Zapraszam do lektury.
Część 1
Część 2
Część 3
"Ucząc się od Pszczół" - relacja z konferencji w Holandii
(część 4, ostatnia)
W sobotnie popołudnie, podczas jednego
z równoległych paneli odbyło się moje wystąpienie w ramach sesji
zatytułowanej „Pszczelarstwo postępowe” („Progressive
beekeeping”). Podobnie jak w Austrii w kwietniu, miałem
przyjemność reprezentować Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego
„Wolne Pszczoły” i przybliżyć projekt „Fort Knox”. W dużym
skrócie jest to projekt polegający na wzajemnej wymianie
selekcjonowanych naturalnie pszczół oraz wspomagania się poprzez
wzajemne uzupełnienie strat (więcej o tym w publikacji "Musimy
być bardziej jak pszczoły" - czyli raport z konferencji w
całości poświęconej pszczelarstwu bez zwalczania warrozy,
„Pszczelarstwo”, lipiec 2018r.; a także na stronie
http://wolnepszczoly.org/tag/fortknox/).
Podobnie jak poprzednio, projekt spotkał się z wielkim
zainteresowaniem publiczności. Tym razem jednak sporą jej część
stanowili pszczelarze z Wielkiej Brytanii, którzy nie notując
dużych strat, byli zdziwieni koniecznością tak licznych podziałów
naszych rodzin. Te jednak są potrzebne, gdyż obserwowane przez nas
straty po zaprzestaniu leczenia są zdecydowanie większe niż na
Wyspach Brytyjskich. Przyjemnie było jednak usłyszeć od
przedstawicieli innych krajów Europy (zwłaszcza krajów
niemieckojęzycznych), że oni uczą się od nas jak współpracować
dla osiągnięcia zamierzonych celów w tak trudnych warunkach, w
jakich i nam przyszło prowadzić nasze pasieki.
W czasie panelu
ponownie spotkałem się z przedstawicielem stowarzyszenia „Free
the Bees” ze Szwajcarii oraz Torbenem Schifferem z Niemiec,
współpracownikiem profesora Jürgena Tautza z Uniwersytetu w
Wirtzburgu.
Stowarzyszenie
„Free the Bees” tym razem reprezentował Daniel Boschung,
na co dzień pracujący dla Federalnego Instytutu Technologii w
Zurychu. Boschung przybliżył pokrótce jedną z promowanych przez
stowarzyszenie koncepcji, której nazwę można by przetłumaczyć
jako „pszczelarstwo wielotorowe” („diversified beekeeping”).
W tym modelu działalność pasieczna podzielona jest na kilka
głównych obszarów. Pierwszy jest w zasadzie pozbawiony ingerencji
pszczelarza, a w tym leczenia przeciwko warrozie i opiera się tak
naprawdę na tworzeniu siedlisk dla dziko żyjących pszczół.
Obszar ten ewentualnie ogranicza się do doglądania naturalnie
osiedlonych rojów, a więc można go przyrównać do tradycyjnego
bartnictwa. Drugi to pszczelarstwo możliwie zbliżone do
naturalnego, w którym co do zasady wykorzystuje się niewielkie ule
z dziką zabudową, a wszelkie kuracje ogranicza się do
sporadycznego zastosowania olejków eterycznych. Trzecim obszarem
jest gospodarka ekstensywna, a czwartym intensywna. Według koncepcji
„pszczelarstwa wielotorowego”, pszczelarze mogą czerpać dochód
z dwóch ostatnich obszarów swojej działalności, a praktykowaniem
dwóch pierwszych wspomagać tworzenie lokalnych i przystosowanych
populacji pszczół. Model ten mógłby więc sprzyjać zbilansowaniu
naturalnych potrzeb populacji pszczelich i ekonomicznych celów
pszczelarzy.
Kolejny prelegent,
Torben Schiffer, wzbudził niezwykłe zainteresowanie
publiczności przedstawiając swoje badania na temat zjawisk
fizycznych zachodzących w dziuplach i ulach, a także organizmów
współistniejących wraz z pszczołami. Powiedział, że w ulach
wraz z pszczołami występuje około ośmiu tysięcy organizmów.
Stwierdził też, że nie istnieje taka substancja, która zabiłaby
dręcza pszczelego, ale była nieszkodliwa dla innych organizmów
współistniejących z pszczołami, a te są kluczowe dla zdrowia
pszczół i całego ekosystemu ula. Nawet jeśli substancja byłaby
nieszkodliwa dla części z nich, to zmieniając zależności
ekologiczne i robiąc „wyrwę” w łańcuchach pokarmowych, może
doprowadzić do całkowitego zaburzenia równowagi biologicznej
całego układu. Przedstawił między innymi wyniki badań
porównawczych dotyczących mikroorganizmów patogennych ujawnionych
w jelitach pszczół. Badał osypane pszczoły - z jednej strony
pochodzące z uli, w których występowała duża wilgotność i
część ramek spleśniała, a z drugiej pochodzące z naturalnej
dziupli. Jak się okazało, na próbkach pobranych z pszczół
pochodzących z zawilgoconego środowiska błyskawicznie rozwijały
się najróżniejsze organizmy patogenne, które były praktycznie
nieobecne w próbkach pszczół z dziupli. W jego mniemaniu już sam
fakt obecności tego typu patogenów może być równie istotnym
powodem złej zimowli pszczół, jak obecność dręcza pszczelego
oraz przenoszonych przez niego mikrobów. Ocenił też, że my -
pszczelarze, bardzo często podejmujemy błędne decyzje, nie
rozumiejąc zjawisk zachodzących w naszych ulach. Jego wieloletnie i
żmudne badania doprowadziły go do wniosku, że nie istnieją
„leniwe” rodziny pszczele. Pszczelarze bardzo często likwidują
matki z rodzin, które nie osiągają ponadprzeciętnych czy choćby
średnich wyników w zbiorach miodu. Tymczasem, gdy rodziny pszczele
nie zbierają miodu, swoją aktywność kierują do innych dziedzin,
nierzadko równie istotnych dla zdrowia całego superorganizmu, jak
zbieranie pokarmu. Pszczoły na przykład w tym czasie „sprzątają”
- czyli między innymi pozbywają się z ula roztoczy. Podobnie się
dzieje, kiedy dysponują odpowiednimi zapasami miodu, który wypełnia
większość objętości plastrów. Wówczas aktywność pszczół
widoczna jest w innych dziedzinach ich życia. Pszczelarze twierdzą,
że odbieranie miodu stymuluje rodziny do większej aktywności w
zbieraniu zapasów, ale zgodnie z obserwacjami Schiffera odciąga to
pszczoły od innych potrzebnych prac. Jego obserwacje dowodzą
również, że tzw. „grooming” (aktywne czyszczenie się pszczół
z roztoczy) zachodzi najczęściej wtedy, gdy rodzina funkcjonuje bez
ingerencji ze strony pszczelarza. Stwierdził też, że wszelkie
niezbędne dla zdrowia ula aktywności kosztują. Wymagają bowiem
odpowiedniej ilości czasu i wysiłku ze strony pszczelej rodziny.
Hodowcy, ukierunkowując selekcję pszczoły miodnej tylko na wysokie
wyniki ekonomiczne, pozbywają się z puli genetycznej tych cech
pszczół, które są odpowiedzialne za zrównoważony rozwój
superorganizmu pszczelego i całej lokalnej populacji.
Będąc prelegentem w opisanym powyżej
panelu, niestety nie mogłem uczestniczyć w debacie poświęconej
dziko żyjącym pszczołom. Zabrali w niej głos między innymi
wspominani już wcześniej profesor Thomas Seeley oraz doktor
Tjeerd Blacquiere, a także Jenny Cullinan z Republiki
Południowej Afryki. Z relacji podsumowującej przedstawionej przez
moderatora sesji, którym był przewodniczący konferencji Jonathan
Powell, wynikało,
że był to bardzo interesujący panel. Prelegenci starali się
stawić czoło powszechnemu mniemaniu (z którym zresztą sam
wielokrotnie się zetknąłem), jakoby dziko żyjące rodziny
pszczele były roznosicielami chorób i „źródłem wszelkich
patogenów i pasożytów”. Jak się okazuje, badania wymienionych
powyżej naukowców wskazują, że jest wręcz odwrotnie. Dziko
żyjące rodziny pszczele – z racji zachodzącej naturalnie
selekcji, jak również doskonałych warunków życia – są
nierzadko prawdziwymi okazami zdrowia i potrafią opierać się
patogenom i pasożytom zdecydowanie lepiej niż doglądane rodziny w
pasiekach. To właśnie te ostatnie, w wyniku nienaturalnej bliskości
ustawienia uli czy braku różnorodności genetycznej, stanowią
zdecydowanie większe zagrożenie dla siebie samych. Z badań i
obserwacji pszczelarzy naturalnych wynika (wielokrotnie mówił o tym
choćby sam Thomas Seeley), że w rejonach występowania dziko
żyjących populacji pszczół pasieki mają się najczęściej
wyśmienicie i to właśnie tam nie wymagają jakichkolwiek zabiegów
leczniczych. Powell dogląda jedynie dwie, trzy rodziny pszczele we
własnym ogrodzie, a zajmuje się głównie bartnictwem i tworzeniem
naturalnych siedlisk dla pszczół. Bazując na swoich
doświadczeniach, stwierdził, że niedoglądane rodziny pszczele
żyją zwykle od pięciu do ośmiu lat (a więc średnią
śmiertelność można by oszacować na około piętnaście procent)
i przez większość tego okresu mają się znakomicie. Rzecz jasna,
w tym czasie z rodzin wychodzi mnóstwo rójek, które zapełniają
zwolnione nisze i zapewniają ciągłość pokoleń. Podsumowując
panel, stwierdził, że ludzie uczynili ogromną szkodę pszczołom
żyjącym w naturze i mamy tym samym ogromny dług do spłacenia.
Wszelkie dotychczasowe działania, aby ten proces odwrócić wydają
się jednak niewystarczające.
Doktor Tjeerd Blacquiere porównujący selekcję naturalną - "negatywną" i ukierunkowaną - "pozytywną" |
Sobotnie, wieczorne spotkanie
poświęcone było działaniom na rzecz ochrony środowiska
naturalnego. Wskazano między innymi na to, jak zmienia się klimat i
jak wpływa to zarówno na pszczoły, inne zapylacze, jak i na ludzi.
Przedstawiciele Stanów Zjednoczonych podali przykład Kalifornii,
gdzie w przeciągu ostatnich siedmiu lat panowała olbrzymia susza,
która w efekcie doprowadziła do bezprecedensowego zamierania
tamtejszego drzewostanu.
Poruszono także problematykę
neonikotynoidów, wskazując choćby na ich wyjątkowo długi proces
rozpadu i występowania nawet w roślinach (w tym w nektarze i
pyłku), na których nigdy ich nie stosowano. Wystarczyło, że
rośliny uprawiane były na terenach, na których substancje użyte
były wcześniej. W roślinach tych nierzadko stwierdzano
przekroczenie norm dopuszczonych przez producentów jako bezpieczne.
Smutną konstatacją spotkania było to, że uprawa roślin i hodowla
zwierząt „w truciznach” stały się normą XXI wieku.
Obserwujemy to nie tylko na farmach, ale przecież także w naszych
pasiekach. Stwierdzono, że społeczeństwo często nie zdaje sobie
sprawy z tego, że działalność pszczelarzy nie zawsze
ukierunkowana jest na dobro zapylaczy, a jedynie na dobro przemysłu
pszczelarskiego i towarowej produkcji miodu.
Torben Schiffer w czasie jednej z prelekcji |
W ostatni dzień konferencji, w
niedzielę, uczestniczyłem w panelu zatytułowanym „Nauki płynące
z ula”, podczas którego pszczelarz biodynamiczny Albert Muller
z Holandii przedstawiał swoje obserwacje na temat funkcjonowania
doglądanych przez siebie rodzin pszczelich. Muller zaobserwował na
przykład ciekawe zjawisko dotyczące wyboru młodej matki pszczelej
spośród kilku pochodzących z mateczników rojowych. Otóż
stwierdził, że nie dochodziło między nimi do walk. Młode matki
pojedynczo stawały naprzeciwko siebie i poprzez „mierzenie się
wzrokiem” (zapewne proces ten był dużo bardziej złożony)
dokonywały wyboru między sobą. Wówczas jedna, uznając się za
„słabszą” zastygała w bezruchu, pozwalała się użądlić i
ginęła. Proces ten miał się powtarzać, dopóki nie pozostała
jedna młoda matka. Muller przedstawił też swoje obserwacje na
temat sposobu zakładania mateczników rojowych na naturalnym
plastrze, a także różnic, jakie zauważył w wytopionym wosku z
plastra z komórkami robotnic i plastra trutowego. Być może
obserwacje Alberta Mullera byłyby trudne do naukowej weryfikacji,
ale na pewno przedstawiły pewne zagadnienia w nowym i ciekawym
świetle.
Nie sposób opisać wszystkiego, co
działo się na konferencji „Learning from the Bees” czy ogromu
wiedzy i doświadczeń, jakie zostały przekazane przez prelegentów.
Wielkie brawa należą się zarówno organizatorom, jak i
uczestnikom, którzy uczynili to spotkanie tak wyjątkowym i
fascynującym. Jestem ogromnie wdzięczny za zaproszenie, a także
to, że mogłem nie tylko sam być częścią tego wydarzenia, ale i
otrzymałem od miesięcznika „Pszczelarstwo” możliwość
podzielenia się przynajmniej częścią zdobytej tam wiedzy. Dziwi
mnie jednak brak zainteresowania ze strony polskich koleżanek i
kolegów, z których nikt nie zdecydował się na uczestnictwo. Czy
świadczy to o braku wiary w możliwość prowadzenia własnych
pasiek bez stosowania „chemii”, czy też przekonaniu o tym, że
już niczego więcej nie jesteśmy się w stanie nauczyć od innych?
Niewątpliwie jednak konferencja pokazała, że MUSIMY się jeszcze
bardzo wiele nauczyć od pszczół. Większość badań i obserwacji
pszczół miodnych prowadzonych jest w warunkach pasiecznych. Torben
Schiffer stwierdził, że to tak, jakbyśmy próbowali badać
biologię i etologię słoni w zoo, a nie w ich środowisku
naturalnym. Wówczas moglibyśmy dojść do wniosku, że to spokojne
stworzenia, które lubią być karmione jabłkami i marchewkami przez
dzieci. Jakże byśmy się zdziwili, gdybyśmy spróbowali to zrobić
w warunkach dzikiej sawanny czy afrykańskiego buszu. Jeżeli
sprowadzamy obserwacje pszczoły miodnej tylko i wyłącznie do
warunków gospodarskich, nie powinniśmy być zdziwieni, że nie
posiadamy zbyt wielkiej wiedzy o ich prawdziwej naturze. Nie starając
się zrozumieć czego pszczoły tak naprawdę od nas - pszczelarzy
oczekują, czego nas uczą i co do nas mówią, nie powinniśmy się
dziwić, że nasza „troska” nierzadko kończy się dla nich
tragicznie. Pszczoły ewoluowały w określonym środowisku i
świecie, współistniejąc z setkami, a nawet tysiącami innych
gatunków. Dziś „wydzieramy” je z łańcuchów zależności
ekologicznych i, niestety, musimy obserwować skutki, jakie to za
sobą niesie. A zapewne nie poznaliśmy nawet cząstki tego, jak chcą
żyć. Pszczoły potrafią zadbać same o siebie, jeżeli tylko im to
umożliwimy i nie będziemy nadmiernie przeszkadzać. Jeden z
prelegentów opisał przypadek pszczoły, która zaniosła larwę
motylicy i nakarmiła nią drapieżnego zaleszczotka niezdolnego do
polowania. Czy naprawdę mamy prawo twierdzić, że wiemy o tym,
jakie procesy zachodzą w naszych ulach?
Bartku, w wydatkach na pszczoły przekroczyłeś już 70 tyś?
OdpowiedzUsuńjeszcze nie, a kto pyta? ;-)
Usuńmarbert
UsuńCzytam twe artykuły z większością przekazu tu i teraz się nie zgadzam.
UsuńJest kilka ciekawych wątków, które urywasz po kilku zdaniach.
Może warto było by rozbić na 12 miesięcy i skupić się na pojedynczych prelegentach w jednym artykule, uzupełniając kto ów , doświadczenia, miejsce badań itd.
Pozdrawiam marbert
Marbert,
Usuńcóż mogę zrobić.
1. To czy Ty się zgadzasz czy nie, niestety ma dla mnie względnie niewielkie znaczenie, bo pokazałeś przez ostatnie lata całkowity brak zrozumienia problematyki adaptacji środowiskowej, a do tego chodzisz po sieci i opowiadasz bzdury;
2. co warto a czego nie, to decyduje redaktor gazety a nie ja;
3. artykuł miał przybliżyć wydarzenie i jego przebieg. Kto chce odszuka sobie te nazwiska, które wspomniałem i zgłębi ich prace, a kto ma na tacy podane, a i tak to neguje (jak np. Ty), to dla niego i tak będzie za mało, żeby dotarło do świadomości.
trzymaj się
Z punktem pierwszy również się nie zgadzam. Ale masz prawo do swej opinii.
UsuńPozdrawiam