piątek, 26 sierpnia 2016

Takie moje bajanie o balonikach

Największy filozof pszczelarski Jakub Puchatek, zwany również Kubusiem, lubił miód i baloniki. A te ostatnie używał często do pozyskiwania miodu. Więc i ja lubię czasem wyobrażać sobie, że pszczela rodzina jest trochę jak balonik - a w końcu i my używamy ich do pozyskiwania miodu! W tej analogii przyjmuję, że:
- guma, z której zbudowany jest balonik, to genetyka pszczół oraz inne ich mechanizmy obronne;
- powietrze, którym dmuchamy balonik, to cechy gospodarcze pszczół;
- sposób trzymania balonika, to presje jakie oddziałują na organizmy pszczół.

Mam świadomość, że jest to znaczące uproszczenie, ale też wydaje mi się, że w wielu sytuacjach naprawdę ta analogia jest trafna. Tak przynajmniej (w uproszczeniu) to rozumiem. Zastanówmy się więc jak to wszystko w tej analogii działa.

Guma balonika musi być dostosowana do miejsca, w którym ten balonik trzymamy. Jeżeli jesteśmy w regionach upalnych i słonecznych, to guma musi być odporna na działanie UV i wyższej temperatury. Jeżeli natomiast w naszym regionie dominują zimowe, przejmujące mrozy to guma powinna być odporna na niskie temperatury. Jeżeli będziemy ją zmywać chemią to powoli zniszczymy jej strukturę. Każda guma kiedyś sparcieje i pęknie. Ale jeżeli będziemy mieć dobrą mieszankę, przystosowaną do naszych warunków to guma dłużej pozostanie zdrowa. Niedostosowana mieszanka gumy szybciej stanie się krucha czy wręcz łamliwa, gdyż jej składniki będą źle reagowały na otaczające warunki. I oczywiście można przyjąć, że guma to guma, ale wszyscy wiemy, że to nieprawda. Innych mieszanek używa się przecież do produkcji opon zimowych i letnich. Innej gumy poszukujemy do uszczelek lodówki i piekarników. To wszystko ma znaczenie.

Dmuchamy balonik. Chcemy mieć miodne, łagodne pszczoły, tworzące silne rodziny - przy tym rzecz jasna nierojliwe. Więc dmuchamy i dmuchamy, bo chcemy mieć silne i wydajne pszczoły. A jak są już silne i wydajne to dmuchamy nadal, bo zawsze mogą być lepsze. Marzenia o pszczole doskonałej towarzyszą ludziom chyba od początku pszczelarstwa. Ale guma to guma. Ma określoną wytrzymałość. Genetyka pszczoły i inne mechanizmy obronne (np. mikroflora ulowa) wytrzyma tyle ile wytrzyma. W pewnym momencie pęknie i nasz balonik rozerwie się na strzępy.

Teraz dochodzimy do sposobu zajmowania się pszczołami - do naszych metod gospodarki pasiecznej. Każda z ingerencji (przeglądy, wywózka pszczół na pożytki, odbieranie miodu, karmienie cukrem, liczne podziały, chemia, warroza czy inne choroby itd itd itd...) to ucisk w gumę balonika. Trzymamy go w rękach i wbijamy w niego paluchy. Gumy jest wciąż tyle samo, co najwyżej w wielu miejscach robi się cieńsza i bardziej podatna na uszkodzenie. Powietrza w środku jest też tyle samo, ale uciskiem zmieniamy presję wewnętrznego ciśnienia na ścianki balonika (a raczej przy zachowaniu tego samego ciśnienia, osłabiamy cały układ, poprzez zmniejszenie wytrzymałości gumowej ścianki balonika).

Popatrzmy teraz na nasz balonik jako na całościowy układ, w którym wszystko może mieć znaczenie. Guma musi być odporna na warunki w jakich balonik jest trzymany. Im bardziej palące słońce czy siarczyste mrozy zmieniają jej strukturę tym bardziej wewnętrzne ciśnienie w baloniku grozi jego rozerwaniem. A dodatkowo przecież oblewamy ten balonik najróżniejszymi substancjami chemicznymi nie tylko zmywając dodatkową barierę ochronną w postaci mikroorganizmów, które biorą na siebie sporą część warunków zewnętrznych, ale dodatkowo zmieniamy tym strukturę gumy. Im bardziej dmuchamy balonik tym większe powstaje ciśnienie na jego ścianki. I jeżeli mamy balonik z gumy odpornej na miejscowe warunki to nawet wewnętrzne ciśnienie nie grozi za bardzo jego rozsadzeniem, a na pewno wytrzyma on znacznie dłużej niż podatna na mrozy guma wystawiona na dotkliwe zimno. A teraz wbijmy w niego głęboko palce - np. wywożąc pszczoły. Im głębiej te palce wbijemy, albo im więcej zrobimy punktów nacisku, tym bardziej w wielu miejscach rozciągniemy gumę do granic wytrzymałości. Do tego jedynym naszym założeniem przy produkcji gumy jest to, żeby można ją było jak najbardziej napompować i żeby była maksymalnie rozciągliwa. Ale przecież dziś ją rozciągniemy, a potem jakiś czynnik wywrze na jej strukturę niszczący wpływ i wbicie o jednego palca za dużo w tą gumę skończy się katastrofą.

Co więc możemy zrobić, żeby cieszyć się z balonika? Przede wszystkim musimy ponownie zastanowić się czy rozciągliwość gumy jest zawsze najistotniejszym czynnikiem. Czy aby nie powinniśmy jednak tej gumy z balonika wzmocnić, pogrubić - nawet jeżeli będzie nam go trudniej nadmuchać? A może lepiej upuścić z tego balonika powietrze, bo wówczas nawet silne wbicie palców nie spowoduje, aż tak wielkiego zagrożenia jego pęknięciem. Możemy też ten balonik po prostu gdzieś położyć, albo złapać go delikatnie w dwie ręce, zamiast uciskać przez cały czas na wszystkie możliwe sposoby. Jeżeli poczekamy wystarczająco długo, to palące słońce czy mrozy pomogą nam same wybrać te baloniki, które opierają się tym czynnikom, akurat w naszej lokalizacji, bo baloniki po prostu pękną same poddawane zwykłym obiektywnym czynnikom. Po każdym roku możemy badać gumę, z których budowane są baloniki, żeby produkować kolejne z tych mieszanek, które najlepiej się sprawdzają. A gdy już opracujemy kilka mieszanek na gumę baloników, możemy znów zacząć wybierać te, które dają najlepszą rozciągliwość, ale nie niszczą ich nasze warunki i wywierane akurat przez nas uciski. Dziś mamy dużo baloników ze złych mieszanek gumy. Są też uciskane na wszystkie możliwe strony niezależnie od nas (zubożenie pożytków, chemizacja środowiska, warroza i inne choroby). Wydaje mi się, że po prostu powinniśmy zmniejszyć dodatkowe uciski na balonik, albo zmniejszyć w nich ciśnienie wewnętrzne.

Warroza wywiera mocny uścisk. Wbija się w balonik, a żeby tego było mało wbija się w niego palcem z długim paznokciem. Nadmuchane baloniki tego nie wytrzymują. Ale lepiej radzą sobie te mniej nadmuchane, te, które leżą sobie na stole lub trzymane są całymi dłońmi, oraz te, których guma nie jest sparciała przez warunki zewnętrzne.

Cóż. U mnie baloniki także są ściskane. Nie leżą sobie swobodnie, ale ściskam je po trochę - być może w niektórych miejscach za bardzo. Ale mam nadzieję, że wywieram te presje, które w efekcie dadzą mi odpowiednią mieszankę gumy. Ściskam też wszystkie baloniki. Nie likwiduję tych mniej nadmuchanych i jeżeli ich guma będzie dobrej jakości, to moje presje nie doprowadzą do ich pęknięcia, choć zapewne te bardziej nadmuchane skończą w strzępach.

Takie moje bajanie o balonikach. Nie wiem czy ta analogia jest trafna, ale dla mnie taki uproszczony obraz można wyczytać z doświadczeń ludzi, którzy cieszą się swoimi balonikami. Lepiej mieć mniejszy balonik, ale dłużej się z niego cieszyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz