Chętnych zapraszam do zapoznania się z wcześniejszymi częściami:
cześć 1
część 2
część 3
„Pszczelarstwo darwinistyczne”, czyli perspektywa ewolucyjna w pszczelarstwie – część 4 (ostatnia)
Kolejne badania, na które powołuje się Seeley - tym razem przeprowadzone przez zespół profesor Marli Spivak z University of Minnesota - dotyczyły pozytywnego wpływu propolisu na zdrowie pszczół. Wpływ ten jest znany, a samo zagadnienie nie budzi kontrowersji. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że w naturalnej dziupli w zasadzie całe ściany (a czasem także „podłoga”) są wypropolisowane, zupełnie inaczej niż w większości uli, które mają gładkie powierzchnie ścian. W ulach pszczoły kitują najczęściej jedynie szpary między korpusami czy ramkami, czasem „pajączki” w powałkach czy inne narożniki, niejako je „wygładzając” czy „zaokrąglając”. Podczas badań na ścianach uli zamontowano specjalne kraty do połowu propolisu i w ten sposób skłoniono pszczoły do pokrycia ścian kitem. Następnie przeprowadzono badania genetyczne pszczół, porównując żyjące w standardowym ulu oraz te, które były otoczone propolisem. Stwierdzono, że ekspresja genów istotnych z punktu widzenia odpowiedzi immunologicznej pszczół w wypropolisowanym ulu była znacząco mniejsza niż w drugiej grupie. Powyższe oznacza, że pszczoły żyjące w standardowym ulu muszą znacząco więcej „inwestować” w zachowanie zdrowia, gdyż ich układy odpornościowe nieustannie walczą z patogenami. Powłoka propolisu okazała się działać jak osłona przeciw drobnoustrojom chorobotwórczym.
Eksperyment prof. Marli Spivak: Pszczoły zostały skłonionedo propolisowania ścian ula przy użyciu krat odgrodowych |
Seeley badał również wpływ rozmiaru komórki węzy na przeżywalność pszczół. Do eksperymentu wykorzystał dwie grupy rodzin – jedna otrzymała węzę z komórką 4.9 mm, natomiast druga 5.4 mm. Profesor zadbał przy tym, aby jedyną zmienną była właśnie wielkość komórki. Nie stwierdził istotnych różnic w śmiertelności pszczół z obu grup, a więc jego eksperyment nie wykazał, by rozmiar komórki miał znaczenie dla przeżywalności rodzin.
Pszczelarstwo darwinistyczne
Na podstawie swoich obserwacji, badań i eksperymentów profesor uznaje, że pszczoła miodna jest w stanie przetrwać w naturze bez pomocy człowieka. Cała populacja musi jednak przejść przez wąskie gardło ewolucyjne, które w wystarczającym stopniu „odsieje” pszczoły nieograniczające populacji dręcza pszczelego. Załamania populacji może nie przetrwać ogromna większość pszczół, jednak pozostałe wypracują mechanizmy wystarczające, aby przetrwać i przekażą swoje geny kolejnym pokoleniom. W toku badań dziko żyjących pszczół z lasu Arnot stwierdzono zauważalnie wyższe wartości mierzalnych zachowań odpowiedzialnych za radzenie sobie z roztoczami (tzw. higieniczność, VSH, „grooming”) niż w populacji standardowo użytkowanej w pasiekach. Selekcja na te cechy wydarzyła się więc niejako mimochodem i w sposób zupełnie naturalny. Z badań profesora wyłania się też obraz pszczół, które nie mają absolutnie żadnej odporności na roztocza, a jednak potrafią przetrwać – przynajmniej przez pewien czas - jeżeli zapewnimy im odpowiednie warunki.
Dwie pierwsze części artykułu można potraktować jako wstęp, czas na poznanie sformułowanej przez profesora Seeleya koncepcji „pszczelarstwa darwinistycznego”, która wskazuje nam określony kierunek pszczelarskiej praktyki służącej zachowaniu i poprawie zdrowia pszczół oraz zwiększenia prawdopodobieństwa ich przetrwania w starciu z dręczem pszczelim. „Pszczelarstwo darwinistyczne” ma polegać na stworzeniu pszczołom, w możliwie największym zakresie, takich warunków środowiskowych, w jakim ewoluowały. Seeley sformułował konkretne rady i wskazówki - proste w założeniach, choć w niektórych przypadkach wcale niełatwe do spełnienia. Oto one:
1. Trzymaj w pasiece pszczoły przystosowane do lokalnych warunków.
Każdy może to zrobić – niezależnie od tego, czy jest pszczelarzem zawodowym, czy amatorem. Profesor radzi, aby nie sprowadzać pszczół z odległych terenów. Kluczowe jest wykorzystanie pszczół, które są przystosowane do lokalnego klimatu, pożytków i całej miejscowej sytuacji ekologicznej. Najlepszym rozwiązaniem jest zakup pszczół od lokalnych pszczelarzy, łapanie „wędrujących” rojów lub rozwijanie „genetyki” ze swojej pasieki. Również polscy naukowcy podkreślają znaczenie „ulokalnienia” pszczół dla zachowania ich zdrowia. Wydaje się, że ten czynnik jest jednym z kluczowych dla zachowania zdrowia populacji, niezmiernie łatwy do spełnienia, ale nie może się przebić do świadomości tych pszczelarzy, którzy w pogoni za lepszymi wynikami prześcigają się wciąż we wprowadzaniu obcej „genetyki” do pasiek. Dodam od siebie, że wcale nie trzeba znać wyszukanych metod hodowlanych, aby wychowywać matki pszczele na własne potrzeby. Wystarczy wziąć kilka ramek z jajkami i najmłodszymi larwami do nowego ula, a pszczoły zrobią wszystko za nas.
2. Ustaw ule tak daleko od siebie, jak jest to możliwe.
Idealnym rozwiązaniem byłoby skopiowanie natury. Ale trzymanie uli w odległościach kilkuset metrów od siebie byłoby trudne i niepraktyczne. Profesor stwierdza jednak, że wraz ze zwiększaniem odległości między ulami o każdy kolejny metr, maleją kłopoty z błądzeniem pszczół, a ustawienie uli już około 30 metrów od siebie likwiduje ten problem. Doświadczalnie wykazano bardzo pozytywny wpływ takiej odległości na przeżywalność rodzin. Wraz z odległością maleje też ryzyko rabunków i przy kilkuset metrach zagrożenie praktycznie znika. Nie oznacza to, że przy takiej odległości sporadyczne rabunki nie pojawią się. Prawdopodobieństwo rabunków jest jednak znikome.
3. Trzymaj pszczoły w małych ulach.
Seeley radzi, aby wykorzystywać ule nie większe niż korpus Langstrotha jako gniazdo (42 litry) i nadstawkę rozmiaru „medium” - „2/3” (około 28 litrów) jako miodnię. Dla porównania, to mniej więcej tyle, co dwa korpusy na ramkę „Ostrowskiej”. Ma przy tym świadomość, że zbiory miodu będą mniejsze, a pszczoły najprawdopodobniej się wyroją. Profesor podkreśla jednak zalety tego rozwiązania, przede wszystkim zdrowie pszczół i utrzymanie porażenia dręczem na niskim poziomie. Dodaje też, że od czasu ogłoszenia jego odkryć w USA wśród amatorów zaczął się rozwijać tzw. „ruch pszczelarstwa małoulowego” („small hive beekeeping”). Działalność tą propagują ci, dla których zdrowie owadów jest istotniejsze niż zbiory miodu.
4. Przygotuj chropowate wewnętrzne ściany ula.
Chropowate powierzchnie będą stymulować pokrycie ich propolisem, co zapewni mieszkankom ula osłonę przeciwko drobnoustrojom chorobotwórczym. Profesor radzi więc, aby do budowy uli wykorzystywać nieheblowane deski, „matowić” powierzchnię szczotką drucianą lub pilnikiem, bądź też przytwierdzać na ściany kraty do zbierania propolisu. Nieustannym skrobaniem, czyszczeniem, opalaniem czy wygładzaniem w inny sposób ścian ula robimy pszczołom tzw. niedźwiedzią przysługę.
Warstwa propolisu na ścianie dzikiego gniazda |
5. Wykorzystuj ule zapewniające odpowiednią izolację termiczną.
6. Ustawiaj ule możliwie jak najwyżej nad ziemią.
7. Pozwalaj pszczołom zagospodarować 10 – 20% plastrów na plastry trutowe.
Najwięcej trutni wychowują najzdrowsze i najsilniejsze rodziny. Wychowanie trutni jest dla pszczół obciążające, a więc tylko najlepsze rodziny mogą sobie pozwolić na ich dużą liczbę. Zdaniem profesora takie postępowanie, nie tylko wpływa na zwiększenie różnorodności genetycznej w okolicy, ale także na poprawę „genetyki” pszczół. Seeley zaznacza jednak, że intensywny wychów czerwiu trutowego może przyczynić się do szybszego wzrostu populacji dręcza pszczelego, a zatem może powstać konieczność dokładniejszego monitorowania stopnia porażenia rodzin.
8. Nie zmieniaj organizacji gniazda.
Podczas przeglądów każda ramka powinna powrócić na swoje miejsce. Profesor radzi również, aby nie rozdzielać czerwiu pustymi ramkami w ramach zabiegów przeciwrójkowych.
9. Minimalizuj przenoszenie uli.
Seeley zaleca, aby w razie konieczności przeniesienia rodziny pszczelej w inne miejsce zaczekać na okres bezpożytkowy – wówczas najmniej zakłócimy pszczołom ich pracę.
10. Powstrzymaj się od leczenia pszczół przeciwko warrozie.
Tą ostatnią radę profesor Seeley przekazuje wraz z ostrzeżeniem. Twierdzi, że brak zachowania ostrożności może doprowadzić do sytuacji, w której selekcja może sprzyjać zjadliwym roztoczom, zamiast odpornym pszczołom. Chodzi tu o sytuację, w której zjadliwe roztocza i patogeny są w stanie zabić rodzinę pszczelą, ale nie umierają wraz z nią, jak to się najczęściej dzieje w naturze. Z uwagi na duże zagęszczenie uli w pasiece słabnące rodziny są rabowane, a zjadliwe patogeny i pasożyty trafiają do kolejnych. Profesor sugeruje więc, aby wnikliwie monitorować stan porażenia dręczem i reagować, gdy ten osiągnie określony pułap. Seeley przyjmuje ten próg w ciągu lata na poziomie kilku procent. Radzi, aby po osiągnięciu tego progu rodzinę leczyć lub... zabić (nazywa to „preemptive killing”, czyli „zabiciem uprzedzającym”). W ten sposób nasze działania są zgodne z kierunkiem ewolucyjnym. Po pierwsze, eliminujemy rodzinę, która nie posiada wystarczającej odporności na pasożyta i z dużym prawdopodobieństwem i tak osypałaby się. Po drugie zmniejszamy praktycznie do zera ryzyko „roztoczowej bomby” w pasiece. Profesor twierdzi, że bez wykonania tych zabiegów, inne rodziny, które wykazują już pewną odporność zostaną przytłoczone przez taką liczbę pasożytów, z jaką nie będą sobie w stanie poradzić. W przypadku leczenia należy niezwłocznie wymienić matkę na pochodzącą z rodziny, która wykazuje zdolność trzymania populacji dręcza w ryzach. Dzięki temu systematycznie zwiększamy odporność pszczół w pasiece.
Seeley jednocześnie podkreśla, że każdy rodzaj leczenia wpływa na zwiększenie zjadliwości patogenów i pasożytów, a także wzrost ich oporności na leczenie. Z tego punktu widzenia lepszym rozwiązaniem mogłoby więc być zabicie rodziny pszczelej wraz z całą populacją dręcza pszczelego. Jednak dla wielu jest to nie tylko moralnie niedopuszczalne, ale niesie też za sobą ekonomiczną nieopłacalność. Seeley mówi, że leczy rodziny wtedy, kiedy ma możliwość niezwłocznego podania matki z „lepszej” genetyki. W innym przypadku dokonuje uprzedzającego zabicia rodziny. Aby być zgodnym z perspektywą ewolucyjną należałoby pozostawić rodziny własnemu losowi, ale tylko wtedy, kiedy żyją w dużym oddaleniu od siebie (optymalnie), jak pszczoły w naturze, a więc o kilkaset metrów. Doświadczenia pokazały, że już przy odległości kilkudziesięciu metrów wiele rodzin okazuje się odpornych na „roztoczową bombę”. W ten sposób zwracamy selekcję do kierunku wypracowania równowagi: najbardziej zjadliwe szczepy patogenów i pasożytów umierają wraz z nieodpornym żywicielem. My zaś swoimi działaniami nie zwiększamy ich zjadliwości oraz nie ingerujemy w swoisty „wyścig zbrojeń” pomiędzy pszczołą miodną a dręczem pszczelim.
Podsumowanie
Profesor Seeley uważa, że wszystko, co robią rodziny pszczele żyjące w dzikich i niedoglądanych siedliskach służy ich przetrwaniu i rozmnażaniu, a tym samym przynosi największe korzyści dla zdrowia kolejnych pokoleń. Uznaje, że to pszczoły są najlepszymi „pszczelarzami” i powinniśmy się od nich uczyć. Postuluje, abyśmy spojrzeli na problem zdrowia pszczół z perspektywy ewolucyjnej, bo tylko wtedy możemy stwierdzić, jak pszczoły chcą żyć i jak faktycznie żyją, gdy nie są nieustannie niepokojone przez pszczelarzy. Musimy też pamiętać, że gdy prowadzimy obserwacje czy eksperymenty, uzyskujemy odpowiedzi dotyczące obiektu badanego w określonych warunkach. Nie sposób więc uznać, że wnioski z naszych obserwacji pszczół w pasiekach są uprawnione dla całego gatunku Apis mellifera.
Profesor Thomas D. Seeley, autor koncepcji "pszczelarstwa darwinistycznego", w czasie wykładu na konferencji "Learning From the Bees" w Doorn w Holandii |
Osobiście traktuję „pszczelarstwo darwinistyczne” jako wskazówkę do sposobu rozpoczęcia selekcji pszczół, aby osiągnąć jak najlepsze wyniki w pierwszej fazie odsiewu pszczół nieprzystosowanych do współistnienia z dręczem pszczelim. Długofalowo byłaby to też słuszna metoda prowadzenia pasieki. Pozwoliłaby pszczołom używać tych narzędzi, które wykształciły przez miliony lat ewolucji. Ponad sto lat temu pszczoły zagościły jednak w pasiekach na dobre i nic nie wskazuje na to, by ten stan miał się zmienić. Będą więc żyły stłoczone, czy tego chcą, czy nie. Jak kończy się trzymanie pochodzących z chowu pszczół „tradycyjnie”, za to bez kuracji przeciwko warrozie, pokazały eksperymenty profesora – owady w znaczącej większości umierają z końcem drugiego sezonu. „Te same” pszczoły przeżywały jednak w rozsądnym procencie, gdy tylko pozwolono im żyć w sposób zbliżony do tego, w jakim funkcjonują w naturze. W pierwszej fazie selekcji, kiedy mamy dostęp tylko do pszczół, które nie są zaadaptowane do obecności dręcza, „pszczelarstwo darwinistyczne” jest więc niewątpliwie swoistym wyrównaniem szans w tym starciu. Jest też kompromisem pomiędzy produkcją pasieczną a zdrowiem pszczół. Istnieje jednak szereg przykładów nieleczonych przeciwko warrozie pasiek, w których pszczoły żyją gęsto, ale wciąż zachowują zdrowie i są produktywne. Przykłady takich pasiek możemy wskazać nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także w Europie. Miałem przyjemność poznać wiele koleżanek i kolegów z Wielkiej Brytanii, którzy od lat nie stosują żadnych metod zwalczania dręcza pszczelego. I to też jest w naszym zasięgu. Dopóki jednak będziemy negować prawdziwą naturę pszczół i uparcie je formować i dostosowywać do naszych oczekiwań, zapewne się to nie ziści. Pierwszym krokiem jest zrozumienie prawdziwych potrzeb pszczół oraz uwzględnienie ich w naszej pasiecznej praktyce.
Profesora Seeleya poznałem w czasie Konferencji „Learning From the Bees” w Doorn w Holandii. Naukowiec ten jest otwarty na nowe kontakty i dyskusje z pszczelarzami. O niektórych elementach koncepcji „pszczelarstwa darwinistycznego” udało mi się z nim porozmawiać w czasie wywiadu, który można obejrzeć na Youtube (https://www.youtube.com/watch?v=NP93oHmmByw&t=207s). Mnie osobiście najbardziej intrygowała kontrowersyjna rada dotycząca uprzedzającego zabicia rodziny pszczelej. O ile zgadzam się z założeniami koncepcji „pszczelarstwa darwinistycznego”, muszę przyznać, że akurat w tej kwestii profesor nie rozwiał w pełni moich wątpliwości i dylematów. Chętnych zapraszam do obejrzenia filmu z wywiadu z profesorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz