czwartek, 18 kwietnia 2024

Hodowla pszczół odpornych - program selekcji/hodowli dla kół i zrzeszeń

Ostatnio, przygotowując się do spotkania w moim kole pszczelarskim, sporządziłem plan selekcji, który można by wdrożyć w ramach wspólnych prac nad odpornością pszczół. W ramach planu opisałem kilka możliwych postaw w selekcji, które mogliby stosować pszczelarze, zmieszać "we wspólnym kotle", dostosować do własnych możliwości i preferencji. Nie każdy obserwuje wnikliwie cechy pszczół, nie każdy te chce badać stopień porażenia - ale każdy może znaleźć się w jednej z grup opisanych poniżej. Uważam, że każdy może bowiem próbować ograniczać kuracje i obserwować, które z pszczół radzą sobie dobrze, a które źle (pkt. 1 postaw poniżej), ewentualnie zastąpić leczenie tzw. "chemią" metodami biotechnicznymi (izolatory, usuwanie czerwiu - pkt 2 postaw poniżej) i nie widzę też przeszkód, żeby można było współpracować w ramach lokalnego "Fort Knox" (pkt 4a postaw poniżej). Tylko od  nas-pszczelarzy zależy, czy wdrożymy metody pracy nad odpornością - zdrowie pszczół naprawdę nie zależy od naukowców, hodowców, czy "złej warrozy"...


TUTAJ pobierzesz "Program selekcji/hodowli dla kół i zrzeszeń" w pliku PDF - zachęcam do pobrania, wydrukowania - a jeśli będziesz miał(a) ochotę do przekazania go prezesom czy przedstawicielom swojego lokalnego koła. Może wdrożycie podobny program u siebie?
(dziękuję Mariuszowi za pomoc w składzie pliku pdf!)


HODOWLA PSZCZÓŁ ODPORNYCH PROGRAM HODOWLI/SELEKCJI DLA KÓŁ I ZRZESZEŃ

Hodowla pszczół odpornych TO NIE TO SAMO co utrzymywanie pszczół bez leczenia! (choć zaprzestanie leczenia może być jedną z dróg w hodowli).
Hodowla to zespół zabiegów mających służyć ukierunkowaniu zmian genetycznych populacji użytkowanych przez człowieka (w teorii, aby otrzymać krzyżówki i linie bardziej wartościowe ekonomicznie, łatwiejsze w chowie lub uprawie).

I. TRZY PODSTAWOWE ZASADY HODOWLI PSZCZÓŁ W KIERUNKU ODPORNOŚCI NA WARROZĘ

1) Leczymy tylko te rodziny, które tego realnie wymagają (tj. są chore i/lub osiągające określony próg/kryterium – np. wysokie porażenie dręczem pszczelim, tj. Varroa destructor);
2) Rozmnażamy te, które najdłużej nie wymagają leczenia spośród lokalnej populacji, utrzymują niskie porażenie dręczem i posiadają cechy/mechanizmy odporności;
3) Konsekwencja – powtarzamy proces przez kolejne lata.

Doświadczenia pokazują, że względnie szybko (3-4 lata?) w odpowiednio dużej populacji można znaleźć reproduktorki, które będą wykazywały wysoką odporność na warrozę – upowszechnienie mechanizmów odporności w populacji trwa jednak znacznie dłużej – minimum 10 lat przy odpowiednio dużej populacji i konsekwentnym upowszechnianiu linii wykazujących odporność.


II. MECHANIZM ODPORNOŚCI NA WARROZĘ

Warroza jest chorobą odroztoczową, ale roztocza nie zabijają pszczół – przenoszą patogeny (głównie wirusy), które doprowadzają do wypszczelenia i śmierci rodziny.

Warrozę (chorobę) można powstrzymać na dwa sposoby:
1) ograniczając populację dręcza w rodzinie – to można zrobić poprzez:
a) leczenie/kuracje (pszczelarz zabija roztocza i zmniejsza ich populację);
b) hodując/selekcjonując pszczoły, które same ograniczają populację dręcza (istnieją różne opisane mechanizmy takie jak: szeroko rozumiane zachowania higieniczne w tym VSH, recapping; grooming; SMR, czy inne mechanizmy wpływania sukces reprodukcyjny roztoczy)
Zasada: im mniej dręcza, tym mniejsza transmisja patogenów (wirusów) – im więcej dręcza tym większa transmisja i porażenie wirusami.

2) Tworząc warunki do zmniejszenia wirulencji/zjadliwości patogenów i uodpornienia się pszczół na patogeny (na poziomie immunologicznym).
W tej sytuacji nawet jeśli porażenie dręczem jest wysokie, rodziny funkcjonują normalnie, choroba nie rozwija się i nie powoduje zwiększonej śmiertelności pszczół (takie przykłady opisywano w nauce wielokrotnie: w krajach Afryki, Ameryki Południowej, na różnych wyspach: porażenie dręczem sięgało okresowo nawet 20-30 procent, nie powodując zwiększonej śmiertelności pszczół – również pszczół podgatunków europejskich, które utrzymujemy w naszych pasiekach).

Najczęściej w hodowli pszczół odpornych oba procesy postępują równolegle – tj. wraz z nabywaniem odporności na dręcza przez coraz większy procent rodzin, równolegle eliminowane są pszczoły nieodporne na poziomie immunologicznym, a patogeny mając gorsze warunki przenoszenia się między rodzinami (tzw. transmisji poziomej), selekcjonują się na zmniejszoną zjadliwość. Ten proces trwa około dekady lub dłużej – ale jest do osiągnięcia również w warunkach uprawiania gospodarki pasiecznej. [przykłady: różne programy selekcyjne w Europie, np. Norwegii, czy USA; dziko żyjące populacje; eksperyment Gotlandzki; populacje w Wielkiej Brytanii; projekt współpracy w selekcji pszczół w Hallsberg, Szwecja – tj. współpraca wokół Erika Österlunda].

Praktykowane powszechnie podejście do leczenia pszczół w sposób bezrefleksyjny (leczenie prewencyjne) bez równolegle prowadzonej selekcji w kierunku ich odporności, w połączeniu z przepszczeleniem i warunkami intensywnej gospodarki pasiecznej powoduje stałe uzjadliwienie patogenów. W efekcie z dekady na dekadę konieczne jest utrzymywanie coraz mniejszej populacji dręcza w rodzinie i coraz częstsze leczenie, żeby utrzymać pszczoły przy życiu.
[Tworzy to tzw. efekt czerwonej królowej (motyw z powieści „Po drugiej stronie lustra”): trzeba biec coraz szybciej, żeby pozostać w tym samym miejscu]
Innymi słowy: coraz mniejsza liczba pasożyta w ulu może doprowadzić do problemów zdrowotnych i śmierci rodzin pszczelich.

KONIECZNE JEST ODWRÓCENIE TEGO PROCESU PRZEZ ZMIANĘ PRAKTYKI GOSPODARKI PASIECZNEJ (różne metody/podejścia poniżej). Przy określonych założeniach WCALE NIE MUSI SIĘ TO WIĄZAĆ ZE ZNACZĄCYM OBNIŻENIEM PRODUKTYWNOŚCI RODZIN. Być może pojedyncze rodziny będzie trzeba odsunąć od produkcji w danym sezonie; trzeba też zrezygnować ze sprowadzania nieprzystosowanych do warrozy pszczół z odległych regionów – wydaje się jednak, że DŁUGOFALOWO BĘDZIE TO OPŁACALNE, BO POWINNO DOPROWADZIĆ TO DO ZMNIEJSZENIA SIĘ ŚMIERTELNOŚĆ PSZCZÓŁ I ZMNIEJSZENIA KOSZTÓW (np. na leki) I NAKŁADÓW PRACY W PASIECE.



III. KILKA Z MOŻLIWYCH POSTAW W RAMACH WSPÓLNEJ SELEKCJI I WSPÓŁPRACY W LOKALNEJ HODOWLI PSZCZÓŁ ODPORNYCH

(od najbardziej zachowawczej/bezpiecznej, do najbardziej progresywnej/radykalnej)

1. Utrzymywanie tylko pszczół lokalnych i systematyczne ograniczanie kuracji


Pierwsza z postaw polega na rozmnażaniu tylko lokalnych pszczół – ODPORNOŚĆ NA WARROZĘ JEST MOCNO SKORELOWANA Z PRZYSTOSOWANIEM LOKALNYM PSZCZÓŁ. Wszystkie programy selekcji odpornych pszczół na świecie skupiają się na rozwijaniu przystosowania w lokalnej populacji – nawet jeśli zaczynają się od sprowadzenia potencjalnie odporniejszych pszczół, to następnie przystosowuje się je do lokalnych warunków.

Postępowanie:
a) rozmnażamy tylko pszczoły z własnej pasieki, ewentualnie w ramach współpracy w selekcji pozyskujemy matki z pasiek naszych sąsiadów (np. w ramach koła pszczelarskiego);

b) nie sprowadzamy matek z odległych hodowli, zwłaszcza matek obcych genetycznie – nasze pszczoły mają na tyle dużą różnorodność, że możemy selekcjonować u nich każdą możliwą cechę (w tym miodność, łagodność i nierojliwość);

Wyjątek: pszczoły ze względnie lokalnych hodowli (do 150-200 km?) selekcjonowanych w kierunku odporności na warrozę, ALE: na tą chwilę trudno polecić jakąkolwiek hodowlę w Polsce selekcjonującą pszczoły na odporność. Na razie na terenie naszego kraju nie ma w tym zakresie poważnych i wiarygodnych sukcesów wśród hodowców.

c) matki wychowujemy z tych rodzin, które:
- posiadają obserwowane cechy kojarzone z odpornością (np. recapping, grooming, VSH itp.);
- przez najdłuższy okres z selekcjonowanej puli nie wymagają kuracji, albo stosujemy w nich najsłabsze kuracje, a mimo tego pszczoły zachowują zdrowie i niskie porażenie roztoczem;
- w poprzednim sezonie miały niskie porażenie (np. po jesiennej kuracji osyp dręcza był minimalny);
- posiadają inne cenne dla nas cechy (np. miodność, łagodność, dobre skorelowanie rozwoju z lokalnymi pożytkami).

d) Z sezonu na sezon ograniczamy wszelkie kuracje i zabiegi, ewentualnie przechodzimy na metody uznawane za „słabsze” – TYM SAMYM ZACZNIEMY OBSERWOWAĆ RÓŻNICOWANIE SIĘ RODZIN POD KĄTEM ZDROWIA: rodziny, które będą zachowywały zdrowie i niskie porażenie dręczem mimo ograniczenia kuracji, to są te, o które nam chodzi. Rodziny, które będą miały objawy chorób leczymy (niezależnie od pory sezonu) i postępujemy zgodnie z przyjętą praktyką (np. łączymy słabsze, czy traktujemy jako odkład itp. - ALE: nie łączymy „chorych” do „zdrowych”, żeby nie przenieść problemów do zdrowych rodzin).

Przykład: Pszczelarz stosował ramkę pracy w sezonie, leczenie po lipie (np. tabletka apiwarolu), w jesieni kilka zabiegów w okresie po karmieniu (apiwarol) i jeden zabieg zimowy, a następnie zabieg prewencyjny wiosną. W kolejnych sezonach zdecydował się na eliminowanie poszczególnych kuracji. W pierwszym sezonie pszczelarz zrezygnował z zabiegu zimą; w drugim sezonie z zabiegu wiosną; w trzecim sezonie z ramki pracy; w czwartym sezonie ograniczył spalanie tabletek w jesieni o jedną; w piątym sezonie zrezygnował z zabiegu latem po lipie (lub innym letnim pożytku głównym); w szóstym sezonie ograniczył o kolejną tabletkę w jesieni; w siódmym sezonie kuracje przeprowadził przy użyciu tymolu itp. W każdym sezonie pszczelarz wybrał do rozmnażania te rodziny z pasieki, które miały najmniej dręcza (sprawdził osyp po kuracji) i najlepiej zachowywały zdrowie przy ograniczanych kuracjach.

UWAGA: RÓŻNICOWANIE SIĘ RODZIN POD KĄTEM ZDROWIA NIE JEST POWODEM POWROTU DO BEZREFLEKSYJNEGO DODAWANIA CO ROKU KOLEJNYCH KURACJI, ALE WSKAZÓWKĄ SELEKCYJNĄ(!) Rodziny słabnące eliminujemy z programu hodowlanego, rodziny zachowujące zdrowie i produktywność to potencjalne reproduktorki.

2. Rezygnacja z chemioterapeutyków i przejście na metody biotechniczne


Odstępujemy od leczenia pszczół chemioterapeutykami i zaczynamy wykorzystywać tylko metody biotechniczne (a więc fizyczne/mechaniczne metody usuwania pasożyta). Istnieją przesłanki, aby sądzić, że takie metody stosowane powszechnie przez pszczelarzy mogłyby prowadzić do zmniejszenia presji substancji toksycznych na patogeny, prowadzić do ich ewolucji w kierunku łagodności, a tym samym przyczyniać się do wypracowania odporności pszczół na warrozę.
Różne obserwacje (prowadzone także przez naukowców) wskazują, że stosując metody biotechniczne polegające na izolacji matek i usuwaniu czerwiu, możemy usunąć podobną ilość dręcza pszczelego jak w przypadku zabiegów chemioterapeutykami. Nie zanieczyszczamy przy tym środowiska życia pszczół i minimalizujemy do zera ryzyko kontaminacji produktów pszczelich.

Postępowanie:
a) w odpowiednio wyliczonych okresach przed pożytkiem można umieścić matkę w izolatorze (bądź to w izolatorze kilkuramkowym, bądź w izolatorze/klateczce uniemożliwiającej matce podjęcie czerwienia). Ograniczenie czerwienia powinno doprowadzić do wstrzymania rozwoju populacji dręcza w rodzinach, a zmniejszenie ilości czerwiu przed pożytkiem może prowadzić do zwiększenia produktywności pszczół (mniej czerwiu do wykarmienia);

b) po pożytkach, a przed okresem wychowu tzw. pszczoły zimowej zamykamy matkę w izolatorze dwuramkowym – kiedy wygryzie się cały czerw poza izolatorem, a w izolatorze czerw będzie zasklepiony – usuwamy ramki z ula (w ten sposób usuwając znaczący procent samic dręcza). Zabieg można powtórzyć w innym okresie sezonu (np. patrz lit. a);

c) na okres jesieni, ewentualnie całej zimy zamykamy matkę w izolatorze uniemożliwiającym jej czerwienie – np. izolatorze Chmary albo w izolatorze ramkowym (w tym drugim przypadku usuwamy ostatni czerw w sezonie);

d) Czerw usunięty z rodzin możemy zutylizować, albo połączyć z kilku rodzin do jednej i po wygryzieniu się wykonać leczenie (jeśli mamy możliwości możemy wykonać podgrzanie czerwiu jako metodę zwalczania dręcza).

Przykład: Pszczelarz w swoich ulach stosuje izolatory dwuramkowe (tj. ograniczające czerwienie matek pszczelich do 2 ramek). Po tym gdy cały czerw wygryzł się poza izolatorem, a wewnątrz był zasklepiony usunął ramki z 4 rodzin złączył je do jednej, piątej. W ten sposób utworzył rodzinę z 8 ramek czerwiu zasklepionego. Ponieważ zabieg wykonał w lecie (ciepłe noce) mógł podać tam minimalną ilość pszczół dorosłych, a tym samym nie osłabił znacząco innych rodzin. Gdy cały czerw wygryzł się pszczelarz podał matecznik na wygryzieniu i przeprowadził kurację w okresie bezczerwiowym. Ewentualnie mógł przeprowadzić zabieg, a następnie połączyć rodzinę z najsłabszym odkładem z pasieki. W ten sposób jednym zabiegiem chemioterapeutykiem pszczelarz zlikwidował znaczącą większość samic dręcza z 4 rodzin.

e) Co roku badamy usuwany czerw pod kątem stopnia porażenia (odsklepiamy minimum 100 komórek usuniętych plastrów). Do rozmnażania wybieramy te rodziny, w których czerwiu było najmniej dręcza.

Uwaga: Obecnie odstąpienie od stosowania chemioterapeutyków i stosowanie metod biotechnicznych promuje także grupa polskich naukowców w ramach programu „Varroaresistenz-2033 Polska”, wzorowanym na projekcie niemieckim zarządzanym przez niemieckiego naukowca Ralpha Büchlera.

3. Ograniczenie kuracji do czasu, kiedy są one niezbędne – badanie poziom porażenia (!)


Wydaje się, że leczenie po diagnozie/badaniu jest jedyną sensowną metodą stosowania chemioterapeutyków w ogóle. Bezrefleksyjne stosowanie tzw. chemii w różnych dziedzinach życia i gospodarki (w tym w szeroko rozumianym rolnictwie, ale nie tylko) jest przyczyną wielu problemów środowiskowych.

Z jakiegoś powodu standardem w pszczelarstwie stały się kuracje prewencyjne – pszczoły leczy się kiedy jest odpowiednia pora roku, a nie dlatego, że rodziny są chore (czy porażone dużą ilością dręcza). To właśnie postępowanie stało się – moim zdaniem – przyczyną pogłębiania problemów zdrowotnych pszczół, wynikających z uzjadliwiania patogenów i tym samym zaostrzenia przebiegu warrozy (tj. pszczoły giną nawet przy względnie niskim porażeniu dręczem z powodu chorób wirusowych lub z powodu innych patogenów).

Postępowanie:
a) kilka razy do roku (2-4 – na pewno wiosną przed szczytem sezonu i w sierpniu, można też wykonać badanie na przełomie czerwca i lipca) badamy poziom porażenia dręczem - możemy to robić na kilka sposobów:
- odsklepianie czerwiu i sprawdzanie ile jest w nim pasożytów;
- obserwacja tzw. naturalnego osypu na dennice (ze zrozumiałych względów lepiej sprawdzać to dzięki dennicom osiatkowanym i wkładkom, ale możemy także wsunąć też pod gniazdo kartkę papieru na dobę lub dwie);
- badanie przez tzw. flotację (przy użyciu roztworu alkoholu, dwutlenku węgla lub cukru pudru);


b) kurację wykonujemy tylko wówczas, gdy poziom porażenia dręczem przekracza określony próg (powszechnie przyjmuje się 3 proc – jeśli wykonujemy flotację, to 9 roztoczy na ok. 300 badanych pszczół; jeśli badamy naturalny osyp dręcza, to szacunkowe obliczenie poziomu porażenia musi uwzględniać siłę rodziny, ale wydaje się, że przekroczenie liczby 5-10 szt. roztoczy dziennie w silnej rodzinie może świadczyć o porażeniu na poziomie kilkuset do tysiąca sztuk samic dręcza, czyli zbliżającym się do groźnego dla życia pszczół);

Uwaga: Nie wykonujemy żadnych kuracji profilaktycznie! Każda kuracja jest poprzedzona badaniem i wykonywana tylko wówczas, gdy wynik wskazuje na duże porażenie!

Uwaga: szacuje się, że naturalny osyp dręcza (śmiertelność z naturalnych powodów) wynosi 1-2 proc. osobników dziennie. Jedna martwa samica dręcza dziennie świadczy o obecności 50-100 dorosłych pasożytów w rodzinie.

c) kuracje po badaniu wykonujemy niezależnie od czasu w sezonie. Jeśli obserwujemy objawy mogące wskazywać na wysokie porażenie, to wykonujemy badanie niezależnie od planu na dany sezon;

d) Każda rodzina, w której wykonywana jest kuracja wypada z programu hodowlanego – rozmnażamy te, w których najdłużej nie wykonywaliśmy kuracji, poziom porażenia jest niski, a rodzina zachowuje zdrowie (i ma inne cenne cechy, takie jak produktywność czy łagodność);

e) rodziny, w których wykonywane jest leczenie (zwłaszcza przy użyciu tzw. twardej chemii, np. amitrazy) siłą rzeczy wypadają z produkcji z uwagi na zagrożenie zanieczyszczenia produktów – możemy wykorzystać je do wykonania odkładów, ewentualny miód z nich podać odkładom lub wykorzystać na zakarmienie rodzin na zimę itp.

Przykład: Pszczelarz zaplanował trzykrotne badanie poziomu porażenia w sezonie: w połowie kwietnia, na przełomie czerwca i lipca oraz w połowie sierpnia. W pierwszym wiosennym badaniu stwierdził bezpieczny poziom porażenia - w końcu maja zobaczył jednak w czasie przeglądu aż 5 „bezskrzydłych” pszczół (porażonych DWV). W związku z tym przeprowadził badanie poza planem całorocznym, w którym stwierdził wysokie porażenie. W związku z tym doprowadził do sytuacji bezczerwiowej (np. przez zabicie, izolację matki lub sztuczny rój), zrobił miodobranie (lub przełożył plastry z miodem niezasklepionym do innego ula), a następnie wykonał kurację w rodzinie. Po kuracji podzielił rodzinę na 3 odkłady, którym podał mateczniki z rodziny wykazującej najwyższą odporność w pasiece.

4. Wykorzystanie tzw. testu Bonda (inaczej: selekcji naturalnej) w części pasieki i upowszechnienie selekcjonowanej genetyki w całej populacji


W tym podejściu wydzielamy ze swojej pasieki jakąś część, w której przestajemy wykonywać kuracje – z tej grupy z rodzin pszczelich wychowujemy matki, które podajemy nowo utworzonym odkładom, włączanym do produkcyjnej części pasieki (w której stosujemy mniej więcej dotychczasowe zasady z uwzględnieniem, którejś z metod przedstawionych powyżej).

Postępowanie:
a) z własnej pasieki wydziel jakąś grupę pszczół i zaniechaj w niej całkowicie leczenia czy jakichkolwiek zabiegów przeciw roztoczu (typu ramka pracy itp.); Uznaj też, że te rodziny są wyłączone z produkcji – będą one służyły głównie do selekcji, wychowu matek i ewentualnie podziałów (wykonywania odkładów, aby upowszechniać nieleczone linie).

Przykład: Pszczelarka posiada pasiekę składającą się z 20 pni – wydzieliła z niej 2 rodziny, których postanowiła nie leczyć; pozostałe 18 traktuje prawie tak samo, jak do tej pory, z tym, że ogranicza w nich co roku kuracje.

b) każdego sezonu rodziny nieleczone, które przeżyły, podziel w taki sposób, żeby rodzina miała przerwę w czerwieniu;

Przykład: jedna z dwóch rodzin pszczelarki osypała się, druga zachowała dobrą kondycję – z tej rodziny pszczelarka wykonała tzw. sztuczny rój (matka + część robotnic), który osadziła w nowym ulu, a pozostałej części pozwoliła wychować własne matki (pszczoły założyły mateczniki ratunkowe). Pszczelarka podzieliła macierzak na 2 na dwa odkłady (uwaga: jeśli macierzak nie jest silny można go pozostawić w całości).

c) każdego sezonu do grupy nieleczonej dokładaj po jednej rodzinie/odkładzie. Należy założyć, że rodziny nieleczone będą się osypywać – jest duże zagrożenie, że osypią się wszystkie. Musisz mieć więc stały plan zasilania tej grupy;

Przykład: z dwóch rodzin przeznaczonych do nieleczenia w poprzednim sezonie przeżyła jedna, pszczelarka podzieliła ją na pół w taki sposób, że utworzyła „sztuczny rój” i pozostawiła macierzak bez dalszych podziałów. Do grupy nieleczonych rodzin dołączyła kolejny odkład – w ten sposób do kolejnej zimowli przeznaczyła 3 rodziny, w których nie wykonała kuracji.

d) grupa nieleczonych rodzin to baza potencjalnych reproduktorek – zakładamy, że w grupie tej mogą pojawiać się z czasem pszczoły, które mają cechy odporności na dręcza lub tolerancji warrozy. Wychowuj matki do pozostałej części pasieki z tych rodzin, które przeżyły bez kuracji minimum 2 zimowle;

Przykład: W 2024 roku pszczelarka zostawiła 2 rodziny nieleczone. W 2025 z tych rodzin pozostała jedna, rozmnożyła ją (jak w lit. c)), a do rodzin nieleczonych dołożyła odkład. Do 2026 przeżyły obie rozmnożone rok wcześniej rodziny, ale zginął przekazany w 2025 roku odkład. W 2026 przekazała do tej grupy kolejny odkład, a z rodzin, które wywodzą się z genetyki nieleczonej od 2024 roku pszczelarka wychowała matki, które wykorzystała do podania do każdego nowo utworzonego odkładu w części „produkcyjnej” pasieki. W kolejnych latach postępowała w taki sam sposób wychowując matki z tych rodzin, które najdłużej pozostawały nieleczone – nie usuwała też trutni od wszystkich rodzin, które wywodziły się z nieleczonych linii pszczół, a wręcz stymulowała te rodziny do wychowu jak największej liczby trutni (podając po 2 puste ramki na każdy korpus ula), aby upowszechniać tą „genetykę” w rejonie.

4a. Współpraca z innymi pszczelarzami w ramach wydzielonej grupy pszczół nieleczonych


Selekcja pszczół odpornych wymaga możliwie szerokiego tła genetycznego – zarówno jeśli chodzi o same pszczoły, jak i o dręcza i patogeny. Należy zwrócić uwagę na to, że patogeny ewoluują bardzo szybko (co wynika z szybkiej zastępowalności pokoleń) - przez 4 ostatnie dekady uległy znacznemu uzjadliwieniu. We względnie dużej lokalnej populacji (np. takiej jak w kole pszczelarskim) możemy próbować nie tylko wyselekcjonować pszczoły, które będą miały mechanizmy ograniczania dynamiki wzrostu populacji dręcza, ale i odwrócenia tendencji uzjadliwiania patogenów – wymaga to jednak stworzenia odpowiednich warunków, w których patogeny nie będą ulegały łatwemu namnożeniu (np. w dużej grupie pszczół odpornych).

W ramach koła pszczelarskiego możliwe jest więc stworzenie projektu współpracy w selekcji na wydzielonych grupach pszczół. Podwaliny pod takie postępowanie stworzone zostało w ramach projektu „Fort Knox” (zachęcam do zapoznania się ze szczegółami: www.bees-fortknox.pl). W dużym skrócie chodzi o to, aby straty pszczół nieleczonych uzupełniać poprzez tworzenie odkładów z innych nieleczonych rodzin. W ten sposób upowszechnia się genetyka odporna, a pszczelarze ograniczają ryzyko straty pszczół i konieczności zaczynania w selekcji od nowa.

Postępowanie:
a) grupa pszczelarzy w kole/zrzeszeniu decyduje o włączeniu po kilka rodzin do projektu selekcji pszczół;

Przykład: 10 osób w kole zdecydowało się na przeznaczenie łącznie 30 (po 3 każdy) rodzin do puli selekcyjnej.

b) w przypadku strat pszczół pula selekcyjna uzupełniana jest z rodzin nieleczonych innych członków projektu;

Przykład: z 30 rodzin w projekcie zimy nie przetrwało 20, dziesięć pozostało żywych. Jeden pszczelarz został z 3 rodzinami, 3 pszczelarzy z 2, jeden pszczelarz z 1 rodziną. 5 pszczelarzy straciło wszystkie rodziny nieleczone. Aby uzupełnić 20 brakujących rodzin z 10 żywych, średnio wszystkie rodziny trzeba podzielić na 3 (sztuczny rój + 2 odkłady z macierzaka). Ci z pszczelarzy, którym pozostały żywe pszczoły przekazali za darmo odkłady tym, których pszczoły nie przetrwały. W ten sposób do kolejnej zimy pszczelarze znów przygotowali 30 nieleczonych rodzin.

c) z grupy rodzin nieleczonych w projekcie pozyskuje się matki do pozostałych części pasiek produkcyjnych należących do współpracujących pszczelarzy;

Przykład: Pszczelarz posiada 30 rodzin z czego 3 ma w projekcie współpracy analogicznym do „Fort Knox” (patrz lit. b). Z jednej lub kilku z 3 rodzin z projektu wychował matki, które podał do każdego nowo utworzonego odkładu we własnej pasiece – rodziny te leczył w miarę konieczności, ale nie usuwa z nich trutni, aby upowszechnić cechy potencjalnie odpornej i lokalnej populacji w rejonie.

DZIĘKI WSPÓŁPRACY:
- niwelujemy ryzyko straty pszczół i konieczności zaczynania od zera;
- mamy o wiele lepsze rezultaty, niż gdybyśmy selekcję prowadzili sami;
- tworzymy lokalne trutowiska i szybko upowszechniamy cechy odpornej genetyki i tym szybciej możemy ograniczać (a w efekcie zrezygnować) z kuracji;

Przykład: 10 pszczelarzy posiadało łącznie 300 rodzin (każdy po 30), z czego 30 oddali do projektu współpracy, która stanowiła ich bazę reproduktorek. Po kilku latach selekcji uzyskali wstępnie wyselekcjonowany materiał genetyczny w grupie projektowej, wykazujący się lepszą odpornością niż inne pszczoły. Materiał ten następnie upowszechnili w swoich 300 rodzinach w danej lokalizacji. Pszczoły te mogły też stanowić pewnego rodzaju „barierę” dla patogenów i pasożytów (podobnie jak zaszczepiona populacja wśród ludzi może być barierą rozwoju patogenu, nawet na tych niezaszczepionych).


5. Wykorzystanie tzw. testu Bonda (selekcji naturalnej) w całości pasieki


Metoda ta zgodnie z opiniami wielu pszczelarzy (w tym i niektórych naukowców) mogłaby być obiecującą metodą selekcji pszczół odpornych.
Problemem jest natomiast to, że – zwłaszcza w pierwszych latach i na pewno jeśli grupa pszczół nie selekcjonowanych nie jest duża i otoczona pszczołami nieodpornymi – metoda ta może doprowadzić do śmierci znaczącej części selekcjonowanej populacji – tym samym wydaje się w naszych warunkach całkowicie niezrównoważona ekonomicznie (a tym samym nieatrakcyjna).

Przykład: W eksperymentalnej populacji Gotlandii, w której zaprzestano leczenia 150 rodzin w 1999 roku po kilku latach przeżyło jedynie 5 rodzin (3.3 proc.!). Pszczoły te następnie stały się podstawą do względnie stabilnej populacji na blisko 2 dekady, którą naukowcy określali jako populację odporną (czy co najmniej: mającą cechy odporności). Metodę selekcji naturalnej całej populacji stosowało z sukcesami wielu pszczelarzy i pszczelarek – np. stosuje ją dr Melissa Oddie w selekcji populacji pszczół kraińskich w Norwegii; wykorzystywał ją też dr John Kefuss we Francji, tamże funkcjonują też 2 odporne populacje w rejonie Avignon i Le Mans; z sukcesami stosuje ją też wielu pszczelarzy w Wielkiej Brytanii.

Taka metoda miałaby więc sens np. w ramach współpracy w kole/zrzeszeniu, budowanej przykładowo w następujący sposób:
a) kilku pszczelarzy decyduje się na rezygnację z kuracji;
b) pszczelarze nieleczący przekazują wyselekcjonowany materiał innym pszczelarzom, którzy upowszechniają go w populacji;
c) pszczelarze nieleczący otrzymują w barterze rekompensatę za potencjalne i faktyczne straty (za ponoszone ryzyko i zmniejszoną produktywność, a tym samym ekonomiczną opłacalność trzymania pszczół).

Przykład: 20 osób w kole/zrzeszeniu zdecydowało się na współpracę. 2 pszczelarzy mających łącznie 50 rodzin pszczelich postanowiło porzucić leczenie. Pszczelarze ci przez pierwsze 6 lat selekcji mieli znaczne starty (co roku tracili 40-90 proc. rodzin) – wychowywali jednak matki pszczele dla innych, co pozwoliło na postęp selekcji całej lokalnej populacji pszczół należącej do wszystkich okolicznych pszczelarzy. Za przekazywanie po kilka matek rocznie innym, pszczelarze nieleczący otrzymywali od każdego po słoiku miodu i co drugi sezon bezmateczny odkład (aby podać tam „swoje” matki z nieleczonych rodzin) od każdego z pszczelarzy, który zadeklarował współpracę. Każdego roku otrzymywali więc 9 dodatkowych odkładów, które włączali do puli selekcyjnej. Dzięki temu cała grupa mogła utrzymać postęp i ciągłość w selekcji, a pszczoły nabierały lokalnych przystosowań i odporności. W ten sposób każdy z pszczelarzy otrzymywał rekompensatę w barterze za poświęcony czas, wysiłek i zasoby.

IV. UWAGI KOŃCOWE


Polska należy do jednych z najgorszych możliwych miejsc w Europie do selekcji pszczół odpornych. Wynika to z kilku czynników:

a) przepszczelenie - wg specjalistów optymalne napszczelenie wynosi 3 rodziny na km. kw., a maksymalne dopuszczalne nie powinno przekraczać 5. Obecnie w Polsce średnio występuje gęstość zbliżająca się do 8 rodzin na km. kw. i tylko w jednym województwie – Podlaskiem – jest ona zbliżona do optymalnej. W Małopolsce gęstość populacji pszczelej wynosi kilkanaście rodzin na km. kw. - oznacza to, że gęstość jest 4-5 razy wyższa niż optymalna i blisko 3 razy większa niż „dopuszczalna” wartość. Przepszczelenie to nie tylko konkurencja o pokarm, ale także zwiększenie transmisji poziomej patogenów, która sprzyja procesowi ich uzjadliwiania.

b) problemy z pożytkami – w związku ze zmianami klimatycznymi oraz innymi zmianami środowiskowymi pożytki przesunęły się na wiosnę, a w wielu rejonach Polski po lipie występuje długa dziura pożytkowa. W niektórych latach kwitnienie lipy kończy się nawet w połowie czerwca i do końca sezonu lub późnej jesieni występuje nawet 2 – 3 miesięczny okres głodu. Dodatkowo częste obecnie susze powodują, że niejednokrotnie rośliny nie nektarują. W efekcie obniża się odporność pszczół, a także sprzyja to osłabieniu pokolenia zimowego (wychowuje się w okresie braków pyłku i bywa niedożywione).

c) brak dziko żyjących rodzin lub ich tylko minimalny udział w ogólnej populacji pszczół – zauważono, że w regionach świata, w których występuje silna/liczna populacja dziko żyjących pszczół o wiele łatwiej uzyskać odporność na warrozę – wynika to prawdopodobnie z tego czynnika, że wśród dziko żyjących rodzin występuje mocna presja patogenów i pasożytów, sprzyjająca selekcji naturalnej całego układu: pszczoła-pasożyt-patogeny. W Polsce występuje olbrzymia populacja pszczół pasiecznych (niewiele ustępująca względem takich krajów o znacznie większym obszarze, jak Rosja czy USA) i znikoma ilość dziko żyjących rodzin. Daje to jedną z najgorszych proporcji w Europie, a być może na świecie. Przykładowo szacuje się, że w Afryce zdecydowana większość rodzin pszczelich żyje dziko (nawet ponad 90%) i tam na olbrzymich obszarach pszczelarze nawet nie zorientowali się kiedy nastąpiła inwazja dręcza pszczelego, gdyż nie wystąpiły problemy zdrowotne pszczół (brak zjadliwych form patogenów). W tej sytuacji konieczne jest wytworzenie modelu pszczelarstwa prawdziwie hobbystycznego, które zastąpi dziko żyjącą populację (obecnie w Polsce nawet pszczelarze mający 5-7 uli uważają się za „producentów”, stosują metody intensywne i wpisują się w przemysłowy model pszczelarstwa; twierdzą też, że hobby pszczelarskie musi im się „opłacać” - tym samym nawet ci, którzy są amatorami podtrzymują model niesprzyjający wykształceniu odporności pszczół).

d) bezrefleksyjna walka z warrozą – w Polsce zbyt słabo promuje się tzw. leczenie interwencyjne (a więc wykonywane wówczas, kiedy jest potrzebne, bo porażenie dręczem rośnie). Nawet na wykładach pszczelarskich zdarza się promowanie leczenie „do ostatniego pasożyta”, często sugeruje się pszczelarzom, że powinni ponawiać zabiegi, aby utrzymać stale maksymalnie niskie porażenie, gdyż to zapewni im „zdrowe” rodziny. W tej sytuacji brak jest możliwości wyłowienia rodzin odpornych z populacji, a patogeny selekcjonują się na zwiększoną zjadliwość.

e) sprowadzanie obcych genetycznie matek – według niektórych szacunków polscy pszczelarze są w czołówce europejskiej tych, którzy sprowadzają najwięcej obcych genetycznie matek pszczelich. Sprzyja to podwyższonej transmisji patogenów i upowszechnieniu nieodpornej genetyki w populacji. Jest to zjawisko zupełnie niezrozumiałe, gdyż stoi w całkowitej sprzeczności z dbaniem o stan zdrowia populacji pszczelej, co powinno być w oczywistym interesie pszczelarzy. Dodatkowo raczej traktowane jest to jako przejaw przedsiębiorczości, z przyzwoleniem i pobłażaniem nawet przez niektórych naukowców – krytyka tego zjawiska jest delikatna, raczej podkreśla się, że dzięki temu może zwiększyć się produktywność pasiek. Nie zwraca się więc uwagi na koszty dla zdrowia populacji, czy zwiększenie nieprzystosowania i śmiertelności populacji pszczół.

