Wczoraj pojechałem na pasieczysko 2, żeby sprawdzić co z fińskimi matkami, pakietem w warszawiaku i jednym z odkładów Elgona, w którym był matecznik ratunkowy.
I z jednej strony wiem, że nie należy niepokoić pszczół po podaniu matki, ale z drugiej strony dobrze się stało, że pojechałem i do uli zaglądnąłem.
Przy pierwszym odkładzie padł na mnie blady strach - matki nie ma w klateczce, za to na jednej z ramek mnóstwo ledwie założonych mateczników... pomyślałem, że już po matce. Mój błąd - dałem do odkładu nie tylko czerw zakryty, ale również jajka i czerw otwarty w różnym wieku. Zrezygnowany zacząłem oglądać kolejne odkłady... W drugim matka chodzi w klateczce, choć pszczół robotnic w niej nie ma! Otwór w cieście wg mnie na tyle duży, że matka mogłaby wyjść - może nie chciała z uwagi na obawy o własne życie?... No i oczywiście ta sama sytuacja - jedna z ramek pełna jajeczek, dookoła których pszczoły zaczęły robić miseczki... Ale matka jest - uznałem, że przynajmniej jest szansa ją uratować. Usunąłem ramkę z młodym czerwiem i dołożyłem ciasta do otworu w klateczce. Z jednej strony wiem, że matka powinna pomału przygotowywać się do lotów, a z drugiej ten dzień czy dwa dłużej w klateczce nie powinien jej zaszkodzić.
Trzeci odkład to samo co w pierwszym... Klateczka pusta, mateczniki założone... No ogólnie kiepska wizja... Ale... nagle zauważyłem chodzącą między pszczołami matkę. Widać została przyjęta, choć mateczniki też zostały założone. Nie chcą jej, ale jednak traktują ją na razie jako wyjście awaryjne. Czym prędzej usunąłem wszystkie mateczniki (mam nadzieję, że wszystkie) i zostawiłem matkę między pszczołami. Pomyślałem, że może podobna sytuacja jest w pierwszym odkładzie. Szybki powrót, dokładniejszy przegląd ... i... matka jest! Więc na razie wszystkie moje finki żyją! Dokładnie sprawdziłem wszystkie ramki i choć mojej głowy nie oddam (mogę oddać czyjąś, jeżeli są ochotnicy), to jestem prawie przekonany, że usunąłem wszystkie mateczniki... Wyjąłem też po ramce gdzie znajdował się najmłodszy czerw. Został tylko czerw zakryty i gdzieniegdzie po dużej odkrytej larwie robotnicy na obrzeżach. Muszę ponownie zajrzeć tam koło niedzieli, żeby jeszcze raz przepatrzeć czy nie ma mateczników. Te matki są dla mnie na dziś wyjątkowo cenne - oczywiście mówię tu nie o ich wartości materialnej, a o ich genach. Z tego co słyszałem w tym roku więcej młodych finek już nie będzie.
Na dziś mam nadzieję, że matki się unasiennią i podejmą czerwienie. A ja mam kolejną nauczkę - nawet jak teoretycznie nie ma starej pszczoły, a odkład jest niewielki, to należy uważać z podawaniem matek i absolutnie nie wolno dopuścić do obecności larw na tyle młodych, żeby pszczoły mogły założyć na nich mateczniki. Pszczoły przedwojenne widać bardzo nie chcą tych obcych genów. Przy Elgonach nie było tych problemów. Po podaniu moich "jednogodzinówek" zgodnie z tym co widziałem pszczoły nie założyły żadnego matecznika ratunkowego. Z drugiej strony tam matki były wyjątkowo młode, a takie świeże podobno przyjmowane są łatwiej niż 2 - 3 dniowe, gdyż nie mają jeszcze w pełni wykształconego swojego charakterystycznego zapachu, "drażniącego" pszczoły ulowe.
Elgon w warszawiaku pięknie się rozczerwił. I choć odbudowanych plastrów na razie wiele nie ma (pakiet jest bardzo niewielki) to jednak w tych plastrach, które są, znajduje się bardzo dużo jajek. Dobrze to wróży. Jeżeli ta pszczoła będzie plenna to spokojnie odbuduje wystarczające gniazdo do zimowli.
Matecznik ratunkowy z jednego z Elgonów został podany do rodziny, z której wzięty był jeden z odkładów (wspominałem o tym w poprzednim poście). Nie wiem czy tam jest matka czy nie. Znów jajek nie widziałem, ale przegląd zrobiłem pobieżny. Zobaczymy co się będzie działo dalej - Najwyżej będzie kolejny Elgon zamiast jednej z rodzin przedwojennych.
Małe rodzinki się stabilizują i wygląda to coraz lepiej.
W jednym z odkładów (tam gdzie podałem finkę) zobaczyłem na pszczole małą brązową plamkę... Tak, to pierwsza warroza jaką w tym roku zobaczyłem... Cóż, to kiedyś musiało się stać. Czym prędzej pobiegłem po Taktik, aby rozpocząć eksterminację roztoczy... No dobra, żartuję...
Jestem przekonany, że w tym roku będzie "dość bezboleśnie" jeżeli chodzi o porażenie pasożytem. Warroza w naszym rejonie chyba padła w podobnym procencie jak pszczoły i zapewne wiele jej na razie nie ma. Ale rozmnoży się i wróci. Kryzysy zapewne zaczną się w roku kolejnym...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz