sobota, 9 marca 2024

Moja książka: Pszczelarstwo w zgodzie z naturą, czyli o ewolucji w pasiece

W końcu zeszłego tygodnia (sam początek marca) - po latach walki, w której lały się krew, pot i łzy - ukazała się wreszcie moja pszczelarska książka... No dobra, nie wszystko to się lało. Krwi nie było, łzy też nie ciekły - choć leciały nie raz słowa niecenzuralne - a pot... no cóż, pewnie zdarzyło mi się od czasu do czasu spocić. Lał się za to miód, bo moja żona rozbiła dymion z ok. 25 l tego cennego płynu po 2-3 miesiącach fermentacji. Musiałem rozbierać kuchnię i zdejmować podłogę (drewniana na legarach). Jak się zapewne domyślacie: śmiechom nie było końca! 

Od razu napiszę, że ten post jest dla mnie trudny do napisania, bo po pierwsze, trudno  mi się samemu chwalić - więc pochwalę się tylko tym, że po latach udało mi się temat domknąć (no dobra, pewnie się czasem jeszcze czymś pochwalę). Po drugie - co chyba nawet istotniejsze ze wstępnych zastrzeżeń - tematy wydawania tej książki, zawarte w niej treści i moja pisanina są tak wielowątkowe i złożone, że nastawcie się na mój dygresyjny sposób wypowiedzi do kwadratu. Oczekujcie więc poniżej dygresji do dygresji zawartych w dygresjach. Mam nadzieję, że najwytrwalszym czytelnikom uda się przy tym śledzić wątek główny tego posta. Pewnie też post nie będzie ułożony ani chronologicznie, ani od wątku najistotniejszego (być może będzie od nieistotnej dygresji przez rzeczy ciut ważniejsze, do tych najmniej ważnych).

Rzecz jasna - od razu i na wstępie - bardzo serdecznie zachęcam do kupienia książki i zapoznania się z zawartymi w niej treściami (między innymi w ten sposób możesz wspierać rozwój pszczelarstwa opartego na naturze)! Mam wielką nadzieję, że Wam się spodoba! Książki nie posiadam we własnej dystrybucji - zajmuje się tym wydawca, czyli Bartnik Sądecki - można ją więc nabyć w sklepie Bartnika. Jeśli ktoś chce książkę kupić, to jedyne źródło jest w sklepie u pana Kasztelewicza.

Już teraz - choć dopiero parę dni temu książka zawitała w domu pierwszych czytelników, zaczynam otrzymywać pozytywne recenzje. Oczywiście, liczę też na te krytyczne - takie, z którymi będzie można racjonalnie i rzeczowo polemizować. Chodzi mi przy tym o polemikę merytoryczną np. z pewnymi uproszczeniami (które na pewno tam się musiały znaleźć, o ile miałbym tą książkę kiedykolwiek skończyć i miałaby liczyć poniżej wielu tysięcy stron) czy przyjętymi koncepcjami, a nie taką, jaka nie raz się tu czy na kanale YT pojawiała (np. znów, upraszczając: "Ty robisz wszystko źle"... no cóż, może i robię? Rób inaczej i nie zawracaj mi głowy...). 

Książkę zacząłem pisać bardzo dawno - wiele lat temu. Już wtedy miałem o niej pewne przemyślenia - o treściach, jakie powinny się tam znaleźć. Mieliśmy ją pisać w kilka osób - dzieląc się wątkami i tematami. Potem próbować wszystko jakoś skompilować, zredagować, część wątków wyciąć, poprzesuwać do innych rozdziałów - tak, aby powstała spójna i logiczna całość. Temat jednak nie chwycił od początku, ja zacząłem pisać coś swojego, ale inni współautorzy mniej czy bardziej szybko się wykruszyli. Z różnych powodów po tym, jak miałem już jakąś niewielką część (10-20% obecnej objętości?) temat też porzuciłem na wiele lat. Zacząłem pisywać do "Pszczelarstwa" omawiając tam różne zagadnienia tematycznie i próbując mniej więcej wyczerpać konkretne wątki pszczelarstwa opartego na naturze. 

Wreszcie zimą 2020/21 mając kilka miesięcy "wolnego" - po tym jak spadł śnieg, nastąpiła pierwsza od lat prawdziwa zima, która zgoniła mnie z prac przy urządzaniu się i remontach w moim "nowym" (starym, ale względnie niedawno kupionym) gospodarstwie. Pracowałem pewnie wtedy 3-4 miesiące na półtorej etatu - wówczas udało mi się mniej więcej a) skompilować, przebudować, uzupełnić o nową wiedzę i doświadczenia to, co miałem do tej pory - a więc te do 20% napisanych wcześniej, z wiedzą z artykułów do Pszczelarstwa i b) uzupełnić pewnie o dalsze 30-40% (?) tego, czego tam jeszcze nie było, albo było gdzieś porozsiewane po różnych innych źródłach i moich postach. 

Wiosną 2021 roku uznałem, że książka jest "napisana" [o losie okrutny, jakżeż byłem w błędzie!] i trzeba zastanowić się nad tym, jak ją wydać. Na początku myślałem, że wydam ją samodzielnie, na własny koszt. Od słowa do słowa zwróciłem się jednak do p. Janusza Kasztelewicza, Bartnika Sądeckiego. Napisałem maila ze spisem rozdziałów i pytaniem czy jest zainteresowany wydaniem. Od razu dostałem odpowiedź, że jak najbardziej. Nie wdając się w szczegóły - bo nie czas i miejsce na to - z różnych powodów mniej czy bardziej obiektywnych - proces wydawniczy trwał blisko 3 lata. W efekcie wypowiedzianych zostało (pod nosem i w myślach) mnóstwo słów niecenzuralnych, ale powstała książka, którą uważam za co najmniej dwukrotnie lepszą niż to, co napisałem w 2021 roku i czego się po niej spodziewałem. 

Najważniejsze dla zmian były pierwsze dwie rundy redakcyjne z p. Gabrielą Wilczyńską. Pani Gabriela jest perfekcjonistką, co ma oczywiście i wady, i zalety, ale dla efektu końcowego głównie zalety! W czasie dwóch pierwszych rund redakcyjnych nie tylko bardzo znacząco poprawiła się forma językowa (za co główne zasługi ponosi pani redaktor), ale także książka uległa pewnemu przebudowaniu i uzupełnieniu (za co pewnie musimy się zasługami podzielić +/- po połowie). Po pierwsze, ponieważ rundy redakcyjne trwały - jak mi się wydawało - w nieskończoność, to jeszcze uzupełniłem w książce trochę wiedzy, która się w tzw. międzyczasie (są spory w doktrynie, czy takie słowo istnieje w języku polskim) pojawiła, a którą uzupełniłem. W dużej mierze była to wiedza pochodząca z podkastów pszczelarskich, słuchanych wówczas przeze mnie namiętnie, a odsyłających mnie także do naukowych źródeł. Nie była to wiedza, która by zmieniła w jakikolwiek sposób przekaz czy same założenia - bardziej taka, która uzupełniła źródła naukowe i konkretne fakty z badań, co też dało nowy wymiar różnym moim przypuszczeniom czy wiedzy przekazywanej przez praktyków "z ust do ust". Dzięki temu też dodane zostały nowe wątki i ciekawostki. W efekcie - moim zdaniem - książka bardzo zyskała merytorycznie. Za radą pani Gabrieli w treści głównej pojawiły się rozliczne przypisy - po pierwsze źródła znalazły się bezpośrednio przy przekazywanej wiedzy (źródła wg moich założeń miały być tylko na końcu), a po drugie dzięki nim udało się ujarzmić w pewnym zakresie mój dygresyjny sposób wypowiedzi - pewne wyjaśnienia, wątki poboczne, dygresje i historyjki wylądowały w przypisach, co "wyczyściło" tekst i dało mu (mam nadzieję) spójniejszą całość. 

Ponieważ proces wydawniczy trwał wyjątkowo długo - w międzyczasie (wspominałem, że o to słowo spierają się językoznawcy?) doszło sporo nowych i ciekawych badań - w ostatnich latach w temacie odporności pszczół rodzą się jak grzyby po deszczu. Trzeba było je uzupełniać - trudno by je było, moim zdaniem, w książce pominąć. Zresztą, jest to taka pozycja, która pewnie za 5-6 lat w znaczącej części musiałaby zostać uzupełniona o nowe odkrycia (gdyby kiedyś przyszło komuś na myśl ją wznowić). Niektóre ze zmian pojawiały się już nawet na etapie składu - stąd np. wątek o projekcie COMB trzeba było niejako wyrzucić poza główną treść (z osobnymi przypisami), żeby całość składu nie trzeba było robić od nowa... Niektóre pomniejsze wątki dodaliśmy wtedy rozbudowując przypisy... No cóż, gdybym wiedział co to będzie się działo, pewnie nie zdecydowałbym się na napisanie tej książki...

Książka - jak na polskie warunki - kosztuje niemało. Zapewniam jednak, że większość prac i tak zostało zrobione "po kosztach" - ta książka to był ogrom pracy: zarówno przy pisaniu, przy redakcji, jak i składzie i korekcie. Gdyby to było pisane dla pieniędzy, to zapewniam Was, że wolałbym pojechać na miesiąc czy dwa na przysłowiowe szparagi do Niemiec (coś musi być w tym zajęciu, że tak jest o nim tak głośno). Od was, czytelnicy, zależy czy się w ogóle zwróci. A dla rynku wydawniczego w ogóle są trudne czasy. Ale dość o tym wątku. Sam zdecyduj, czy treść i forma tej książki są dla Ciebie na tyle warte, żeby wydać na nią ustaloną przez wydawcę cenę. Dla mnie - tu trochę sam siebie pochwalę - książka jest na pewno wartościowa. Nawet jeśli przeczyta i doceni ją 20 czy 100 osób, ta wiedza wreszcie musiała się ukazać w formie przystępnej i usystematyzowanej - tak, żeby nie trzeba było ślęczeć z google translatorem nad badaniami naukowymi. Moim zdaniem - co zresztą powtarzam od lat - brakowało tej wiedzy na polskim rynku i dla polskiego czytelnika. Dopiero niedawno też zaczęła być wykładana na konferencjach. Z jakiegoś powodu - choć prace nad odpornością pszczół zaczęły się jeszcze w latach 90. ub. wieku, w Polsce robiło się wszystko (świadomie czy też nie), żeby broń boże wiedza nie dotarła do pszczelarzy... 

Tego typu zbiór wiedzy w jednej pozycji jest pewnie też niedostępny dla czytelnika zagranicznego (np. po angielsku) - bo przecież każda książka jest inna i każda zawiera inny zakres materiału. Ale też ja tam prawie nic sam nie wymyśliłem i bazowałem na źródłach, które dostępne są po angielsku (książki, publikacje interentowe, podkasty, prace naukowe). Czytelnik znający angielski może do tych źródeł sięgnąć - w Polsce teraz też ma okazję. 

O tym co można znaleźć w książce trochę bardziej szczegółowo (opisane pokrótce rozdziały z ich zawartością) - możesz posłuchać choćby w nagranym przeze mnie filmie, na moim kanale YT:

Tych, którzy nie mogą sobie pozwolić na wydatek, odsyłam do artykułów zgromadzonych na tym blogu, albo na stronie "Bractwa pszczelego" - znajdziecie tu i tam podstawę wielu treści i tez, które znalazły się w książce, a to między innymi artykuły o: pszczelarstwie darwinistycznym; naturalnym ulu i zaleszczotku książkowym; metodach selekcji; okresie przejściowym; przemyślenia o pszczole lokalnej; wyjaśnione zagadnienia dot. odporności pszczół; populacjach odpornych/dziko żyjących; pojawiają się tam też sylwetki różnych pszczelarzy - jak np. Erika Osterlunda czy Davida Heafa. Zachęcam do śledzenia strony Bractwa pszczelego, bo tam zgromadzona jest już bardzo duża baza wiedzy, a mniej czy bardziej systematycznie będą się pojawiały nowe treści. 

W samej książce nie zawarłem podziękowań - moja żona powtarza zawsze, że jest to pretensjonalne... a żon trzeba słuchać! Tu jednak pokrótce chciałbym podziękować paru osobom (kolejność według losowego klucza). 

Dziękuję Mariuszowi Uchmanowi za jego przyjacielską i serdeczną pomoc w opracowaniu infografik i okładki książki! Dziękuję mu też za to, że jakoś znosił moje i pani redaktor ciągłe uwagi do grafik i konieczność nanoszenia wielokrotnych poprawek - także poprawek do poprawek, a nieraz poprawek do poprawek do poprawek. Mariusz ma anielską cierpliwość (chyba każdy grafik mieć musi...) i nawet (na głos) nie używał słów niecenzuralnych - a co sobie myślał, wolę nie wiedzieć i nie dopytywać.

Dziękuję pani redaktor za jej uwagi i cierpliwość do mnie, a także za ogrom jej pracy, który - jak już pisałem wyżej - przyczynił się do takiego obrazu tej książki. Tu też mała uwaga - jakkolwiek wydaje mi się, że czasem niektóre rzeczy można by po prostu odpuścić bez nadmiernej szkody dla książki czy innego tekstu (np. artykułu prasowego), to jednak dziwi mnie to, co ciągle słyszę - zarówno od redaktorów jak i autorów. Widzę, że praca redaktorów często jest niedoceniana (o tym, że tak się czują słyszę od redaktorów, a ten brak docenienia słychać w wypowiedziach autorów). Bo o ile redaktorów trzeba czasem - z braku lepszego słowa - "pilnować", żeby nie wywrócili nam znaczenia, to jednak w kwestii języka zasadnicza ich większość ma po prostu rację i trzeba ich słuchać... A jeśli mówią, że trzeba to napisać inaczej, to po prostu trzeba to napisać inaczej. O ile oni nie muszą się znać na materii książki (rzecz jasna zawsze lepiej jak o tym wiedzą więcej), to my, którym wydaje się, że umiemy pisać, nie zawsze tak naprawdę umiemy, a najczęściej zupełnie nie potrafimy. 

Dziękuję Elizie Luty za pomysł graficzny (książka moim zdaniem wyszła wspaniale!) i pani Ewie (Poli Austro) za ich pracę przy składzie. Dowiedziałem się - ale też trochę poniewczasie - że mój pomysł na liczne grafiki wcale nie jest najlepszy... (ale trochę zachęcał do tego pan Janusz mówiąc, że ma być dużo zdjęć). Owszem książka wyszła pięknie, ale niestety część grafik nie była najlepszej jakości, trzeba było je zrobić małe z opływającym tekstem, co dodaje ogrom roboty (tym samym wydłuża skład w czasie) - a nie ujmują jej też rozliczne przypisy. Dziś już o tym wiem więcej i na szczęście nie zamierzam z tej wiedzy już korzystać, bo w całej tej pracy nauczyłem się jednego: żeby nie pisać książek, jeśli chce się zachować zdrowie i żyć w spokoju...

Dziękuję każdemu kto udostępnił mi zdjęcia (kolejność przypadkowa): Łukaszowi Łapce, Patrykowi Słotwińskiemu, Thomasowi Seeleyowi, Sibylle Kempf, Przemysławowi Kasztelewiczowi, Davidowi Heafowi, Jeorgowi Rutherowi, Marcinowi Zarkowi, Erikowi Österlundowi, Torbenowi Schifferowi, Jonathanowi Powellowi, Stephenowi Martinowi, Jeffowi Harrisowi, Thomasowi Gfellerowi,  Michałowi Adamczakowi, Marcusowi Nilssonowi, Piotrowi Piłasiewiczowi (Bractwo Bartne) - mam nadzieję, że nikogo nie pominąłem. Kilka zdjęć (3 lub 4, jeśli się nie mylę) użyłem też w ramach tzw. "prawa cytatu". 

Dziękuję panu Januszowi Kasztelewiczowi za to, że zgodził się książkę wydać.
Dziękuję panu prof. Jerzemu Demetraki-Paleologowi za napisanie wstępu do książki. Pan profesor miał napisać parę zdań na tzw. czwartą okładkę, jednak ostatecznie napisał dużo więcej i siłą rzeczy trudno by było to tam zmieścić...

Oczywiście dziękuję wszystkim, którzy swoją pracą (naukową, publicystyczną, dziennikarską, podkastową) przyczynili się do tego, że miałem skąd czerpać wiedzę, albo po prostu zwrócili mi na nią uwagę [z osób z Polski - np. Łukasz Łapka, w różnych dyskusjach, czy Kuba Jaroński z Radia Warroza (swoją drogą serdecznie polecam kanały Kuby, na których omawia bardzo ciekawe zagadnienia z zakresu filozofii przyrody, czy ze świata owadów, bo nie tylko pszczoły miodnej i pszczelarstwa); ale osób które zwróciły mi uwagę na ciekawe informacji i badania było rzecz jasna więcej, duża ich część zza granicy]. 

Przepraszam, jeśli kogoś nie wymieniłem. I dość już pretensjonalnych podziękowań. Ale na prawdę dziękuję.



Na koniec parę dotychczasowych recenzji, które bardzo mi miło czytać:

Eliza: Co ma wspólnego zaleszczotek książkowy z okresem zimowli? Dlaczego nie polubisz dręcza ani nawet świdraczka, mimo iż tak ślicznie się nazywa? Ale ogarniesz, że "plaster pełni w życiu pszczół o wiele ważniejszą rolę niż dom w życiu człowieka". 
Z okazji dnia kobiet, mam dla was książkę charyzmatycznego autora (...) Temat naturalnej hodowli pszczół nie jest tu liźnięty jak w popularnonaukowych książkach, temat jest wyczerpany i wyciśnięty do ostatniej kropli krwi. Ale to nie jest książka o pszczołach. To jest książka o miłości i pasji, jak wszystkie genialne książki. Tylko taka emocja powoduje, że jeden człowiek poświęca tyle lat na zbadanie tematu i opisanie go tak szczegółowo (bibliografia mogłaby stanowić osobną publikację). To jest też książka o nieustannym zmaganiu się z przeciwnościami, bo natura wcale różowa nie jest i straszy warrozą. Ale wniosek jest jeden... jeśli walczysz, niszczysz, siłujesz się, to nie osiągniesz takich rezultatów jak z chwilą, gdy zaakceptujesz naturę taką, jaka jest. 
Serio, przeczytajcie tę książkę. Jeśli nie zachęciło was to co powyżej, to dodam, że znajdziecie tu masowe mordy, zarazy, współpracę, destrukcję, złych i dobrych bohaterów. I dużo obrazków. 
Polecam, wasz grafik 
P.S. Zawaliłam to zlecenie, bo czytałam zamiast łamać. Ale nie żałuje, to była świetna lektura.

Daniel: Kawa z miodem budzi we mnie większe kontrowersje niż ta książka.

Opinie z grupy: Świetnie napisana! Czytam już dwie godziny i czuję, że noc będzie bezsenna. Nie można się od niej oderwać. Niestety, raczej nie starczy mi odwagi by zupełnie zmienić sposób pszczelarzenia.

Potwierdzam (...) - książka nie pozwala na oderwanie się. Podoba mi się to wtrącanie wielu własnych obserwacji jak i przytaczanie historii innych praktyków - przez co treść zaciekawia i pozostaje pytanie "co dalej?". Jest wyczuwalnych bardzo duży balans by nie przesadzić z "naukowym językiem". Jeśli taki miał być cel to potwierdzam że został osiągnięty. Po przetłumaczonym na j. polski "Pszczelarstwie dla wszystkich Abbe Warre" to kolejna nowa publikacja którą wchłaniam jak gąbka wodę. Na pewno nie jest to pozycja typu "przeczytaj i odłóż na półkę". Będę do niej wracał.



Pan profesor (ze wstępu/opinii): Trwające od ponad 40 lat zmagania środowiska pszczelarskiego z warrozą opierają się na paradygmacie walki za pomocą chemioterapeutyków, co być może pozwoliło ocalić pszczelarstwo komercyjne. Dziś widać jednak wyraźnie, że w rozwiązaniu problemu warrozy nie posuwamy się do przodu, a kłopoty wręcz narastają. Może przyszedł zatem czas na weryfikację paradygmatu? Albo przynajmniej skorzystanie z metod alternatywnych?
W tym kontekście warta przestudiowania jest książka Pszczelarstwo w zgodzie z naturą, czyli o ewolucji w pasiece Bartłomieja Malety. Opracowanie poparte lekturą kilkuset pozycji piśmiennictwa, a także wieloletnimi doświadczeniami Autora we własnej pasiece przybliża Czytelnikowi problematykę związaną z tak zwanym pszczelarstwem organicznym, naturalnym albo darwinowskim. (...)
Książka Bartłomieja Malety jest zatem przykładem wkładania przysłowiowego kija w mrowisko i zapewne wzbudzi gorące dysputy. Ale przy próbach zmiany paradygmatu takie reakcje są standardem.
Wiele tez przedstawionych na jej stronach zapewne zostanie uznanych za kontrowersyjne, tym bardziej, że Autor nie ukrywa swojego zafascynowania pszczelarstwem organicznym. Ponieważ nierzadko
zdarza się, że adwersarze nie mają wystarczającej wiedzy o problemie, który jest przedmiotem ich dyskusji, omawiana książka może okazać się bardzo pomocna, niezależnie od stanowiska, jakie w tej
polemice zajmujemy. (...)
I wreszcie: publikacja (...) wyróżnia się pod względem edytorskim i graficznym. Świetne, trafnie dobrane fotografie, rysunki i obrazowe schematy, wraz z klarownym systemem odnośników i przypisów, wystawiają Autorowi i Redaktorom doskonałe świadectwo. Dlatego pomimo nielicznych fragmentów dyskusyjnych, uważam, że jest to książka, którą warto mieć w domowej bibliotece.

Czekam od Was na dalsze recenzje - również, a może przede wszystkim te krytyczne i polemiczne (byle były konstruktywne!). Jeśli znajdziecie w książce jakiś błąd (każdy: językowy, redakcyjny czy merytoryczny) koniecznie dajcie mi znać! (ja już znalazłem 3...)

8 komentarzy:

  1. Gratuluję własnej książki. Ładnie i chyba szczerze to opisałeś. Zgadzam się co do niedocenianej roli redaktorów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamówiona ;-) zobaczymy czy warto ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super. W takim razie daj potem znać czy było warto ;)

      Usuń
  3. Poczytane (bo na pewno będę wracał do niej/jej fragmentów). Widać fanatyzm ;-) autora co budzi podziw po tylu latach niepowodzeń(?) i to że autor szczerze pisze o swojej średnio udanej praktyce (biorąc pod uwagę przeżywalność rodzin). Moja filozofia co do celu jest podobna ale o ile zrezygnowałem z węzy/wymiany matek na razie nie porzuciłem leczenia - staram się go ograniczyć analizując ilość warozy na pszczołach.
    I tu mam pytanie - u Pana mało rodzin przeżywa 1 rok gdzie generalnie pisze się że nieleczona rodzina upada w 3 roku nieleczenia. Jak wygląda u Pana ilość warozy u rodziny idącej do zimowli w pierwszym roku?
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli widać fanatyzm, to niedobrze ;-) hahaha To książka, która głównie miała przybliżyć wiedzę i badania naukowe dotyczące pszczół odpornych (mechanizmów odporności i mechanizmów zachowania zdrowia pszczół).

      Nie wiem jak wygląda ilość dręcza na pszczołach, bo tego nie mierzę/zliczam. Zasadniczo giną i te rodziny, w których widzę sporo dręcza, jak i te, w których nie widuję dręcza, DWV i nie ma też następnie osypu dręcza na dennicy. W tak przepszczelonym środowisku z ubogimi pożytkami niestety trzeba się liczyć z tym, że statystyczne założenia założeniami, a życie życiem.

      Usuń
    2. Widać, widać ;-) ale to nie zarzut - świat nie szedłby do przodu gdyby nie "pozytywni fanatycy".

      Usuń
    3. mi się tam fanatyzm (w każdej postaci) kojarzy negatywnie ;)

      Usuń