności samic dręcza (poprzez wydzielane przez pszczoły hormony);
- środowisko ulowe niesprzyjające rozwojowi patogenów (np. odpowiednie pH, wilgotność, temperatura) ale wspierające obecność przyjaznych organizmów;
- biostatyczne środowisko ula (oddziaływanie propolisu czy miodu na patogeny);
- obecność symbiotycznych organizmów będących naturalnymi wrogami pasożytów pszczół (np. zaleszczotków książkowych);
- zdrowe tzw. „biofilmy” pszczół (ekosystemy bakteryjno-grzybicze wewnątrz pszczół i na nich) zapobiegające rozwojowi patogenów;
- obecność mało złośliwych szczepów patogenów;
- odporność pszczół na patogeny (wynikające z poprawnej odpowiedzi immunologicznej);
- obecność czerwiu trutowego w rodzinie (ukierunkowanie „ataku” roztoczy na trutnie powoduje, że pszczoły robotnice wypełniające istotne zadania w ulu pozostają w większym stopniu wolne od pasożytów). Z drugiej strony może to, niestety, przyczynić się do szybszego rozwoju pasożytów;
- naturalny i zróżnicowany pokarm (lepiej odżywione pszczoły są bardziej odporne na patogeny, karmienie sztucznym pokarmem lub wywożenie na monokultury może sprzyjać niedożywieniu).