W tej opisywanej sytuacji konieczne jest podjęcie poważnych i systemowych starań, żeby ograniczyć negatywne zjawiska i zająć się zdrowiem populacji pszczelej. Najlepszą do tego metodą jest podjęcie współpracy środowiska pszczelarskiego na poziomie kół i zrzeszeń, aby zacząć lokalnie selekcjonować produktywne i odporne na warrozę pszczoły. Wobec nikłej, a praktycznie nieistniejącej dziko żyjącej populacji, stan zdrowia pszczół w Polsce zależy tylko i wyłącznie od pszczelarzy.



Jeśli chcesz wiedzieć więcej o zdrowiu pszczół, zasadach selekcji, czy cechach odporności: 
- zapraszam na stronę: www.bractwopszczele.pl
- polecam także moją książkę: „Pszczelarstwo w zgodzie z naturą, czyli o ewolucji w pasiece”, wyd. Bartnik Sądecki, 2024 r. (do nabycia w sklepie wydawcy).

czwartek, 11 kwietnia 2024

Zasada zrównoważonego rozwoju, czyli czas zmienić sposób myślenia - część 3

W kwietniowym numerze miesięcznika "Pszczelarstwo" ukazała się trzecia i ostatnia już część mojego tekstu omawiającego niektóre aspekty funkcjonowania zasady zrównoważonego rozwoju w szeroko rozumianej działalności rolniczej. Niestety, co widać po obecnych protestach - ludzie wciąż nie wyciągają wniosków długofalowych. Wciąż kierują się krótkotrwałym interesem. Rolnicy nawet opierają się "wyrównaniom" (dopłatom/dofinansowaniom) potencjalnych i hipotetycznych krótkotermionowych strat spowodowanych polityką kształtowania środowiska naturalnego, które wyszło z uzgodnień rządów państw członkowskich UE w ramach tzw. "Zielonego Ładu". A podobne postulaty (bo sam Zielony Ład to pewnie tylko jedna z wielu możliwych opcji, być może są lepsze, rozsądniejsze?) są po prostu naszą przyszłością - albo inaczej: powinny być naszą przyszłością, jeśli chcemy ograniczyć zmiany środowiskowe w obliczu kryzysu klimatycznego (w ramach tzw. działań mitygacyjnych i adaptacyjnych). Obserwując stale swoje otoczenie, podejście ludzi i ich krótkowzroczne podejście (pewnie w wielu aspektach sam mu ulegam...?) mam czasem wrażenie, że raczej nie uda się zahamować bieżących tendencji... 

Zapraszam do lektury.

Część 1

Część 2


Zasada zrównoważonego rozwoju, czyli czas zmienić sposób myślenia – cz. 3 


Pora zacząć wreszcie rozwiązywać problemy życia pszczół oraz zadbać o to, aby nasze pasiekistały się odporne na zmiany warunków środowiska. 

Powróćmy jednak do problemu uprawy roli przy użyciu pługa. Oprócz podniesienia poziomu emisji CO2 z gleby powoduje ona jeszcze inne szkody w ekosystemie. Przede wszystkim prowadzi do nadmiernego osuszenia gruntu. Ziemia orana w czasie suszy staje się skorupą, która nie przyjmuje wody opadowej - zwłaszcza w przypadku zmiany struktury opadów, związanej z globalnym ociepleniem. Z uwagi na to, że opady są rzadsze, ale intensywniejsze - mimo że ilość wody jest podobna - wilgoć nie przenika w głąb gleby, ale spływa po skorupie do powierzchniowych cieków wodnych, a stamtąd do mórz i oceanów. Gleba staje się jeszcze bardziej sucha, a wody gruntowe się nie odnawiają. 

W takim razie czy można uprawiać rolę bez orki? Okazuje się, że tak! Choć na polach tego nie widać, wydaje się, że przyszłością rolnictwa może okazać się tzw. carbon farming (tłum. rolnictwo węglowe). Nie można wykluczyć, że rezygnacja z pługa okaże się taką samą rewolucją, jaką kilka tysięcy lat temu było jego wprowadzenie! Przynajmniej tak być powinno, jeśli chcemy zmniejszyć emisje CO2, a także podnieść naszą odporność na niekorzystne zmiany klimatu. Wymaga to jednak zmiany myślenia i założeń gospodarczych: nie uprawia się roślin, uprawia się glebę! Chodzi o to, aby budować naturalną żyzność ziemi. Skończyć z jej wyjaławianiem tylko po to, by następnie uzupełniać utracone mikroelementy nawozami sztucznymi. Działalność rolnicza musi więc polegać na zachowaniu biologicznej aktywności gleby. Badania porównawcze zawartości substancji organicznych stepów trawiastych oraz gruntów ornych pokazują, że te pierwsze są kilkukrotnie bogatsze w związki węgla. Oznacza to, że roślinność stepowa prowadzi do powolnego pochłaniania CO2 i wbudowywania go w strukturę ziemi, podczas gdy orką uwalniamy dwutlenek węgla do atmosfery. Poza tym gleby z roślinnością – w przeciwieństwie do gruntów regularnie oranych – przyjmują zdecydowanie więcej wilgoci i zatrzymują ją w głębi, nawet podczas przedłużającej się suszy. Bezorkowa uprawa ziemi przyczynia się zatem do zmniejszenia ilości dwutlenku węgla z atmosferze (zamiast go uwalniać) i sprawia, że rolnictwo jest odporniejsze na niekorzystne zmiany. 

Innym aspektem nowoczesnego rolnictwa jest tzw. produkcja mięsa i nabiału (tak nazywany jest chów zwierząt). Intensywne rolnictwo przemysłowe doprowadziło do tego, że zwierzęta chowa się w olbrzymich fermach (przez niektórych aktywistów ekologicznych nazywanych obozami koncentracyjnymi dla zwierząt). Nie bez znaczenia są kwestie etyczne i epizootyczne, ale teraz zwrócimy uwagę na problem ekologiczny. Na bardzo niewielkim obszarze skupiona jest ogromna liczba zwierząt, co prowadzi do lokalnych problemów, np. z utylizacją odpadów, zwiększenia kosztów transportu (np. dostarczenia pasz, wywózki nieczystości). Zapewne tzw. produkcja jest jednak opłacalna ekonomicznie. Podobnie jak w przypadku niezrównoważonych metod uprawy roli wynika to z nieuwzględniania kosztów środowiskowych (zużytych zasobów, problemów ekologicznych). Słowem: tu i teraz się opłaca, koszty środowiskowe poniosą przyszłe pokolenia. Rolnictwo węglowe i w tym zakresie postuluje zmiany. Zwierzęta, które stłoczone na małym obszarze są problemem środowiskowym, po rozproszeniu i przeniesieniu na tereny uprawy, stają się wręcz niezbędnym czynnikiem kształtującym zdrowy ekosystem rolniczy. Mówiąc inaczej, są konieczne do kształtowania zdrowej gleby, aktywnej biologicznie, czy kontroli roślin konkurencyjnych względem upraw (tzw. chwastów). Odchody zwierząt przestają już być problemem ekologicznym, stając się podstawowym nawozem i źródłem składników odżywczych zarówno dla roślin, jak i dla organizmów utrzymujących glebę w dobrej kondycji. 

W tej samej spalonej słońcem Rumunii widzieliśmy też takie "zjawiska": 
świnie biegały luzem w otoczonym płotem sadzie, ziemia porośnięta była
rzadko lub w ogóle nie koszoną roślinnością - dużo mniej wysuszoną niż w częściach
uprawianych intensywnie (zdjęcia w poprzednich częściach). 

Nie jestem w stanie opowiedzieć o szczegółach praktyki rolnictwa węglowego, ponieważ nie uprawiam roli - zainteresowanych odsyłam do Internetu. Mogę przedstawić jednak pewne ogólne założenia i wnioski, oparte na materiałach, z jakimi się zapoznałem. Przede wszystkim carbon farming polega najczęściej na wysiewie nasion bezpośrednio do ziemi, bez orki – konieczne jest jednak odpowiednie przygotowanie gleby, aby kiełkujące rośliny nie zostały zagłuszone przez tzw. chwasty. Do przygotowania podłoża wykorzystuje się zwierzęta (najczęściej bydło i drób) oraz rośliny tzw. poplony. Po zbiorach wysiewa się poplon, na którym następnie pasą się zwierzęta (gleba jest wzbogacana odchodami), czasem bezpośrednio przed wysiewem na grunt wprowadza się drób (czasem trzodę chlewną), który dodatkowo czyści pozostałości organiczne (również nawożąc glebę odchodami), oraz likwiduje część tzw. szkodników (np. wyjadając niektóre larwy). Praktycy zauważyli, że w glebach uprawianych w taki sposób aż roi się od dżdżownic, co świadczy, że gleba jest wysokiej jakości. Z badań wynika, że ilość związków organicznych (w tym węgla) wzrasta z każdym sezonem. I choć wydajność z hektara bywa mniejsza niż w przypadku nowoczesnego rolnictwa (z uwagi na konkurencję innych roślin, których nie zwalcza się zapamiętale), to jednak praktycy dowodzą, że opłacalność ekonomiczna jest wyższa, co wynika ze znacznego ograniczenia kosztów związanych z uprawą roli (gleba generalnie nie wymaga nawożenia nawozami sztucznymi, nie trzeba zwalczać szkodników itp.), ograniczone zostają koszty paliw i maszyn rolniczych. Nie jest to także gospodarka prymitywna. Praktykuje się nowinki technologiczne (specjalnie skonstruowane siewniki, badanie gleby pod kątem doboru roślin). Taką gospodarkę prowadzi się wielotorowo: hoduje zwierzęta, uprawia rośliny, które mogą być podstawą zróżnicowanych źródeł dochodów. W kontekście zmian klimatycznych zaletą takiego rodzaju działalności jest przede wszystkim to, że gleba wiąże węgiel, zamiast go uwalniać. Natomiast z punktu widzenia działalności pszczelarskiej tworzymy dobre warunki dla owadów – ze zróżnicowaną florą, odporniejszą na warunki środowiskowe. 

Korzyści z uprawy gleby 


Większość rolników tradycyjnie podchodzących do chowu zwierząt i uprawy roli zapewne wykaże wobec rolnictwa węglowego postawę sceptyczną. Używa się też argumentów, że aby wyżywić osiem miliardów ludzi, trzeba rozwijać rolnictwo intensywne. Czy jednak dzięki rolnictwu bezorkowemu Ziemia byłaby w stanie wyżywić stale rosnącą populację ludzi? Na to pytanie trudno odpowiedzieć w sposób jednoznaczny. 

Po pierwsze, gdy wprowadza się nowe rozwiązania technologiczne (nawozy sztuczne, pestycydy, rośliny GMO) producenci chcą nas przekonać, że pomogą w walce z głodem, np. że pozwolą wyżywić ogromną głodującą populację Afryki. Później okazuje się, że żadne z tych rozwiązań nie trafia tam, gdzie jest najbardziej potrzebne. Ci, którzy głodowali, głodują nadal. 

Po drugie według badań i szacunków ok. 30 proc. (niektórzy twierdzą, że nawet 40 proc. i więcej) żywności marnuje się. Konieczne jest więc usprawnienie systemów przechowywania, transportu żywności i racjonalizacja zakupów. 

Po trzecie: nasza dieta. Zwłaszcza w krajach rozwiniętych produkuje się olbrzymie ilości mięsa. Gdy przeliczymy powierzchnię uprawy na kalorie, okaże się, że to olbrzymie marnotrawstwo. Szacuje się, że ok. 70-75 proc. gruntów uprawnych wykorzystywane jest do produkcji pasz dla zwierząt, co oznacza, że zamiast produkować żywność dla nas, produkujemy ją dla zwierząt [szacuje się przy tym, że jedzenie mięsa to nie więcej niż 20 proc. zapotrzebowania kalorycznego w skali globu - a więc z 25-30 proc terenów gruntów rolnych uzyskujemy 80 proc. kalorii potrzebnych do wyżywienia obecnej populacji ludzi - przypis aut.]. To nie tylko wydłuża proces produkcji żywności, ale też powoduje straty kaloryczne, żeby wyprodukować kilogram mięsa, musimy zużyć wielokrotnie więcej pasz. Chciałbym tu zaznaczyć, że nie postuluję zrezygnowania z chowu zwierząt w ogóle, chodzi o zmianę proporcji (jestem tzw. fleksiterianinem, co oznacza ograniczenie spożywania mięsa do niewielkich ilości). Poza tym zwierzęta hodowlane są niezbędne, aby człowiek mógł prowadzić zdrowe rolnictwo (utrzymanie aktywnej biologicznie gleby). 

Po czwarte, w rolnictwie nowoczesnym produkcja z hektara jest wyższa jedynie przy optymalnych warunkach środowiskowych (lub zbliżonych do takich). Praktycy dowodzą, że podczas suszy rolnictwo węglowe pozwala na uzyskanie całkiem racjonalnych zbiorów, niemal dwukrotnie większych niż przy metodach intensywnych. Tak prowadzone uprawy są bowiem bardziej odporne na ekstrema. [Należy zaznaczyć, że o ile do 2013 roku na terenie Polski susza średnio występowała co 5 lat, to od wskazanej daty występuje praktycznie co roku i to na olbrzymich obszarach – przypis. aut.] Poza tym, efekty carbon farmingu są lepsze, im dłużej praktykujemy tę metodę, bo z czasem gleba staje się bogatsza w związki organiczne, lepiej wchłania wilgoć i dłużej ją zachowuje. Wydaje się więc, że w warunkach kryzysu klimatycznego większe nadzieje na wyżywienie coraz liczniejszej populacji świata należy wiązać z rolnictwem węglowym, a nie przemysłowym. 

Wycinek prasowy autorstwa wydziału edukacji publicznej Uniwersytetu Stanowego Tennesee: 
Jak zbankrutować prowadząc farmę:
 1. uprawiaj tylko jedną roślinę; 2. nie chowaj zwierząt; 3. kury i ogród uważaj za uciążliwe; 4. bierz wszystko z gleby, ale nic do niej nie zwracaj; 5. utrzymuj na polach rowy i nie uprawiaj poplonów – pozwól górnej warstwie gleby się wypłukać i spłynąć z pola; 6. nie planuj swojego postępowania, myślenie jest trudne – zaufaj szczęściu; 7. swoje lasy traktuj jak kopalnię: wytnij wszystkie drzewa i sprzedaj je – zużyj zasoby gleby uprawiając na niej kukurydzę; 8. trzymaj się kurczowo myśli, że metody uprawiania ziemi jakie praktykował twój dziadek są wystarczające dla ciebie; 9. bądź niezależny – nie zrzeszaj się z sąsiadami w żadną formę współpracy; 10. zadbaj o obciążenie własności hipoteką do ostatniego dolara, abyś miał pieniądze na zakup rzeczy, które mógłbyś kupić za gotówkę, gdybyś postępował zgodnie z zasadami zdrowego rolnictwa.


Przyjazne środowisko 


Sposób prowadzenia działalności pszczelarskiej nie wpływa jednak znacząco na emisje CO2, choć niewątpliwie, służąc wzrostowi bioróżnorodności, może przyczynić się do skuteczniejszego wiązania gazów cieplarnianych przez ekosystemy. Wydaje się jednak, że w skali problemów globalnych są to kwestie pomijalne, podobnie jak paliwo spalane przy prowadzeniu gospodarki wędrownej (nawet w USA, gdzie każdego roku przewozi się kilka milionów rodzin pszczelich nawet o tysiące kilometrów). Krajobrazy rolnicze są jednak środowiskiem życia naszych pszczół. Okresy głodu to problem, który dotyka wielu pszczelarzy. Dziś zwraca się uwagę, że środowisko rolnicze jest dla pszczół gorsze do życia niż miejskie ze względu na swoją „niegościnność”, zdominowanie przez monokultury, i obecność pestycydów. Jednocześnie naukowcy apelują o niewprowadzanie pszczół do miast, by nie zwiększać konkurencji dla dzikich zapylaczy, dla których miasta są nierzadko jedyną ostoją. Pozostaje żyć nadzieją, że krajobrazy rolnicze zmienią się w bardziej zróżnicowane, odporniejsze na susze obszary zrównoważonego rolnictwa. To jednak jest chyba nadzieja płonna - tendencja jest raczej odwrotna. 
 

Zielona Sahara 


Interesujący jest przykład płynący z Sahelu – rejonu Afryki wzdłuż południowych granic Sahary. Niegdyś obszar był zdatny do prowadzenia racjonalnej gospodarki rolniczej, rosły tam też lasy (choć inne niż znane nam z Europy). Kryzys klimatyczny, w połączeniu z katastrofalnymi w skutkach decyzjami, pozwalającymi na eksploatację, spowodował, że obszar ten zaczął pustynnieć w latach 60. ub.w. (od tego czasu Sahara przesunęła się o 100-150 km na południe). Szacuje się, że susza doprowadziła do śmierci miliona ludzi i miała negatywny wpływ na kolejne 50 mln mieszkańców Afryki (ubożenie, konieczność migracji itp.). Aby przeciwdziałać kryzysowi, opracowano projekt stworzenia w tym miejscu pasa zieleni, nazwanego Wielkim Zielonym Murem. Jest to jedna z największych (o ile nie największa) inwestycja ekologiczna w skali planety, angażująca wiele państw i podmiotów niemal z całej Afryki, a także spoza kontynentu. Pas zieleni ma mieć szerokość 15 km i blisko 8 tys. km długości. Projekt ma zatrzymać trend powiększania się Sahary, a także spowodować wzrost produkcji rolnej przez zatrzymanie wilgoci w glebie (podobnie jak rolnictwo węglowe). Pośrednio mówi się również o rewitalizacji pustynniejącego obszaru, stworzeniu warunków do życia dla mieszkańców i ograniczeniu migracji spowodowanej zmianami klimatycznymi. Budowa Zielonego Muru jest dowodem, że ludzie w sytuacji krytycznej są w stanie odmienić charakter środowiska, w którym żyją. Pytanie tylko: czy my, Europejczycy wyciągniemy z tych przykładów wnioski, zanim znajdziemy się w podobnym położeniu. 

Pszczelarstwo nie przyczynia się w zauważalnym stopniu do wzrostu emisji CO2, ani też pochłaniania gazu, ma jednak swoje własne problemy, które są cedowane na kolejne pokolenia. Zasada zrównoważonego rozwoju jest tak samo obca w pasiekach, jak w pozostałych dziedzinach rolnictwa. Nie przeprowadza się selekcji pszczół w kierunku odporności na choroby, przede wszystkim warrozę. W pszczelarstwie nadużywa się pestycydów, sprowadza obce podgatunki pszczół, zapewnia takie warunki życia, które mają służyć jedynie wzrostowi produkcji. Uważam, że skala wyzwań środowiskowych, przed jaką stoimy, powinna wreszcie skłonić nas do uwzględniania w bieżących kalkulacjach ekonomicznych kosztów środowiskowych i konsekwencji naszych wyborów (dla przyszłych pokoleń). Gdyby pszczelarze zajęli się selekcją pszczół w kierunku odporności na warrozę jeszcze w latach 80. ub.w. (o co apelował prof. Jerzy Woyke), to dzisiejsze pokolenie pasieczników mogłoby mieć zdrowe pszczoły. Zaniechania spowodowały, że przez ostatnie dekady pszczelarze musieli ponosić olbrzymie koszty. Wciąż nie wyciągamy jednak wniosków: działamy reaktywnie, a nie proaktywnie; nie rozwiązujemy problemów, ale niwelujemy ich skutki. 

Duża część pszczelarzy wie, że udało się wyhodować pszczoły odporne na warrozę, np. na bałtyckiej wyspie Gotlandii, w niektórych rejonach Francji, Wielkiej Brytanii czy krajach skandynawskich. Poza tym większość wyspiarskich populacji jest wolna od problemów z warrozą, choć nie są wolne od dręcza pszczelego. Wciąż jednak pokutuje takie myślenie: „pszczoły leczy się od dekad, leczenie jakoś działa, bez leczenia pszczoły zginą, kropka”. I byłbym w stanie zrozumieć nawet poszczególnych pszczelarzy praktyków, zwłaszcza amatorów, którzy zajmują się pszczołami w ograniczonym czasie. Nie rozumiem jednak, dlaczego tworzeniem ośrodków selekcyjnych nie zajmują się naukowcy we współpracy z hodowcami? Od kilku dekad na badania naukowe w pszczelarstwie przeznaczane są olbrzymie środki finansowe, co należy oczywiście ocenić pozytywnie. Mam jednak poczucie, że doświadczenia przedstawiające zdolności pszczół do przetrwania bez pomocy człowieka traktowane są jedynie jako swoista ciekawostka i nie przekładają się na praktykę pszczelarską. Dlaczego każdego wykładu o zdrowiu pszczół nie poprzedza się apelem wzywającym do spełnienia podstawowych warunków zdrowia pszczół? Czy te działania nie stoją w sprzeczności? Czy nie można ich porównać do prób stworzenia Wielkiego Zielonego Muru z 10 drzew? Chciałbym więc zaapelować do całego środowiska naukowego, aby podjęło się misji edukacji pszczelarzy w zakresie prowadzenia pasiek w zgodzie z zasadą zrównoważonego rozwoju. Najwyższy czas na zmianę sposobu myślenia w hodowli i chowie pszczół (podobnie jak w przypadku innych gałęzi rolnictwa) - czas zacząć wreszcie rozwiązywać problemy życia pszczół, a także sprawić, by nasze pasieki stały się odporne na zmiany warunków środowiska.