niedziela, 12 października 2014

Dramat na pasieczysku nr 2.

Chwilę temu wróciłem z jednego z ostatnich przeglądów uli w tym roku na moim dalszym pasieczysku. Zastałem tam "obraz nędzy i rozpaczy". 3 dalsze rodziny (z 11 w tamtym miejscu) już nie istnieją, a w miarę stabilnie funkcjonuje raptem 3 - 4 rodziny. Resztę rodzin stanowi po kilkaset do max 2 - 3 tysięcy pszczół w ulach. Część z tych rodzin wygląda przy tym jakby funkcjonowało normalnie - tj. pszczoły siedzą w zwartej gromadzie w 1 czy 2 uliczkach międzyramkowych, są spokojne i wydaje się jakby pracowały. W innych rodzinach pszczoły siedzą rzadko w całym ulu - nie wyglądają jednak jak pszczoły rabujące, bo są całkowicie spokojne. Raczej tak, jakby pogodziły się ze swoim losem...

Nie nastawiałem się na dokładne przeglądy, nie miałem nikogo do pomocy, a samemu jeszcze mi trochę ciężko. Chciałem tylko zdjąć daszki i cieszyć się widząc sporą część pszczół w dobrym zdrowiu. Liczyłem się zaledwie z 1 osypaną rodziną. W zamian spotkał mnie srogi zawód. Ogarnęła mnie chwilowa niemoc i zdecydowałem zostawić całą sytuację tak jak ją zastałem. Po pierwsze pojechałem sam, a ręka nie pozwala mi jeszcze na swobodną pracę z korpusami, po drugie pojechałem autem, które uniemożliwia mi załadowanie korpusów (w zasadzie dopiero wczoraj pierwszy raz od ostatniego zabiegu wsiadłem "za kółko"), po trzecie uznałem, że "mleko i tak już się rozlało". Tj. kto się miał wyrabować to się wyrabował, warroza i inne patogeny, które miały zarazić inne rodziny już je zaraziły. Do tego muszę się zastanowić co z tym fantem robić. Łączyć te słabe rodziny? Może z tych pięciu rodzin uda się sklecić łącznie jedną około 10 tysięcy pszczół? Ale którą matkę wybrać? Do którego ula złączyć? I czy to w ogóle coś da? Pszczoły, które ledwie zipią, pewnie zarażą się wzajemnie tym co w sobie noszą... Może pozwolić im po prostu "odejść z godnością"? Tak sugeruje np. Dee Lusby...

Ponoć są podejrzenia, że pszczoły w tym roku zabija zaraza nosema cerana... Może i to prawda. Po raz kolejny napiszę - w tym roku wyjątkowego porażenia warrozą u siebie nie widziałem i nie wierzę, że to wina tego pasożyta. W pasiekach dookoła jest podobnie. Może gdzieniegdzie straty są trochę mniejsze, ale są i pasieki, w których nie ma już ani jednej żywej pszczoły. 30 - 50% strat pszczół to norma - również u doświadczonych pszczelarzy i w pasiekach leczonych przeciwko warrozie. Osoby, które leczyły twierdzą, że osyp warrozy był znikomy, a pomimo tego liczba pni dramatycznie maleje. Rodziny na 2 - 4 ramkach to też tegoroczna norma w pasiekach. Nie jest to więc wina tylko mojego podejścia - to nie jest tak, że ja pozwalam moim pszczołom paść, a gdzie indziej mają się świetnie. Sytuacja ogólna jest tragiczna...

Na moim pierwszym pasieczysku pszczoły mają się świetnie, patrząc na całość sytuacji. Tu z 5 uli, 4 przeżyło do chwili obecnej i są to piękne rodziny. Siedzą praktycznie na wszystkich ramkach jakie mają w gnieździe, a przed wylotkami bywa czarno od pszczoły w ładniejsze dni. Te pszczoły właśnie trochę uśpiły moją czujność, dlatego na drugie pasieczysko nie zaglądałem już 2 tygodnie.
Dlaczego te pszczoły mają się tak dobrze, skoro wszystkie wokół się osypują - również i u mnie. Na tym pasieczysku mam dużo nawłoci dookoła - pszczoły się nie rabowały, do dziś zbierają nektar i pyłek w miejscach gdzie nawłoć zaczęła kwitnąć później. Może to właśnie tego zasługa? Dostały mniej cukru, a mają więcej swojego naturalnego pokarmu.

A może to dobre geny tych pszczół? Tam gdzie padają mam różne matki z różnych źródeł - nawet jedna Vigorka ma się bardzo kiepsko, a druga jest co najwyżej średniakiem, choć jakoś żyje. Aktualnie jednak wszędzie matki są tegoroczne, kupione z odkładami (hodowlane jednodniówki, rojowe i ratunkowe kundelki). Na pasieczysku, gdzie pszczoły mają się dobrze mam 1 tegoroczną rodzinę z młodą matką, która przyszła z rojem i unasienniła się już w moim ulu (jajeczka pojawiły się w 7 - 9 dni po przyjściu roju), oraz 3 matki Ulmanki. 2 córki zeszłorocznej pszczoły (f2) i 1 ich tegoroczna ciotka od hodowcy. Może ta linia pszczół jest odporna na patogen, który zabija nasze pszczoły w tym roku?...

Z racji mojego podejścia spodziewałem się zastać na pasiece podobnie smutny widok, ale nie ukrywam, że dopiero za 5 miesięcy. A zima jeszcze nawet się nie zaczęła...

Byle do wiosny!

Uważaj na pszczelarzy, to źli ludzie!

Spora część moich postów inspirowana jest przemyśleniami na temat tego co przeczytam, obejrzę czy wysłucham, a nie tylko własnymi doświadczeniami pszczelarskimi. Takie już prawo blogowania. Może te posty kiedyś w ogóle usunę, albo chociaż przesunę do innego działu, żeby nie zaciemniały doświadczeń, faktów i ocen moich wyborów hodowlanych... Dziś postanowiłem jednak napisać post, zainspirowany niedawno przeczytaną dyskusją ... nie, nie była to dyskusja, tylko kłótnia... Dwóch "pszczelarzy organicznych" kłóciło się o własne wybory używając między innymi argumentów "moralnych". Trzymałem kciuki za jednego z nich, choć to on był atakowany za to, że postępuje niewłaściwie wprowadzając niepewne, "eksperymentalne" metody do swojej pasieki i tym samym czasami pozwalając rodzinom umrzeć. Do tego pszczelarza przekonała mnie jego wiara w siłę pszczoły i jej zdolność przetrwania, którą ja również podzielam, pomimo tego, co się dookoła w pasiekach dzieje. Zaskoczyło mnie to, gdyż wydawało mi się, że wśród  pszczelarzy propagujących metody "naturalne" ocen wartościujących, akurat w tych aspektach, w ogóle nie powinno być. A podobną rozmowę sam kiedyś przeprowadziłem z bratem.

Moralność jest względna i zapewne każdy zdaje sobie z tego sprawę. Aborcja, in vitro, eutanazja, kara śmierci to tylko czubek góry lodowej - każdy znajdzie swoje argumenty moralne zarówno w obronie jak i przeciwko każdej z tych metod. Nauka filozofii i psychologii jest pełna RPG, w których badani stają przed nierozwiązywalnymi zagadkami, w których dokonanie każdego z możliwych wyborów, za każdym razem powodować będzie, że będziemy unikać lustra i będziemy czuli się niczym bohaterowie greckich tragedii.

Tym jednak nie będę się zajmował, a od razu spróbuję udowodnić, że pszczelarstwo jest niemoralne.

Czy moralnie ważny jest los pojedynczej pszczoły, los rodziny, los nosicieli pszczelich genów czy los gatunku? A może wszystko po trochę?

Jeżeli dobrobyt poszczególnej pszczoły uznamy za kluczowy to nie powinniśmy w ogóle otwierać daszków ula. Robiąc przegląd, tylko bardzo rzadko nie widzę pogniecionych pszczół pomiędzy korpusami lub pod ramkami ula. A zawsze staram się je zmiatać, zdmuchiwać, czy przesuwać palcem do ula. Czy ważna jest poszczególna pszczoła, czy może 10 pszczół? Gdzie jest granica?

Jeżeli za kluczowy moralnie uznamy los przetrwania całej rodziny to nic nie przeszkodzi nam usuwać pojedynczych ramek z ula i robić na pszczołach i czerwiu eksperymentów - a to w kwasie, a to w ogniu, a to w lodówce... Dla pszczelarza każda rodzina jest istotna ekonomicznie, ale czy argumenty ekonomiczne uzasadniają moralne cierpienia pszczół jakim je poddajemy (niestety, co byśmy nie robili będzie źle)? A czy z punktu widzenia gatunku i samych pszczół, "ta sama" rodzina z nową matką, to jeszcze "ta sama" rodzina?

Jeżeli najważniejszy z moralnego punktu widzenia jest los tych pszczół, które przekazują geny, to dlaczego pszczelarze wycinają czerw trutowy albo zabijają matki, tylko dlatego że jej dzieci przynoszą do ula 5 kg miodu mniej niż średnia pasieki, albo ma już za sobą 1 sezon, więc jest stara. W takim podejściu robotnica w ogóle nie jest istotna.

A może ważny jest dobrobyt całego gatunku? Wtedy 1, 100 czy 1000 rodzin w ogóle nie ma znaczenia. Czy lepiej pozwolić maksymalnie dużemu procentowi gatunku egzystować na chemii, sztucznie utrzymując słabsze osobniki, czy lepiej pozwolić im umrzeć i pozwolić reszcie na kwitnące życie? Czy to, że niektórzy pszczelarze (w tym ja) pozwalają na selekcję naturalną jest złe? Czy lepiej podtruwać małymi dawkami pszczoły (a wiemy, że na zachodzie nie przyniosło to dobrych rezultatów) aby żyły, czy też nie lecząc stworzeń, którym daliśmy dom i za które jesteśmy tym samym odpowiedzialni, popełniamy "grzech zaniechania"?

Czy dobry człowiek zabiera innemu świeże pieczywo i w zamian wręcza suchą bułkę? Czy wobec tego moralne jest zabieranie pszczołom miodu i dawanie im cukru?

Pamiętaj pszczelarzu, nie jesteś lepszy ode mnie - wszyscy jesteśmy złymi ludźmi i musimy z tym żyć.