Wczoraj, tj. w niedzielę 28 września, stwierdziłem, że padła moja pierwsza rodzina pszczela. Przetrwała od czerwca zeszłego roku. Jak pisałem w innych postach znacząco jej "pomogłem" w tym roku, przyczyniając się do jej osłabienia. Liczyłem, że jakoś przetrwa do wiosny, jednak niestety nie udało się. W rodzinie tej praktycznie nie było warrozy, na pewno nie występowała masowo. Ewidentnie wykończyły ją jakieś infekcje, lub padła z uwagi na słabość matki.
Na drugim pasieczysku zajrzałem do wszystkich uli, nie rozbierając pszczołom gniazd. Na razie wszystkie dają sobie jakoś radę, choć wydaje mi się, że jednej rodzinie niedaleko już do osypania się. Jest to ta rodzina, o której pisałem w innym poście, że jeszcze w sierpniu była wyjątkowo mocna. Wówczas odebrałem z niej 3 ramki czerwiu aby zasilić inne, słabsze rodziny. Dziś tego żałuję. Nie przewidziałem wówczas takiego załamania siły.
Na dzień dzisiejszy posiadam 15 rodzin, z czego 11 oceniam na "średnio mocne" i "mocne" (jak na tegoroczne odkłady - doświadczeni pszczelarze zapewne oceniliby wszystkie moje rodziny jako "słabeuszy"). Reszta (oprócz jednej wyżej wspomnianej) to względnie stabilne słabsze rodziny - mam nadzieję, że wystarczająco silne aby dać sobie radę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz