W grudniowym numerze miesięcznika "Pszczelarstwo" ukazał się artykuł współautorstwa Łukasza Łapki oraz mojego. Artykuł pisany był pod patronatem Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego "Wolne Pszczoły" i został umieszczony na jego stronie. Podobnie jak poprzednio chciałbym podziękować innym członkom Stowarzyszenia, którzy wnieśli swoje uwagi i pomogli nadać taki właśnie kształt poniższej publikacji.
Artykuł ma być pierwszą z serii kilku publikacji pod tytułem "Zapomnieliśmy co dla Niej dobre... czyli analiza grzechów pszczelarstwa ostatnich dziesięcioleci". Pierwszy tekst pod tytułem:
"Selekcja niezgodna z naturalnymi potrzebami gatunku".
W
poprzedniej publikacji („Pszczelarstwo" 11/2015) staraliśmy
się wykazać, dlaczego długofalowe zwalczanie roztoczy Varroa jest
nieracjonalne i przynosi więcej szkody niż pożytku. Ale samo
nieustanne leczenie pszczół nie jest jedynym powodem, dla którego
gatunek Apis mellifera ma się źle. My, pszczelarze, popełniamy
wiele „grzechów" przeciwko naturze pszczoły. Zapomnieliśmy,
co jest dla Niej dobre bądź... nigdy nas to nie interesowało.
Najważniejszym i, być może, tak naprawdę jedynym problemem
nowoczesnego pszczelarstwa jest niedostrzeganie lub ignorowanie
natury pszczoły miodnej. Możemy jednak pokusić się o rozbicie go
na kilka składowych. Pierwszą z nich jest selekcja niezgodna z
naturalnymi potrzebami pszczoły.
Od
zarania starożytnych cywilizacji i początków rolnictwa, człowiek
selekcjonował zwierzęta hodowlane oraz rośliny. Selekcja ta zawsze
była, jest i będzie. W uproszczeniu polega ona na systematycznej
zmianie osobników w kolejnych pokoleniach, aby były bardziej
wydajne, łagodniejsze i lepiej znosiły ingerencję oraz towarzystwo
człowieka. Nowoczesne rolnictwo, które jest główną przyczyną
degradacji środowiska naturalnego, przesuwa dziś selekcję
organizmów do granic absurdu. O ile przed erą rozwoju nauk
medycznych (i weterynarii) „wytworzone" w taki sposób
zwierzęta umierały, kiedy ich zbyt wyśrubowane" cechy
powodowały nieprzystosowanie do środowiska, o tyle dziś na
porządku dziennym jest ratowanie zwierząt, które nie potrafią
funkcjonować bez opieki człowieka. Podobnie jest wśród roślin
uprawnych — i tu ceną za wyższe plony jest konieczność częstego
wspomagania chemią.
Pszczoła
miodna wciąż jeszcze ma szereg przystosowań do funkcjonowania w
środowisku naturalnym bez człowieka, choć czasem wydaje się, że
pszczelarze robią wszystko, co w ich mocy, żeby te cechy
bezpowrotnie usunąć. Selekcja na wzmocnienie jednych cech
osobniczych, zawsze pociąga za sobą nadwątlenie innych. A przecież
zmieniamy wówczas cały organizm, cały złożony i współzależny
system, który przez dziesiątki tysięcy lat doskonalił się w
zdolności przeżycia. Na danym obszarze przeżywały pszczoły,
które „znały" klimat i pożytki, radziły sobie z
miejscowymi patogenami, które „wiedziały" jak reagować na
długotrwałe deszcze, powracające wiosenne chłody czy
przeciągające się susze. Zupełnie inne warunki panowały choćby
na obszarach puszcz klimatu umiarkowanego, a inne w skalistych czy
suchych rejonach południa Europy. I to właśnie „pszczoła
lokalna" — w odniesieniu do jakiejś konkretnej lokalizacji —
była najlepiej przystosowana do miejscowych warunków
środowiskowych.
Dzika
pszczoła używała dużo propolisu, który zapobiegał rozwojowi
patogenów. Była obronna i dzięki temu lepiej walczyła z
intruzami. Ograniczała się w czerwieniu w czasie załamania pogody
i dzięki temu była w stanie przetrwać ciężki okres, a nadmiar
czerwiu nie stanowił wówczas obciążenia dla rodziny i nie był
narażony na wychłodzenie czy głód. Roiły się pszczoły, które
radziły sobie najlepiej i które osiągały sukces biologiczny. To,
rzecz jasna, pewne uproszczenie i skróty myślowe, bo zagadnienie
złożonego systemu cech pszczelich jest zbyt skomplikowane, aby
opisać je w paru prostych zdaniach. Pszczelarze nie lubią tych
wszystkich cech dzikiej pszczoły i prawdopodobnie nigdy nie
zastanawiali się nad tym, czy są one pszczole do czegoś potrzebne.
Interesowało ich tylko to, ile miodu pszczoła przyniesie i jak
łatwo będą mogli go odebrać...
Dzisiejsze
pszczoły w zastraszającym tempie tracą przystosowania do życia w
środowisku naturalnym. Przez ostatni wiek tak bardzo oddaliliśmy
pszczołę od jej naturalnego pierwowzoru i zmniejszyliśmy
plastyczność przystosowań gatunku, że wraz z pojawieniem się
nowych zagrożeń niezwykle trudnym stało się utrzymanie pszczół
przy życiu. W dużej mierze odpowiedzialna jest za to praca
hodowlana. Ale to wszystko nie znaczy, że mamy wrócić do
„żądlących bestii", które — jak głosi legenda
—zatrzymały pochód legionów rzymskich przez ziemie Słowian.
Pszczelarze organiczni wskazują po prostu na potrzebę zapewnienia
naturalnego rozwoju gatunku Apis mellifera, równoważącego potrzeby
pszczelarzy z naturalnymi potrzebami pszczoły. Przykłady ze świata
dowodzą, że to zrównoważenie jest możliwe i, co więcej, taka
hodowla pozwala na osiągnięcie sukcesów komercyjnych. Rozmnażajmy
więc te, które nadmiernie nie propolisują, mniej się roją czy
zbierają więcej miodu, ale pozwólmy naturze wyeliminować te z
nich, które po prostu same sobie nie radzą.
Musimy
sobie uzmysłowić, że pewien próg śmiertelności pszczół jest
niezbędny, aby zapobiec rozprzestrzenianiu nieprzystosowanych genów
oraz pożądany z punktu widzenia przeżywalności i wzmocnienia
całej populacji. Historyczna śmiertelność dziko żyjących
pszczół, która trzymała populację pszczoły miodnej w zdrowiu
przez miliony lat, mogła się zapewne zbliżać okresowo nawet do
50%. Dziś, walcząc o przeżycie każdej rodziny, wpływamy
negatywnie na zdrowie całego gatunku, co widać na każdym kroku.
Bardziej doświadczeni hodowcy i pszczelarze niezmiennie jednak
szczycą się przeżywalnością pszczół na poziomie 98-99% (rzecz
jasna przy użyciu chemii), wyznaczając też takie standardy i
oczekiwania wśród amatorów. Musimy jednak mieć świadomość, że
tym samym podcinamy gałąź, na której opiera się pszczelarstwo
przyszłych pokoleń. Gdyby trzydzieści kilka lat temu nie
rozpoczęto zwalczania warrozy na terenie Polski, dziś
prawdopodobnie mówilibyśmy o tym roztoczu jako o pasożycie
pszczoły, który współistnieje w ulu i przynosi znikome straty
ekonomiczne i wyjątkowo rzadko powoduje spadki rodzin pszczelich.
Jako pszczelarze wybraliśmy jednak inną drogę i pomimo ewidentnej
porażki tego kierunku, wciąż bezrefleksyjnie brniemy w tę samą
stronę. Nie jest za późno, aby z tej drogi zejść, ale musimy
mieć świadomość, że każdy kolejny sezon ratowania
nieprzystosowanych biologicznie rodzin pszczelich utrwala i
rozprzestrzenia niezdolność do zwalczania warrozy przez same
pszczoły.
Nowe
pożądane cechy pszczół
Ostatnie
dziesięciolecia to ciężki okres dla pszczelarstwa. Roztocze Varroa
destructor stało się „papierkiem lakmusowym" złej sytuacji
pszczoły. Dlatego obecnie niezwykle istotne jest podjęcie selekcji
w kierunku innym niż dotychczasowy. Dziś to nie miodność czy
łagodność pszczoły muszą być najważniejsze, ale jej odporność
na choroby i możliwość współistnienia z roztoczem Varroa — bo
ono już nie opuści naszych pasiek, niezależnie od tego, ile chemii
wpompujemy do uli. Przyjazne dla nas cechy pszczół musimy dziś
odsunąć na drugi plan i zacząć ich ponowną selekcję, po
osiągnięciu satysfakcjonującego progu przeżywalności populacji.
Dzisiejsi
pszczelarze komercyjni nie zawracają sobie głowy zdrowiem pszczół,
bo wynika to z ich kalkulacji ekonomicznej. Taką postawę można
było zauważyć w filmie „Więcej niż miód", w scenie
obrazującej opryski prowadzone w lotny dzień, podczas zapylania
migdałowców — wszystko za wiedzą i zgodą pszczelarzy... I choć
— na szczęście — podobnych praktyk raczej w naszym kraju się
jeszcze nie spotyka, to bezsprzecznie można zaobserwować
następujące podejście: pszczoła ma zbierać miód, pyłek,
propolis, ma produkować wosk i zapylać (najlepiej odpłatnie dla
pszczelarza), a przy życiu można ją utrzymać dzięki stosowaniu
najróżniejszych „leków" i środków chemicznych. Ale
pszczelarze, którym leży na sercu dobro pszczół, powinni zacząć
interesować się tymi cechami pszczół, które pozwolą samym
pszczołom radzić sobie z zagrożeniami.
Najważniejszym
zagadnieniem jest tak naprawdę umiejętność wykrycia obecności
roztocza przez pszczoły. Podstawowym zmysłem pszczoły w tym
zakresie jest powonienie. Ale roztocza posiadają niezwykłe
umiejętności maskowania swojego zapachu i upodabniania go do
zapachu żywicielki, co powoduje, że stają się one dla pszczół
jakby niewidzialne. Dlatego kluczowym zadaniem jest wyselekcjonowanie
pszczół, które po prostu są w stanie „zauważyć" Varroa.
Te pszczoły, które stwierdzą obecność pasożyta, podejmują z
nim walkę na różne sposoby i w wielu zagranicznych pasiekach,
podejmowana jest ze znakomitymi efektami odpowiednia selekcja.
Sposoby pszczół, o jakich mówimy, to przede wszystkim podstawowa
higieniczność, grooming (czyszczenie się dorosłych osobników z
roztoczy) i VSH („higiena wrażliwa na Varroa). Jest ich
niewątpliwie więcej, ale akurat te są łatwe do obserwowania i
oceny dla każdego — nawet pszczelarza amatora. Dzięki
wykorzystaniu takich pszczół, jeden z nas (Ł.Ł.) zauważył we
własnej pasiece, że przeżywalność przy ograniczonym użyciu
organicznych substancji chemicznych (Tymol, olejki eteryczne), jest
praktycznie na takim samym poziomie jak w typowych pasiekach
komercyjnych, w których leczenie wykonuje się kilka razy do roku
środkami mającymi znacznie gorszy wpływ na zdrowie owadów.
Nie
wdając się w szczegóły, przeprowadzimy krótką analizę
wymienionych cech pszczelich. Pszczoły higieniczne to te, które
sprzątają gniazdo z obcych substancji i przedmiotów znajdujących
się w ulu, usuwają też martwy czy chory czerw, który mógłby być
przyczyną namnażania się patogenów. Najprostszym testem na
stwierdzenie higieniczności rodziny pszczelej jest wprowadzenie do
ula jakiegoś przedmiotu, np. kawałka tektury, trocin, czy kulek
styropianowych i sprawdzenie jak szybko pszczoły pozbędą się tych
„śmieci". Typowy test higieniczny związany z usuwaniem
porażonych lub martwych larw wykonuje się przez nakłuwanie
zasklepionego czerwiu (poczwarki) igłą, bądź też zamrożenie
fragmentu piastra w taki sposób, aby uśmiercić młode pszczoły w
komórkach i sprowokować pszczoły czyścicieiki do ich usunięcia.
Wyznacznikiem higieniczności jest czas, w którym pszczoły
poradziły sobie z tym zadaniem. Uznaje się, że odsklepione i
wyczyszczone komórki w 100% po dwudziestu czterech godzinach, to
bardzo dobry wynik i rodzina posiada wysoką higieniczność.
Pszczoły selekcjonowane na tę cechę potrafią taki sam obszar
piastra wyczyścić w czasie poniżej dziesięciu godzin.
Tak
zwany „grooming", to oczyszczanie się dorosłych osobników z
roztoczy. Pszczoły mogą usuwać roztocza same z siebie
(autogrooming) lub też wykonują to inne pszczoły robotnice
(allogrooming). W celu oceny stopnia tego zachowania austriacki
hodowca Alois Wali-ner opracował prosty test. Co kilka dni liczył
osyp martwych roztoczy na wkładce dennicowej, oddzielając osobniki
uszkodzone od nieuszkodzonych. Dzięki temu obliczał procentowy
udział okaleczonych osobników w całej liczbie spadłych roztoczy.
Obecność uszkodzonych anatomicznie Varroa destructor świadczyła o
umiejętności zwalczania roztoczy przez pszczoły. W rodzinach
wybitnych, które przeszły już selekcję, liczba uszkodzonych samic
Varroa sięgała nawet powyżej 90% (oznacza to, że niecałe
dziesięć procent z nich dożyło naturalnej śmierci). Dzięki
opisom testów Walinera i innych pszczelarzy, w tym choćby polskiego
pszczelarza — Jerzego Smotera z Tymbarku, możemy sami w swoich
pasiekach przeprowadzać podobne obserwacje. Niezbędnym wyposażeniem
są tylko osiatkowane dennice z wkładkami (przy pełnych dennicach
higieniczne pszczoły usuną martwe roztocza z ula, co uniemożliwi
ocenę wyniku testu) oraz szkło powiększające czy inny rodzaj
lupy. Pamiętać trzeba przy tym, że nasze obserwacje może zakłócić
obecność innych żyjątek. Martwe roztocza mogą zostać na
przykład usunięte przez mrówki.
Skrót
VSH pochodzi od angielskiej nazwy „Varroa Sensitive Hygiene",
co w tłumaczeniu można rozumieć jako „higiena wrażliwa na
Varroa". W przeciwieństwie do groomingu, który dotyczy
usuwania roztoczy z wykształconych osobników dorosłych, zachowania
VSH polegają na wyszukiwaniu przez robotnice zaczerwionych komórek
pszczelich, w których znajduje się dorosła samica Varroa, zdolna
wydać na świat potomstwo. Obserwacje wskazują, że niektóre
pszczoły celowo odsklepiają komórki, w których może dojść do
prawidłowego cyklu rozrodczego Varroa, natomiast pomijają te, w
których samica nie jest w stanie rozmnożyć się. Odsklepianie
powoduje: po pierwsze, zakłócenie biologicznego cyklu rozwoju
roztoczy, a ponadto jest oznaczeniem komórek dla innych pszczół,
które następnie usuwają porażoną poczwarkę i roztocza z ula.
Cecha VSH została zidentyfikowana i zbadana w USDA (Departamencie
Rolnictwa Stanów Zjednoczonych), w laboratorium hodowli pszczół w
Baton Rouge. Na terenie USA pszczoły mające tą cechę rozwiniętą
w wysokim stopniu, są powszechnie dostępne. Od kilku lat o
pszczołach VSH mówi się coraz więcej w Europie i są już
ośrodki, z których można sprowadzić selekcjonowane matki do
Polski. Dzięki obserwacjom małżeństwa John'a i Carol Harbo, a
także opracowaniu przez nich prostego testu, również w amatorskich
pasiekach możemy starać się wyszukiwać i selekcjonować pszczoły
o pożądanych zachowaniach VSH. Taki test polega na odsklepianiu
poczwarek i wyszukiwaniu na nich roztoczy oraz w komórkach
pszczelich. Musimy stwierdzić, czy w zasklepionej komórce
znajdowały się roztocza, a jeżeli tak, to ile ich było i czy
obecny był samiec. Liczba komórek, które dadzą nam względnie
wiarygodny obraz obecności zachowań to około 100-150 sztuk.
Rodziny o wysokim wskaźniku zachowań VSH, to te, w których nie
stwierdza się potomstwa roztoczy, lub jest ono w nielicznych
komórkach, a także te, które nie dopuszczają do wspólnej
obecności zdolnych do rozpłodu samicy i samca roztocza Varroa
destructor.
A
czy to jedyna droga?
Selekcjonowanie
opisanych zachowań, to niewątpliwie jedna z dróg do wzmocnienia
pszczoły w walce z roztoczem. Dzięki obecności tych zachowań,
rodzina zaczyna się czyścić z pasożyta znacznie wcześniej niż
osiągnięty zostaje próg krytyczny porażenia, w którym
najczęściej nie ma już odwrotu od zagłady rodziny.
Ale
cech i zachowań wspomagających pszczołę w walce z warrozą może
być znacznie więcej. Pojawiają się choćby obserwacje i badania
dotyczące chemicznego oddziaływania niektórych pszczół na
zdolności reprodukcyjne roztoczy (poprzez feromony), czy też wpływu
długości cyklu rozwojowego czerwiu pszczelego na rozwój potomstwa
roztoczy. Na pewno nie jesteśmy w stanie wszystkich tych cech
poznać, obserwować, mierzyć, a także odkryć ich wzajemnych
zależności. Nie da się stwierdzić, jak bardzo rozwijanie jednych
zachowań kosztem innych wpłynie na zdrowie i ogólny stan
populacji. Być może, że nienaturalna selekcja jednych cech przez
hodowców, spowoduje nieprzystosowanie względem innych zagrożeń(?).
Kto wie czy wraz z rozwojem groomingu czy VSH nie wpłyniemy
negatywnie na inne cechy pszczoły. Dziś wydaje nam się, że to
może być dobra droga, ale kto wie z jakimi jeszcze innymi
problemami zetkną się pszczoły i pszczelarstwo w przyszłości.
Ludzie zawsze uzurpowali sobie prawo poprawiania Natury, a w
konsekwencji musieli walczyć z problemami, których sami byli
przyczyną...
W
celu zobrazowania tych ostatnich myśli, pozwolimy sobie przytoczyć
— jako ciekawostkę — pewne spostrzeżenie pioniera pszczelarstwa
organicznego Michaela Busha (www.bushfarms.com/bees).
Każdy
pszczelarz wie, że zwarty, doskonały wzór zaczerwienia piastra
świadczy o jakości matki pszczelej. Encyklopedia PWN „czerw
pszczeli"
(http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/czerw-pszczeli;3889586.html)
podaje: „ze względu na sposób wypełnienia piastra czerwiem
wyróżnia się czerw zwarty, gdy plaster jest równo zaczerwiony, i
czerw rozstrzelony z komórkami pustymi wśród powierzchni
zaczerwionej; czerw rozstrzelony świadczy o wadach matki, jej
starości, genetycznej letalności pokolenia; wynik zjadania części
młodych larw płci męskiej przez pszczoły". Jednak wcześniej
wskazaliśmy, że pszczoły o wysoko rozwiniętych zachowaniach VSH
odsklepiają i usuwają poczwarki, w rezultacie plaster z czerwiem
przestaje mieć doskonały zwarty wzór. Jak więc zauważa Bush,
przez dziesięciolecia hodowcy preferując zwarty wzór czerwiu (co
miało świadczyć o tym, że matka jest „lepsza")
selekcjonowali przy okazji pszczoły przeciwko zachowaniom
higienicznym... Czy wobec tego, mając przed oczami ten przykład,
możemy przyjąć, że wiemy lepiej niż Natura, które cechy wybrać
i które pszczoły powinny przetrwać. Może po prostu trzeba zdać
się na selekcję naturalną, żeby wrócić do odległego w historii
punktu, kiedy pszczoły były zdrowe i żyły w zrównoważonej
populacji. Wydaje się, że powinniśmy całkowicie zmienić nasze
wyobrażenia o potrzebie i kierunkach selekcji. Chcąc mieć dziś
parę słoików miodu więcej, tak naprawdę działamy na szkodę
gatunku pszczoły miodnej i przyszłych pokoleń pszczelarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz