piątek, 23 marca 2018

"Korpusy pszczół nie zabijają....

..., chyba że się je na pszczołach położy"...

Jest to cytat jednego z amerykańskich kolegów, który znalazł się na forum pszczelarzy nieleczących. I ja się z nim co do zasady zgadzam, choć mam też swoje zapatrywania na zimowlę w różnych konfiguracjach, a w tym korpusowych.
A ponieważ po raz kolejny - i na pewno nie ostatni - pojawiły się różnego rodzaju dyskusje na temat kształtu ramki, wymiarów korpusów, to stało się to dla mnie inspiracją do powrotu do tego tematu. Na moim blogu najpoczytniejszym postem - od samego początku i wciąż do dziś - jest post "Mój ul jest najlepszy" (ma ponad 2 razy więcej klików niż kolejny post "Węzowy syndrom odstawienny, czyli jak gospodarować bez węzy"). Przyznam, że trochę to dla mnie niezrozumiałe. Po pierwsze, treści tam zawarte wcale nie są nowe czy odkrywcze, po drugie ja sam wcale nie aspiruję do bycia jakimkolwiek autorytetem w dziedzinie wyboru uli. Ot opisuję sobie dlaczego wybrałem wielkopolską 18tkę - i wcale nie było to "dla dobra pszczół". Po trzecie uważam, że na tym blogu znajduje się szereg istotniejszych i ważniejszych treści niż opisanie wysokości korpusu jakie używa niejaki truteń - a choćby ten, który ma kolejną ilość "klików". Po czwarte wreszcie, ten post nawet nie jest specjalnie ciekawy czy dobrze napisany. Wydaje mi się, że może to świadczyć to o tym, że młodzi czy początkujący pszczelarze przywiązują nadmierną wagę do wyboru ula i stąd te poszukiwania w sieci i przypadkowe odwiedziny w tym akurat poście. Bo też starych wygów o to nie podejrzewam. Ba, nie podejrzewam ich nawet o to, że tu w ogóle zaglądają.

Więc na wstępie moich kolejnych rozważań o ulach przytoczę parę banałów, które jednak uznaję za prawdziwe. Pierwsza sprawa to ta, że gdyby któryś ul był po prostu zły - tak obiektywnie "po prostu zły" - to nie zostałby utrwalony jako "standard". Przecież choćby korzystało z niego 2 - 3% pszczelarzy - to i tak ogromna liczba rodzin pszczelich jakie w danych ulach żyją. A to znów świadczy o tym, że każdy ze standardów jakieś zalety ma - a choćby i takie, że jest za darmo, bo został odziedziczony, albo po prostu jest, bo zawsze był. Ale nie wierzę też, że "przyzwyczajenie" byłoby aż tak silne, żeby przeciwstawiać się ewentualnym całkowitym brakiem faktycznych i obiektywnych zalet danego rozwiązania. Kolejna to ta, że ul miodu nie nosi - co najwyżej niektóre ule łatwiej przewieźć na pożytek, czy łatwiej z nich miód wydobyć (tj. z jednej strony praca jest lżejsza i łatwiejsza, a z drugiej można miód w większym procencie pszczołom odebrać). Po trzecie ul - ale raczej jego kubatura niż kształt - na pewno może mieć znaczenie ze względu na posiadaną pszczołę czy występujące pożytki - musi więc zapewnić możliwość rozwoju rodzinie, nie ograniczać jej "rozrostu" (do tego później wrócimy) i zapewniać miejsce do składania nektaru. Kolejna sprawa to dla pszczelarstwa naturalnego znaczenie mogą mieć materiały z jakich ul się składa - te bowiem mogą wpływać na tworzenie odpowiednich ekosystemów ulowych, mogą zapewniać pszczołom odpowiednie warunki wilgotnościowe (nie znaczy, że zawsze ma być tylko sucho), termiczne (nie znaczy, że zawsze ma być tylko "ciepło"), czy wentylację i "oddychanie" ula (nie znaczy, że albo mają być tylko przeciągi, albo tylko stojące powietrze). No i po piąte wreszcie, to tytuł niniejszego posta - "korpusy pszczół nie zabijają, chyba że się je na pszczołach położy". Zapewniam z własnego  doświadczenia: żadna pszczoła tego ostatniego nie przetrzyma i nie ma na to pszczół "odpornych".

Nie zamierzam też rozwodzić się nad zaletami poszczególnych rozwiązań. O zaletach ula korpusowego w gospodarce naturalnej pisał Łukasz na stronie pszczół wolnych i ja co do zasady zgadzam się z treściami tam zawartymi. Tu, w tym poście, chciałbym poruszyć inne tematy.

Otóż na każdym ulu praca będzie wyglądała trochę inaczej, bo inny jest jego kształt i specyfika. Przesunięcie zatworu w warszawiaku i dołożenie 2 czy 5 ramek jest przecież czynnością zupełnie inną niż dołożenie kolejnego piętra w ulach korpusowych czy też nadstawkowych. Ale jedno i drugie rozwiązanie powiększa lebensraum pszczół i jeżeli zbilansujemy liczbę komórek czy ilość dostępnego "metra kwadratowego" plastra, to dla pszczół mniej więcej to samo. Zwłaszcza w lecie kiedy cała pszczela rodzina kontroluje warunki swojego domu aktywnie, a nie dzieje się to samo (pasywnie), po prostu gdzieś obok pszczelego kłębu. Każda konstrukcja powoduje trochę inny kierunek rozrostu pszczelego gniazda czy inne ułożenie pszczół i pokarmu w zimie. Ale pszczoły powinny być na tyle plastyczne, że dostosują się do tego co mają. I w znaczącej większości przypadków graniczącą z całością, tak się faktycznie dzieje. O różnych układach pszczelego zimowego gniazda w ulu korpusowym pisał też Łukasz na swoim blogu (post: Zimowanie) i również nie ma sensu powtarzać. W każdym rozwiązaniu pszczoły będą zimować "dobrze" o ile będą zdrową i biologicznie pełnowartościową rodziną oraz miały czas i możliwość odpowiedniego przygotowania gniazda. Problem zaczyna się, gdy w danej konstrukcji pszczelarz to gniazdo przygotuje "źle", gdy pszczołom coś namiesza, gdy są słabe pożytki, a pszczoły będą zakarmione słabo i rozrzucą pokarm po dużej przestrzeni gniazdowej, zamiast zgromadzić go nad głową na ograniczonej liczbie ramek odpowiadających szerokości zimowego kłębu. Ale to są w większości kwestie pewnych technik pszczelarskich, a ja nie poczuwam się do tego, żeby takich technik przyuczać. To blog o pszczelarstwie naturalnym (w moim rozumieniu) - a jeżeli już schodzi na metody praktyczne to raczej odnoszę się do tego, co praktykuję u siebie, bądź też dlaczego zdecydowałem się osobiście na takie czy inne rozwiązania. Tak czy siak "dobrze przygotowana rodzina", bądź to przez pszczelarza, bądź to samodzielnie przez się samą, nie powinna mieć problemu z funkcjonowaniem w żadnej konstrukcji i powinna przezimować w każdych warunkach lokalowych. Dziwią mnie więc takie różne pomysły, że pszczoły komuś padły, bo miały za dużo czy za mało miejsca, czy dlatego, że były w takim ulu czy takim. Owszem, jeżeli mieszałeś pszczołom, albo rodzina była za mała, żeby przygotować swoje miejsce do zimowli sama - to wtedy mogą zacząć się kłopoty. Ale to nie jest spowodowane kształtem czy liczbą ramek lub korpusów w ulu. I takie "błędy" raczej objawią się śmiercią z głodu - czasem nawet gdy pokarm jest w ulu - niż tzw. wypszczeleniem.

A jak to jest w mojej praktyce. Tej zimy znacząca większość rodzin była zimowana z plastrami na jednym korpusie, choć korpusów dostępnych miały dwa. Starałem się od lipca tak właśnie ułożyć pszczoły, aby pod sobą miały puste miejsce i wraz z dopływem ewentualnego nektaru (jak się okazało głównie cukrowego z buraka) pszczoły przesuwały się w dół dobudowując - wydłużając - plastry. Dlaczego właśnie robiłem tak, skoro "korpusy pszczół nie zabijają"? Ano właśnie dlatego, że specyfika prowadzenia przeze mnie pasieki powoduje, że czasem - wyjątkowo sporadycznie - mogą zabić. Mogą, bo ja nie zimuję pełnych rodzin produkcyjnych, czerwiących w lecie na całe gniazdo - odbudowane i dostępne im przez całe lato, które potem systematycznie jest zalewane miodem, mającym być zimowym pokarmem. Pracuję na odkładach, z których w 2017 roku składała się moja pasieka w zasadzie w 100%. Odkłady zaś rządzą się innymi prawami z racji ich znacząco mniejszego rozmiaru, a co za tym idzie biologicznego potencjału. Jeżeli jeszcze w lipcu matka pszczela czerwi na 2 - 4 ramkach, to znaczy, że potencjał samo-przygotowania rodziny i gniazda do zimy jest znacząco mniejszy. Te pszczoły obsiadają mniejszą powierzchnię plastra, mogą pobrać/zebrać i przerobić mniejszą ilość syropu/nektaru. Oznacza to, że mogą następnie miód bardziej rozrzucić na dostępnych plastrach jedynie na 1 korpusie, drugi pozostawiając pusty i zawiązując się też na plastrach jednego z pięter z cieniutkim wianuszkiem miodu na górze i niewielką ilością pokarmu po bokach. Przez to nie tworzą takich kłębów jak opisane przez Łukasza w przytoczonym powyżej poście i nie są one zawiązane między korpusami, ale często właśnie w stu procentach tylko na jednym z nich. I wówczas, jeżeli gniazdo nie zostanie odpowiednio ocenione i ustawione przez pszczelarza, ale zgodnie z założeniem minimalnej ingerencji pozostawione pszczołom, może się okazać, że mając pokarm w ulu pszczoły umrą z głodu, gdy mróz "przyspawa" je do ramek (czy to zaczerwionych czy nie). Tak przynajmniej wynika z moich doświadczeń (1 rodzina umarła mi kiedyś z głodu mając w ulu około 8 kg pokarmu w innym korpusie) jak i doświadczeń innych, którzy mieli podobne przypadki, gdy pszczoły nie przeszły na inny korpus i umierały z głodu pod beleczką dolnego korpusu mając miodek raptem parę cm nad głową. Cóż, kłąb pszczół nie jest zbyt skory do dużych skoków przy bardzo niskiej temperaturze. Zwłaszcza gdy sam jest mały i musi mocno pracować, żeby ogrzać zajmowane miejsce. Gdy pojawia się tzw. "efekt sztucznego dna" lub "sztucznego stropu" (beleczki dolne lub górne ramek), kłąb w czasie dużych mrozów nie przejdzie. Zresztą i w lecie mała rodzinka dość niechętnie przechodzi na kolejny korpus, bo wówczas musi rozdzielić się i grzać znacząco większą objętość. To co dla kilkukorpusowej rodziny nie stanowi problemu, malucha czasem wstrzyma w rozwoju. W końcu zamiast ogrzać jakieś dodatkowe komórki na plastrze obok, rodzina musi ogrzać też całą kilkucentymetrową przerwę między ramkami (drewienka i przerwa między nimi). Kiedyś nawet pszczoły na jednym korpusie wielkopolskim, a więc wcale nie ogromna rodzina, wpadły mi w nastrój rojowy po wypełnieniu "pudełka" do sztucznego dna - choć miały cały korpus wolny pod spodem. I nie był to "czysty" korpus z drewna - nowy i nieużywany (takich pszczoły niespecjalnie lubią), tylko miały w nim włożone 2 lub 3 odbudowane plastry na zachętę do przejścia w dół. Tak to czasem z pszczołami - z nimi nigdy nic nie wiadomo. Wróćmy jednak do zimy. Uczciwie przyznać muszę, że nawet i ułożenie na jednym korpusie nie gwarantuje braku wspomnianych problemów. W tym roku jedna rodzina zimująca na jednym korpusie padła z głodu w ciągu ostatnich mrozów, choć pokarm (fakt, że resztki) miała parę ramek obok. A więc znów błąd rodziny, że źle poprzenosiła pokarm w jesieni, lub mój, że nie zacieśniłem gniazda bardziej o 2 lub 3 ramki. Zapewne w jednym i drugim przypadku pszczołom udałoby się przeżyć - ale się nie udało. Przykład ten wskazuje, że żaden układ nie jest doskonały, o ile nie podejmiemy ingerencji i nie ustawimy rodzinom gniazda w taki sposób, żeby nie miały innego wyboru jak tylko przetrwać. W końcu co doświadczeńsi pszczelarze, którzy nie mają oporów przed ustawieniem pszczołom wszystkiego według swojej najlepszej woli i wiedzy, prześcigają się w zapewnieniach, że żadna rodzina im jeszcze z głodu nie padła. Ja wolę jednak prowadzić moją selekcję w stronę samowystarczalności pszczół - niestety czasem musi się ona skończyć źle dla niektórych rodzin, tak jak skończyły się źle dla tych wspomnianych.

"Po długim i dogłębnym procesie tentegowania w głowie" wielu rozwiązań uznałem, że w czasie selekcji polegającej na pracy na odkładach, lepszym rozwiązaniem dla małych rodzin jest pozwolenie im na pozostanie na "jednym plastrze", zamiast tworzenie licznych efektów sztucznego dna czy stropu z każdym nowym korpusem. Zarówno na lato, nie blokując rozwoju sztucznym dnem, jak i w zimie, unikając tego samego zagrożenia. Tak mi się wydaje. Może słusznie, może niesłusznie, ale taki jest mój pogląd na szanse na lepszy rozwój i przetrwanie małych-z-założenia rodzinek. Przed zeszłą zimowlą zdecydowałem się więc - przynajmniej w części - na pracę trudniejszą pod niektórymi względami, a więc na większych plastrach. Stąd więc zimowla na 2 korpusach 18tkach, ale za to tylko z jedną ramką w górnym korpusie (w sporej części bez dolnych beleczek) z możliwością budowy plastra w dół, z czego część rodzinek skwapliwie korzystało (czyli do maksymalnego rozmiaru plastra ok. 36 na 38 cm), czy na rozwijanie projektu skrzynek warszawskich 10-cio ramkowych. Ze zdziwieniem więc przeczytałem na forum, że jeden z uczestników uznał taki właśnie plaster, o wymiarach mniej więcej zbliżonych do tych, na jakich ja zdecydowałem się pracować, za przyczynę (jedną z?) złej zimowli. Stwierdził, że zapewne będzie swoje korpusy skracał, bo te nie gwarantują pszczołom dobrych warunków - nie pamiętam szczegółów, a nie chcę nic przekłamać, ale mniej więcej taki był przekaz. Widać więc, że można wyciągnąć całkowicie odmienne wnioski z podobnych (?) danych, obserwacji czy doświadczeń.

Dla mnie jest jasne, że jeżeli rodzina szła do zimy na 6 - 7 ramkach, a kończy ją w jednej uliczce lub osypuje się, czy to w jesieni, czy w zimie, to powodem tegoż w 99,9% przypadków nie jest na pewno ani kształt plastra, ani jego rozmiar. Zimowałem już u siebie pszczoły w różnych konfiguracjach, a to choćby: na kilku plastrach wielkopolskich, na 1 lub 2 korpusach wielkopolskich 18tek, w ulu warszawskim i w Łukaszowym dadancie. Część z tych uli było z dolnymi, a część z górnymi wylotkami. Pszczoły przeżywały lub umierały w z różnych powodów, ale nie zauważyłem jakiejś korelacji z kształtem plastra jako gruntownie i z założenia stanowiącego "złe obiektywnie" rozwiązanie. Owszem były (choćby podane w tekście) przykłady błędnych wyborów pszczół związanych z ułożeniem pokarmu, czy brakiem chęci czy możliwości przejścia na wyższą/niższą kondygnację związanym z fałszywym  dnem lub sufitem. Były to jednak przypadki jednostkowe i odosobnione związane z wyborami pszczół (czy jak to niektórzy mogą interpretować "błędami pszczelarza", który nie wymusił na pszczołach innego zimowego układu gniazda). Jeżeli rodzina gwałtownie słabnie, to dzieje się to zapewne z powodów chorób lub chronicznych zatruć, a nie poziomego czy pionowego układu plastra, czy też stosunku jego przekątnej do obwodu. Wydaje mi się to oczywiste, ale chyba wcale takie oczywiste nie jest.

1 komentarz:

  1. witam. dzięki za czas poświęcony na dogłębny opis. wyłapane w tekście drobne szczegóły upewniły mnie w słuszności wyboru; tylko WP/WZ. zgadzam się zasadniczo z tytułem ale dla mnie wybór ula dla pszczół nie dla mnie powinno być podstawą PN. oczywiście różnica ula to jeden z wielu czynników składających się na porażkę lub sukces. ale nawet jeśli to tylko 1 mały % to wolę aby był na + a nie -. cały czas myślę o tym ,że ule korpusowe/kombinowane nie były dedykowane dla PN tylko komercyjnej presji ekonomicznej. oni mogą się nas śmiać tylko..." młodzi filozofi, a uprawiają swoje PN przy uzyciu sprzętu mającego wyssać z pszczoły ostatnie soki.."

    OdpowiedzUsuń