sobota, 3 stycznia 2015

Liczenie "dólarów", czyli czego należy się spodziewać w pszczelarstwie organicznym.

Zacznę tak: nie wiem.
Nie wiem ile "dólarów" można zarobić lub stracić na pszczelarstwie organicznym. Nie wiem czy można mieć jakieś zyski, a przede wszystkim, czy zyski te można osiągać mając pasiekę hobbystyczną. Czy można wierzyć, że uda się mieć porównywalne zyski z pasieką prowadzoną "tradycyjnie"? Tego też nie wiem.

Wiem jedno. Sukces osiągają ci, którzy w niego wierzą. Ci, którzy nie przejmują się przeciwnościami, albo traktują je jako swoistą inwestycję. Nie tylko taką "materialną", ale również w pewne doświadczenia i wiedzę. I na pewno mogę powiedzieć tak: jeżeli ktoś nie wierzy, że pszczoła da radę przeżyć bez wspomagania, niech tego nie robi. Szkoda się spalać i przerywać projekt w pół drogi. Wierzę, że sukcesu nie można osiągnąć stosując "półśrodki". Owszem, te "półśrodki" można stosować jako swoisty wstęp, jako wstępną fazę selekcji, jako wspomożenie "losowej" pszczoły, jaka trafia w nasze łapy, zanim uda się coś wyselekcjonować. Ale w pewnym momencie należy uciąć tą pępowinę i pozwolić pszczołom na życie i śmierć. Bo tylko tak dowiemy się, która przeżyje. "Półśrodki" to też "środki".

Odkąd zdecydowałem się pisać "publicznie" o moich pomysłach i próbach, spotykają mnie bardzo sprzeczne opinie o tym co robię. Tym bardziej nasiliły się kiedy zacząłem udzielać się na forach internetowych. Część ludzi zachęca mnie do dalszych prób, część twierdzi, że robię coś nie tak, a moje wpisy są wręcz "wynaturzeniem szaleńca". Sporo ludzi jest gdzieś pośrodku. Mówi: "trzymam kciuki, ale ja sam nie zamierzam tego robić, bo :..." I tu następuje wyliczenie, którego nie ma sensu powtarzać. Każdy zna te argumenty. Ja sam je podaję, choćby wtedy kiedy chcę ostatecznie napisać o kontrargumentach.

Za każdym razem kiedy coś piszę na forum internetowym, spotykam się z tą samą kontrą. Za każdym razem trzeba podjąć próbę udowadniania, że trzymanie pszczół bez leczenia jest w ogóle możliwe. I za każdym razem denerwuję się, bo zamiast pisać o tym, jakie pomysły trzeba realizować, żeby wspomóc pszczoły, muszę pisać o tym, że na świecie ten czy ten daje radę, jakie ma straty i jakie zbiory miodu. Myślałem, że tylko w Polsce tak się dzieje. Okazuje się jednak, że tak jest na całym świecie - również w USA, kolebce nowoczesnego pszczelarstwa organicznego. Przedstawiciele tzw. TFB ("treatment-free beekeeping" - pszczelarstwa bez leczenia), za każdym razem przeżywają to samo. Pytanie: "Jak najlepiej uzyskać pszczołę bez leczenia?". Odpowiedź: "Ja próbowałem i nie da się. Nie ma sensu pozwalać pszczołom umierać". To stały argument. Nigdy nikt nie pisze, że owszem próbował, ale np. nie udało mu się przejść pewnego etapu. Choćby ustabilizować pszczoły przez ok. 2 sezony na małej komórce, czy podjąć selekcji na wystarczająco dużej populacji.

W jednym z wątków na forum beesource.com (tutaj), Michael Bush pisze: "Przez 40 lat obserwowałem przedsiębiorców i w większości plan, który działał, to plan, w realizację którego wierzyli. Zawodzą najczęściej te, w które nie wierzyli i wystarczająco w nie nie inwestowali. Sukces czy porażka zależy od szczegółów, a nastawienie ma wiele wspólnego ze szczegółami. Wiele małych decyzji, które podejmujesz opiera się na twoim modelu świata, a jeżeli założenie twojego przedsięwzięcia jest niezgodne z twoim modelem świata, te decyzje będą błędne. Dysonans poznawczy prowadzi nas do niewłaściwych wyborów.
Myśląc o wielu kontrowersyjnych tematach w pszczelarstwie, od podkarmiania rozwojowego, do krat odgrodowych, mógłbym ułożyć eksperyment, który da ci takie wyniki jakie wolisz, jeżeli tylko możemy postawić problem w wystarczająco ogólny sposób na starcie. Sukces i porażka tkwią w szczegółach".

Więc czego możemy spodziewać się po pszczelarstwie organicznym?

Michael Bush na forum pisze, że jego straty w dużej mierze zależą od zimy. Przy zimach bardzo ostrych (poniżej - 30 stopni C) mógłby stracić nawet około 50% rodzin, przy zimach bardzo łagodnych jego straty oscylują wokół 10%, a przy średnich około 20%. Nie pisze nic o stratach związanych z warrozą, ale on sam ogólnie twierdzi, że warroza nie jest problemem w jego pasiece i praktycznie ten czynnik lekceważy. Pisze ponadto, że jego straty ogólnie są mniejsze, niż wtedy kiedy pszczoły leczył (zaprzestał w 2002 roku).

A jakie straty mają inni?
W wątku "Bez leczenia przez 5 lat lub więcej - Proszę Wstać", pszczelarze przyznają się do tego jak im idzie pszczelarstwo organiczne. Część przyznaje się do strat na poziomie 20%. Część pisze o tym, że stracili 2 z 4 uli (50% - ale czy przy tak małej liczbie uli, należałoby w ogóle liczyć procenty?). Piszą też o swoich metodach na osiągnięcie sukcesu. I wskazują różne drogi. Niektórzy twierdzą, że ich pszczoły dają sobie radę na węzie 5.4 przez wiele lat. W ogóle ujawnia się obraz organicznego pszczelarstwa, bez jakichkolwiek reguł sprzyjających odniesieniu sukcesu. Większość natomiast pisze, że po prostu znaleźli odpowiednią pszczołę do swoich warunków i zaczęli ją rozmnażać. Kolejne pokolenia w jakimś procencie zawsze ujawniały cechy odporności, reszta umierała jako nieprzystosowana.
Na beesource znajdują się też tacy, którzy twierdzą, że próbowali wiele lat, różnych metod i różnych pszczół i doszli do wniosku, że "tam, u nich" się nie da. Czy trzeba założyć, że lokalnie da się, albo lokalnie się nie da? Nie wiem. Ja jestem optymistą jeżeli chodzi o moje rejony. Trzeba znaleźć pszczołę i stworzyć jej "odpowiednie" warunki. A jakie są "odpowiednie"? To już trzeba zapytać tej pszczoły, co ona lubi i czego oczekuje... Według mnie na pewno nie zaszkodzi brak węzy (z tym każda pszczoła sobie radzi), nie zaszkodzi szukać pszczoły wśród dzikich rojów i pszczole środkowoeuropejskiej, a także pszczole po "wstępnej selekcji" i napewno nie zaszkodzi naturalny pokarm na zimę. Zapewne też każdej pszczole pomoże minimalizacja ingerencji w ulu. Reszty trzeba szukać.

A jak to jest z tym liczeniem "dólarów"?

Juhani Lunden liczy w Euro. W dużych sumach Euro... Większość pszczelarzy organicznych twierdzi, że mają średnie zbiory w granicach 50 kg z ula rocznie. To chyba więcej niż przeciętna pszczoła w przeciętnej lokalizacji w Polsce. Juhani Lunden twierdzi, że w jego lokalizacji pszczoła przynosi od 0 - 100 kg miodu, przy średniej 30kg z ula. To dużo czy mało? Lunden pisze, że Finlandia jest bogata w pożytki i średnia 30 kg to niewiele i jest z tych wyników niezadowolony. Twierdzi, że pszczoła "nieodporna" na pewno przyniesie więcej, bo odporność w naturze zawsze "kosztuje" organizm pewną ilość zasobów. Pisze na forum, że jego pszczoły wynoszą warrozę z ula i czyszczą gniazdo w bardziej intensywny sposób i przez to bardziej spracowują się na zachowaniu higieny, co z kolei skutkuje ograniczeniem czasu życia pszczoły na zbieranie pożytku. Może tak jest, może nie jest. On na pewno teraz z miodu żył nie będzie, bo ewidentnie lepsze dochody przynoszą jego matki.
Nie da się bezpośrednio porównać zbiorów miodu w różnych lokalizacjach. Kilometr od pasieki zbiory będą już inne. Każdy też ma swój limit opłacalności i być może są osoby, które nie będą trzymały pszczoły, przynoszącej po 20 kg miodu pszczelarzowi. Dla innych to wystarczająco. Nie da się odpowiedzieć na pytanie ile "dólarów" przyniesie nasza lokalna pszczoła, na naszym terenie. Ale podobnie nie da się powiedzieć, ile miodu zbierze u nas pszczoła leczona i nie selekcjonowana na odporność na pasożyta.

Na pewno gdy zaczynamy wprowadzać idee pszczelarstwa organicznego musimy liczyć się z dużymi stratami. Dla mnie to są "inwestycje". Na pewno też, musimy przyjąć, że pszczoły, które mamy zaczynamy selekcjonować na jedną cechę - przeżyciowość w świecie zagrożonym roztoczem. Owszem, możemy selekcjonować i inne cechy, ale według mnie tylko wspomagając pszczołę, jak to robi np. Erik Osterlund. Jeżeli puścimy ją "na żywioł" nie ma mowy o selekcjonowaniu miodności. Bo jak mamy szukać tej cechy jeśli przeżyje nam 6, czy może nawet 3 pszczoły?

Jeżeli ktoś nie chce strat to nie powinien trzymać pszczół. Bo straty będą - każdy pszczelarz, który leczy jak i ten, który nie leczy, musi liczyć się z tym, że pszczoły umrą. Ja po prostu chcę, żeby umarły te, które mają umrzeć - te nieprzystosowane. Dziś wielu pszczelarzy chwali się stratami na poziomie 5 %. Niewątpliwe na dzisiejsze czasy to straty małe. Ale czy to znaczy, że warroza u nich nie występuje, czy raczej to, że zawężamy populację warrozy na tyle, że kolejne jej pokolenia będą bardziej agresywne? Dziś 5 %, a "jutro"? Rok 2014 przyniósł ogólne załamanie pszczelej populacji. Może lokalnie przetrwały pasieki nawet i po 100 %, ale ponoć w kraju nie ma już co najmniej 50% tych pszczół jakie były w lecie (to informacja z listopada, przekazana na zebraniu naszego koła, nie wiem na ile jest precyzyjna i prawdziwa). Ile dotrwa do wiosny?

Zakończę odpowiedzią na wszystkie pytania, postawione powyżej.
Nie wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz