czwartek, 19 września 2019

Podsumowań czas czyli koniec lata 2019

Sezon minął błyskawicznie. Zawsze zresztą tak mija. To zima się dłuży w myśl zasady: "zima to u nas trwa 8 miesięcy, ale potem to już tylko laatoo i laaaaato". No może lekka w tym przesada - tak źle nie jest.
Jak co roku planowałem zakończyć całą pracę z pszczołami do 10 września i jak co roku mi się nie udało. Muszę jeszcze pojechać co najmniej raz do każdej pasieki, aby powyjmować podkarmiaczki, ewentualnie odsunąć jedną ramkę na bok umieszczając za słomianym zatworem. To dotyczy wszystkich miejsc za wyjątkiem pasieki "las", która będzie wymagała co najmniej 2 odwiedzin - ale o tym za chwilę.

Informacje ogólne.
Zacznę od paru informacji ogólnych, a potem spróbuję opisać kolejne miejsca i zamieścić tam bardziej konkretne informacje. O tym jaki był sezon pisałem już wcześniej. Był ogólnie trudny i kapryśny. W wielu miejscach zły lub bardzo zły (w moich pasieczyskach) w początku roku, a wreszcie normalny (a może nawet mógłbym napisać "dobry"?) w końcówce sezonu, czyli mniej więcej po połowie lata. Czyli co do zasady odwrotnie niż co roku przez ostatnich 5 lat. Idąc po kolei: średni lub słaby kwiecień, bardzo bardzo zły maj (poza jednym pasieczyskiem B), dość dobry czerwiec, lipiec bez szału (bo pogoda dopisywała, ale u nas tu jest dziura pożytkowa), względnie dobry, normalny sierpień i dobry początek września. Czyli najgorzej było wtedy gdy pszczoły prą do rozwoju, gdy normalnie "wybuchają" w ulach i gdy potrafią z mikrorodzinki urosnąć do średniaka. To rzecz jasna zaważyło na późniejszym, zdecydowanie lepszym, czasie, w którym pszczoły dostały trochę wiatru w skrzydła. Bo też ich biologia nakazuje im wtedy raczej działania zachowawcze, niż ryzykowne szaleństwo. Trzeba też pamiętać, że mówimy w większości o przezimowanych w różnej formie odkładach, a nie tzw. "produkcyjnych" (i nierzadko: "zalanych tzw. chemią") rodzinach. Słowem nie było tak źle, mogło być lepiej, ale pewnie mogło być też gorzej.

Jak już pisałem nie wykonałem w tym roku planu w żadnym punkcie. Nie było 1 kg miodu z ula, nie było samozakarmienia, nie było założonego rozwoju ilościowego. Ale też jeżeli chodzi o stan rodzin, to w jakiejś części nastąpiła oczekiwana przeze mnie "stabilizacja". Rozumiem przez to, że uznaję, że do zimy nie idzie (wreszcie!) "odkład", ale względnie normalna rodzinka. Zapewne słabsza niż u większości pszczelarzy, ale w sile, która mnie zadowala, a z biologicznego punktu widzenia jest (powinna być) wystarczająca do samodzielnego funkcjonowania. Oczywiście nie oznacza to, że przez sezon 2019 były to rodziny produkcyjne, a raczej, że były utworzone lub pozostawione w takiej sile, która pozwoliła im się odbudować do względnie racjonalnych rozmiarów do końca sezonu. Nie oznacza to też, że uważam, że te rodziny pójdą do samej zimy silniejsze czy że lepiej przezimują. Może się bowiem zdarzyć, że rodziny jeszcze wypszczelą się przed zimą, albo źle przezimują z jakiegokolwiek powodu. Jako przykład rodzina J(FK) z zeszłej zimowli: do zimy poszła jako chyba najsilniejsza na całej pasiece (około 7 - 8 ramek Warszawskich poszerzanych na przełomie sierpnia i września), a w styczniu czy w lutym sprzątałem po niej ul... Czy tak będzie też w tym roku? Otóż nie wiem. Jak do każdej zimy podchodzę z lekką rezerwą i - z braku lepszego słowa - lękiem. Bo nie wiem co będzie. W tym roku raczej nie obawiam się spadków całkowitych, bo spora większość rodzin cieszy oko. Ale już nie raz było tak, że działy się rzeczy, których też się nie obawiałem. Więc będzie co będzie. Choć wiele osób krytykuje moje działania, to ja mogę powiedzieć tyle: w dostępnych mi okolicznościach (przyrody... i niepowtarzalnych) zrobiłem wszystko zgodnie z moją najlepszą wiedzą i wolą licząc się (niestety) nie zawsze z dobrem poszczególnych rodzin, ale całego projektu i posiadanej populacji pszczół. Bo patrzę na problem "populacyjnie". Postęp pasieki i populacji jest istotny, bo nie wiemy co będzie z poszczególnymi rodzinami, a ja nie roszczę sobie uznania swojej wiedzy w tym, która rodzina przetrwa, a która nie. Licząc się z dobrem poszczególnych rodzin mógłbym zrobić tyle: dać jej 2 moje korpusy i nie zaglądać przez cały rok. Pszczoły najlepiej wiedzą czego potrzebują. Zresztą tak traktuję np. mój projekt "sztuczna barć" - tworzę siedlisko i zostawiam im skrzynkę do własnej dyspozycji owadów.

Pszczoły na LN 3/4 - rodzinki pojechały już do kolegi

Liczba rodzin.
Plan był na około 55 rodzin. Niewykonany. W chwili kiedy piszę te słowa na moich pasiekach znajduje się 41 rodzin (a więc tak jak w 2016). Dlaczego tyle, tłumaczyłem w poprzednim wpisie  z kategorii "z życia pasieki". Udało mi się więc ledwie (prawie) podwoić liczbę tych rodzin, które funkcjonowały w maju - bo kilka słabiaczków, które liczyłem do większej liczby tych, które przeżyły samą zimę - wykruszyło się jeszcze w ciągu trudnego początku sezonu. Z mojej pasieki wyszło jeszcze kilka rodzin - z tego co wiem, poza tymi w projekcie "Fort Knox" raczej mają się dobrze (o tym też chwilę później). Te z projektu niestety pokazują słabość i z tego co wiem jedna już umarła, a co najmniej jednej kolejnej dni są policzone... A więc udało się powiększyć liczbę rodzin względem poprzedniego przygotowania do zimowli - po prostu część z nich nie będzie zimowana na moich pasiekach. Oby żyły jak najdłużej.
Jak już wspominałem, ten sezon 2019 był wyjątkowo trudny dla rodzin słabszych, które z zimy wyszły z problemami. Bardzo zimna wiosna spowodowała w większości maluszków załamanie ich systemów obronnych. Cóż, szkoda, bo rodzina B2 pokazała, że słabiak w jednym roku, może być w czołówce pasieki w kolejnym. Ale też ja moje działania traktuję jako selekcję ciągłą, czyli nie tylko przyjmuję zimę za okres selekcyjny, podczas gdy wyłączam z tego lato. Owszem, zima jest kropką nad i. Wówczas przeżywają silne (niekoniecznie liczone w "głowach" robotnic) i zdrowe. Ale i w lecie trwa selekcja. W efekcie mam teraz również kilka słabych rodzin, którym nie daję zbyt wielkich szans (o tym potem), ale, o dziwo, na koniec sezonu one jakby zwierają szyki raczej niż wypszczelają się. Nie na tyle, żeby dać mi nadzieję na przetrwanie zimy. Po prostu zauważam fakt. Rodziny słabnące od warrozy, jak pokazują rozliczne doświadczenia - w tym i moje, najczęściej zaczynają się wypszczelać jeszcze w końcu sierpnia lub we wrześniu, a giną w październiku lub listopadzie. Taki jest najczęstszy scenariusz w przypadku rodzin nieodpornych z tzw. "komercyjnej" genetyki. Pierwszym dobrym znakiem (w mojej prywatnej opinii) jest przeniesienie czasu wypszczelenia i śmierci rodzin na okres zimy. Z dwóch powodów. Po pierwsze świadczy to o zwiększonej (zwiększającej się) odporności/tolerancji tych rodzin na negatywne czynniki. Oczywiście tym umierającym to nie pomaga - ale świadczy (w mojej ocenie) o poprawie całości populacji. Po drugie minimalizujemy ryzyko przeniesienia się tego co złe poza ul, gdy rodziny umierają w zimie, w czasie pogody nielotnej. Umiera z nimi dręcz i inne patogeny. A więc zakładam, że te z problemami nie przetrwają do oblotów, ale liczę, że dadzą radę bronić się jak najdłużej.

Pasieczysko KM - powoli się zapszczela

Jakie są więc moje nadzieje na wiosnę? W skrytości ducha liczę na około 30 rodzin - tyle pokazuje dobry stan na dziś. Z przeżywalności 50% będę zadowolony, bo to da populację, z którą można zrobić dobry krok naprzód. A tak naprawdę będę się cieszył z każdej przeżywającej rodziny.
Podkreślam: to są nadzieje, a nie rzetelna ocena oparta na znajomości przyszłości. Nie znam żadnej wiarygodnej wróżki.

Karmienie i miodobranie.
W tym roku w mojej pasiece wykorzystałem około 410 kg cukru. Dokładnie na tą chwilę poszło do rodzin 390 kilo cukru i 30 bądź 40 kg ciasta (wiem, to daje 420 - 430kg). To się tyczy całości sezonu, czyli wspomożenia niektórych rodzin w głodnym i deszczowym maju i systematycznego karmienia od lipca. Część z tego cukru była też podana rodzinom, które przekazałem innym. Powiedzmy około 30 kg - stąd nie wliczam tego do własnych statystyk. Do większości rodzin nie będę już nic dodawał, ale prawdopodobnie dojdzie jeszcze około 10 kg cukru do pasieki leśnej i być może 5 kg cukru (łącznie) zostanie podane w cieście jeszcze trzem czy czterem rodzinom. Przy czym znów - jak i w zeszłym roku - oceniam, że większość rodzin ma więcej niż potrzebują do racjonalnej zimowli do czasu pierwszych pożytków. Nie tyczy się to wszystkich rodzin rzecz jasna - na przykład wczoraj na 7 rodzin w pasiece B tylko przy jednej uznałem, że zapasy są na granicy wystarczalności i stąd dostała kolejne 2,5 litra syropu - ale pozostałe 6 dostały też po litrze, żeby ewentualnie nie prowokować rabunków. Tak też było na innych miejscach. Niektóre absolutnie nie wymagają dokarmienia, innym pasowało coś jeszcze dać...
Znów więc, jak w roku poprzednim, każda z rodzin dostała średnio około 10 kg cukru. Znów za dużo. Znów trochę zrzucę to na moje wybory (brak leczenia, model ekspansji), a po części na kapryśną aurę, która nam towarzyszyła. I nawet nie to, że nie dało się w tym roku uzyskać zacnych zbiorów - bo dało się - ale kolejny raz moje rodziny nie były skorelowane z tym co działo się w przyrodzie. Albo inaczej: były, ale z rozwojem, a nie produkcją. Rzecz jasna wielu pszczelarzy zrzuci to też na moje błędy. I ja się ich nie wypieram, bo wciąż je popełniam. Ale też chyba w większości przypadków inaczej je rozumiem, niż większość moich krytyków. W tym roku z powodu moich błędów (o ile w tej chwili pomnę) zginęło 3 rodziny, które zostały wyrabowane. Zginęły też dwie matki zabite w czasie łączenia poprzez naloty. Tyle w sposób jednoznaczny biorę na swoje sumienie. Innym kwestiom być może mogłem zapobiegać i przeciwdziałać, ale też prowadząc pasiekę opartą na selekcji naturalnej (wiem, w nie do końca naturalnych warunkach) nie każde "zaniechanie" uznaję za błąd. Mam takie podejście, że racjonalnej wielkości rodziny powinny sobie radzić same w czasie sezonu i być odporne na "zwykłe" (jakkolwiek to definiować) działania pszczelarza.
Dwie rodziny w zasadzie zakarmiły się same. Jedna z nich to macierzak po 16'tce, której matka poszła do "sztucznej barci". Fakt, ona dostała około 3 litrów syropu na przełomie lipca i sierpnia. Wtedy też tego nie potrzebowała, ale pod domem karmione były inne rodziny, a tej, jako najsilniejszej nie chciałem prowokować do rabunków. Potem nie dostała już nic, choć sąsiedzi byli karmieni. Nawet, licząc na skromne miodobranie z nawłoci, dołożyłem nadstawkę. Nie wykorzystały jej do odkładania tam miodu, ale okresowe jej przeglądy pokazały, że rodzina używała jej fajnie do składowania nakropu i przerabiania go - po czym gotowy miód lądował w korpusie gniazdowym (WP). To też pokazuje, że/jak dla rodzin cenne jest posiadanie więcej woszczyny niż faktycznie obsiadana - dzięki temu nic nie hamuje zbiorów, a matka ma gdzie czerwić, bo komórki nie są zalewane nakropem.
W przypadku drugiej z rodzin sytuacja była trochę inna - a chodzi o rodzinę B2 (najsilniejsza w tym roku). Tam również rodzina miała sporo woszczyny i gotową nadstawkę. Przy karmieniu innych i tej symbolicznie dolewałem (2x po 1 litrze), żeby nie prowokować rabunków. Ale miała ona ładne przybytki i zdecydowałem się nawet zabrać 4 (niepełne acz w większości zasklepione) ramki z miodem nawłociowym - być może były lekko zafałszowane, ale też nie idą na sprzedaż. Ja osobiście nie wyczuwam tam syropu. To dało mi dodatkowe 2 litry do moich tegorocznych zbiorów. I choć w sumie rodzina bardzo tego nie potrzebowała, to zdecydowałem się jej dodać około 3 litrów syropu (dla spokojności sumnienia).


W tym roku wziąłem więc łącznie 22 litry. Czy dało się więcej? O tak. Dlaczego tego nie udało się u mnie tłumaczyłem powyżej i w poprzednich tekstach. Zawsze porównuję się do mojego sąsiada i przyjaciela (leczącego pszczoły). On miał całkiem dobry sezon. Nie znam dokładnie liczb (i nie moja sprawa), ale chyba wziął około 600, a może nawet 700 słoików (0,9l) miodu z około 40-topniowej pasieki (a więc po 15 słoików "na głowę"). A więc dało się. A jak to zrobił? Otóż także narzekając trochę okresowo na sezon... a z drugiej strony w jego końcu będąc zadowolonym. Połowa z tego przybytku pochodziła z nawłoci. Ale i u mnie były wtedy przybytki (przy wciąż intensywnym rozwoju maluchów), a jak pisałem chwilę temu 2 z silnych rodzin zakarmiły się same, a kilka innych silnych naprawdę jest ładnie zalanych (gdyby nie były karmione i tak pewnie by zrobiły to same). A więc mając silne rodziny można było liczyć na miód towarowy w początku września. Drugą (a raczej pierwszą) połowę zawdzięcza - jak sam pisze - tylko spadzi, która jest u nas nietypowym zjawiskiem. I ja to mogę potwierdzić - tam gdzie była spadź (a u mnie tylko na 2 miejscach) w czerwcu silniejsze rodziny ładnie się zalewały, a maluchy pięknie się rozwijały i nie straszne były rabunki. Tam gdzie spadzi nie było, było średnio - pszczoły miały dla siebie, ale przybytki były względnie słabe i nie pozwalające liczyć na masowe miodobranie. A więc trochę szczęścia i względnie silne rodziny i można było w tym roku bardzo nie narzekać na cały sezon, co chwila narzekając na jego części...

Ale nie wszędzie było nawet tak dobrze (czy średnio). Jak już wspominałem u mnie na pasieczysku T był praktycznie cały rok głód (aż do sierpnia). Bywam ostatnio często w rejonie Limanowej i Laskowej. Tam zgadałem się z jednym pszczelarzem-amatorem, który twierdził, że w tym roku nie wziął w ogóle miodu. Mogło być więc gorzej i nie ma co narzekać.

Poszczególne miejsca i ich ocena.
W tym roku pszczoły pójdą do zimy na 7 miejscach. Jedno stare miejsce pójdzie do likwidacji (w tej chwili stoją na 8), za to mam 2 nowe. Moje osobiste zdanie jest takie, że dla zdrowia populacyjnego - zwłaszcza w terenach słabych lub średnich - powinno się maksymalnie dywersyfikować ryzyko (kradzieży, zniszczenia, wytrucia, czy wreszcie chorób). Im mniej pszczół w jednym miejscu, tym lepiej. Wynika to też zresztą z badań profesora Seeley'a, o których pisałem w tekście ukazującym się obecnie w "Pszczelarstwie". Stąd zamiast trzymać pszczoły w 2 - 4 miejscach, jeżdżę tam i z powrotem, czasem tylko do 3 czy 4 rodzin. Działanie całkowicie nieopłacalne (jakby w ogóle moje działania takie były...) i przyznam, że przy tym wyczerpujące. Trochę mam tego dość. Gonię jak z piórem, jestem zmęczony i cały czas żyję w pośpiechu. To niestety spowodowało (na spółkę z moją głupotą), że ostatnio znów miałem wypadek i jeszcze bardziej pokiereszowałem moją chorą łapę... Mam więc zszyte ścięgno i na koniec sezonu rękę w szynie... Trzeba zwolnić. Wiem o tym, a los (i moja głupota) mi to okresowo przypomina...

Przejdźmy więc do oceny poszczególnych miejsc:
(trzymam ten sam symbol na "całe linie" więc oznaczenia rodzin mogą się powtarzać - w niektórych miejscach zaznaczam jedynie: stm - starą matkę albo mac - macierzak, dla odróżnienia od innych)

pasieka R1 (do likwidacji) - 3 rodziny
W tej chwili stoją tu 3 rodziny. Będą one w najbliższym czasie przewiezione na nowe pasieczysko KM.
Stoi tu rodzina 16 (która sama się zakarmiła) - wygląda zdrowo i prężnie. Stoi tu też druga rodzina, która ma jakieś kłopoty (daję jej małe szansę) i jeden średniak.
Ocena wizualna rodzin: 5+ (choć może i 6 by się należało), 4 i 3
Pozostałości likwidowanej pasieki R1

pasieka R2 - 5 rodzin
Na tym miejscu nagrywałem najwięcej moich filmów w tym roku. Niedawno było tu jeszcze 8 rodzin, ale 3 wylądowały na KM. Akurat (bo wcale tego tak nie dobierałem - po prostu było najwygodniej) w tym roku było to przez większość sezonu najlepsze z moich miejsc. Tu wystąpiła spadź, wziąłem stąd pewnie z 10 słoików miodu, tu dziś stoją 2 z 4 moich najładniejszych rodzin. Wszystkie stojące tu rodziny wizualnie wyglądają bardzo ładnie, są dobrze zakarmione. Są słabsze i mocniejsze, ale każda wygląda prężnie i zdrowo.
Rodziny wraz z ocenami:
R2-3mac(ierzak) - 6; R2-3stm(stara matka) - 5; R2-2mac - 6; R2-Vic - 5; R2-2(vic) (na bazie victorii) - 5-.

pasieka K - 6 rodzin
Tu były kłopoty w lecie. Kilka rodzin wypszczeliło się, albo straciło matki. Ostatnio jedna była chyba rabowana, została tam garstka i pszczoły z niej wykorzystałem do zasilenia kilku słabiaków. Ale obecnie dzięki temu stan pozostałych 6 jest dobry czy bardzo dobry (tyle że miało być z 8 czy 9...).
Rodzina K1mac - 4+; K1 (na bazie SŁ4) - 5; K1 - 5; 16 - 5- ("minus" bo choć wygląda zdrowo i jest ładnie zalana, to mam wrażenie, że trochę się wypszczeliła); Las/przedwojenna mac - 5- (podobnie), dadant - 4+.
Ta ostatnia rodzina miała problemy z matką - wychowana matka po zaczerwieniu 2 plastrów straciła się, pszczoły wychowywały więc kolejną nową matkę ratunkową. Skutkiem czego rodzina miała długie okresy bezczerwiowe i trochę w lecie osłabła. Ale wygląda zdrowo i nie daje wizualnych objawów chorób. Do tego też praktycznie przez okresy bezczerwiowe zalała się na tyle, że podałem kilka literków tylko dla spokoju ducha.

pasieka L1 - 7 rodzin
Tu jest największy kryzys w zasadzie cały rok. Rodziny tam muszę ocenić najsłabiej i każda albo była albo jest obecnie w kryzysie. Za wyjątkiem rodziny L1 (poza fortem), która pozostała z podarowanych Mariuszowi pszczół. Ta pięknie się rozwijała i nie miała praktycznie cały sezon żadnych kłopotów. Tyle że od początku sierpnia rodzina "urzęduje" już na pasieczysku KM...
W lesie wiosną był głód. Rodziny nie chciały się rozwijać. Potem przyszedł maj, który tylko to podkreślił. W czerwcu pojawiły się pierwsze symptomy poprawy... ale trwało to krótko, bo potem przyszedł barciak mniejszy... Czerw rodzin został zaatakowany przez larwy barciaka. O ile z barciakiem większym nigdy nie miałem żadnych problemów (z mniejszym zresztą do tej pory też), bo po prostu larwy siedziały sobie na nieobsiadanych plastrach, o tyle barciak mniejszy jest o wiele bardziej perfidny. Otóż larwy wchodzą pod czerw (nie wiem dlaczego - czy im tam cieplej? czy podjadają pokarm pszczół?), co powoduje że pszczoły nie mogą się wygryźć (są chyba "przyklejone" wylinkami larw do komórek), a jeżeli nawet im się uda, są niedorozwinięte - mają małe, karłowate odwłoki. Wyglądają trochę jak pszczoły porażone DWV, tyle że ich skrzydełka są w porządku... Barciak mniejszy ponoć jest nosicielem nosemy. Tego nie wiem. Skutkiem inwazji (w niektórych ulach ta inwazja była naprawdę masowa) rodziny słabły zamiast rosnąć. Dziś przez to są mizerne. Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale z barciakiem tu i teraz mam większy problem niż z warrozą... (może to i dobrze?). Problem dotyczy w zasadzie wszystkich rodzin na pasieczysku L1, choć niektóre silniejsze jakby nie zwracają bardzo na to uwagi. Owszem mogłyby rosnąć szybciej, ale po prostu w miarę utrzymują siłę lub lekko rosną pomimo niesprzyjających warunków.
Las był więc w tym roku problematyczny - bieda pożytkowa i inwazja barciaka. Niestety dotyczy to moich rodzin w projekcie "Fort Knox" (bo obecnie na 7 rodzin, które tam są, 5 jest w projekcie)... te które zrobiłem dla innych są też w kryzysie... Zakładam, że mogą nie przetrwać, a jak pisałem jedna już się osypała. W tym roku przekazałem niestety nie tak dobre rodziny jak bym chciał i jak mógłbym wykorzystując inną genetykę (albo po prostu rodziny z lepszych miejsc). Cóż, z materiału jaki miałem w projekcie zrobiłem co mogłem najlepiej... Trzeba zastanowić się czy nie z korzyścią byłoby czasem wykorzystywanie innej genetyki...? Ale to wymagałoby zmiany zasad działania projektu... Do rozważenia.

To po kolei:
B5 (FK) - ma wciąż zauważalną inwazję, ale o dziwo jest w miarę silna jak na tą sytuację i tegoroczną słabą lokalizację. Daję jej 3+ (z powodu barciaka) i szanse na przetrwanie zimy (z powodu względnie dobrego wyglądu).
L1 (FK) - rodzina wiosną ruszyła powoli, a z czerwcem dość ładnie. Podzieliłem ją wówczas w ramach projektu. Ale po podziałach macierzak rozwijał się słabo lub w ogóle. Była zasilona 2 razy (raz z B5) jakimś czerwiem - wbrew zasadom Fort Knox zresztą. Dziś o dziwo nie wygląda bardzo źle, ale nie wiem czego to zasługą, bo na pewno nie tempa rozwoju jaki pokazała w sezonie. Inwazja barciaka była w tej rodzinie względnie niewielka jak na inne rodziny na miejscu. Daję jej na chwilę obecną 3 (3-?) i niewielkie (mniejsze niż B5) szanse na przetrwanie.
L1a (FK) - zimę przetrwały 2 mizerne uliczki pszczół bez matki. Rodzina wiosną wychowała sobie matkę z L1 z podanego czerwiu i potem - choć była niewielka - jej rozwój cieszył oko. To skończyło się wraz z inwazją barciaka na przełomie czerwca i lipca. Rodzinę musiałem zasilić czerwiem - wbrew zasadom FK - i już dwukrotnie od lepszych przełożyłem jej ramki z miodem, bo nie chce za bardzo brać pokarmu. Daję jej 2+, tylko dlatego że wciąż żyje. To chyba moja najgorsza w ogóle na tą chwilę rodzina... Raczej jeszcze przed zimą czeka mnie sprzątanie tego ula.
L1BMz (FK) - otrzymana od Marcina w ramach projektu. Była głodna i ze wstrzymanym czerwieniem. Zasiliłem ją więc i podałem ramki z miodem. Wyglądała źle i złapała barciaka. O dziwo w ostatnich przeglądach wygląda dobrze, choć nie jest za silna. Zaczynam zastanawiać się czy nie przetrwa, bo ma bardzo dobrą tendencję...? Dam jej 3.
GMz (FK) - też otrzymana od Marcina. To najładniejsza w tej chwili rodzina w lesie. Ładnie się zakarmiła, a inwazja barciaka ledwie ją drasnęła (choć barciak w niej jest). Wykorzystałem nawet - niezgodnie z zasadmi Fortu - jej zasoby do wzmocnienia innych (oczywiście tylko fortowych). Daję jej 4+, choć gdyby nie barciak mogłaby może zasłużyć na 5.
2 siostry przedwojenne (córki tej obecnie z pasieki K). Jedna (utworzony mniejszy odkład) miała niewielką inwazję barciaka i względnie ładny rozwój. Teraz jednak barciak jest bardziej widoczny, a rodzina wygląda gorzej niż miesiąc temu - 4. Druga (macierzak) w pewnym momencie przeszła załamanie siły. Z najładniejszej rodziny leśnej zrobił się 3 - 4 ramkowy odkład, a przez długo matka czerwiła tylko na 2 plastrach. Dziś jednak - w przeciwieństwie do siostry - raczej jej stan się poprawia. Mam wrażenie, że to jedyna pszczoła, która aktywnie podeszła do walki z barciakiem, który w pewnym momencie tam się panoszył, a dziś jest go niewiele. Też dostanie 4.
Nie umiem powiedzieć czy rodziny te przetrwają.

Na tą chwilę las1 jest dla mnie problematycznym w ocenie miejscem. Jest to na pewno na dziś najgorsza grupa rodzin - ale też niektóre zabierają się za siebie (np. L1BMz), inne sprawiają wrażenie jakby barciak bardzo im nie szkodził (B5). Gdybym miał stawiać pieniądze, to chyba na to miejsce bym nie postawił. Z drugiej strony pszczoły nie pokazują problemów z warrozą. Może barciak ją wyparł? Pytanie czy barciak osłabił rodziny tak, że nie mają szans? A może to problem lata i te pszczoły dorosłe, które rozwinęły się bez ingerencji barciaka zdołają zawiązać kłąb i przetrwać? Duże szanse (wizualnie i na tą chwilę) przetrwania daję GMz, a najmniejsze L1a... Ale będzie co będzie...
Do tego - o ile pomnę - tylko 2 rodziny są tam wystarczająco zakarmione, choć wszystkie dostawały tyle co na innych miejscach. Czeka mnie jeszcze co najmniej 1 wizyta z syropem...

pasieka L2 - 5 rodzin
nowe miejsce w lesie. Tam zwoziłem maluchy, które budziły u kilku osób tyle emocji. Po przewiezieniu miałem tam problem z matkami i łączyłem niektóre maluchy. Inne zasiliłem na pewnym etapie przywożąc im po ramce czerwiu. Ostatecznie są tam dość zgrabne rodzinki.
Vic - 4; R2-2 - 5, dwie, których genetyki nie pomnę - po 5.
K1 (kulawa matka) - 3. Ta ostatnia była rabowana cichym rabunkiem z powodu niewielkiego rozmiaru i mocno nieszczelnego wypaczonego ula. Po uszczelnieniu ula, przełożyłem jej trochę pokarmu z innych lepszych i dziś ma się lepiej. Tak czy siak to najsłabsza na tą chwilę rodzina tego pasieczyska.

pasieka T - 3 rodziny
Aż do połowy sierpnia cały rok głód... tam - również w wyniku moich błędów, ale nie tylko - zostało wyrabowanych kilka rodzin w bardzo trudnym sezonie (gdyby nie barciak, powiedziałbym, że to miejsce jest gorsze niż las). Dopiero z chwilą pojawienia się nawłoci w ulach znalazł się pyłek.
Ostatecznie jest tam 3 zacne rodziny, bo słabiaki (sypię głowę, też moja wina) w toku letniej selekcji "zniknęły". Te rodziny, które tam są oceniam dobrze, ale zważyć trzeba, że powinno tam być co najmniej 6 jak nie 7 rodzin - a jest 3...
T1stm - 5
T1mac - 5
MacŁŁ (macedonka od Łukasza - tegoroczny prezent) - 5

pasieka B - 7 rodzin
W kwietniu mocna selekcja (z bodaj 5, które przeżyły zimę zostało 3 w tym 2 słabiutkie), ale w maju to jedyne moje dobre miejsce w okresie deszczów. 3 rodziny pięknie ruszyły do siły i B2 pokazała co potrafi. Niestety miałem tam problem z matkami w kilku rodzinach (strata B2stm, i kilku młodych, jedna rodzina strutowiała). W wyniku tego jest tam tylko 7, zamiast 10 rodzin, które być powinny. Niemniej jednak drugie w kolejności miejsce po R2.
B3stm - 5
VICstm - 5
B3(vic) (na bazie pszczół victorii) - 5
B3(vic) - 5
B2 - 5-
B2mac - 6
B2 - 4+



pasieka KM - 5 rodzin
To nowe miejsce - tam wywożę niektóre rodziny od sierpnia. Trafią też tam niedługo wszystkie z likwidowanej pasieki R1.
Na tą chwilę wszystkie mają się raczej dobrze lub dobrze.
MacŁŁ - siostra tej z T - 5
R2-1 (z filmów propolisująca) - 5+ (... choć w sumie czemu  nie 6...?)
R2-2 - 5-
R2-2 - 4
L1(poza F1) - przywieziona z lasu - 5+

Ul rodziny L1 (poza FK) - na pasieczysku KM

Podsumowanie.
Czy w tym roku mogłem coś zrobić lepiej? inaczej? Na pewno tak. Wbrew pozorom, gdybym mniej ingerował w pasieczysko T, być może stan byłby większy o 1 rodzinę. Gdybym nie popełnił kilku innych błędów z podkarmianiem maluchów, być może uniknąłbym kilku strat. Być może gdybym odchował kilka matek dodatkowo, mógłbym mieć o 4 - 6 rodzin więcej (z drugiej strony część byłaby zapewne słabsza). Gdybym dzielił w innych terminach być może mógłbym przy tym wziąć więcej miodu, a kto wie, może i rodziny miałyby więcej dla siebie. Cóż, było jak było, teraz czasu nie zawrócę. Podejmę jeszcze niejedną decyzję, którą z perspektywy ocenię krytycznie, a zapewne wiele takich, które ja uznam za realizowanie założeń, a będą przedmiotem ostrej krytyki innych. Ogólnie - wbrew ocenom wielu krytyków - mając do dyspozycji taką a nie inną okolicę - i tak jestem względnie zadowolony z tego trudnego sezonu. Bo trudny był. Nie tyle zły, co kapryśny i nie wpisujący się w prowadzony przeze mnie "model ekspansji" (niestety chyba większość takich jest u  mnie, bo zawsze co najmniej połowa roku kuleje...).

Obliczmy więc średnie ocen - mając na względzie, że są one mocno subiektywne i na chwilę wykonanych ostatnich przeglądów... i przy pełnej świadomości, że wcale nie muszą przełożyć się na przeżywalność (przy 5+ licząc 5,3, a przy 5- odpowiednio 4,7 itp). Oceny te nie są też absolutnie skorelowane z siłą, a bardziej z ogólnym wyglądem - brakiem wizualnych problemów, zdrowym czerwiem, ładnym rozwojem, dobrymi przybytkami i pobieraniem pokarmu, obecnością pyłku w rodzinie, sklepieniem zapasów, utrzymywaniem siły itp itd. Choć prawda, że oceny 6 dostały tylko nasilniejsze macierzaki. Ciekawy jestem czy tym razem letnia i jesienna siła przełoży się na dobrą zimowlę czy też będzie choćby jak ze wspomnianą rodziną J(FK), nie wspominając już o tym co było w 2014 i 2016 kiedy najsilniejsze rodziny kończyły się najszybciej... Kolejne zastrzeżenie to fakt, że oceny dotyczą nie tyle miejsc przez cały sezon, a obecnie żyjących tam rodzin i ich (subiektywnych i wizualnych) szans na dobrą zimowlę. W innej sytuacji choćby pasieka T na pewno nie miałaby tak dobrych not.
R1 - 4,1 (do likwidacji)
R2 - 5,34
K - 4,66
L1 - 3,4 (na wyrost chyba i tylko dzięki rodzinie GMz...)
L2 - 4,4
T - 5
B - 5
KM - 4,86

Średnia ocen dla całej pasieki wynosi 4,56. Podkreślam ponownie - ona subiektywnie opisuje rodziny, które obecnie stoją na moich pasieczyskach, a nie wlicza tych, które w ciągu sezonu, z różnych powodów, w tym i z mojej winy, odpadły. Czy ta średnia coś znaczy? Czy ma sens takie wyliczanie? Czy oceny są właściwe? (bo na pewno nie są wykonane na podstawie żadnych obiektywnych kryteriów). Nie mam pojęcia. Mi pokazuje tyle, że gdy zastanowię się nad obecnym stanem pasieki, to mogę uznać, że rodziny, które przetrwały, w tym roku są raczej dobrze przygotowane do zimowli... I - jak co roku - z lękiem, niepokojem, nadziejami i niecierpliwością będę oczekiwał oblotów wiosennych. Oby było ich jak najwięcej - czego i Wam wszystkim serdecznie życzę!

2 komentarze:

  1. Rodziny które otrzymałem od Ciebie, są w dobrej kondycji, jak i rodziny które z nich pociągnąłem. Dobrze się same zakarmiły - tylko trochę pomogłem, i prawie nie maja czerwiu (stan z wczoraj). Wygląda że trafiła mi się dobra linia. Może więc powinieneś nieco podnieść ocenę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Mariusz, ale te linie, które poszły do Ciebie wszystkie są na 5 ;-)
      Masz 2 odkłady po linii T1 (jedyna, która miała się dobrze na pasiece T i jedyna, która tam przeżyła), do tego miałeś rodzinę po linii R2-1 (propolisująca), która ma się świetnie i ładnie się rozwija cały rok i po linii L1 z lasu, która ma się równie dobrze i tak naprawdę jako jedna z nielicznych była przygotowana do zimy już w początku sierpnia :-)
      Dałbym im 6 jakby były silniejsze, ale ponieważ były dzielone, to są po prostu odkładami.

      Usuń