Właśnie wróciłem z mojego drugiego pasieczyska. Tak jak podejrzewałem pojechałem tam między innymi po to, żeby zebrać kolejny ul. Nie spodziewałem się natomiast, że zbiorę tą silniejszą rodzinę... Puchatek miał rację - z pszczołami nigdy nic nie wiadomo... Na tą chwilę została jeszcze jedna rodzina - moja Vigorka, Ostatni Mohikanin. Siedzą może w 2 uliczkach i pszczół jest garstka. Nieustannie atakowane są przez osy. Dennica osiatkowana pełna była osypu martwych pszczół, a od spodu nieustannie dolatywały osy. Niektórym udawało się też przedrzeć przez wąski wylotek (na 2 pszczoły), choć widziałem, że pszczoły jakoś próbują się bronić. Wyjąłem rodzinie siatkę i założyłem pełną dennicę - mała rodzina na dużym gnieździe nie potrzebuje takiej wentylacji, a pełna dennica akurat w przypadku tych pszczół może im tylko pomóc. Mimo tego i tak nie wierzę, że dotrwają nawet do zimy...
Nie wiem czemu 18 uli zostało zmiecione na tamtym pasieczysku, podczas gdy 4 na pierwszym ma się dobrze (na razie?)... Dziś przy ładnej pogodzie noszą nawet pyłek - i to te rodziny, które uważałem za najsłabsze. Może to zły znak, bo matki podjęły czerwienie, żeby nadrabiać duże straty pszczół? A może jest jakaś szansa, że te cztery jednak dotrwają do wiosny? Prognozy wskazują, że zima będzie bardzo łagodna i krótka, podobna jak w zeszłym roku - mam nadzieję, że się mylą, bo jeżeli nie, to wiosną warrozy będzie w ulach masa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz