Dziś był cieplejszy dzień (to chyba Aleksandra tak zawiała ciepłym frontem... ech, ta Ola). Postanowiłem wiec podejść do uli i zobaczyć co się tam dzieje...
I chyba nie jest najlepiej... Wygląda na to, że wiosna z dużym prawdopodobieństwem przywita mnie pustymi ulami... Na razie na pewno żyje 1 rodzina (pojedyncze pszczoły latały) - jest to moja tegoroczna Ulmanka - matka unasienniona zakupiona od hodowcy.
Pozostałe 3 (siostrzenice ulmanki i złapana rójka z młodą matką) na 99% nie żyją... Nie zdejmowałem powałek i nie przeglądałem gniazd, ale przez uchylony otwór w powałce widziałem, że chyba jest pusto... Tak to przynajmniej wyglądało. Jedna rodzina (z siatką) ma praktycznie całą dennicę osypanych pszczół. Nie zdecydowałem się zaglądać do środka - wiosną będzie na to czas.
Ale już nastawiam się na rozpoczęcie mojego eksperymentu od 0 (czyżby 1:0 dla patogenów i warrozy?). Czy będzie od kogo pszczoły kupić? Czy będą chodzić rójki skoro wszędzie pszczoły padały? Okaże się w maju.
Nie winię tylko swojego podejścia, choć być może wspomaganiem mógłbym uratować jakąś pszczołę czy dwie... Każdy wie jaki był rok. Tu w najbliższej okolicy było dramatycznie.
UZUPEŁNIENIE - 14.12.2014 roku
Dziś potwierdziłem moje podejrzenia - w 3 ulach żywych pszczół już nie zastałem.
W żyjącej rodzinie widziałem przez mały otwór w powałce, że tam jeszcze pszczółki żyją. Co mnie natomiast bardzo zmartwiło w tej rodzinie to gruba warstwa osypu na dennicy osiatkowanej. Ponieważ mam wysuwane szuflady z siatką usunąłem ten osyp, żeby poprawić wentylację i ewentualnie pozbyć się bomby patogenów, która niewątpliwie wybuchłaby przy ociepleniu pogody wiosną...
Coraz bardziej nastawiam się, że wiosną nie zobaczę pierwszego oblotu w mojej ostatniej rodzinie... Ten fakt bardzo mnie zasmucił, jednak doświadczenia tego roku (a raczej jesieni i początków zimy) jeszcze bardziej przekonują mnie do tego, że coś trzeba zrobić w pszczelarstwie. Nie możemy trwać w tym napędzającym się kole chemizacji rodzin pszczelich bo skutki tego są widoczne w praktycznie wszystkich okolicznych pasiekach. Pomimo pierwszej porażki pozostaję optymistą i nie zmieniam założeń...
Jest dopiero grudzień więc pszczoły padły dość szybko . W większości przypadków dramat rozgrywa się dopiero na przełomie lutego i marca. Pszczółki musiały się mieć źle już na jesieni . Często pszczoły słabną w okresie października i listopada . Jeżeli widzimy że są osłabione warto je połączyć , tylko silne rodziny mogą sobie poradzić w takim trudnym okresie jakim jest zima .
OdpowiedzUsuńMoje pszczoły zaczęły padać już od połowy sierpnia - i padają systematycznie do dziś. Coś musiało je gnębić już wcześniej, bo załamania przyszły dość gwałtownie - ja obstawiam nosemę ceranea. Niektóre miały warrozę (osyp na dennicach), inne niewiele.
OdpowiedzUsuńJedna z rodzin, która padła w ostatnim czasie jeszcze w końcu października wyglądała jak w połowie maja - pszczoły prawie "wylewały się" z ula. Bałem się, że braknie im pokarmu... niestety inny problem zabił je wcześniej.
Nie chciałem ich łączyć, bo wg mnie to nie był ten problem. Tj. to nie problem słabych, niewydolnych rodzin, a jakiegoś patogena czy pasożyta. Połącznie wg. mnie tylko rozniosłoby go szybciej po ulach...