niedziela, 21 sierpnia 2016

"Nie chwal dnia przed zachodem i baby za życia"

Wreszcie coś jakby się ruszyło. To chyba pierwszy raz od wiosny.
Od paru dni wreszcie loty pszczół zaczęły się robić dość intensywne. Pszczoły noszą pyłek, ale zapewne również i nektar. Niektóre z rodzin ruszyły z budową i zaczęły uzupełniać jakieś dziury w gnieździe. W niektórych silniejszych (jak na stan mojej pasieki) rodzinach, w miejscu gdzie odkładają miód trochę zabieliło się od świeżo wypacanego wosku używanego przez pszczoły do wydłużania komórek i pojawiających się pierwszych zasklepów (chyba pierwszych w ogóle tym roku!). Ale nie we wszystkich rodzinach tak się dzieje. Niektóre słabiaki, zwane również zdechlakami, tylko odkładają podawany syrop do komórek i widać, że ciężko im ruszyć z czymkolwiek. Zakładam, że pewnie brakuje im młodej pszczoły, która nadałaby rodzinom niezbędnego wigoru. W czasie przeglądów jakie zrobiłem w ten weekend wczoraj i dziś, w każdej rodzinie zauważyłem jajeczka i choć trochę czerwiu. Ale kilka najsłabszych rodzin ma tego czerwiu ledwie na 2 czy 3 ramkach i garstkę pszczoły. Zakładam, że te nie dotrwają do pierwszych przymrozków, a kto wie czy nie padną ofiarą rabunków w jesieni czy nawet w końcówce lata.

W ostatnich dniach ewidentnie poprawiły się warunki obiektywne w przyrodzie. Nastały chłodniejsze noce, jest trochę słońca i dni nie są zbyt upalne, ale też są dość ciepłe. Ostatnim deszczom udało się chyba również wprowadzić trochę wilgoci do ziemi. I chyba wreszcie dzięki temu ruszyła nawłoć. Jest to pożytek jesienny, który potrafi nektarować nawet do końca października, jeżeli jesień temu sprzyja. Oznacza to więc, że nie są to rośliny, które lubią upały, a raczej potrzebują normalnych ciepłych jesiennych dni, żeby obdarzyć pszczoły nektarem - a właśnie takie mamy teraz lato. I oby wreszcie tak było, aby przynajmniej resztki pszczoły zimowej były dobrze odżywione wartościowym nektarem.

Niewątpliwie na lepszy stan rodzin pszczelich miała wpływ przede wszystkim właśnie ta poprawa aury późnego lata. Owszem, wszystkie rodziny dostawały już w ostatnim czasie cukier, ale doświadczenia pszczelarskie wskazują, że jak jest po prostu źle, to pszczoły nie rozwijają się należycie nawet jak są karmione cukrem. A ja moim pszczołom do tej pory cukru "żałowałem". Uważam, że zdrowszym dla nich (nawet dla tych "zdechlaków") będzie okresowy głód niż paszenie ich niewartościowym pokarmem. Dlatego też przez cały okres kwitnienia roślin letnich dawałem jedynie najsłabszym rodzinom po garstce ciasta (łącznie przez cały sezon poszło go ok. 30 kg). Inne, silniejsze rodziny, nawet gdy były głodne nie dostawały nic do sierpnia. Dopiero wówczas widząc, że raczej nie mogę liczyć na samodzielne zakarmienie rodzin zacząłem - jak w zeszłym roku - podawać wszystkim rodzinom pokarm. Poszło do tej pory coś ponad 200 kg cukru (wliczając ciasto) czyli statystycznie po ok. 4 kg "na łeba". Teraz pszczoły będą mieć około 10 dni przerwy w dokarmianiu. Chcę, żeby odpowiednio ułożyły co mają i żeby zaczęły pomału schodzić z czerwieniem na niższy korpus. Zwłaszcza słabsze rodziny potrzebują tej przerwy na poukładanie, odparowanie i zasklepienie tego co już maja, bo zaczęły się im zalewać małe gniazda, a to raczej kiepski pomysł o tej porze w ich sile. One potrzebują jeszcze czerwić, a na to matki muszą mieć miejsce. Od początku września znów zaczynam podawać dalsze dawki, ale już raczej będą dostawać cukier tylko te, które tego potrzebują, a nie po kolei wszystkie jak przez ostatnie 2 tygodnie.

W tej chwili mam około 50 rodzin pszczelich. Jeżeli nie będzie się działo to, co w 2014, to zakładam, że do zimy zostanie przygotowanych ostatecznie około 45, bo reszta pewnie padnie ofiarą rabunków, albo po prostu "skończy się" jak wiele innych do tej pory. Siła tych rodzin jest bardzo różna. Jedna z rodzin fortowych (ta w której "zgubiła się" matka) siedzi na pełnych 2 korpusach (22 ramki 18tki). Inne silniejsze rodziny są na około 18 ramkach (takich rodzin jest dosłownie kilka). Mam co najmniej kilka rodzin w sile 14 - 16 ramek i te wyglądają dość prężnie, a i kilka zostało ułożonych w układzie 6x6. Spora część pasieki jest jednak na 1 niskim korpusie w sile 5 - 8 ramek (zakładam, że uda się wszystkie doprowadzić do siły minimum 6 czy 7 takich ramek - woszczynę w każdym razie mają i widać, że chcą wykorzystać ostatki lata na rozwój). I choć "siłą" nie grzeszą, to wyglądają na zdrowe - oj gdyby miały z miesiąc więcej lata przed sobą. One też zostaną tak zazimowane - na jednym korpusie. Zobaczymy co z tego wyniknie. Kilka rodzin zimuję również na pełnych ramkach WLKP. Te są również w różnej sile, ale myślę, że ostatecznie uda się je doprowadzić do zimowli w sile od 5 do 7 lub 8 ramek. Zobaczymy jednak co z tego wyniknie, bo wśród tych właśnie rodzin są 2 rodziny mocno rabowane - zastanawiam się czy nie złączyć tych rodzin razem (być może nawet wywożąc w inne miejsce), bo może dzięki temu uda im się powstrzymać rabunki. Ale też myślę, że to nie jest kwestia "siły", a po prostu nękających ich dolegliwości. Owszem, nie mam setek rodzin do selekcji, ale też wydaje mi się, że mogę pozwolić sobie w przypadku kilku na pozostawienie wszystko w "rękach eksperymentatora - natury". W każdym razie tych kilka rodzin jest wciąż słabsze niż (w mojej ocenie) wymaga tego racjonalna zimowla. Stoję jednak na stanowisku, że nie ma znaczenia czy to ja "ukatrupię" matkę, czy też zabije ją zima... Zobaczę jednak co dalej. Być może w ostatnich przeglądach stwierdzę gdzieś kłopoty z matką i taki maluch jak nic przyda się na rozwiązanie kryzysu. Zwłaszcza, że takich sytuacji w ostatnim czasie było wiele, bo od mojego ostatniego wpisu na blogu "zniknęło" właśnie w taki sposób co najmniej kilka rodzin. Chyba tylko 2 padły przez choroby - inne zostały połączone z pszczołami gdzie ewidentnie nie było matki.

Oprócz tego będę zimował kilka warszawiaków. Warszawiaki pod domem są w pięknej sile (rzecz jasna ponowne zastrzeżenie: jak na moją pasiekę i siłę jej rodzin). Najsilniejsza to Elgon, który chciał się roić na korpusie wielkopolskim. Ta rodzina ma 11 ramek (oczywiście nie dobudowanych do samego dołu, ale pewnie średnio w 3/4) i prawie każda jest zaczerwiona w bardzo dużym procencie. Warszawiaki z VR od Polbarta i AMM ze Szwecji mają mniejszą siłę (po ok 8 ramek), ale wyglądają na prężne i ładne. Pięknie latają, mają dużo pyłku i "nektaru" (zapewne w większości cukrowego).
Co ciekawe AMM ze Szwecji czerwi na trutnia - być może przygotowują się do wymiany matki, albo chcą rozsiać w okolicy "rezerwę genową" na późne unasiennienia na wypadek, gdyby matka padła w zimie. Choć ta w sumie nie jest taka stara - u mnie jest od roku (przyszła w początku sierpnia zeszłego roku) więc zakładam, że tyle ma. Te pszczoły zaczęły nawet budować pod niewysokim zatworkiem (komórkę trutową), która jest zaczerwiana, choć plastry w większości nie są dobudowane do dołu ula.
Trzy warszawiaki (bo tyle z 5 jakie tam mam gości pszczoły) na głównej pasiece mają się natomiast słabo... Tam pszczoły mają do dyspozycji po około 5 ramek (do tego odbudowanych w różnym stadium), jednak siedzą może na 3 czy 4. Wciąż rozważam, czy z najsilniejszego Elgona nie podebrać 3 ramek z czerwiem zasklepionym i nie porozdawać do tych rodzin. Myślę, że zrobiłbym to gdyby nie fakt, że duże plastry obciążone czerwiem prawdopodobnie nie dojadą paru kilometrów po wybojach... Rozważam też inną opcję - rozdanie ramek z czerwiem z jednego warszawiaka do dwóch pozostałych i przywiezienie go na zimę tu pod dom, gdzie zasiliłbym go 2 ramkami czerwiu właśnie z tego Elgona. Może to jest jakieś rozwiązanie...?

Jeżeli chodzi o kłody pod domem, to kłoda, do której wsadziłem jeden z pierwszych wykonanych pakietów (Elgona z pierwszego warszawiaka) ma chyba największe loty w całej pasiece. Pszczoły też ładnie bronią wylotka. Wygląda na to więc, że rodzina jest w dobrym rozwoju. Pytanie pozostaje jak u nich z pokarmem... i chyba tego się nie dowiem i raczej w ogóle nie zamierzam tam ingerować i podkarmiać. Rodzina w drugiej kłodzie już jakiś czas temu przestała istnieć. Przez wylotek straszy parę pustych plastrów i rozpięte pajęczyny...

Spora część rodzin (dziesięć - paręnaście) będzie zimowana na dennicach z dolnym wylotkiem, w których na siatce rozrzucona jest "eko-ściółka", większość jednak ma górny wylotek. Wszystkie wylotki są przymknięte - w niektórych rodzinach tylko trochę, a niektóre "na parę pszczół". Myślę, że wszystkie zostaną właśnie tak do zimy jak są w tej chwili.
Obecnie już nie zamierzam bardzo mieszać w ulach - "przeglądy" znaczącej większości będą minimalizowane do oceny potrzeby dalszego podawania pokarmu. Być może "pomieszam" coś tylko tym najsłabszym, gdybym przy pierwszym spojrzeniu widział, że ewidentnie nie daje rady, a mogę jeszcze coś z nimi zrobić. Wówczas nie wiem jeszcze czy spróbuję zasilić taką rodzinę czerwiem, czy rozważę łączenie. Na ostatnie decyzje przyjdzie czas z początkiem września (choć wiem, że to już bardzo późno).

Generalnie wreszcie zaczyna się coś dziać w pozytywną stronę... niestety dopiero "w sam raz" na ostatki sezonu. A pszczoły przecież mocno ucierpiały przez czas, w którym dominował głód i choroby. Więc może okazać się że "dobra" końcówka (jak to mówi mój wuj: "nie chwal dnia przed zachodem i baby za życia"...) to będzie za mało aby przetrwały do maja przyszłego roku. Przez cały rok likwiduję przecież rodziny bez matek z garstką pszczół, słabnących w oczach. Przez ostatni miesiąc zlikwidowałem tak chyba około 10 czy 15 rodzin. W ten weekend wyjątkowo nie rozgoniłem lub nie łączyłem żadnej rodzinki, a nawet te, które tydzień temu oceniałem, że padną lada dzień, to jakoś jakby okrzepły... Czy to znak, że gdy padną ostatnie rabowane "zdechlaki" mogę liczyć przynajmniej na stabilne wejście do zimy tych 40 - 45 rodzin, które się ostaną po krytycznym sezonie?
Szkoda, że nie mamy dopiero początku sierpnia, bo i te moje "zdechlaki" być może miałyby szansę choć jeszcze trochę się rozkręcić. Mam nadzieję, że te najzdrowsze (niezależnie od siły) wykorzystają ostatni miesiąc lata na wzmocnienie przed czekającą nas zimą.

2 komentarze:

  1. Imponujące. Trzymam kciuki za sukces! Za sukces jak największej liczby rodzin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzyśku, dzięki za dobre słowo.
      ale akurat nic imponującego nie ma w tym, że rodziny są słabe i schorowane. no chyba, że masz na myśli to, że cokolwiek przetrwało do tej pory - to fakt, to jest imponujące ;) Oby wiosną było cokolwiek, to powinno być już łatwiej.

      Usuń