poniedziałek, 1 lutego 2021

Zimujące pszczoły i inne gdybania

Kolejny rok, kolejna zima. Z jednej strony cieszę się, że ona wciąż trwa, bo jest czas na wiele tematów związanych z organizacją mojego nowego "zaplecza". Z drugiej strony ta organizacja zaczyna mnie męczyć i nużyć, bo mam czasem poczucie jakbym w ogóle nie poruszał się do przodu. W takich chwilach tęskno mi do maja i szczytu pasiecznego sezonu. Wtedy ta praca wydaje się mieć sens, a nawet jeśli go nie ma, to nie ma czasu się nad tym zastanawiać. Tak czy owak przyjdzie czas i na to. W tej chwili mam szczyt sezonu obgryzania paznokci, wywołanego zastanawianiem się jak też pasieka wyjdzie z zimy, jak pszczoły będą rozwijać się wiosną i czy czeka mnie kolejny okres głodu w lecie. A oprócz tego, to - choć z wszelkich okoliczności można by domniemywać, że czasu będę miał więcej - okazuje się, że wcale go nie zbywa. Może tak już po prostu mam, że muszę realizować wiele planów równocześnie... 

Jak w tej chwili wygląda stan liczbowy żywych rodzin pszczelich - nie sposób ocenić. Ale mniej więcje wiem jak wyglądał z początkiem stycznia. Wówczas zrobiłem objazd po pasieczyskach, poza jednym, na którym byłem z końcem grudnia (pasieka T). Wyniki wyglądały bardzo obiecująco. Takich statystyk nie miałem jeszcze żadnej zimy o tej porze roku:

pasieka T - żywe 4/4 rodziny;

pasieka Las 1 - żywe 4/4 rodziny;

pasieka Las 2 - żywe 5/5 rodzin;

pasieka B - żywe 7/7 rodzin;

pasieka R2 - żywe 2/2 rodziny;

pasieka K - żywe 4/6 rodzin;

pasieka KM - żywe 14/15 rodzin. 

Łącznie żyło więc 40/43 rodziny. Tak dobrze w początku stycznia nie bywało jeszcze nigdy. W styczniu było też bardzo dobrze w zeszłym roku na większości pasieczysk, ale jednak w dwóch miejscach (KM i B) były już dotkliwsze straty, łącznie zbliżające te ogólne spadki do 10. Tym razem nie żyło tylko 3 rodziny.

Potem jednak przyszły mrozy i zima trzyma do teraz. Trudno mi się więc odnieść do stanu obecnego pszczół, bo w końcu minęło już chyba ponad 3 tygodnie od wizyty - wiem tyle, że na 99,9% osypała się jeszcze jedna rodzina na pasiece KM. Wiem też, że na ile mogłem zaglądnąć do rodzin przez wylotki i w ten sposób ocenić ich stan, to część rodzin wydawało się bardzo słabe. Kilku więc nie ma prawie na pewno w innych miejscach. 



Ocena dokonana poprzez wgląd przez górny wylotek może być zwodnicza. Rodziny mogą tworzyć większe "czapy" pszczół na ramkach, ale pod spodem kłąb może być względnie niewielki. Z drugiej strony pszczół może w ogóle nie być widać lub mogą być widoczne w 1 czy 2 uliczkach, ale kłąb może być całkiem sporej wielkości - tyle, że uwiązany niżej na ramkach. 

W kilku przypadkach popełniłem też oczywiste błędy w ocenie. Otóż gdy pojechałem w styczniu na objazd, zrobiłem to z postanowieniem, że gdy nie zobaczę pszczół przez wylotek, to "opukam" ul, a gdy ich wówczas nie usłyszę i będę tym samym przekonany, że pszczoły się osypały, otworzę go i wysprzątam. Tak to z reguły praktykuję w drugiej połowie zimy w odstępach jeden do półtora miesiąca. W dwóch przypadkach otwarłem daszki będąc przekonany, że żywych pszczół już nie zastanę i przywitał mnie widok ruszającego się kłębu. W jednym przypadku wcale zresztą nie małego, choć i wielkością nie grzeszącego. W drugim, jak mogło mi się wydawać patrząc tylko przez chwilę z góry, pszczoły były raczej bardzo słabe. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem tym rodzinom nadmiernie. 

Wydaje mi się więc, że już w tej chwili mogę mniemać, że nie zostanę bez pszczół. Optymizm każe mi też sądzić, że stan liczbowy pasieki powinien by lepszy niż zeszłoroczny, kiedy to przeżyło około 40% rodzin pszczelich. A jaki będzie ostatecznie - nie wiadomo. 

W tematyce pasiecznictwa dzieje się u mnie obecnie niewiele. Mrozy skutecznie powstrzymują mnie przed pracami. Bardziej jednak powstrzymują mnie od prac budowlanych, które cały czas toczą się na mojej działce, a mniej od prac pasieczno-stolarskich. Kiedy więc mrozy nie są większe niż około -2 stopnie próbuję działać przy sprzęcie pszczelarskim. Poprawiłem więc kilkanaście z moich eko-dennic wypełniając je słomą i przybijając od góry stare listewki. Planuję też w najbliższych dniach docieplić trochę skrzynek warszawskich poszerzanych i być może wykonać kilka(naście?) ekopowałek docieplonych słomą, próchnem i trocinami. Muszę też skupić się na naprawie lub wykonaniu nowych stojaków pod ule. Po kilku latach poprzednie stojaki zaczynają powoli być nadgryzane zębem czasu i butwienia. 


Z innej beczki. Zaczynają do mnie docierać głosy, że poznany przeze mnie Torben Schiffer określany zostaje pszczelarskim populistą i (świadomie lub nie) zaczyna gromadzić nie tyle zwolenników, co wyznawców. Od razu zastrzegę, że nie znając języka niemieckiego, po pierwsze nie śledzę w szczegółach jego działalności, a po drugie nie jestem w stanie określić pewnych subtelności wypowiedzi. Translatory pozwalają mniej więcej poznać główne treści, ale niekoniecznie subtelności. Mogę więc tylko przytoczyć te głosy, które słyszałem i na ile je (z racji językowych) zrozumiałem. Schifferowi zarzuca się, że przemilcza wiele badań naukowych, które stawiają wiele jego tez w wątpliwość, jak również, że zaczyna "odpływać" w skraj działalności, który można by wręcz określić zwalczaniem pszczelarstwa jako takiego. Cóż, ja osobiście nie mam wątpliwości, że z punktu widzenia przystosowań pszczół do życia w naturze robimy jej krzywdę trzymając w pasiekach w sposób w jaki robi to tzw. "nowoczesne pszczelarstwo", a przede wszystkim sprowadzając miks obcych pszczół w nasze rejony, selekcjonując je na "ponadnaturalną" wydajność (jakkolwiek to rozumieć), stosując w ulach bardzo szkodliwe substancje. Nie zmienia to jednak faktu, że uważam, że można by gospodarkę pasieczną prowadzić tak, żeby zaspokoić zarówno potrzeby pszczół, jak i nasze. Wielu pszczelarzy zresztą to realizuje, dla bardzo wielu jest tylko krok od takiego postępowania. Jakaś część jednak wciąż działa w taki sposób, jaki dokładnie opisuje Schiffer. Tyle, że on ponoć zaczyna przykładać na całą gospodarkę pasieczną miarę całkowitego wyzysku i cierpienia owadów. Ponoć. Cóż, jeżeli faktycznie tak jest to należy powiedzieć: niestety. A piszę niestety, bo takie głosy jak jego, są też potrzebne w dyskursie i szkoda, żeby były skreślane podejrzeniami o fundamentalizm. Działania podyktowane czysto dobrem pszczół w zupełnym oderwaniu od jakiejkolwiek chęci produkcji pasiecznej (np. tworzenie niedoglądanych siedlisk), mogą być tylko korzystne - i to dla wszystkich, czyli zarówno pszczół jak i pszczelarzy. Jeżeli jednak głosy takie zaczną skupiać się tylko na ataku, a nie na radach jak uczynić los pszczół lepszym (zarówno w ulu jak i w dziupli), to nie może z tego wyjść nic dobrego. Czy jednak tak jest w przypadku Schiffera? Nie wiem. Znam niektóre jego wpisy dotyczące ocen wpływu nowoczesnego pszczelarstwa na pszczoły. I przyznam, że z większością się zgadzam (przy czym nie wchodzę tu w tematykę "cierpienia owadów", bo nie mam pojęcia czy bardziej "cierpią" jak trzyma się je w kwadratowym pudełku, stale manipuluje się ramkami, a matce ucina skrzydełko, czy też wtedy kiedy są porażone roztoczami w wysokim stopniu, a pszczelarz - np. ja - nie reaguje wykonując kurację). A zgadzam się, bo faktycznie wielu pszczelarzy nie zwraca uwagi na zrównoważoną gospodarkę. Co rok w pasiekach trzeba albo użyć więcej tzw. "chemii", albo coraz wymyślniejszych metod. Co rok przy tym więcej się trąbi o zgnilcu, zaniedbaniach, lokalnie dużych stratach itp. Nowoczesne pszczelarstwo nie oferuje więc systemowego rozwiązania problemu zdrowia pszczół. Działania równoważące, które pozwoliłoby - przykładowo - na wykształcenie dzikiej populacji w ilości powiedzmy 10 - 20% całej populacji pszczół w dodatku do zrównoważonej selekcji dużej części z pozostałych, pozwoliłoby - moim zdaniem - na systematyczne rozwiązanie problemu. Bez wielkiej szkody dla gospodarki (w tym pasiecznej). Tego - znów: moim zdaniem - nie da się zrobić bez racjonalnych głosów, które nazywają problem i pokazują rozwiązania. Pytanie więc pozostaje, i ja nie umiem na nie odpowiedzieć choćby z powodu bariery językowej, czy Schiffer walczy o te dziesięć procent, czy walczy z dziewięćdziesięcioma dziewięcioma procentami... 

W ostatnim czasie - co było zresztą widać na filmie zamieszczonym na Youtube - nawiązałem bliższy kontakt korespondencyjny z Davidem Heafem. Muszę przyznać, że pozostaję pod bardzo pozytywnym wrażeniem jakie wywarł na mnie ten pszczelarz. Znającym angielski gorąco polecam jego stronę: http://www.bee-friendly.co.uk/ David Heaf zgromadził tam bardzo wiele ciekawych opisów i zestawień danych. Są to w dużej części prace pozbawione ideologii, a przedstawiające wyniki najróżniejszych badań. Oczywiście są i jego przemyślenia. Ze swojej strony - jeszcze raz gorąco polecam.

Życzę wszystkim czytelnikom bloga i nie tylko jak najliczniejszych oblotów wiosną!

3 komentarze:

  1. Potwierdzam - David Heaf to świetny facet.
    Uwagi - zawsze mile widziane, choć chyba trudno dyskutować na poziomie metafizycznym :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bartek żeby ten stan do kwietnia dojechał to by było super... wtedy można planować sobie sezon... eh... brakuje tej powtarzalności w przeżywaniu...
    Na szczęście zima w końcu bliska normy a to dobrze wróży przyrodzie na wiosnę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do kwietnia na pewno tyle nie będzie, ale o ile będzie około 30 to byłoby wspaniale. Na razie nie ma co zapeszać, niech będzie ile będzie :-)

      Faktycznie powtarzalności nie ma żadnej.
      obecnie nie żyją rodziny:
      - jeden z ładniejszych odkładów wiosną z przedwojennej
      - macierzak z rodziny K1 - jeden z ładniejszych z zeszłego roku
      - rodzina R2-3 ze starą matką - piękny pakiet, który we wrześniu był jedną z ładniejszych rodzin na pasiece
      - macierzak po K1 - tu akurat od utworzenia były cały czas problemy..

      wciąż żyją: składaki, zdechlaki, słabiaki. Jedna z żywych rodzin jest w ulu, który jest "obesrany" od grudnia...

      i bądź tu mądry i pisz wiersze...

      Usuń