Często w czasie dyskusji pszczelarskich przewijają się wątki dotyczące cech pszczoły "organicznej". Pojawiają się stwierdzenia wskazujące na to, że np. pszczoła agresywna to pszczoła zdrowa. Inni argumentują, że wcale tak być nie musi. Pytają czy pszczelarstwo naturalne ma polegać na tym, że 100 czy 200 strażniczek będzie ich atakować zaraz po zdjęciu daszka ulowego i od razu wskazują, że jeżeli tak ma być, to oni mają w d..., tzn. w nosie... takie pszczelarstwo. Nie chcą takich pszczół. Lepiej już się tym nie zajmować, albo pszczołę leczyć i selekcjonować w taki sposób, żeby na pszczelarstwie zarobić, a przy okazji, żeby przegląd ula był przyjemny i nie kończył się zapuchniętymi powiekami.
I pewnie prawda jest gdzieś w środku. Moim zdaniem po prostu zarzucając leczenie musimy "odpuścić" na jakiś czas selekcję w kierunku cech ekonomicznych, które wszyscy lubimy - łącznie ze mną. Juhani Lunden twierdzi na forum beesource: "Nature is the best breeder, if goal is surviving". Nie da się z tym nie zgodzić. Jaki więc cel przyświecał Lundenowi, skoro doprowadził pszczołę do inbredu?
Pychą jest uważać, że pszczelarz wie lepiej niż pszczoła czy natura. Jeżeli natura stworzyła pszczołę niemiodną (tj zbierającą tyle ile jej potrzeba do przeżycia, a niekoniecznie dająca nadmiar miodu), która żyje dziko i daje sobie radę, to zlikwidowanie tych genów spowoduje zubożenie populacji. A od tej pszczoły być może uda się wyhodować "dobre" matki, albo może trutnie dodadzą wigoru jakimś pszczelim miodowym stachanowcom?
Cecha obronności nie wykształciła się dlatego, żeby utrudnić życie człowiekowi. Pszczoła "agresywna" to pszczoła obronna, nie atakująca. Pszczoły nie są "agresywne". W zasadzie żadne zwierzęta nie są agresywne w tym rozumieniu... Tylko człowiek...
A pszczoła atakuje wszystko co jej zagraża, nie dlatego, że lubi, tylko dlatego, że chroni własne gniazdo. O ile wiem nie ma żadnych dowodów, że obronność pszczół idzie zawsze w parze z higienicznością. Ja też nie jestem wyznawcą tej teorii. Ale jakiś stopień obronności jest potrzebny do przeżycia. Tak już jest w naturze. Organizm, który nie umie ukryć się, uciec lub podjąć walki jest eliminowany.
Dynamika rozwoju to też piękna cecha dla gospodarki pasiecznej, ale weźmy pod uwagę, że natura eliminowała te geny, które tworzyły "superkolonie" pszczele. Bo przy pierwszym dłuższym załamaniu pogody w takiej rodzinie panuje głód. A głód to śmierć.
Rojliwość służy rozprzestrzenianiu się zdrowych osobników populacji. Jeżeli wyroi się "słaba" pszczoła, albo "źle oceni" moment, to zarówno rójka, jak i rodzina z której wyszła, umrą, gdyż nie będą wystarczająco silne aby przetrwać. Za to najlepiej przystosowane (w tym odporne na choroby) osobniki dadzą sobie radę. Wyeliminowanie rojliwości pszczoły to brak presji selekcyjnej na rozmnażanie tych genów, które sobie radzą.
Nie wiem ile pszczół przeżywało kiedyś w naturze - zanim człowiek zaczął je wykorzystywać i udomawiać. Ale na ile mogę to sobie wyobrazić to pewnie nie więcej niż 60 - 70%. Część rójek zginęła bo nie znalazła nowego domu, część kolonii zostało wyrabowane przez inne pszczoły, osy czy szerszenie, część umarła z głodu w zimie lub w okresach długotrwałych załamań pogodowych, innym po prostu zwaliło się drzewo w czasie huraganu miażdżąc gniazdo na miejscu. Do tego choroby były zawsze - pomimo tak licznych przystosowań. To nie jest tak, że w epoce "przed warrozą" pszczoły przeżywały w 100 %. Pszczelarz wieloma zabiegami od zawsze utrzymywał przy życiu rodziny, które natura chciała wyeliminować - karmił głodne, leczył chore, zapewniał dach nad głowom bezdomnym rójkom, chronił gniazda przed myszami i osami. To przyczyniło się do rozwodnienia instynktu przeżycia tego dzikiego stworzenia.
Czy dziś w całym tym pszczelim systemie człowiek jest już niezbędny? Czy pszczoła tak zatraciła instynkt przeżycia, że bez człowieka umrze? Czy to człowiek musi wybierać geny pszczół (np. VSH) do rozmnażania, żeby zapewnić ciągłość gatunku? Czy człowiek lepiej potrafi wybrać te "najlepsze" pszczoły niż natura? W naturze na pewno nie. Czy jest tak w pasiekach? Tego nie mogę wykluczyć. Ale ja chcę znaleźć taką pszczołę, która da radę przeżyć zarówno w ulu jak i w dziupli.
Przyroda szuka równowagi. Równowagi każdej cechy. Zaburzanie tej równowagi to kłopoty - populacja traci plastyczność. Przyroda dąży do doskonałości. Ale nie chodzi o doskonałość obiektywną organizmu. Nie każdy musi być największy, najsilniejszy, najszybszy, najpiękniejszy, żeby osiągnąć sukces. Chodzi o doskonałość przystosowań do danego środowiska.
Grzechem głównym pszczelarza jest dla mnie ograniczanie bioróżnorodności populacji pszczelej. Niezależnie od tego z jaką pszczołą pracuje hodowca wyszukuje tylko i wyłącznie cechy ekonomicznie cenne - w każdej pszczole takie same. I populacja niesłychanie się zawęża z każdym pokoleniem. Hodowcy wybierają jedną - czasem dwie lub trzy - matki reprodukcyjne, które wykorzystują do uzyskania larw na przyszłe matki. Pół biedy jeśli jeszcze pozwalają im na unasiennianie naturalne w dużej pasiece. Hodowcy często jednak wybierają również pnie ojcowskie i prowadzą unasiennianie selektywne. Co uczciwsi hodowcy przyznają się do osłabienia populacji swoich pszczół i inbredu. Trwają w tym bo chcą zachować pożądane cechy ekonomiczne pszczół (ich klienci tego szukają). Sugerują jednak kupowanie matek jednodniowych i unasienniania w docelowej pasiece, aby uzyskać efekt heterozygotyczny u pszczół robotnic. Część z nich jednak problemu w ogóle nie zauważa, albo nie chce zauważyć. Takie pszczoły są dla wielu z nich ponoć w kolejnym pokoleniu nawet "lepsze" (cokolwiek przez to chcą rozumieć). Wielu znanych i szanowanych hodowców nie widzi nic dziwnego i zdrożnego w tym, że 200 czy 300 rodzin ma matki pochodzące od jednej reproduktorki. Bo przecież "unasienniają się w różnych miejscach", "unasienniają się losowym trutniem" itp itd. Takie argumenty ci hodowcy mnożą. Nie wiem jak w tym można nie dostrzegać radykalnego ograniczenia puli genowej... A jednak nie dostrzegają. Bo mają "świetne i miodne" pszczoły...
Dlaczego się tak dzieje? Dlaczego ten grzech główny jest stale popełniany? Według mnie dlatego, że pszczelarze chcą dostosować pszczołę do swoich wyobrażeń. Nie patrzą na nią jako na doskonały twór Natury, ale jako na twór, który można udoskonalić pod swoją, ludzką, miarę. Zamiast pracować z pszczołą jaka żyje obok nich, pracują nad pszczołą, żeby ją poprawić... Zamiast dostosować wyobrażenia o pszczelarstwie do pszczoły, dostosowują wyobrażenia o pszczole do swojego pszczelarstwa... Przy tym wszystkim zgubiła się Natura. Dlatego ja nie chcę eliminować pszczoły, która w danym roku nie przyniesie mi miodu, czy mnie użądli "o jeden raz za dużo". To ja dostosuję się do niej, bo ona już jest doskonała.
Każdy powinien zastanowić się dlaczego i jak bardzo chce ingerować w to, co wypracowała Natura. I ile żądeł chce wytrzymać na kilogram miodu... I tam postawić granicę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz