niedziela, 19 maja 2024

Sezon rusza, a ja znikam

Sezon 2024 uważam oficjalnie za rozpoczęty i w zasadzie zakończony - no może poza zakarmieniem zimowym. Z drugiej strony część pszczelarzy uważa, że ta czynność należy już do kolejnego sezonu. W tym roku - jak już wiecie - z pszczołami miało być u mnie bardzo krucho. Okazało się jednak, że choć z moimi pszczołami jest bardzo źle (jeszcze gorzej niż było i niż być "miało"), to z pszczołami, które do zimowli przygotuję wcale nie jest aż tak źle, jakby się mogło wydawać. Wszystko za sprawą naszej współpracy.

W kwietniu, po lutowej wiośnie i marcowym lecie (o ile pamiętam tak to się układało), wróciła zima. A może to było w jeszcze w marcu? Ech, pamięć jest zawodna po 40'tce. Gdy pojechałem na leśną pasiekę Las3, gdzie po zimie zostały mi 2 mikro-rodzinki w "Forcie" czekał mnie srogi zawód. Obie rodzinki pozostawiły po sobie puste ule. Jest mi wyjątkowo szkoda tych pszczół, gdyż była to moja ulubiona genetyka GMz. Ona miała się wyjątkowo dobrze przez ostatnie lata. Ktoś powie - no chyba jednak się nie miała, skoro wyginęła. Może i tak. Niemniej jednak przy tak dużym kryzysie jaki był minionej zimy, trudno filozofować czy coś sobie radzi lepiej czy gorzej - bo pada po prostu wszystko. Jest całoroczny głód, to są i dramatycznie słabe pszczoły, które padają z powodu osłabienia, niezależnie od tego czy mają potencjalnie wartościowe cechy czy nie. Tak czy owak, nie były wystarczająco wartościowe, żeby przetrwać. A gdy na osłabione pszczoły nałoży się wczesna zima, potem lato, a potem znów zima, to przepis na kryzys gotowy. Na szczęście GMz gdzieś tam chyba się ostała w Forcie więc może do mnie kiedyś wróci? Choć będzie to już zupełnie inna pszczoła...

W efekcie tej najgorszej od 10 lat zimowli została mi garść pszczół z linii R2-3, którą musiałem wnosić do domu na chłody i wynosić na słoneczne ciepłe dni. Przy powrocie zimy wniosłem ulik do domu na około 2 tygodnie - pod nim (a raczej pod siateczką wentylacyjną) zaczęła się zbierać kupka wosku - jak przy odsklepianiu zasklepu. Oho, myślałem sobie, toż to rodzina ładnie się rozwija, zwijając zasklep i zjadając pokarm. W końcu rodzinka, choć mała, miała całkiem zgrabną ilość jajek i larw i już - choć pojedyncze - zaczęły pojawiać się nowe tegoroczne pszczoły. Gdy wreszcie wyniosłem ul po ponownym powrocie wiosny znów czekała mnie przykra niespodzianka. Czegoś takiego nie widziałem chyba nigdy w "żyjącej" rodzinie. Otóż cały ul - naprawdę cały(!)- pokryty był barciakowymi pajęczynami. W miejscu gdzie wcześniej była "plamka" czerwiu było największe kłębowisko barciaków (mówimy o barciaku większym, tym dużym tchórzu, który unika pszczół, a nie barciaku mniejszym, który odważnie atakuje czerw drążąc pod nim tunele). Takich wielkich larw barciaka też nie widziałem nigdy wcześniej. Kilka było szerokości (obwodu) dorosłych robotnic pszczelich i od nich nawet dłuższych! Widać miały idealne warunki do rozwoju w ciepłym domu i przy garstce pszczół, które nie mogły się oprzeć najazdowi (a długo pewnie dodatkowo te barciaki ogrzewały). Z rodzinki składającej się z niewielkich kilkuset (300?) robotnic i garści czerwiu, zostało może 15 robotnic z matką... Cała resztę zajęły barciaki. Wygląda na to, że mogło przeżyć kilkanaście młodych pszczół, w czasie powrotu zimy, stara pszczoła wypszczeliła się, a barciak wszedł w resztę jak do siebie, ciesząc się, że nie musi mrozów spędzać na polu (o tak, na polu - pszczoły, jako i barciaki, nie żyją we dworach). Matkę udało mi się złapać do klateczki wraz z kilkoma robotnicami. Nie obyło się bez przygód - w pewnym momencie mamuśka wzleciała i tyle ją widziałem. Po około pół godziny - już zrezygnowany - znalazłem ją jednak na kawałku plastra z resztkami barciakowiska, który odrzuciłem gdzieś na bok obok ula. Uf.

I tyle zostało z mojej pasieki po 10 latach pszczelarzenia i 9 latach selekcji pszczół: matka w klateczce z 4 czy 5 robotnicami...
[tak, to właśnie ta, która prawie osypała się z głodu na początku sierpnia zeszłego roku, i której o mało nie dołączyłem do innej. Choć trudno mówić, żeby ta rodzina "przetrwała"...].

Pszczoły do mojej matki zdobyłem dzięki uprzejmości mojego pszczelarskiego-przyjaciela, od którego strzepnęliśmy trochę robotnic do ula. Momentalnie zwiększyłem rodzinę co najmniej o 50 000 a może i 100 000%. Dziś rodzinka wygląda już zacnie, ma duże powierzchnie zasklepionego czerwiu i wygryzają się już pierwsze robotnice od czasu zasilenia rodziny. Larwa barciaka nie powinna być jej straszna. Zwłaszcza pojedyncza...

Dzięki naszej współpracy (Projektowi "Fort Knox") obecnie sytuacja nie wydaje się jednak zła. Otóż z projektu "należy mi się" (bo to nam się po prostu należało!) 5 rodzinek/odkładów. Większość będzie z pszczół do Damiana, ale jedna czy dwie przyjdą też od Patryka. Dzięki Panowie! Umówiłem się z Marcinem, że pszczoły od Damiana rozmnoży na właściwe rodzinki do podziału i moje przetrzyma u siebie do jesieni, kiedy je sobie odbiorę. Podobnie, Patryk ma mi zrobić rodzinki u siebie i przyjadę do niego na przełomie sierpnia i września. Panowie dostali ode mnie skrzynki z pokarmem i powinno być dobrze. W razie potrzeby o pszczoły zadbają u siebie. Być może uda się też kolegom zrobić mi jakieś dodatkowe odkłady - na 2 mam szansę (wszystko zależy jak pójdzie u nich sezon, jak unasienią się matki i czy potem wszystko pójdzie jak należy) - tu na razie nie dziękuję z góry za pszczoły, podziękuję z dołu. Z góry dziękuję jednak za potencjalny trud i możliwość! Zaproponowano mi też jeszcze dwa dodatkowe odkłady (dzięki Piotrze! dzięki Kuba!), których jednak odmówiłem z powodów logistycznych. Otóż, nie będzie mnie cały sezon (o czym poniżej), a droga po nie byłaby daleka. 

Przy okazji odbierania Fortowych pszczół od Damiana, wraz z Marcinem zaopatrzyliśmy się też u niego w przezimowane rodziny (po jednej). Swoją rodzinę od razu zacząłem przygotowywać do podziałów, wychowałem matki z "przetrwalnika" - zrobiłem to w taki sposób, że zabrałem z niej ramkę, na której było trochę larw i jajek i strzepnąłem im solidną, jak na tą ilość larw, dawkę robotnic z rodziny od Damiana. Wyłapałem 2 dodatkowe matki (+3cia młoda w tej opisanej rodzinie wychowującej). Czyli udało mi się zrobić 3 odkłady, do których poszły młode matki. Rodziny te poszły na sąsiednią pasiekę do znajomego, który otrzyma instrukcje jak ich doglądać - mam nadzieję, że sobie poradzi... Rodzina, choć nie była ogromna, była wystarczająco mocna, żeby podzielić ją na 4 (1 ze starą matką + 3 z młodymi). Jest jeszcze wczesna pora, matki powinny podjąć czerwienie za około tydzień. Dla rodzin mam mnóstwo plastrów z pokarmem. Więc powinno być dobrze. Dodatkowo, rodzina wywodzi się z pszczół, których Damian nie leczył od lat i przy przeglądach znajdowałem w niej pojedyncze bezskrzydłe pszczoły. To oczywiście dobrze nie wróży, ale nie powinno być też wyrokiem śmierci, jeśli podzielimy populację roztoczy (jedna więcej w tej sytuacji powinna być zaletą, nie wadą) i pszczoły dostaną pewną przerwę w czerwieniu. Zresztą, wszystko się okaże. Rodzinki wyglądają na niewielkie, jednak takie, które powinny sobie poradzić bez problemu, o ile sezon pozwoli. 

Damian nie leczy pszczół do 2020 roku. Wyniki ma zdecydowanie lepsze niż moje - choć jak mi się wydaje wcale nie stosuje, żadnych cudownych metod. Nie próbował mnie też przekonywać, że to na pewno dlatego, że ja dzielę pszczoły zbyt mocno (co słyszałem od innych mądrych głów..., do których nigdy nie trafiało, że te rodziny, których nie dzieliłem prawie w ogóle ginęły tak samo jak "mikrusy", a często szybciej)... Cóż, jego pasieka w pewnym sensie prezentowała się tak, jak chciałbym, żeby wyglądała moja każdej wiosny. Nie wiem czy tak miewał zawsze i na pewno życzę, żeby co najmniej tak miał zawsze w przyszłości, a i lepiej. Pszczoły zalane miodem w taki sposób, że w zasadzie nie było wolnych komórek do czerwienia... Oczywiście nie chodzi o sam miód (choć byłoby miło go trochę mieć), ale o to, jak wyglądają rodziny dobrze odżywione w przyjaźniejszym terenie. To po raz kolejny uzmysłowiło mi jak słabym regionem dla pszczół trzymanych "naturalnie" jest Małopolska... Przedłużające się okresy głodu, rzadkie dobre warunki nektarowania (co skądinąd jest dziwne dla mnie i wytłumaczyć tego nie umiem, a też "gołym okiem" nie było widać, żeby teren Damiana był jakiś wyjątkowo dobry/lepszy), być może mniej stabilna wiosna (bliżej gór), a przy tym skrajne przepszczelenie (stale rosnące)... Po raz kolejny widać, że pszczelarz ma mało do powiedzenia, bo wszystko zależy od terenu... Albo inaczej - w złym terenie może zależy wszystko od pszczelarza, bo przecież może zrezygnować z pasieki, albo wdrożyć arsenał środków pasożytobójczych, zgodnie z najnowszymi osiągnięciami nauki pszczelnictwa... 


A żeby było zabawniej, jak na razie ten rok prezentuje się nie najgorzej. Widać, że pszczoły coś noszą, a rodzina od Damiana przed podziałami pachniała pięknie miodem i miała sporo nakropu. Jest oczywiste, że jak nie mam pszczół, to sezon musi być niezły. Chude lata wrócą, jak trochę odbuduję pasiekę, żebym miał do czego z cukrem jeździć... Ech... 

W moim kole - przy powszechnie stosowanych środkach przeciw roztoczu - straty tej zimy sięgnęły 50% (ocena prezesa, wg deklaracji pszczelarzy). Z wielu lokalizacji słyszę również o dużych startach. Ostatnio zagadnąłem pszczelarza, który co prawda powiedział, że u niego pszczoły nawet przezimowały w dość dobrej liczbie, ale połowa z nich jest w wyjątkowo złej kondycji (słaba i wolno się rozwija). Mówił, że jest pewna szansa, że będą w miarę gotowę za miesiąc - czyli akurat wtedy kiedy skończą się główne pożytki nektarowe w okolicy. Powiedział, że słyszał o dużych stratach (i/lub o wyjątkowo słabych rodzinach) po sąsiedzku, a nawet wspomniał, że jednemu z pszczelarzy z 90 rodzin zostało 3 (!!!) [no chyba że coś źle zrozumiałem? Tak w każdym razie usłyszałem...]. Dla mojego przyjaciela pszczelarza (ten, który sprezentował mi trochę robotnic dla "przetrwalnika") była to - według jego deklaracji - najgorsza zimowla odkąd ma pszczoły (40 lat). Choć coś mu tam przeżyło (chyba około 2/3), to większa część rodzin była w uliczce, dwóch, czy maksymalnie trzech. Raptem parę rodzin ocenił jako ładne - ale i tak na przełomie kwietnia i maja, chyba ani jedna nie miała pełnego korpusa pszczół "na czarno". Zimowla 2023/24 należała tu w Polsce południowej (południowo-wschodniej?) do "tych najgorszych", o jakich się potem przez kilka lat wspomina. Ciekawe czy da to pszczelarzom do myślenia, czy jak zawsze uznają, że to ta zła warroza i zaczną ją tym mocniej bić i tym mocniej mnożyć pszczoły w przepszczelonym terenie (w końcu trzeba je ratować, nie?).

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem mam więc szansę na zazimowanie co najmniej 10 rodzin/odkładów. Być może będzie to nawet około 12? Ale wszystko powyżej 8 (w tym 5 fortowych) będzie dla mnie zadowalające, w związku z tym co zostało wiosną. Więc nawet jeśli coś się nie uda, będzie (powinno być) dobrze!

A ja zostawiam pszczoły przygotowane na dobre i złe. Każda rodzin(k)a ma mnóstwo woszczyny, pokarm na co najmniej 3-4 plastrach (w tym - choć nie są takie wszystkie - także plastry takie zalane od góry do dołu). I znikam do końca sezonu. Pszczoły mają sobie radzić same (muszą). Jak już wspomniałem rodzinami fortowymi zajmą się "dawcy" (jak określamy w "Forcie" tych, którzy robią rodziny dla innych), na mojej działce (pasieka domowa: KM) zostają dwie rodziny ze starymi matkami, a 3 odkłady z młodymi matkami znalazły się na pasiece Kr, czyli u znajomych nieopodal. Oby sezon był lepszy niż poprzedni i pszczoły nie wymagały nadmiernej pomocy [zresztą, widać, że w złym sezonie żadna pomoc, jaką można zaoferować poza leczeniem, i tak wiele nie daje].


W tej chwili, gdy piszę te słowa, jestem w trakcie wariackich przygotowań do wyjazdu. Jak zawsze: miało być spokojnie i mnóstwo czasu, plany w końcu były od dawna, więc czasu było co niemiara - a  jednak jest wariactwo. Ten post napisałem tylko dlatego, że budzę się ostatnio niedługo po 5 i nie mogę spać... Tak już mają staruszkowie po 40'tce. Post opublikuję pewnie w dniu wyjazdu (czyli za kilka dni?) [ostatecznie wrzucam dzień po wyjeździe]. Jedziemy z żoną na rowerach dookoła Bałtyku - na Nordkapp. Ruszamy z domu, obładowani jak winniczki, zaopatrzeni w namiot, karimaty (a raczej pasy Aluthermo), śpiwory i co tam jeszcze podróżnicy potrzebują w trasie.  Jak zawsze pewnie będziemy wieźć za dużo. Jedziemy na wschodnią ścianę Polski, potem Litwa, Łotwa, Estonia, prom do Finlandii, dalej Norwegia i Nordkapp, najdalej wysunięty punkt Europy. Powrót planujemy przez norweskie wybrzeże, lub szwedzki interior. Jeszcze nie wiemy. Ale raczej będzie to wybrzeże oceanu, gdzie Fiordy jedzą ludziom z ręki! Po drodze - jeśli czas i okoliczności pozwolą - chcemy odwiedzić Oslo (gdzie obecnie mieszka jeden z moich przyjaciół) oraz Erika i Sibylle w Szwecji. Trzymajcie za nas kciuki! 

Obyśmy się nie pozabijali (lub nie zabiła nas ciężarówka lub niedźwiedź), nie mieli wypadku, kontuzji, czy po prostu najzwyczajniejszego zmęczenia i zniechęcenia. Obyśmy więc nie wrócili zaraz po wyjeździe - czy to z powodu kontuzji, czy jakiegokolwiek innego. Wyprawy rowerowe bywają równie piękne i wspaniałe, co trudne - zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Bolące "zady", zmęczenie, zła pogoda, niepewność co do noclegu czy po prostu kolejnego dnia, ale i piękne widoki, przeżycia, przygody. Będzie to około (ponad?) 3 miesiące w trasie i pewnie blisko 7 tysięcy kilometrów. Liczymy się z tym, że fragmenty trasy trzeba będzie podjechać pociągiem, autobusem, czy stopem. A może nawet - jeśli zastanie nas nasz deadline, czyli koniec sierpnia - wrócimy promem lub samolotem. To wszystko się okaże. Jak miał ponoć powiedzieć Niels Bohr: Przewidywanie jest bardzo trudne, zwłaszcza jeśli dotyczy przyszłości. 



Myślę, że raz na czas uda mi się wrzucić jakąś foto-relację z wyprawy - ewentualnych chętnych zapraszam do śledzenia naszych zmagań na moim facebookowym podróżniczo-rowerowo-pszczelarskim profilu "Beequest".


I oczywiście nieustannie i niezmiennie zachęcam do sięgnięcia po moją książkę: Pszczelarstwo w zgodzie z naturą, czyli o ewolucji w pasiece - do nabycia w sklepie wydawcy.

czwartek, 18 kwietnia 2024

Hodowla pszczół odpornych - program selekcji/hodowli dla kół i zrzeszeń

Ostatnio, przygotowując się do spotkania w moim kole pszczelarskim, sporządziłem plan selekcji, który można by wdrożyć w ramach wspólnych prac nad odpornością pszczół. W ramach planu opisałem kilka możliwych postaw w selekcji, które mogliby stosować pszczelarze, zmieszać "we wspólnym kotle", dostosować do własnych możliwości i preferencji. Nie każdy obserwuje wnikliwie cechy pszczół, nie każdy te chce badać stopień porażenia - ale każdy może znaleźć się w jednej z grup opisanych poniżej. Uważam, że każdy może bowiem próbować ograniczać kuracje i obserwować, które z pszczół radzą sobie dobrze, a które źle (pkt. 1 postaw poniżej), ewentualnie zastąpić leczenie tzw. "chemią" metodami biotechnicznymi (izolatory, usuwanie czerwiu - pkt 2 postaw poniżej) i nie widzę też przeszkód, żeby można było współpracować w ramach lokalnego "Fort Knox" (pkt 4a postaw poniżej). Tylko od  nas-pszczelarzy zależy, czy wdrożymy metody pracy nad odpornością - zdrowie pszczół naprawdę nie zależy od naukowców, hodowców, czy "złej warrozy"...


TUTAJ pobierzesz "Program selekcji/hodowli dla kół i zrzeszeń" w pliku PDF - zachęcam do pobrania, wydrukowania - a jeśli będziesz miał(a) ochotę do przekazania go prezesom czy przedstawicielom swojego lokalnego koła. Może wdrożycie podobny program u siebie?
(dziękuję Mariuszowi za pomoc w składzie pliku pdf!)


HODOWLA PSZCZÓŁ ODPORNYCH PROGRAM HODOWLI/SELEKCJI DLA KÓŁ I ZRZESZEŃ

Hodowla pszczół odpornych TO NIE TO SAMO co utrzymywanie pszczół bez leczenia! (choć zaprzestanie leczenia może być jedną z dróg w hodowli).
Hodowla to zespół zabiegów mających służyć ukierunkowaniu zmian genetycznych populacji użytkowanych przez człowieka (w teorii, aby otrzymać krzyżówki i linie bardziej wartościowe ekonomicznie, łatwiejsze w chowie lub uprawie).

I. TRZY PODSTAWOWE ZASADY HODOWLI PSZCZÓŁ W KIERUNKU ODPORNOŚCI NA WARROZĘ

1) Leczymy tylko te rodziny, które tego realnie wymagają (tj. są chore i/lub osiągające określony próg/kryterium – np. wysokie porażenie dręczem pszczelim, tj. Varroa destructor);
2) Rozmnażamy te, które najdłużej nie wymagają leczenia spośród lokalnej populacji, utrzymują niskie porażenie dręczem i posiadają cechy/mechanizmy odporności;
3) Konsekwencja – powtarzamy proces przez kolejne lata.

Doświadczenia pokazują, że względnie szybko (3-4 lata?) w odpowiednio dużej populacji można znaleźć reproduktorki, które będą wykazywały wysoką odporność na warrozę – upowszechnienie mechanizmów odporności w populacji trwa jednak znacznie dłużej – minimum 10 lat przy odpowiednio dużej populacji i konsekwentnym upowszechnianiu linii wykazujących odporność.


II. MECHANIZM ODPORNOŚCI NA WARROZĘ

Warroza jest chorobą odroztoczową, ale roztocza nie zabijają pszczół – przenoszą patogeny (głównie wirusy), które doprowadzają do wypszczelenia i śmierci rodziny.

Warrozę (chorobę) można powstrzymać na dwa sposoby:
1) ograniczając populację dręcza w rodzinie – to można zrobić poprzez:
a) leczenie/kuracje (pszczelarz zabija roztocza i zmniejsza ich populację);
b) hodując/selekcjonując pszczoły, które same ograniczają populację dręcza (istnieją różne opisane mechanizmy takie jak: szeroko rozumiane zachowania higieniczne w tym VSH, recapping; grooming; SMR, czy inne mechanizmy wpływania sukces reprodukcyjny roztoczy)
Zasada: im mniej dręcza, tym mniejsza transmisja patogenów (wirusów) – im więcej dręcza tym większa transmisja i porażenie wirusami.

2) Tworząc warunki do zmniejszenia wirulencji/zjadliwości patogenów i uodpornienia się pszczół na patogeny (na poziomie immunologicznym).
W tej sytuacji nawet jeśli porażenie dręczem jest wysokie, rodziny funkcjonują normalnie, choroba nie rozwija się i nie powoduje zwiększonej śmiertelności pszczół (takie przykłady opisywano w nauce wielokrotnie: w krajach Afryki, Ameryki Południowej, na różnych wyspach: porażenie dręczem sięgało okresowo nawet 20-30 procent, nie powodując zwiększonej śmiertelności pszczół – również pszczół podgatunków europejskich, które utrzymujemy w naszych pasiekach).

Najczęściej w hodowli pszczół odpornych oba procesy postępują równolegle – tj. wraz z nabywaniem odporności na dręcza przez coraz większy procent rodzin, równolegle eliminowane są pszczoły nieodporne na poziomie immunologicznym, a patogeny mając gorsze warunki przenoszenia się między rodzinami (tzw. transmisji poziomej), selekcjonują się na zmniejszoną zjadliwość. Ten proces trwa około dekady lub dłużej – ale jest do osiągnięcia również w warunkach uprawiania gospodarki pasiecznej. [przykłady: różne programy selekcyjne w Europie, np. Norwegii, czy USA; dziko żyjące populacje; eksperyment Gotlandzki; populacje w Wielkiej Brytanii; projekt współpracy w selekcji pszczół w Hallsberg, Szwecja – tj. współpraca wokół Erika Österlunda].

Praktykowane powszechnie podejście do leczenia pszczół w sposób bezrefleksyjny (leczenie prewencyjne) bez równolegle prowadzonej selekcji w kierunku ich odporności, w połączeniu z przepszczeleniem i warunkami intensywnej gospodarki pasiecznej powoduje stałe uzjadliwienie patogenów. W efekcie z dekady na dekadę konieczne jest utrzymywanie coraz mniejszej populacji dręcza w rodzinie i coraz częstsze leczenie, żeby utrzymać pszczoły przy życiu.
[Tworzy to tzw. efekt czerwonej królowej (motyw z powieści „Po drugiej stronie lustra”): trzeba biec coraz szybciej, żeby pozostać w tym samym miejscu]
Innymi słowy: coraz mniejsza liczba pasożyta w ulu może doprowadzić do problemów zdrowotnych i śmierci rodzin pszczelich.

KONIECZNE JEST ODWRÓCENIE TEGO PROCESU PRZEZ ZMIANĘ PRAKTYKI GOSPODARKI PASIECZNEJ (różne metody/podejścia poniżej). Przy określonych założeniach WCALE NIE MUSI SIĘ TO WIĄZAĆ ZE ZNACZĄCYM OBNIŻENIEM PRODUKTYWNOŚCI RODZIN. Być może pojedyncze rodziny będzie trzeba odsunąć od produkcji w danym sezonie; trzeba też zrezygnować ze sprowadzania nieprzystosowanych do warrozy pszczół z odległych regionów – wydaje się jednak, że DŁUGOFALOWO BĘDZIE TO OPŁACALNE, BO POWINNO DOPROWADZIĆ TO DO ZMNIEJSZENIA SIĘ ŚMIERTELNOŚĆ PSZCZÓŁ I ZMNIEJSZENIA KOSZTÓW (np. na leki) I NAKŁADÓW PRACY W PASIECE.



III. KILKA Z MOŻLIWYCH POSTAW W RAMACH WSPÓLNEJ SELEKCJI I WSPÓŁPRACY W LOKALNEJ HODOWLI PSZCZÓŁ ODPORNYCH

(od najbardziej zachowawczej/bezpiecznej, do najbardziej progresywnej/radykalnej)

1. Utrzymywanie tylko pszczół lokalnych i systematyczne ograniczanie kuracji


Pierwsza z postaw polega na rozmnażaniu tylko lokalnych pszczół – ODPORNOŚĆ NA WARROZĘ JEST MOCNO SKORELOWANA Z PRZYSTOSOWANIEM LOKALNYM PSZCZÓŁ. Wszystkie programy selekcji odpornych pszczół na świecie skupiają się na rozwijaniu przystosowania w lokalnej populacji – nawet jeśli zaczynają się od sprowadzenia potencjalnie odporniejszych pszczół, to następnie przystosowuje się je do lokalnych warunków.

Postępowanie:
a) rozmnażamy tylko pszczoły z własnej pasieki, ewentualnie w ramach współpracy w selekcji pozyskujemy matki z pasiek naszych sąsiadów (np. w ramach koła pszczelarskiego);

b) nie sprowadzamy matek z odległych hodowli, zwłaszcza matek obcych genetycznie – nasze pszczoły mają na tyle dużą różnorodność, że możemy selekcjonować u nich każdą możliwą cechę (w tym miodność, łagodność i nierojliwość);

Wyjątek: pszczoły ze względnie lokalnych hodowli (do 150-200 km?) selekcjonowanych w kierunku odporności na warrozę, ALE: na tą chwilę trudno polecić jakąkolwiek hodowlę w Polsce selekcjonującą pszczoły na odporność. Na razie na terenie naszego kraju nie ma w tym zakresie poważnych i wiarygodnych sukcesów wśród hodowców.

c) matki wychowujemy z tych rodzin, które:
- posiadają obserwowane cechy kojarzone z odpornością (np. recapping, grooming, VSH itp.);
- przez najdłuższy okres z selekcjonowanej puli nie wymagają kuracji, albo stosujemy w nich najsłabsze kuracje, a mimo tego pszczoły zachowują zdrowie i niskie porażenie roztoczem;
- w poprzednim sezonie miały niskie porażenie (np. po jesiennej kuracji osyp dręcza był minimalny);
- posiadają inne cenne dla nas cechy (np. miodność, łagodność, dobre skorelowanie rozwoju z lokalnymi pożytkami).

d) Z sezonu na sezon ograniczamy wszelkie kuracje i zabiegi, ewentualnie przechodzimy na metody uznawane za „słabsze” – TYM SAMYM ZACZNIEMY OBSERWOWAĆ RÓŻNICOWANIE SIĘ RODZIN POD KĄTEM ZDROWIA: rodziny, które będą zachowywały zdrowie i niskie porażenie dręczem mimo ograniczenia kuracji, to są te, o które nam chodzi. Rodziny, które będą miały objawy chorób leczymy (niezależnie od pory sezonu) i postępujemy zgodnie z przyjętą praktyką (np. łączymy słabsze, czy traktujemy jako odkład itp. - ALE: nie łączymy „chorych” do „zdrowych”, żeby nie przenieść problemów do zdrowych rodzin).

Przykład: Pszczelarz stosował ramkę pracy w sezonie, leczenie po lipie (np. tabletka apiwarolu), w jesieni kilka zabiegów w okresie po karmieniu (apiwarol) i jeden zabieg zimowy, a następnie zabieg prewencyjny wiosną. W kolejnych sezonach zdecydował się na eliminowanie poszczególnych kuracji. W pierwszym sezonie pszczelarz zrezygnował z zabiegu zimą; w drugim sezonie z zabiegu wiosną; w trzecim sezonie z ramki pracy; w czwartym sezonie ograniczył spalanie tabletek w jesieni o jedną; w piątym sezonie zrezygnował z zabiegu latem po lipie (lub innym letnim pożytku głównym); w szóstym sezonie ograniczył o kolejną tabletkę w jesieni; w siódmym sezonie kuracje przeprowadził przy użyciu tymolu itp. W każdym sezonie pszczelarz wybrał do rozmnażania te rodziny z pasieki, które miały najmniej dręcza (sprawdził osyp po kuracji) i najlepiej zachowywały zdrowie przy ograniczanych kuracjach.

UWAGA: RÓŻNICOWANIE SIĘ RODZIN POD KĄTEM ZDROWIA NIE JEST POWODEM POWROTU DO BEZREFLEKSYJNEGO DODAWANIA CO ROKU KOLEJNYCH KURACJI, ALE WSKAZÓWKĄ SELEKCYJNĄ(!) Rodziny słabnące eliminujemy z programu hodowlanego, rodziny zachowujące zdrowie i produktywność to potencjalne reproduktorki.

2. Rezygnacja z chemioterapeutyków i przejście na metody biotechniczne


Odstępujemy od leczenia pszczół chemioterapeutykami i zaczynamy wykorzystywać tylko metody biotechniczne (a więc fizyczne/mechaniczne metody usuwania pasożyta). Istnieją przesłanki, aby sądzić, że takie metody stosowane powszechnie przez pszczelarzy mogłyby prowadzić do zmniejszenia presji substancji toksycznych na patogeny, prowadzić do ich ewolucji w kierunku łagodności, a tym samym przyczyniać się do wypracowania odporności pszczół na warrozę.
Różne obserwacje (prowadzone także przez naukowców) wskazują, że stosując metody biotechniczne polegające na izolacji matek i usuwaniu czerwiu, możemy usunąć podobną ilość dręcza pszczelego jak w przypadku zabiegów chemioterapeutykami. Nie zanieczyszczamy przy tym środowiska życia pszczół i minimalizujemy do zera ryzyko kontaminacji produktów pszczelich.

Postępowanie:
a) w odpowiednio wyliczonych okresach przed pożytkiem można umieścić matkę w izolatorze (bądź to w izolatorze kilkuramkowym, bądź w izolatorze/klateczce uniemożliwiającej matce podjęcie czerwienia). Ograniczenie czerwienia powinno doprowadzić do wstrzymania rozwoju populacji dręcza w rodzinach, a zmniejszenie ilości czerwiu przed pożytkiem może prowadzić do zwiększenia produktywności pszczół (mniej czerwiu do wykarmienia);

b) po pożytkach, a przed okresem wychowu tzw. pszczoły zimowej zamykamy matkę w izolatorze dwuramkowym – kiedy wygryzie się cały czerw poza izolatorem, a w izolatorze czerw będzie zasklepiony – usuwamy ramki z ula (w ten sposób usuwając znaczący procent samic dręcza). Zabieg można powtórzyć w innym okresie sezonu (np. patrz lit. a);

c) na okres jesieni, ewentualnie całej zimy zamykamy matkę w izolatorze uniemożliwiającym jej czerwienie – np. izolatorze Chmary albo w izolatorze ramkowym (w tym drugim przypadku usuwamy ostatni czerw w sezonie);

d) Czerw usunięty z rodzin możemy zutylizować, albo połączyć z kilku rodzin do jednej i po wygryzieniu się wykonać leczenie (jeśli mamy możliwości możemy wykonać podgrzanie czerwiu jako metodę zwalczania dręcza).

Przykład: Pszczelarz w swoich ulach stosuje izolatory dwuramkowe (tj. ograniczające czerwienie matek pszczelich do 2 ramek). Po tym gdy cały czerw wygryzł się poza izolatorem, a wewnątrz był zasklepiony usunął ramki z 4 rodzin złączył je do jednej, piątej. W ten sposób utworzył rodzinę z 8 ramek czerwiu zasklepionego. Ponieważ zabieg wykonał w lecie (ciepłe noce) mógł podać tam minimalną ilość pszczół dorosłych, a tym samym nie osłabił znacząco innych rodzin. Gdy cały czerw wygryzł się pszczelarz podał matecznik na wygryzieniu i przeprowadził kurację w okresie bezczerwiowym. Ewentualnie mógł przeprowadzić zabieg, a następnie połączyć rodzinę z najsłabszym odkładem z pasieki. W ten sposób jednym zabiegiem chemioterapeutykiem pszczelarz zlikwidował znaczącą większość samic dręcza z 4 rodzin.

e) Co roku badamy usuwany czerw pod kątem stopnia porażenia (odsklepiamy minimum 100 komórek usuniętych plastrów). Do rozmnażania wybieramy te rodziny, w których czerwiu było najmniej dręcza.

Uwaga: Obecnie odstąpienie od stosowania chemioterapeutyków i stosowanie metod biotechnicznych promuje także grupa polskich naukowców w ramach programu „Varroaresistenz-2033 Polska”, wzorowanym na projekcie niemieckim zarządzanym przez niemieckiego naukowca Ralpha Büchlera.

3. Ograniczenie kuracji do czasu, kiedy są one niezbędne – badanie poziom porażenia (!)


Wydaje się, że leczenie po diagnozie/badaniu jest jedyną sensowną metodą stosowania chemioterapeutyków w ogóle. Bezrefleksyjne stosowanie tzw. chemii w różnych dziedzinach życia i gospodarki (w tym w szeroko rozumianym rolnictwie, ale nie tylko) jest przyczyną wielu problemów środowiskowych.

Z jakiegoś powodu standardem w pszczelarstwie stały się kuracje prewencyjne – pszczoły leczy się kiedy jest odpowiednia pora roku, a nie dlatego, że rodziny są chore (czy porażone dużą ilością dręcza). To właśnie postępowanie stało się – moim zdaniem – przyczyną pogłębiania problemów zdrowotnych pszczół, wynikających z uzjadliwiania patogenów i tym samym zaostrzenia przebiegu warrozy (tj. pszczoły giną nawet przy względnie niskim porażeniu dręczem z powodu chorób wirusowych lub z powodu innych patogenów).

Postępowanie:
a) kilka razy do roku (2-4 – na pewno wiosną przed szczytem sezonu i w sierpniu, można też wykonać badanie na przełomie czerwca i lipca) badamy poziom porażenia dręczem - możemy to robić na kilka sposobów:
- odsklepianie czerwiu i sprawdzanie ile jest w nim pasożytów;
- obserwacja tzw. naturalnego osypu na dennice (ze zrozumiałych względów lepiej sprawdzać to dzięki dennicom osiatkowanym i wkładkom, ale możemy także wsunąć też pod gniazdo kartkę papieru na dobę lub dwie);
- badanie przez tzw. flotację (przy użyciu roztworu alkoholu, dwutlenku węgla lub cukru pudru);


b) kurację wykonujemy tylko wówczas, gdy poziom porażenia dręczem przekracza określony próg (powszechnie przyjmuje się 3 proc – jeśli wykonujemy flotację, to 9 roztoczy na ok. 300 badanych pszczół; jeśli badamy naturalny osyp dręcza, to szacunkowe obliczenie poziomu porażenia musi uwzględniać siłę rodziny, ale wydaje się, że przekroczenie liczby 5-10 szt. roztoczy dziennie w silnej rodzinie może świadczyć o porażeniu na poziomie kilkuset do tysiąca sztuk samic dręcza, czyli zbliżającym się do groźnego dla życia pszczół);

Uwaga: Nie wykonujemy żadnych kuracji profilaktycznie! Każda kuracja jest poprzedzona badaniem i wykonywana tylko wówczas, gdy wynik wskazuje na duże porażenie!

Uwaga: szacuje się, że naturalny osyp dręcza (śmiertelność z naturalnych powodów) wynosi 1-2 proc. osobników dziennie. Jedna martwa samica dręcza dziennie świadczy o obecności 50-100 dorosłych pasożytów w rodzinie.

c) kuracje po badaniu wykonujemy niezależnie od czasu w sezonie. Jeśli obserwujemy objawy mogące wskazywać na wysokie porażenie, to wykonujemy badanie niezależnie od planu na dany sezon;

d) Każda rodzina, w której wykonywana jest kuracja wypada z programu hodowlanego – rozmnażamy te, w których najdłużej nie wykonywaliśmy kuracji, poziom porażenia jest niski, a rodzina zachowuje zdrowie (i ma inne cenne cechy, takie jak produktywność czy łagodność);

e) rodziny, w których wykonywane jest leczenie (zwłaszcza przy użyciu tzw. twardej chemii, np. amitrazy) siłą rzeczy wypadają z produkcji z uwagi na zagrożenie zanieczyszczenia produktów – możemy wykorzystać je do wykonania odkładów, ewentualny miód z nich podać odkładom lub wykorzystać na zakarmienie rodzin na zimę itp.

Przykład: Pszczelarz zaplanował trzykrotne badanie poziomu porażenia w sezonie: w połowie kwietnia, na przełomie czerwca i lipca oraz w połowie sierpnia. W pierwszym wiosennym badaniu stwierdził bezpieczny poziom porażenia - w końcu maja zobaczył jednak w czasie przeglądu aż 5 „bezskrzydłych” pszczół (porażonych DWV). W związku z tym przeprowadził badanie poza planem całorocznym, w którym stwierdził wysokie porażenie. W związku z tym doprowadził do sytuacji bezczerwiowej (np. przez zabicie, izolację matki lub sztuczny rój), zrobił miodobranie (lub przełożył plastry z miodem niezasklepionym do innego ula), a następnie wykonał kurację w rodzinie. Po kuracji podzielił rodzinę na 3 odkłady, którym podał mateczniki z rodziny wykazującej najwyższą odporność w pasiece.

4. Wykorzystanie tzw. testu Bonda (inaczej: selekcji naturalnej) w części pasieki i upowszechnienie selekcjonowanej genetyki w całej populacji


W tym podejściu wydzielamy ze swojej pasieki jakąś część, w której przestajemy wykonywać kuracje – z tej grupy z rodzin pszczelich wychowujemy matki, które podajemy nowo utworzonym odkładom, włączanym do produkcyjnej części pasieki (w której stosujemy mniej więcej dotychczasowe zasady z uwzględnieniem, którejś z metod przedstawionych powyżej).

Postępowanie:
a) z własnej pasieki wydziel jakąś grupę pszczół i zaniechaj w niej całkowicie leczenia czy jakichkolwiek zabiegów przeciw roztoczu (typu ramka pracy itp.); Uznaj też, że te rodziny są wyłączone z produkcji – będą one służyły głównie do selekcji, wychowu matek i ewentualnie podziałów (wykonywania odkładów, aby upowszechniać nieleczone linie).

Przykład: Pszczelarka posiada pasiekę składającą się z 20 pni – wydzieliła z niej 2 rodziny, których postanowiła nie leczyć; pozostałe 18 traktuje prawie tak samo, jak do tej pory, z tym, że ogranicza w nich co roku kuracje.

b) każdego sezonu rodziny nieleczone, które przeżyły, podziel w taki sposób, żeby rodzina miała przerwę w czerwieniu;

Przykład: jedna z dwóch rodzin pszczelarki osypała się, druga zachowała dobrą kondycję – z tej rodziny pszczelarka wykonała tzw. sztuczny rój (matka + część robotnic), który osadziła w nowym ulu, a pozostałej części pozwoliła wychować własne matki (pszczoły założyły mateczniki ratunkowe). Pszczelarka podzieliła macierzak na 2 na dwa odkłady (uwaga: jeśli macierzak nie jest silny można go pozostawić w całości).

c) każdego sezonu do grupy nieleczonej dokładaj po jednej rodzinie/odkładzie. Należy założyć, że rodziny nieleczone będą się osypywać – jest duże zagrożenie, że osypią się wszystkie. Musisz mieć więc stały plan zasilania tej grupy;

Przykład: z dwóch rodzin przeznaczonych do nieleczenia w poprzednim sezonie przeżyła jedna, pszczelarka podzieliła ją na pół w taki sposób, że utworzyła „sztuczny rój” i pozostawiła macierzak bez dalszych podziałów. Do grupy nieleczonych rodzin dołączyła kolejny odkład – w ten sposób do kolejnej zimowli przeznaczyła 3 rodziny, w których nie wykonała kuracji.

d) grupa nieleczonych rodzin to baza potencjalnych reproduktorek – zakładamy, że w grupie tej mogą pojawiać się z czasem pszczoły, które mają cechy odporności na dręcza lub tolerancji warrozy. Wychowuj matki do pozostałej części pasieki z tych rodzin, które przeżyły bez kuracji minimum 2 zimowle;

Przykład: W 2024 roku pszczelarka zostawiła 2 rodziny nieleczone. W 2025 z tych rodzin pozostała jedna, rozmnożyła ją (jak w lit. c)), a do rodzin nieleczonych dołożyła odkład. Do 2026 przeżyły obie rozmnożone rok wcześniej rodziny, ale zginął przekazany w 2025 roku odkład. W 2026 przekazała do tej grupy kolejny odkład, a z rodzin, które wywodzą się z genetyki nieleczonej od 2024 roku pszczelarka wychowała matki, które wykorzystała do podania do każdego nowo utworzonego odkładu w części „produkcyjnej” pasieki. W kolejnych latach postępowała w taki sam sposób wychowując matki z tych rodzin, które najdłużej pozostawały nieleczone – nie usuwała też trutni od wszystkich rodzin, które wywodziły się z nieleczonych linii pszczół, a wręcz stymulowała te rodziny do wychowu jak największej liczby trutni (podając po 2 puste ramki na każdy korpus ula), aby upowszechniać tą „genetykę” w rejonie.

4a. Współpraca z innymi pszczelarzami w ramach wydzielonej grupy pszczół nieleczonych


Selekcja pszczół odpornych wymaga możliwie szerokiego tła genetycznego – zarówno jeśli chodzi o same pszczoły, jak i o dręcza i patogeny. Należy zwrócić uwagę na to, że patogeny ewoluują bardzo szybko (co wynika z szybkiej zastępowalności pokoleń) - przez 4 ostatnie dekady uległy znacznemu uzjadliwieniu. We względnie dużej lokalnej populacji (np. takiej jak w kole pszczelarskim) możemy próbować nie tylko wyselekcjonować pszczoły, które będą miały mechanizmy ograniczania dynamiki wzrostu populacji dręcza, ale i odwrócenia tendencji uzjadliwiania patogenów – wymaga to jednak stworzenia odpowiednich warunków, w których patogeny nie będą ulegały łatwemu namnożeniu (np. w dużej grupie pszczół odpornych).

W ramach koła pszczelarskiego możliwe jest więc stworzenie projektu współpracy w selekcji na wydzielonych grupach pszczół. Podwaliny pod takie postępowanie stworzone zostało w ramach projektu „Fort Knox” (zachęcam do zapoznania się ze szczegółami: www.bees-fortknox.pl). W dużym skrócie chodzi o to, aby straty pszczół nieleczonych uzupełniać poprzez tworzenie odkładów z innych nieleczonych rodzin. W ten sposób upowszechnia się genetyka odporna, a pszczelarze ograniczają ryzyko straty pszczół i konieczności zaczynania w selekcji od nowa.

Postępowanie:
a) grupa pszczelarzy w kole/zrzeszeniu decyduje o włączeniu po kilka rodzin do projektu selekcji pszczół;

Przykład: 10 osób w kole zdecydowało się na przeznaczenie łącznie 30 (po 3 każdy) rodzin do puli selekcyjnej.

b) w przypadku strat pszczół pula selekcyjna uzupełniana jest z rodzin nieleczonych innych członków projektu;

Przykład: z 30 rodzin w projekcie zimy nie przetrwało 20, dziesięć pozostało żywych. Jeden pszczelarz został z 3 rodzinami, 3 pszczelarzy z 2, jeden pszczelarz z 1 rodziną. 5 pszczelarzy straciło wszystkie rodziny nieleczone. Aby uzupełnić 20 brakujących rodzin z 10 żywych, średnio wszystkie rodziny trzeba podzielić na 3 (sztuczny rój + 2 odkłady z macierzaka). Ci z pszczelarzy, którym pozostały żywe pszczoły przekazali za darmo odkłady tym, których pszczoły nie przetrwały. W ten sposób do kolejnej zimy pszczelarze znów przygotowali 30 nieleczonych rodzin.

c) z grupy rodzin nieleczonych w projekcie pozyskuje się matki do pozostałych części pasiek produkcyjnych należących do współpracujących pszczelarzy;

Przykład: Pszczelarz posiada 30 rodzin z czego 3 ma w projekcie współpracy analogicznym do „Fort Knox” (patrz lit. b). Z jednej lub kilku z 3 rodzin z projektu wychował matki, które podał do każdego nowo utworzonego odkładu we własnej pasiece – rodziny te leczył w miarę konieczności, ale nie usuwa z nich trutni, aby upowszechnić cechy potencjalnie odpornej i lokalnej populacji w rejonie.

DZIĘKI WSPÓŁPRACY:
- niwelujemy ryzyko straty pszczół i konieczności zaczynania od zera;
- mamy o wiele lepsze rezultaty, niż gdybyśmy selekcję prowadzili sami;
- tworzymy lokalne trutowiska i szybko upowszechniamy cechy odpornej genetyki i tym szybciej możemy ograniczać (a w efekcie zrezygnować) z kuracji;

Przykład: 10 pszczelarzy posiadało łącznie 300 rodzin (każdy po 30), z czego 30 oddali do projektu współpracy, która stanowiła ich bazę reproduktorek. Po kilku latach selekcji uzyskali wstępnie wyselekcjonowany materiał genetyczny w grupie projektowej, wykazujący się lepszą odpornością niż inne pszczoły. Materiał ten następnie upowszechnili w swoich 300 rodzinach w danej lokalizacji. Pszczoły te mogły też stanowić pewnego rodzaju „barierę” dla patogenów i pasożytów (podobnie jak zaszczepiona populacja wśród ludzi może być barierą rozwoju patogenu, nawet na tych niezaszczepionych).


5. Wykorzystanie tzw. testu Bonda (selekcji naturalnej) w całości pasieki


Metoda ta zgodnie z opiniami wielu pszczelarzy (w tym i niektórych naukowców) mogłaby być obiecującą metodą selekcji pszczół odpornych.
Problemem jest natomiast to, że – zwłaszcza w pierwszych latach i na pewno jeśli grupa pszczół nie selekcjonowanych nie jest duża i otoczona pszczołami nieodpornymi – metoda ta może doprowadzić do śmierci znaczącej części selekcjonowanej populacji – tym samym wydaje się w naszych warunkach całkowicie niezrównoważona ekonomicznie (a tym samym nieatrakcyjna).

Przykład: W eksperymentalnej populacji Gotlandii, w której zaprzestano leczenia 150 rodzin w 1999 roku po kilku latach przeżyło jedynie 5 rodzin (3.3 proc.!). Pszczoły te następnie stały się podstawą do względnie stabilnej populacji na blisko 2 dekady, którą naukowcy określali jako populację odporną (czy co najmniej: mającą cechy odporności). Metodę selekcji naturalnej całej populacji stosowało z sukcesami wielu pszczelarzy i pszczelarek – np. stosuje ją dr Melissa Oddie w selekcji populacji pszczół kraińskich w Norwegii; wykorzystywał ją też dr John Kefuss we Francji, tamże funkcjonują też 2 odporne populacje w rejonie Avignon i Le Mans; z sukcesami stosuje ją też wielu pszczelarzy w Wielkiej Brytanii.

Taka metoda miałaby więc sens np. w ramach współpracy w kole/zrzeszeniu, budowanej przykładowo w następujący sposób:
a) kilku pszczelarzy decyduje się na rezygnację z kuracji;
b) pszczelarze nieleczący przekazują wyselekcjonowany materiał innym pszczelarzom, którzy upowszechniają go w populacji;
c) pszczelarze nieleczący otrzymują w barterze rekompensatę za potencjalne i faktyczne straty (za ponoszone ryzyko i zmniejszoną produktywność, a tym samym ekonomiczną opłacalność trzymania pszczół).

Przykład: 20 osób w kole/zrzeszeniu zdecydowało się na współpracę. 2 pszczelarzy mających łącznie 50 rodzin pszczelich postanowiło porzucić leczenie. Pszczelarze ci przez pierwsze 6 lat selekcji mieli znaczne starty (co roku tracili 40-90 proc. rodzin) – wychowywali jednak matki pszczele dla innych, co pozwoliło na postęp selekcji całej lokalnej populacji pszczół należącej do wszystkich okolicznych pszczelarzy. Za przekazywanie po kilka matek rocznie innym, pszczelarze nieleczący otrzymywali od każdego po słoiku miodu i co drugi sezon bezmateczny odkład (aby podać tam „swoje” matki z nieleczonych rodzin) od każdego z pszczelarzy, który zadeklarował współpracę. Każdego roku otrzymywali więc 9 dodatkowych odkładów, które włączali do puli selekcyjnej. Dzięki temu cała grupa mogła utrzymać postęp i ciągłość w selekcji, a pszczoły nabierały lokalnych przystosowań i odporności. W ten sposób każdy z pszczelarzy otrzymywał rekompensatę w barterze za poświęcony czas, wysiłek i zasoby.

IV. UWAGI KOŃCOWE


Polska należy do jednych z najgorszych możliwych miejsc w Europie do selekcji pszczół odpornych. Wynika to z kilku czynników:

a) przepszczelenie - wg specjalistów optymalne napszczelenie wynosi 3 rodziny na km. kw., a maksymalne dopuszczalne nie powinno przekraczać 5. Obecnie w Polsce średnio występuje gęstość zbliżająca się do 8 rodzin na km. kw. i tylko w jednym województwie – Podlaskiem – jest ona zbliżona do optymalnej. W Małopolsce gęstość populacji pszczelej wynosi kilkanaście rodzin na km. kw. - oznacza to, że gęstość jest 4-5 razy wyższa niż optymalna i blisko 3 razy większa niż „dopuszczalna” wartość. Przepszczelenie to nie tylko konkurencja o pokarm, ale także zwiększenie transmisji poziomej patogenów, która sprzyja procesowi ich uzjadliwiania.

b) problemy z pożytkami – w związku ze zmianami klimatycznymi oraz innymi zmianami środowiskowymi pożytki przesunęły się na wiosnę, a w wielu rejonach Polski po lipie występuje długa dziura pożytkowa. W niektórych latach kwitnienie lipy kończy się nawet w połowie czerwca i do końca sezonu lub późnej jesieni występuje nawet 2 – 3 miesięczny okres głodu. Dodatkowo częste obecnie susze powodują, że niejednokrotnie rośliny nie nektarują. W efekcie obniża się odporność pszczół, a także sprzyja to osłabieniu pokolenia zimowego (wychowuje się w okresie braków pyłku i bywa niedożywione).

c) brak dziko żyjących rodzin lub ich tylko minimalny udział w ogólnej populacji pszczół – zauważono, że w regionach świata, w których występuje silna/liczna populacja dziko żyjących pszczół o wiele łatwiej uzyskać odporność na warrozę – wynika to prawdopodobnie z tego czynnika, że wśród dziko żyjących rodzin występuje mocna presja patogenów i pasożytów, sprzyjająca selekcji naturalnej całego układu: pszczoła-pasożyt-patogeny. W Polsce występuje olbrzymia populacja pszczół pasiecznych (niewiele ustępująca względem takich krajów o znacznie większym obszarze, jak Rosja czy USA) i znikoma ilość dziko żyjących rodzin. Daje to jedną z najgorszych proporcji w Europie, a być może na świecie. Przykładowo szacuje się, że w Afryce zdecydowana większość rodzin pszczelich żyje dziko (nawet ponad 90%) i tam na olbrzymich obszarach pszczelarze nawet nie zorientowali się kiedy nastąpiła inwazja dręcza pszczelego, gdyż nie wystąpiły problemy zdrowotne pszczół (brak zjadliwych form patogenów). W tej sytuacji konieczne jest wytworzenie modelu pszczelarstwa prawdziwie hobbystycznego, które zastąpi dziko żyjącą populację (obecnie w Polsce nawet pszczelarze mający 5-7 uli uważają się za „producentów”, stosują metody intensywne i wpisują się w przemysłowy model pszczelarstwa; twierdzą też, że hobby pszczelarskie musi im się „opłacać” - tym samym nawet ci, którzy są amatorami podtrzymują model niesprzyjający wykształceniu odporności pszczół).

d) bezrefleksyjna walka z warrozą – w Polsce zbyt słabo promuje się tzw. leczenie interwencyjne (a więc wykonywane wówczas, kiedy jest potrzebne, bo porażenie dręczem rośnie). Nawet na wykładach pszczelarskich zdarza się promowanie leczenie „do ostatniego pasożyta”, często sugeruje się pszczelarzom, że powinni ponawiać zabiegi, aby utrzymać stale maksymalnie niskie porażenie, gdyż to zapewni im „zdrowe” rodziny. W tej sytuacji brak jest możliwości wyłowienia rodzin odpornych z populacji, a patogeny selekcjonują się na zwiększoną zjadliwość.

e) sprowadzanie obcych genetycznie matek – według niektórych szacunków polscy pszczelarze są w czołówce europejskiej tych, którzy sprowadzają najwięcej obcych genetycznie matek pszczelich. Sprzyja to podwyższonej transmisji patogenów i upowszechnieniu nieodpornej genetyki w populacji. Jest to zjawisko zupełnie niezrozumiałe, gdyż stoi w całkowitej sprzeczności z dbaniem o stan zdrowia populacji pszczelej, co powinno być w oczywistym interesie pszczelarzy. Dodatkowo raczej traktowane jest to jako przejaw przedsiębiorczości, z przyzwoleniem i pobłażaniem nawet przez niektórych naukowców – krytyka tego zjawiska jest delikatna, raczej podkreśla się, że dzięki temu może zwiększyć się produktywność pasiek. Nie zwraca się więc uwagi na koszty dla zdrowia populacji, czy zwiększenie nieprzystosowania i śmiertelności populacji pszczół.

W tej opisywanej sytuacji konieczne jest podjęcie poważnych i systemowych starań, żeby ograniczyć negatywne zjawiska i zająć się zdrowiem populacji pszczelej. Najlepszą do tego metodą jest podjęcie współpracy środowiska pszczelarskiego na poziomie kół i zrzeszeń, aby zacząć lokalnie selekcjonować produktywne i odporne na warrozę pszczoły. Wobec nikłej, a praktycznie nieistniejącej dziko żyjącej populacji, stan zdrowia pszczół w Polsce zależy tylko i wyłącznie od pszczelarzy.



Jeśli chcesz wiedzieć więcej o zdrowiu pszczół, zasadach selekcji, czy cechach odporności: 
- zapraszam na stronę: www.bractwopszczele.pl
- polecam także moją książkę: „Pszczelarstwo w zgodzie z naturą, czyli o ewolucji w pasiece”, wyd. Bartnik Sądecki, 2024 r. (do nabycia w sklepie wydawcy).