niedziela, 21 września 2014

Rodziny się sypią...

W ostatnim czasie moja pasieka bardzo się zmniejszyła. Za każdym razem, gdy jadę podkarmiać pszczoły, zastaję coraz mniej rodzin w dobrym zdrowiu. Do chwili obecnej straciłem ich 7 i na dzień dzisiejszy stan mojej pasieki to 16 pni, z czego 5 na działce pod domem (tu liczba się nie zmienia) i 11 na drugim pasieczysku. Optymizm sprzed miesiąca trochę przygasł...

O taki stan rzeczy obwiniałem rabunki, jednak dziś już nie jestem taki pewny. W dniu wczorajszym byłem na spotkaniu koła i tam dowiedziałem się, że nie tylko moja pasieka ma się tak źle. Doświadczeni koledzy również tracą rodziny pszczele w podobnej ilości. Okazuje się również, że praktycznie każdy z pszczelarzy twierdził, że tegoroczne rodziny są zdecydowanie w gorszej kondycji niż odpowiednio w tym samym czasie w zeszłym roku. Wielu twierdzi, że łączyło nawet po 3 rodziny razem, gdyż pszczoły obsiadały po 1 czy 2 uliczki międzyramkowe. Wszyscy zgodnie stwierdzają, że dawno nie było tak złego sezonu dla pszczół... i pszczelarzy. Okazuje się, że średnia po kilka litrów miodu (3-5) z ula to tegoroczna norma.

Jaka jest więc przyczyna takiego stanu? Na pewno były u mnie na pasiece pszczoły rabujące, ale nie sądzę, żeby w takim stopniu mogłyby się przyczynić do osypania rodzin. Im dłużej o tym myślę - szczególnie biorąc pod uwagę to, czego dowiedziałem się wczoraj - dochodzę do wniosku, że rabunki były raczej efektem osłabienia rodzin, niż ich przyczyną. W paru ulach widziałem warrozę, w niektórych nawet było jej sporo, ale raczej nie na tyle, aby spowodować aż takie spustoszenie, jakiego doświadczyłem. W tych też ulach widziałem pszczoły porażone wirusem zdeformowanych skrzydeł. W kilku ulach mam czarne łyse pszczoły - jest to ponoć efekt wirusa chronicznego paraliżu pszczół. W części rodzin miałem też wrażenie, że nie dały rady matki - bądź to zginęły, bądź z jakichś przyczyn zaprzestały czerwienia.
Może każda z tych przyczyn sięgnęła po swoją część osypanych rodzin? Cóż, jaki by nie był powód stwierdzam, że skoro nie dzieje się to tylko u mnie, a też u pszczelarzy, którzy pszczoły leczą, to znaczy, że wybrałem właściwą drogę. Skoro i u mnie i u nich jest tak samo, to po co dodatkowo wprowadzać chemię do uli?

Zobaczymy w jakim ostatecznie stanie pasieka wejdzie do zimy i w jakim z niej wyjdzie. Mam tylko nadzieję, że ponury pszczeli żniwiarz kończy już swoją robotę wśród moich pszczółek...

Parę wniosków na przyszły sezon.
1. Muszę wymienić matki wychowane na starej woszczyźnie, która miała kontakt z substancjami leczniczymi. Michael Bush i inni "pszczelarze naturalni" twierdzą, że 3 sezony dla ich matek to norma. U mnie niektóre zeszłoroczne matki ewidentnie nie dały rady - obserwowałem to szczególnie w rodzinach, które zakupiłem wczesną wiosną. Jak już pisałem w innym poście, pszczoły siedziały na czarnych plastrach i na nich też wychowane były matki. Z 5 rodzin praktycznie tylko 1 dotrwała do dziś, a muszę przyznać, że należy do moich najsłabszych, mimo że jeszcze dwa miesiące temu pszczoły były na 4 korpusach (odpowiednio 3 korpusach wielkopolskich). Chciałbym, żeby pszczoły same wymieniały matki wtedy kiedy potrzebują, niemniej jednak chyba najpierw muszą dostać takie, dla których 2 lub 3 lata to nie problem. Na czystym wosku muszą się wychowywać nie tylko nowe pokolenia pszczół, ale też matek.

2. Konieczna jest 100% wymiana gniazda w sezonie. Żadnej starej woszczyzny w ulach, a nic poza ulem nie zimuje. Na dzień dzisiejszy zdecydowałem się zostawić do wiosny tylko 5 (z blisko 100) wycofanych ramek - są to ramki w całości z pierzgą (w tym 3 na tegorocznym wosku). Te ramki zostawiam tylko dlatego, że zauważyłem, że część rodzin ma bardzo mało pierzgi w gnieździe (nie dlatego, że im wyjąłem - te ramki pochodzą z innych rodzin), a to nie wróży dobrze na wiosenny rozwój. Być może też pszczoły są słabsze i dlatego się osypują, że nie mają wystarczająco pokarmu białkowego dla rozwijających się larw? Wolałbym tych ramek z pierzgą już nie używać, ale jeżeli będzie taka potrzeba to niektóre rodziny dostaną je wiosną.
Jestem przekonany, że wymiana gniazda co roku, długofalowo przyniesie dobre rezultaty i zdrowie rodzin. Mam nadzieję, że stosując selekcję pszczół i wymianę wosku, za parę lat z moich uli zniknie maksymalnie dużo wirusów i przetrwalników bakterii.

3. W sierpniu trzeba będzie bardziej zadbać o zmniejszenie wylotków i zapobieganie rabunkom.

4. Trzeba będzie "odważniej" podejmować decyzje o podkarmianiu rodzin w sezonie, a w razie konieczności zakarmiania na zimę zaczynać robić to wcześniej. W tym roku, pomimo bardzo słabych pożytków nie chciałem pszczołom dawać cukru - nawet odkładom. Wydaje mi się, że pszczoły mogły przeżywać okresy głodu, mimo że dostawały co parę dni trochę ciasta. W przyszłym roku sporą część rodzin będę dzielił w całości na odkłady. Myślę, że trzeba będzie rozważyć systematyczne karmienie tych rodzin do samego końca sezonu dawkami umożliwiającymi odłożenie sporych zapasów. Dzięki temu rodziny będą mocno stymulowane do rozwoju przez cały rok, a zebrany miód, zmieszany z podawanym pokarmem, będzie można wykorzystać na zapasy zimowe dla kilku rodzin produkcyjnych, które zostawię bez dzielenia. Wiem, że nie będzie to naturalny pokarm, niemniej jednak ten sezon pokazał, że nie zawsze można liczyć na taki...



warroza i zdeformowane skrzydła w pozostałościach jednego z uli 

praca przy pszczołach jedną ręką...

walka z rabującymi osami 


umierająca matka i jej świta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz