Jak co roku, i tym razem, powiesiliśmy 5 skrzynek dla pszczół. Skrzynki te wykonuję we własnym zakresie, natomiast wieszamy je wspólnie z kolegami. Od 3 lat w tym celu przyjeżdżają do mnie Łukasz i Marcin, a w 2019 roku mieliśmy też "nowego" kolegę do pomocy: Mariusza. Piszę "nowego" bo, chociaż znamy się już od lat, skrzynki wieszał z nami pierwszy raz. Niestety Mariusz nie trafił najlepiej z "inauguracją"... Tym razem - choć oczywiście mogło być gorzej - nie udała się nam pogoda. Pół dnia siąpił lekki deszcz i choć nie można powiedzieć, że było "zimno", to na pewno wiele brakowało do przyjemnego komfortu pracy, jaki pamiętamy z poprzednich lat. Już pod moim domem, gdy rano (niestety musieliśmy w takich warunkach) przekładaliśmy pszczoły dla Mariusza do jego skrzynek, chyba wszyscy przemoczyliśmy buty. Pracowaliśmy więc w lesie mając zimne nogi. Musieliśmy też pracować w dodatkowych kurtkach. Nie wiem jak inni, ale ja już przy trzeciej skrzynce zacząłem odczuwać nieprzyjemny dyskomfort z powodu zimnych stóp. Ale nie ma co narzekać, uważam, że jak co roku, pomimo wspomnianych trudności, było po prostu fajnie. Zawsze to przyjemnie spotkać się w fajnym towarzystwie i pogadać, przy okazji robiąc coś pożytecznego i innego niż na co dzień.
Pierwszą skrzynkę powiesiliśmy z pszczołami. W mojej pasiece stan pszczół jest dobry i zły jednocześnie. Dobry, bo pszczoły przeżyły w satysfakcjonującej mnie liczbie rodzin, zły, bo większość rodzin jest słabsza lub co najwyżej średnia. Rozwój pszczół jest też gorszy niż zeszłoroczny, bo wiosna jest raczej chłodna, a w ostatnim czasie, kiedy mnóstwo kwiatów rozkwitło (a wiele już przekwitło) pszczoły siedzą w ulach, bo po prostu dużo pada. To odbija się nie tylko na możliwościach pozyskania miodu w takiej pasiece, jak moja, ale i na rozwoju pszczół, a w aspekcie "sztucznej barci" na możliwościach ich zapszczelenia. Otóż miałem nadzieję, że w tym roku powiesimy co najmniej 3 - 4 skrzynki z pszczołami. Cały czas liczę na to, że będę mógł z części pszczół wrzucić pakiety do skrzynek, aby żyły nie niepokojone przez pszczelarza - czyli mnie. Optymistycznie wyglądało to jeszcze w marcu. Obecnie, z racji słabego rozwoju pszczół, tylko bardzo nieliczne rodziny nadawały się na osłabienie, a chciałbym też liczyć na kilka, z których będę mógł pozyskać chociaż po kilka ramek miodu. Ostatecznie więc zdecydowałem się na osierocenie jednego z mocniejszych średniaków. Symbolicznie, aby choć jedna skrzynka gościła pszczoły. Była to rodzina z mojego warszawiaka w budce pod domem, z córką matki 16'tki, podarowaną mi przez Łukasza w 2017 roku wiosną. O ile nie wymieniła się tam matka, to pochodzi ona z 2017 roku. Wybrałem taką rodzinę, z której raczej nie miałem szans wziąć miodu (przynajmniej tego wczesnego), ale przy okazji liczę, że taką, którą mogłem osierocić i osłabić bez nadmiernych obaw, że pszczoły nie wygrzeją czerwiu i nie wychowają młodych matek. Pozostałe skrzynki, niestety, musiały zawisnąć puste. W związku z chłodną wiosną i zapowiadanym deszczowym majem, liczę jednak, że choć kilka skrzynek złapie w tym roku rójki (ku złorzeczeniu pszczelarzy, z których pasiek uciekną...).
W tym roku powiesiliśmy skrzynki w trzech miejscach - po dwie w dwóch i jedną w odosobnieniu. Liczba skrzynek w lesie powoli zagęszcza się. Oczywiście, jak co roku, wszystko dzieje się w uzgodnieniu z miejscowym leśniczym - panem Krzysztofem. On wybiera rejony, w których w ostatnim czasie była prowadzona wycinka. Dzięki temu wiemy, że przez dłuższy czas w miejscach, w których zawisną skrzynki, nie będą prowadzone intensywne prace leśne. Pszczoły nie będą niepokoić pracowników leśnych, a ci z kolei nie będą niepokoić pszczół - tj. oczywiście o ile skrzynki zostaną zapszczelone.
Pisałem już wcześniej i zresztą wielokrotnie, dlaczego uważam, że takie projekty są istotne. Nie będę więc wdawał się w nadmierne szczegóły, ale warto przybliżyć naistotniejsze kwestie. Trochę więc powtórzę się.
Po pierwsze pszczoły dzięki temu mogą wrócić do lasów, gdzie było ich pierwotne miejsce. Zapewne w lesie gdzieś znajdują się dziuple, w których mogą żyć, ale myślę, że nie jest ich zbyt wiele, a przecież mieszkańców lasów jest więcej - inne zwierzęta (zwłaszcza ptaki, ale nie tylko) także potrzebują siedlisk. Więc dodatkowe skrzynki na pewno nie zawadzą.
Po drugie las uzyskuje dodatkowych zapylaczy - czy też raczej, w przypadku powieszenia pustych skrzynek, szanse, że owady mogą się tam pojawić. Zapewne krótkoterminowo niewiele się zmieni, ale wydaje mi się, że zwiększenie liczby zapylaczy, może długofalowo pozytywnie wpłynąć na florę (a pośrednio i faunę) leśną. Pszczoły obecnie żyją w skupiskach - to powoduje, że w bezpośrednim rejonie pasiek jest nadmiar zapylaczy, a w rejonach w oddali może ich brakować. Dzięki "rozrzuceniu" takich skrzynek na większym obszarze, możemy potencjalnie uzupełnić niedobory zapylaczy w miejscach, w których ich nie ma lub jest ich niewiele. W mojej ocenie dzieje się tak bez nadmiernej szkody dla miejscowych dzikich owadów, a pszczoły gnieżdżące się w oddaleniu od pasiek nie stanowią też dla nich ani wielkiej konkurencji, ani zagrożenia epidemiologicznego.
Po trzecie takie działania, choć może przede wszystkim gdyby prowadzone były przez wielu pszczelarzy, długofalowo mogą przyczynić się do poprawy adaptacji pszczół do lokalnych warunków. Pszczoły mogłyby żyć w oddaleniu od siebie, co sprzyjałoby ich powolnej selekcji na odporność na choroby. Zgodnie z badaniami Thomasa Seeleya pszczoły, żyjąc w oddaleniu od siebie, w środowisku, które sprzyja rojliwości, mają zdecydowanie większe szanse przetrwania, a długofalowo wspiera to procesy adaptacyjne (patrz: koncepcja "Pszczelarstwa darwinistycznego", np. tu: http://pantruten.blogspot.com/2017/01/wykad-tomasa-d-seeleya.html i tu: http://pantruten.blogspot.com/2018/09/profesor-thomas-seeley-o-niektorych.html, a także tu: http://pantruten.blogspot.com/2018/09/horyzontalny-przepyw-roztoczy-czyli.html oraz mój wywiad z profesorem, który możesz zobaczyć na moim kanale YT: https://www.youtube.com/watch?v=NP93oHmmByw). Stawiam tezę, że gdyby każdy pszczelarz miał w swoich okolicach dziko żyjącą populację, to leczenie pszczół byłoby "zdecydowanie mniej konieczne" niż jest obecnie. Czyli de facto być może poprawiłoby sytuację niektórych rodzin pszczelich, ale tak naprawdę, kto nie chciałby traktować pszczół toksynami czy środkami biobójczymi, ten nie musiałby tego robić. Oczywiście licząc się z tym, że okresowo śmiertelność byłaby trochę wyższa, a niektóre rodziny byłyby słabsze niż te, wyhodowane przez mistrzów likwidacji lokalnego przystosowania pszczół (za to traktowanych chemią). Zapewne ciężko będzie się przekonać w praktyce czy ta teza jest prawdziwa, ale w mojej lokalnej rzeczywistości staram się ją weryfikować właśnie prowadząc projekt "Sztuczna Barć".
Podobnie jak w latach poprzednich, robotę na drzewach, w zabezpieczeniu alpinistycznym, wykonywał Łukasz (https://www.pasiekalapa.pl/, http://llapka.blogspot.com/). Marcin wciągał skrzynki na drzewa. Mariusz brał się za noszenie wszystkiego, zanim kto inny zdołał podejść do skrzynek, drabiny, linek i tym podobnych. A ja biegałem dookoła, robiłem szum i zamieszanie... Słowem, zgrana z nas była paczka.
Jeżeli chodzi o poprzednie "edycje" Sztucznej Barci, a raczej o ich wyniki, to możemy zrobić małe podsumowanie. Od 2016 roku, w każdym sezonie zawisło 5 skrzynek - to daje łącznie liczbę 20 powieszonych potencjalnych siedlisk. W 2017 powiesiłem 2 skrzynki z pszczołami. W jednej z nich wciąż trwają loty pszczół, a więc istnieje ciągłość zasiedlenia od 2 pełnych lat kalendarzowych. W drugiej ze skrzynek pszczoły latały w marcu, ale niestety już nie w kwietniu. Prawdopodobnie więc, niestety, pszczoły "dobiło" zimne i dość niekorzystne przedwiośnie. W 2018 roku do jednej skrzynki przyszła też rójka. Ta niestety nie latała już w jesieni. W tym roku skrzynka została rozdziubana przez - zapewne - dzięcioły. Pytanie czy chcą tam gniazdować (jeżeli tak, to trzymam za nie kciuki), czy tylko chciały się dostać do osypu, żeby go skonsumować (jeżeli tak, to niestety tylko poniszczyły trochę mojej pracy). Jak się okazuje skrzynki mogą więc służyć nie tylko pszczołom.
Jedno drzewo - w wyniku nieporozumienia - zostało ścięte już po pierwszym roku więc i liczba skrzynek zmniejszyła się o 1. W jednej skrzynce rozrastający się konar uszkodził dno (pytanie czy skrzynka bez dna będzie przez pszczoły zasiedlana?), a w kolejnej odpadł konar, na której stała skrzynka. Wisi ona (chyba dość stabilnie) na stalowej lince, jednak straciła podporę. Będę musiał rozważyć albo zdjęcie tej skrzynki, albo poprawienie w jakiś sposób jej mocowania. Do tej chwili wisi więc 17 "stabilnych" skrzynek, a w co najmniej dwóch z nich goszczą pszczoły (w tym w jednej zaledwie chwilę). Z końcem czerwca zrobię objazd wszystkich i zobaczę jaki jest wynik łapania pszczół w tym sezonie.
Dziękuję leśniczemu panu Krzysztofowi za udostępnienie terenów na wieszanie skrzynek!
Jeszcze raz dziękuję kolegom Łukaszowi, Marcinowi i Mariuszowi za odwiedziny i pomoc przy wieszaniu skrzynek! Mam nadzieję, że pomimo niesprzyjających warunków pogodowych, spędzili po prostu fajny dzień, tak jak ja. Na pewno z uwagi na odległość Łukasz i Mariusz, mieli zdecydowanie ciężej niż ja... W przeciwieństwie do mnie, nie mieli chyba suchych skarpet i butów na przebranie...
Zapraszam do obejrzenia relacji filmowej z wieszania skrzynek:
Autorem grafik jest Mariusz Uchamn. Inne jego grafiki możesz zobaczyć tutaj: http://bractwopszczele.pl/media1.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz