niedziela, 28 czerwca 2015

Nowe pszczoły, nowe geny, nowe szanse

Moja pasieka cały czas jest w rozwoju. Co z jednej strony bardzo mnie cieszy, a z drugiej powoduje, że nie mam chwili wolnego. Posiadanie więcej niż 4 - 5 uli przy pełnym etacie, dojazdach do pracy (moje zajmują mi po około 2,5 godziny każdego dnia), pracach w ogrodzie, w domu i chęci zachowania choć paru znajomych, powoduje, że nie ma czasu już absolutnie na nic... Gonię jak głupi... a jednak gdy jest okazja założyć nową rodzinę pszczelą nie waham się ani przez chwilę.


Elgony

Jak sygnalizowałem w poprzednim poście, wracając z urlopu zjechałem z autostrady i pojechałem po pszczoły Elgon - było prawie po drodze. Przywiozłem 3 odkłady i 2 matki. Jedna z nich poszła w prezencie, a dla drugiej zrobiłem pakiecik. Niestety nie obyło się bez problemów, ale o tym niżej.
Elgony kupowałem w pięcioramkowych odkładach. Kupiłem je od pszczelarza amatora, który jednak do swojego amatorstwa podchodzi dość profesjonalnie (jeżeli można tak to ująć). Ma sporą pasiekę, a w zeszłym roku sprowadził wiele matek bezpośrednio od Erika Osterlunda (dostałem namiar na tego pszczelarza właśnie od Osterlunda, gdy napisałem do niego w sprawie matek). Można powiedzieć, że na jego terenie Elgony, sprowadzone bezpośrednio ze źródła, dość dobrze się zadomowiły. Pszczelarz z tych pszczół jest niezmiernie zadowolony - twierdził, że są świetne do pracy, a i wyniki komercyjne nie pozostawiają wiele do życzenia. Niemniej jednak w rozmowie twierdził, że nie waha się używać Rapicidu i Taktiku. Na moją uwagę, że nie po to Erik Osterlund selekcjonuje pszczołę, uśmiechnął się i rzucił, że to samo napisał mu Erik... Cóż. Każdy robi co uważa.

Przyjechałem do pszczelarza wieczorem, kiedy pszczoły kończyły już swoje loty. Ale ja wciąż miałem 350 km do domu, a byłem już dość zmęczony, bo miałem blisko 1000 kilometrów za sobą. Wobec tego za sugestią pszczelarza pozostawiłem pszczoły w jego skrzynkach transportowych, w których odkłady były przygotowane i zdecydowaliśmy, że nie będziemy ich przekładać do mojego ula transportowego. Niestety ta decyzja spowodowała pewien problem (lub nie ukazała go wystarczająco wcześnie).

Kolejnego dnia nie było pogody na to, żeby z pszczołami pracować, ale otworzyłem skrzynki i pozwoliłem pszczołom się oblecieć. W jednej z nich widziałem, że na desce wylotka pojawiło się trochę martwych pszczół - uznałem, że sprzątają po transporcie, ale tylko wyrzuciły pszczoły poza gniazdo, z uwagi na złą pogodę nie wynosząc martwych pszczół dalej.
Kolejnego dnia pogoda nie była może rewelacyjna, ale trzeba było pszczoły osadzić we właściwych ulach.

Pierwszy odkład był w porządku - matka jest, pszczoły są. Wszystko ok.

W drugim odkładzie czekała mnie niespodzianka - nie było tam matki czerwiącej, za to usłyszałem "kwakanie" i na moich oczach zaczęły się wygryzać matki z mateczników znajdujących się na jednej z ramek. Czerwiu nie było, siła była "średnia". Jak dla mnie wyglądało to tak, jakby ten odkład był zbyt silny na tą skrzynkę i po prostu się wyroił. Pszczelarz powiedział, że odkłady zrobił jakiś czas temu - i jak dla mnie to by się zgadzało. Oczywiście spędziłem przy tym odkładzie dobrą chwilę łapiąc matki. I choć odkład nie miał dużej siły i matki czerwiącej, to muszę przyznać, że i tak byłem zadowolony, bo dzięki młodym matkom zrobiłem jeszcze chyba 4 czy 5 mniejszych i większych rodzinek (w większości 2 ramkowych) wykorzystując do nich inne moje pszczoły. Teraz mam nadzieję, że matki się unasiennią. Jeżeli tak by się stało, to może na pasiece pojawią się ciekawe rodzinki - Elgony unasiennione moją pszczołą i tym co w okolicy przeżyło.

Natomiast w 3 i ostatnim odkładzie było źle. Oj źle. Gdy otwarłem ten ulik moim oczom ukazał się smutny widok. Na dole w skrzynce leżała kilkucentymetrowa warstwa martwych pszczół. Dało się z ula wyczuć zapach stęchłej wilgoci. Dla mnie wyglądało to tak, jakby odkład był za silny na tą skrzynkę - jednak nie wyroił się - a po zamknięciu zaparzył się i część pszczół nie przetrwała... Do tego musiałem wyrzucić 3 z 5 ramek, bo był na nich martwy czerw. Pszczoły go unikały, siedząc po bokach i na górze. Jak dla mnie mogły to robić z dwóch powodów: albo czerw stał się "bronią biologiczną", albo też nie chciały go przegrzać, bo i tak poddawany był nieciekawym warunkom w tym uliku. W każdym razie - z perspektywy paru dni - udało się tą rodzinkę uratować. Jest w niej matka i pojawił się młody czerw. Niestety rodzinka nie ma ani połowy tej siły jaką mieć powinna.
Martwe pszczoły w skrzynce...

"Luźną" matkę podałem do zrobionego na gorąco niewielkiego pakietu. Jednak przy wczorajszym przeglądzie (w tydzień po wydzieleniu tej rodziny) widziałem, że pakiet nie chce ruszyć z budową. Pakiet zrobiłem do mojego jedynego warszawiaka, więc nie miałem możliwości podania do tegoż pakietu jakiejś ramki z czerwiem z innego ula, żeby "rozruszać" matkę. Wczoraj zdecydowałem się wyciąć kawałek plastra z czerwiem od innych Elgonów i przykleić (rozgrzewając wosk na gorąco) do ramki. Mam nadzieję, że teraz pakiecik ruszy... Ale zobaczymy. Pszczoły w ulu siedzą, więc zakładam, że podana matka jest. Bez matki prawdopodobnie pszczoły rozleciałyby się po innych rodzinach.

Jak widać z tymi Elgonami było trochę problemów - część wynikało niewątpliwie z braku doświadczeń z mojej strony. Niemniej jednak jeżeli choć ze 3 młode matki, a także przywiezione odkłady ruszą z rozwojem to Elgony zadomowią się na pasieczysku nr 2. Zobaczymy jak sobie poradzą w moich warunkach.


Pszczoły przedwojenne

Nazwa przylgnęła do tych pszczół. I myślę, że dobrze pasje do tych dzikusków. Pojechałem ponownie do pana, od którego wiosną kupowałem moje skundlone AMM. Po moim urlopie miały na mnie czekać 4 rójki - 2 dla mnie do moich uli wielkopolskich i 2 dla kolegi, które strzepnęliśmy do jego "japończyków". Okazało się, że rójki wyszły już jakiś czas temu, gdy byłem za granicą, i pszczoły zostały osadzone na ramkach, które miałem przyjemność już u siebie gościć. Do mojego przyjazdu zgromadziły trochę pokarmu, który oczywiście został na ramkach u właściciela pszczół.

No i cóż... Tu też były problemy. Ostatecznie obydwie rójki przywiezione dla kolegi uciekły. Jedna prawdopodobnie dlatego, że nie miała matki - ale wcale nie jestem pewny, że z tego powodu. Była dość niewielkiej siły i przy próbie podkarmienia ich w uliku (musiałem zdjąć daszki i założyć moje powałki z otworami pod słoik), pszczoły się rozleciały. Był już wieczór, uznałem, że trzeba otowrzyć ten ulik, żeby się naleciały - i faktycznie na początku to robiły. Ale następnego dnia już ich nie było...
Drugi ulik na pewno miał matkę - sam ją tam podałem, choć mogła być właśnie z tego pierwszego (nie wdając się w szczegóły jedną z matek znalzłem pod ulem na zewnątrz po strząśnięciu rójek do ulików...). 3 dni ta rójka siedziała w zamkniętym japończyku. Była podkarmiona. Otworzyłem rójkę po paru dniach i nie zaglądałem przez jakiś czas na pasieczysko. Gdy wróciłem tam wczoraj, pszczół już nie było...

Moje nowe rójki też nie chciały ruszać z budową na pustych ramkach. Oceniam, że stało się to przez to, że przez blisko tydzień pszczoły były osadzone na starej woszczyźnie w innym ulu. Rójka straciła instynkt zadomowienia się i nie chciała budować. Jednak mając takie dobrodziejstwo jak ul ramkowy przy otwarciu moich nowych pszczół, po 2 dobach od przywiezienia, podałem im po ramce otwartego czerwiu. Gdy wczoraj je skontrolowałem, obydwie pięknie ruszyły z budową. Już nie uciekną!


Rojowa Dobra

Na pasieczysku nr 3 poddałem 2, otrzymane ku uprzejmości jednego z kolegów, nieunasiennione matki rojowe po pszczole Dobra. Dla jednej utworzyłem nową rodzinkę z 3 innych. Z jednej wziąłem czerw, z jednej strzepnąłem trochę pszczoły, a z kolejnej (po zmianie miejsc ustawienia uli) zrobiłem naloty. Oczami wyobraźni już widzę głosy krytyki, sprzeciwiające się takiemu mieszaniu pszczół! Pszczoły z trzech linii genetycznych, a z czwartej matka! No cóż... nie zawsze będzie naturalnie...

Drugą matkę podałem do rodziny, która wcześniej przejawiała dużą agresywność. Co ciekawe, choć pszczoły całkiem spokojne nie były, to były daleko mniej agresywne niż wcześniej. Na tyle, że określiłbym tą obronność jako "racjonalną" (zwłaszcza przy strzepywaniu pszczół na kratę odgrodową przy wyszukiwaniu matki), choć większą niż wykazuje większość moich rodzin (mam jeszcze jednego takiego "diabełka" na pasieczysku 2). Niemniej jednak matkę zabrałem i zrobiłem z nią niewielki pakiecik. Dostanie go (o ile nie uciekną!) kolega, do którego pszczoły tak bardzo nie chcą iść... Na pewno ucieszy się z tak dynamicznych i obronnych genów! A tak serio, to jak pisałem pszczoły zaczęły się uspokajać. Najwidoczniej nie służyły im moje zabiegi i zmiana miejsca pobytu... Ciekawe co powiedzą na nową matkę?
Chciałbym, żeby nowe matki nieunasiennione się przyjęły - to zawsze nowe geny, choć oceniam, że mają znacznie mniejszy potencjał niż moje "przedwojenne" - ale jeżeli decyzją pszczół będzie wychować matki z larw, a tych się pozbyć, to tą decyzję uszanuję.

Matki zostały poddane w klateczkach z ciastem, tak aby pszczoły je uwolniły. Mam nadzieję, że zdołają je uwolnić szybko i cały proces przebiegnie pomyślnie. Zaglądniemy tam pewnie za około tydzień i zobaczymy co i jak. Liczę, że nie trzeba będzie ponownie ratować rodzin...


I z innej beczki: biegunka

Na koniec trochę o błędzie i pewnym niedopatrzeniu. W ostatnich dniach zauważyłem, że w kilku (chyba w 3 lub 4) rodzinach wystąpiła biegunka. Chwila zastanowienia... powrót do domu... sprawdzenie... i cóż... na 99% znalazłem winnego... Ja... Obiecałem na tym blogu pisać też o błędach, więc i o tym napiszę... Po stwierdzeniu biegunki przeglądnąłem odwirowany z zeszłego roku pokarm. I wygląda na to, że część z tego pokarmu w kilku słoikach zaczęło "rosnąć". Do tej pory nie było problemu, pszczoły pięknie go pobierały i nie dawały żadnych objawów chorób. Mogłem skarmić do chwili obecnej z 10 - 12 słoików i wszystko było w porządku. Ale wygląda na to, że wraz z nadejściem lata temperatura dała się we znaki części z tych (że użyję takiego słowa) "miodów". Cóż. Wolałbym karmić pszczoły tym przerobionym syropem, niż cukrem, bo napewno to byłaby lepiej przyswajalna forma niezbędnego dla pszczół pokarmu, ale chyba trzeba będzie się przerzucić na cukier...

Na razie postanowiłem pokarm przegotować (do tej pory podawałem "surowy") i testować jego podawanie na 2 rodzinach, a reszcie rodzin podawać w zależności od potrzeb syrop cukrowy. Utworzone przeze mnie małe rodzinki zdecydowanie karmienia wymagają! W jednej z nich było zupełnie sucho w ramkach, a rozwój rodziny był znikomy! Zobaczymy czy w tych dwóch rodzinach testowych wystąpi biegunka czy nie. Nie mam innych typów powstania tej biegunki i zakładam, że przerobiony zeszłoroczny syrop jest głównym podejrzanym. Niemniej jednak nie jestem tego pewny na 100%, gdyż wiele rodzin go dostawało, a biegunka wystąpiła tylko w kilku.


Wnioski

Pora w tym roku jest już taka, że muszę pomału stabilizować rodzinki i zaprzestać tworzenia nowych. Owszem, rozsądnej wielkości odkład z końca lipca spokojnie dojdzie do siły na zimę, ale na dzień dzisiejszy ja tworzę prawdziwe "mikrorodziny" niewiele większe niż weselne. W tym roku mam jeszcze obiecanych parę pakietów w lipcu, a także kilka matek z fińskimi genami. Jak dobrze pójdzie zakończę sezon z około 30 rodzinami, co też mniej więcej było moim założeniem (i pewnie daleko daleko mniejszą ilością litrów odwirowanego miodu z całego roku). Uważam, że materiał genetyczny, który zgromadziłem na dziś i mam szansę zgromadzić jeszcze w lipcu, daje mi daleko większe podstawy do bycia optymistą, niż ten jaki posiadałem w zeszłym roku. Przy pszczołach lepiej jednak nic nie planować...



UZUPEŁNIENIE - 1 lipca 2015

Finki VR

W dniu wczorajszym otrzymałem pocztą 3 matki nieunasiennione "Finek" VR od Polbarta. W sumie zamawiałem unasiennione, ale przyszły takie, za takie zapłaciłem to i takie zostaną - nie jest to dla mnie problem, tym bardziej, że liczę na unasiennienie trutniami "przedwojennymi", co oczywiście spowoduje powstanie nieśmiertelnej super-pszczoły, która będzie produkować miód z warrozy... 
Dla tych pszczół zrobiłem kolejne 3 odkłady z 3 pszczelich rodzin. Zabrałem po 3 ramki z rodzin z czerwiem, a także dałem po ramce osłonowej bez czerwiu, za to z pewną ilością pokarmu. Do tych ramek strzepnąłem pszczoły z macierzaka przez moją kratę odgrodową do wyszukiwania matek. W dwóch ulach znalazłem matki z macierzaków, które oczywiście wróciły do swoich domów. W jednym z uli nie mogłem matki namierzyć. Było tam trochę larw w najmłodszym wieku, za to nie widziałem jajeczek... W sumie nie powinienem wobec tego tych pszczół osłabiać, ale prawda jest też taka, że przy stanie moich rodzin (większość jest "stabilna", ale bardzo niewielka), nie bardzo mam skąd brać pszczoły i czerw na nowe odkłady, a fińskie geny są dla mnie na dziś wyjątkowo cenne. W każdym razie tą rodzinę (która sama wielka już nie została) będę musiał poobserwować i w razie czego ją ratować, albo też z niej zasilać inne z moich maluchów. Mam też nadzieję, że matka nie przedostała się jakoś do odkładu, bo VR'ka przyjęta nie zostanie...

Liczę na przyjęcia tych matek. Rodziny zostały odstawione na obce miejsce. Pszczół strzepnąłem dość dużo, ale zapewne stara pszczoła w całości wróci do macierzaków, a w ulu pozostanie młoda i wygryzający się czerw. W tym układzie szansa na przyjęcie jest w mojej ocenie bardzo wysoka, nawet z tak różną genetycznie matką jak Finka. Byle tylko matki dały radę wrócić z lotów godowych... 

Finki oczywiście dostały górny wylotek i dennicę z ziemią próchniczą, z nowej partii wykonanych dennic (mam już ich 24 z czego koło 17 czy 18 jest już podanych pszczołom).

6 komentarzy:

  1. Jesteś eugenikiem ale dobrze, że nie do końca jak inni. :P ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. e tam od razu takie duże słowa ;-)
      a dokładnie to w którym miejscu? ;-)

      Usuń
    2. Masz rację. Troszkę przesadziłem. Nie Eugenikiem bo w sumie nie manipulujesz przy genach i zapładnianiu. Ale dzielisz i dzielisz te rodziny i manipulujesz to tu to tam. Teraz brakuje mi słowa odpowiedniego. ;)

      Usuń
  2. Niezła rzeźba ;)
    Ale za ugotowanie pszczół w skrzynkach powinieneś dostać po uszach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w jakim sensie "rzeźba"?

      cóż z tymi pszczołami było słabo... na swoje usprawiedliwienie mam to, że zostałem zapewniony o dobrym przygotowaniu pszczół do transportu - przyjąłem to w dobrej wierze. Nie sądziłem, że ulik wypełniony jest pszczołami po brzegi... Jest kolejna nauczka.

      Usuń
    2. Rzeźba w sensie, że roboty dużo :)

      Kiedyś kumpel dzwoni, czy bym mu pasieki nie pomógł przewieź, bo pierwszy raz to robi no i we dwóch to raźniej. Pszczoły do wuja 130 km miały jechać na lipę. Zgodziłem się. Zaznaczyłem, że ma wszystko przygotować do transportu, bo jak przyjadę wieczorem to tylko ładujemy i jedziemy. Przyjeżdżam niedziela 22ga a tu pszczoły w ulach drewnianych ocieplanych, pełne dennice, wylotki malutkie. Co tu robić, gorąca czerwcowa noc. Mówię do kumpla, że musimy przełożyć przewóz na inny termin, bo trzeba jakieś siatki załatwić i zrobić ramy zamiast daszków, bo inaczej ugotujemy towarzystwo. Kumpel w płacz, że koniecznie musimy dziś przewieść, bo cały tydzień ma na nocki do pracy więc dziś jedyny termin. Myślimy na tarasie co by to wykombinować. Nagle olśnienie. Mówię:
      - Ściągaj firanę z salonu to zrobimy osiatkowane daszki.
      On na to, że żona by go chyba z domu wyrzuciła bo to jakieś firanki za 1000 zł :) Ale po chwili przychodzi z firaną i mówi:
      - W kuchni zdjąłem, może nie zauważy :)
      Pocięliśmy firanę na kwadraty trochę większe od przekroju ula, zdjęliśmy daszki, położyliśmy firanę i dookoła korpusu taśmą. 10 minut roboty :)
      Ule na samochód i w drogę. Oczywiście po drodze awaria i zeszło nam się chyba z 4 godziny sam przewóz ale pszczółki dojechały w dobrej kondycji.
      Lipa oczywiście nie nektarowała więc cały wyjazd o kant dupy :)
      To była rzeźba :)

      Usuń