poniedziałek, 7 września 2020

Ogólnopolski plan selekcji pszczół odpornych na dręcza pszczelego - część 6 (ostatnia)

Na zewnątrz deszcz... Chyba tylko dlatego mam czas na wrzucenie na blog szóstej - i ostatniej już - części artykułu p.t. "Ogólnopolski plan selekcji pszczół odpornych na dręcza pszczelego". Tekst publikowany był we wrześniowym numerze miesięcznika "Pszczelarstwo". W tej części podsumowanie i zebranych parę rad dla pszczelarzy, którzy chcieliby działać w kierunku przystosowania pszczół do obecności dręcza pszczelego. Zapraszam do lektury.

część 1
część 2
część 3
część 4
część 5

Ogólnopolski plan selekcji pszczół odpornych na dręcza pszczelego - część 6 (ostatnia)

Podsumowanie

Ani roztocze, ani patogeny „nie powiedziały” jeszcze ostatniego słowa. Cały czas będą podlegać zmianom w kierunku coraz lepszego przystosowania do swojego środowiska. Jeżeli będziemy je zwalczać nieustannie, będą stale „uczyły się” unikania naszych kuracji, bądź wykształcą oporność. Chyba nikt nie wierzy, że uda nam się unicestwić roztocze, czy bakterie i wirusy chorobotwórcze? Jeżeli pszczoły nie będą przystosowane do pasożytów i patogenów i nie będą sobie umiały z nimi radzić, to z chwilą, kiedy z jakiegokolwiek powodu przestaniemy się nimi „opiekować”, one po prostu zginą. Oczywiście nie wszystkie, ale możemy wówczas stracić część naszych pasiek, tak jak zresztą okresowo dzieje się to już teraz. Zwrócę też uwagę na częsty scenariusz. Pszczelarze sprowadzają do swoich pasiek reproduktorki, oparte na „genetyce” nierzadko z Turcji, Macedonii czy nawet Afryki. Te reproduktorki utrzymywane są przy życiu przez trzy, cztery lata. W tym czasie powielane są tysiącami. Dlatego, że są produktywne, łagodne, nierojliwe, ale wcale nie dlatego, że są dobrze przystosowane do naszego klimatu czy patogenów, czy też radzą sobie dobrze z dręczem. To my załatwiamy te problemy za nie. Te pszczoły i ich potomkinie „sieją” trutniami przez lata, zmieniając całą populację i „rozwadniając” jej przystosowania. Dzieje się tak zresztą często ku uciesze pszczelarzy, bo pszczoły stają się łagodniejsze i rozwijają się dynamiczniej, a przez to są bardziej produktywne. Wymagają jednak coraz większej i większej troski z naszej strony (między innymi przez taki mechanizm jest dziś problemem „wyhamowanie” matek w czerwieniu). Dodatkowo, z każdym zabiegiem wywieramy presję na patogeny i dręcza pszczelego, a one stają się coraz odporniejsze na stosowane kuracje. W czasie, gdy ewolucja patogenów cały czas biegnie naprzód, ewolucja pszczół przez całe lata „stoi w miejscu”. Przecież stale produkujemy córki tych samych, niezaadaptowanych lokalnie pszczół. Nic dziwnego, że owady przestały sobie radzić z chorobami. A pszczelarze, w mojej ocenie, bezrefleksyjnie powtarzają, że „nie ma złych pszczół, są tylko źli pszczelarze”. W zasadzie zgadzam się z tym zdaniem, jednak rozumiem je inaczej niż większość pszczelarzy.

Minimalizowanie zabiegów „chemicznych” jest cenne samo w sobie z różnych powodów, jednak w niewielki sposób „posuwa” nas do przodu w selekcji. Jeżeli nie będziemy rozmnażać tylko tych pszczół, które nie potrzebują zabiegów lub potrzebują ich niewiele, nie zrobimy kroku w przód. Zrozumiał to choćby Wołodymyr Małychyn (Ukraina) – jeden z gorących zwolenników tzw. izolatorów Chmary. Stosuje je w swojej gospodarce pasiecznej. Pozwala mu to skuteczniej walczyć z roztoczem i minimalizować użycie „chemii”. Jednak swoją selekcję chce prowadzić w kłodach na pszczołach z rzadka doglądanych i poddanych selekcji naturalnej (Wołodymyr Małychyn „Pszczelarstwo – powrót do natury. Praktyczne zastosowanie izolatora Petra Chmary”, wyd. Sądecki Bartnik, 2014, str. 90). To powinien być właśnie nasz kierunek!!! Powinniśmy prowadzić gospodarkę pasieczną w sposób możliwie najmniej szkodliwy dla pszczół, bazując na pszczołach, które są samodzielne i same załatwiają większość swoich problemów.
Kirk Webster podczas wykładu – fot. E. Österlund

W artykule przytoczyłem jedynie kilka z bardzo wielu pomysłów, które możemy wdrożyć w naszych pasiekach. Możemy je łączyć i brać z nich, co uważamy za najlepsze. Ważne jest natomiast, żebyśmy rozmnażali te pszczoły, które „znalazły” swój sposób na roztocze. Nie uda nam się zrobić kroku w przód, jeśli wszyscy będziemy przeciwdziałać rozwiązaniu, uznając, że najważniejszy jest dla nas tylko miód i wygoda pracy, a na choroby są lekarstwa. Leki powinny być nie pierwszym, a ostatnim rozwiązaniem, po jakie sięgamy. Uważam, że każdy pszczelarz nie tylko może, ale powinien systematycznie dążyć do eliminacji tych linii pszczół, które pozwalają na niekontrolowany rozrost populacji roztocza. Możemy poradzić sobie z tym problemem, ale tylko wspólnym wysiłkiem całego środowiska pszczelarskiego, a przynajmniej znacznej jego części. Każdy jednak powinien zacząć na swoim podwórku, a nie przekonywać sam siebie, że i tak nie ma wpływu na otoczenie.

Liczne przykłady z całego świata są dowodem, że można prowadzić pasieki zawodowe oparte o selekcję naturalną bądź stałą selekcję sprzyjającą wypracowaniu odporności pszczół. Możemy iść za przykładem pszczelarzy z Republiki Południowej Afryki, Ameryki Południowej, czy Walii. Tam środowiska pszczelarskie zdecydowały się nie leczyć pszczół i dziś mogą cieszyć się dobrymi wynikami ekonomicznymi, a straty w pasiekach w których nie leczy się warrozy, nie są większe niż w tych, w których stosuje się substancje chemiczne. Pszczelarze zawodowi, którzy nie mogą sobie pozwolić na zmniejszenie zysków, mogą pójść drogą Randy'ego Olivera, czy Erika Österlunda, jeżeli uznają za niewłaściwe metody Kirka Webstera, Sama Comforta czy Dee Lusby. Ci, którzy mają kilka pni w ogródku, mogą przyczynić się do poprawy sytuacji, dokonywać właściwych wyborów przy kupnie matek pszczelich. Najlepiej by było, gdyby pszczelarze rozmnażali pszczoły z własnej pasieki, które po prostu mają mniej roztoczy. Każdy przy tym może stosować dokładnie te same „narzędzia”, z których korzystał do tej pory. Wszyscy musimy przyjąć za priorytet selekcję w kierunku zwiększenia odporności na roztocza oraz tolerancji pszczół na negatywne skutki jego obecności. Jeżeli nawet pszczoły straciłyby część swych cech korzystnych gospodarczo, to historia pokazuje, że o wiele łatwiej odzyskać je, niż wypracować odporność na dręcza.

Od lat studiuję zagadnienie pszczół odpornych na roztocze i rozważam wady i zalety różnych metod, snując w myślach plany i scenariusze. Prowadzę własny projekt selekcyjny i współpracuję z osobami, które myślą podobnie. Stwierdzam, bez chwili wahania, że gdyby środowisko pszczelarskie przyjęło odporność na dręcza jako swój priorytet, już po kilku latach zauważylibyśmy pozytywne zmiany, a problem warrozy zostałby całkowicie rozwiązany w ciągu dwóch, maksymalnie trzech dekad. Zapewne można próbować opracować „ogólnopolski plan selekcji pszczół odpornych”, ale tak naprawdę konkretny projekt musi wykorzystywać miejscowy potencjał poszczególnych pszczelarzy. Od dawna mamy struktury, które można wykorzystać, tworząc przedsięwzięcia selekcyjne, mam na myśli koła pszczelarskie. Każde z nich posiada ogromny potencjał selekcyjny. Erik Österlund pokazał nam, jak można go wykorzystać. Jestem przekonany, że w każdym z lokalnych zrzeszeń znaleźliby się pszczelarze, którzy badają stopień porażenia rodzin i mieliby potencjał do prowadzenia selekcji. Ci natomiast, którzy nie mają ku temu wystarczającej wiedzy, cierpliwości czy serca, mogliby po prostu prowadzić pasieki tak, jak do tej pory, przy wykorzystaniu „genetyki” wypracowanej przez sąsiadów w toku selekcji, nasycając teren coraz bardziej odpornymi pszczołami. Całe środowisko mogłoby też rozwijać „genetykę” pochodzącą z pasiek tych pszczelarzy, którzy zdecydowali się swoje projekty oprzeć na selekcji naturalnej. To naprawdę jest proste.

Na zakończenie kilka rad dla pszczelarzy, którzy chcieliby w swoich pasiekach sprzyjać wypracowaniu odporności na roztocza.
Kószki według badań i obserwacji (np. Torbena Schiffera, ale i wielu innych pszczelarzy) 
stanowią doskonałe siedlisko dla pszczół, pod wieloma względami zbliżone 
do naturalnie zajmowanych przez pszczół dziupli – gospodarka w kószkach nie jest, niestety, 
tak wydajna jak wnowoczesnym ulu.

1. Uznaj, że problem jest także Twój i czynnie działaj w kierunku rozwiązania. Nie patrz na innych, nie czekaj na hodowców, naukowców czy instytuty. Po prostu zajmij się swoimi pszczołami najlepiej, jak umiesz.
2. Lecz tylko wtedy, kiedy musisz (pszczoły dają objawy chorób, słabną, lub mają duże porażenie dręczem), a nie gdy wynika to z kalendarza. Pamiętaj, że każde leczenie to też selekcja patogenów na większą zjadliwość i niszczenie zdrowych ekosystemów uli, składających się z przyjaznych dla pszczół mikroorganizmów.
3. Staraj się z każdym sezonem ograniczyć liczbę i intensywność zabiegów.
4. Staraj się zmienić metody leczenia na te, które najmniej szkodzą pszczołom.
5. Przyjmij, że pewne straty pszczół są po prostu naturalne, bowiem nie ma nieśmiertelnych pszczół.
6. Ciesz się z żyjących pszczół, a nie z tego, że zabiłeś dręcza.
7. Bezpośrednio przekładaj badanie stopnia porażenia lub wyniki leczenia na dalszą selekcję pszczół na swojej pasiece. Jeżeli nie liczysz roztoczy, spróbuj w każdym roku ograniczać kuracje i rozmnażaj te owady, które przeżywają i cieszą się dobrym zdrowiem.
8. Zachowuj dużą, lokalnie przystosowaną bioróżnorodność na pasiece.
9. Trzymaj tylko lokalne pszczoły. Rozmnażaj te, które są najlepsze w Twojej pasiece. Pozyskuj je od sąsiadów albo kupuj matki od hodowców, którzy są najbliżej ciebie i sprzyjają selekcji pszczół odpornych na pasożyta.
10. Bądź uparty i stale dopytuj hodowców o pszczoły odporne na dręcza pszczelego. Jeżeli kupisz takie matki, wprowadzaj je obok swoich, a nie zamiast ich i obserwuj je.
11. Nie daj sobie wmówić, że „się nie da”. Sprawa jest trudna, ale nie beznadziejna. Obecnie, w wielu rejonach świata pszczoły nie wymagają leczenia przeciwko warrozie, a w wielu krajach rozwiniętych gospodarczo prowadzone są skuteczne komercyjne projekty oparte o pszczoły nieleczone lub same aktywnie ograniczające liczbę pasożyta przy minimalnych kuracjach. Masz swój wpływ na to, aby i u nas tak było.
12. Zorganizuj swoją pasiekę w sposób możliwie przyjazny dla pszczół.
13. Przystosuj swoje ule w taki sposób, aby były najbardziej przyjazne zarówno dla pszczół, jak i organizmów symbiotycznych (np. zaleszczotków) i zdrowych ekosystemów bakteryjnych.
14. Jeżeli nie możesz lub nie chcesz prowadzić selekcji na całej pasiece, wydziel do tego jej część (na jaką możesz sobie pozwolić) i wprowadzaj możliwie szeroko do pasieki produkcyjnej te pszczoły, które najlepiej radzą sobie z lokalnymi problemami, warrozą i najdłużej nie wymagają interwencji. Możliwie szeroko upowszechniaj te pszczoły w populacji.
15. Współpracuj w selekcji z innymi pszczelarzami z Twojej okolicy. Podejmij temat w swoim kole pszczelarskim i wspólnie zastanówcie się nad programem selekcyjnym. Nie każdy musi promować to samo rozwiązanie, ale ważne, żeby każde z nich przekładało się na systematyczne ograniczanie populacji dręcza przez same pszczoły.
16. Nie zabijaj matek pszczelich tworzących zdrowe rodziny z niskim porażeniem roztoczem tylko dlatego, że dały mniej miodu niż inne. Nie musisz intensywnie rozmnażać tych linii matecznych, ale pozwól im mieć dużo trutni.
17. Daj szansę tym pszczołom, które żyją bez Twojej pomocy, mimo że okresowo nie są produktywne. One nierzadko pokazują, co potrafią, gdy uporają się ze swoimi problemami.
18. Aktywnie wspieraj dziko żyjące populacje: niektórym rojom pozwól uciec, wieszaj skrzynki w lesie lub wynoś tam stare ule.
19. Przyjmij, że to projekt długotrwały. Przez prawie 40 lat z roku na rok sytuacja tylko się pogarszała. Działaj konsekwentnie i nie poddawaj się po drobnych niepowodzeniach.
20. Tylko wspólnie możemy „nasycić niebo” pszczołami odpornymi. Możemy to zrobić, ale to nie stanie się samo. To nasza wspólna sprawa.



Czynniki mogące mieć znaczenie dla przetrwania rodzin pszczoły miodnej w starciu z dręczem pszczelim (Varroa destructor):

- możliwie duże odizolowanie rodziny pszczelej od innych, zapobiegające błądzeniu i rabunkom (a tym samym przenoszeniu roztoczy);
- skrócenie okresu rozwoju rodziny pszczelej i wydłużenie okresu zimowej przerwy w czerwieniu (zmniejsza liczbę pokoleń roztoczy w ciągu sezonu);
- przerwa w czerwieniu w ciągu sezonu (wstrzymanie namnażania się dręcza);
- podział rodziny - wykonanie odkładów lub wyjście roju (zmniejsza liczbę pasożytów w rodzinie);
- lepsza praca strażniczek, małe wylotki w ulu, które są łatwiejsze do obrony przez strażniczki. Niektórzy pszczelarze twierdzą jednak, że wielkość wylotków w zasadzie nie ma znaczenia, gdyż pszczoły całkowicie dostosowują organizację pracy, w tym pilnowanie wylotka, do zajmowanego siedliska, a istotne są inne czynniki związane przede wszystkim ze stanem rodziny rabowanej;
- w pasiece należy trzymać pszczoły, które nie rabują i nie prowokują rabunków;
- brak skażenia środowiska ula pestycydami i produktami ich rozpadu (w tym tzw. „lekami” dla pszczół) powodującymi chroniczne zatrucia;
- skrócenie okresu wychowu czerwiu (skraca czas potrzebny na wychów roztoczy) na przykład przez wykorzystanie tzw. małej komórki (4.9 mm) czy regulowanie temperatury w gnieździe;
- trzymanie w ulach tylko naturalnych plastrów, pozbawionych zanieczyszczeń chemicznych. Naturalna komórka może też wpływać na biologiczną i anatomiczną równowagę pszczół;
- posiadanie pszczół „zgryzających” roztocze (tzw. grooming);
- otwieranie komórek z czerwiem zasklepionym (wstrzymuje rozmnażanie dręcza), a także odsklepianie i wynoszenie porażonego czerwiu poza ul (zachowania powiązane z tzw. VSH);
- chemiczne sposoby zaburzania płodności samic dręcza (poprzez wydzielane przez pszczoły hormony);
- środowisko ulowe niesprzyjające rozwojowi patogenów (np. odpowiednie pH, wilgotność, temperatura) ale wspierające obecność przyjaznych organizmów;
- biostatyczne środowisko ula (oddziaływanie propolisu czy miodu na patogeny);
- obecność symbiotycznych organizmów będących naturalnymi wrogami pasożytów pszczół (np. zaleszczotków książkowych);
- zdrowe tzw. „biofilmy” pszczół (ekosystemy bakteryjno-grzybicze wewnątrz pszczół i na nich) zapobiegające rozwojowi patogenów;
- obecność mało złośliwych szczepów patogenów;
- odporność pszczół na patogeny (wynikające z poprawnej odpowiedzi immunologicznej);
- obecność czerwiu trutowego w rodzinie (ukierunkowanie „ataku” roztoczy na trutnie powoduje, że pszczoły robotnice wypełniające istotne zadania w ulu pozostają w większym stopniu wolne od pasożytów). Z drugiej strony może to, niestety, przyczynić się do szybszego rozwoju pasożytów;
- naturalny i zróżnicowany pokarm (lepiej odżywione pszczoły są bardziej odporne na patogeny, karmienie sztucznym pokarmem lub wywożenie na monokultury może sprzyjać niedożywieniu).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz