środa, 22 maja 2019

Leje... czyli z pustego i Salomon nie... naleje

Mój optymizm przygasa. Nie z powodu rozwoju pasieki, prowadzenia dalszej selekcji, czy zdrowia pszczół. Tu na razie wszystko jest względnie zgodnie z planem. Stan pszczół jest taki, że na pewno dam radę odbudować pasiekę i zrobić jeszcze parę rodzinek dodatkowo dla kolegi, który w zeszłym roku nie miał szczęścia. Czekam tylko aż przygotuje mi kilka swoich uli. O dziwo pszczoły padły, choć ma najlepszy ul na świecie: Langstroth 3/4, jednościenny, z wejmutki, na dennicy osiatkowanej. Dziwne te pszczoły.
Przygasa mój optymizm związany z możliwością pozyskania w tym roku jakiegokolwiek miodu. Znów. Kolejny rok. Czy tak już będzie zawsze? 

Rok rozpocząłem z dużym optymizmem. Żyło wtedy około połowa rodzin, a połowa z tej połowy (czyli około 12) było w kondycji, która pozwalała patrzeć w przyszłość z nadzieją na wreszcie normalny rok (czyli taki i z dobrym rozwojem i z miodem). Przedwiośnie spowodowało jednak, że część pszczół osłabło, kolejne (pojedyncze) rodzinki padły - ostatnia już w maju. Kilka też rodzin osłabiłem, żeby wspomóc innego kolegę po stratach. Ostatecznie więc w sile pozostało mi 3 bardzo solidne rodziny (1 na pasiece R2 - victoria, 1 na pasiece B - oznaczona B2 i wywodząca się z zeszłorocznego słabiaka i 1 na pasiece T w nowosądeckim - choć w przypadku tej ostatniej nie wiem jak się ma teraz, byłem tam jeszcze z końcem kwietnia). Do tego mam/miałem kilka średniaków (6 - 8), które mogłyby spokojnie rozwinąć się mniej więcej na pożytek lipowy. Przedwiośnie pozostawiło resztę słabych rodzinek. W różnej sile. Od 1 do 4, czasem 5, ramek pszczół. 
W zeszłym roku miałem rodziny słabe, ale wszystkie rozwijały się błyskawicznie. To prawda, że mało która doszła do siły na pożytek lipowy (który zaczynał się wtedy mniej więcej o tej porze roku), ale widać było w nich pęd do rozwoju. I miały na czym. Wiosna była bogata, a kto miał silne pszczoły opływał w miód i wszelkie dostatki. W tym roku mam cały możliwy rozstrzał rodzin i pełen wachlarz możliwości. Ale chyba dominują te słabsze lub co najwyżej średnie. Mam więc: "kiszące się" szklanki pszczół i rodziny na 4 korpusach; pięknie rozwijające się maluchy i średniaki oraz silniejsze, które stanęły w rozwoju, a nawet i niektóre (na moje oko) się zmniejszyły. Mam więc chyba wszystko to, co pszczelarze mogą obserwować u siebie w różnych latach i różnych okresach. A to wszystko mam u siebie na raz tej wiosny. 
Roztocza widuję. Tu jedno, a tam dwa. Niewiele. Ale na pewno są. Nie widzę wizualnych objawów chorób. Nie ma pszczół bezskrzydłych, nie ma zamierającego czerwiu. Przynajmniej tyle, przynajmniej na razie. I oby tak dalej.

Leje. Wczoraj i dziś miało być w miarę ładnie według wcześniejszych prognoz, ale wczoraj, jak i chwilę temu otrzymałem sms z ostrzeżeniem o możliwych podtopieniach. Choć i tak pada chyba mniej niż w ostatnich prognozach, które zastąpiły te jeszcze poprzednie "lepsze". Zastanawiam się kiedy te deszcze się skończą. 
Dwie silne rodziny w pobliżu doglądam w oknach pogodowych, sprawdzając czy (nie) chcą się roić. Na razie nie widzę takich objawów. Mają sporo miejsca (obie stoją na 4 korpusach 18tkach, a jedna ma nawet dodatkową "podstawkę" tworzącą z jednego z korpusów pełny rozmiar wielkopolski) i trochę ramek do budowy. Ale i w takich warunkach prędzej czy później wpadną w nastrój rojowy. Jak tylko daleko sięga długoterminowa prognoza interii, widzę, że praktycznie co dzień ma być deszcz i chmury. Czy tak ma być przez całe lato? Ostatnie lata, to były lata suszy (tak je przynajmniej odbierałem). Bywały okresy kiedy dookoła było pełno koniczyny, maków czy chabrów i nie było na nich ani jednej pszczoły, a w ramkach było pusto. Cały czas "narzekałem" na niedobór wody i głód, który prawdopodobnie związany był właśnie z suszą. Lipiec i sierpień w ostatnich latach, to było (przeważnie) palące słońce i rzadki deszcz, który nie uzupełniał nawet niedoborów wody w glebie. To i głód był całe lato. Ale maj zawsze obfitował w pokarm i pszczoły nigdy nie głodowały. Tym razem kwiecień był wyjątkowo suchy, a jak się rozlało, tak falami pada i przejaśnia się. O ile jeszcze w marcu i kwietniu zastanawiałem się nad tym, że "przekarmiłem" pszczoły jesienią, tak teraz widzę, że przynajmniej problem całkowitego braku pokarmu nie dotyka mnie, a raczej pszczół, tak bardzo. A przynajmniej w większości rodzin. W marcu większość z moich rodzin miała po 3 - 4 ramki z pokarmem. Było kilka takich, które na pokarmie w ulu mogłyby spokojnie zimować drugi raz. Dziś tego systematycznie ubywa, lub już się skończyło. Co przegląd jest mniej. Te rodziny, które miały wiosną mniej jedzenia, dziś zaczynają być głodne. 2 dni temu jednej z rodzin pod domem (tu pszczoły dostały chyba najmniej pokarmu przed zimą) dałem słoik z syropem. Chyba trzeba będzie kupić cukier i zacząć robić syrop dla kolejnych. W maju? Wariactwo... Stare przysłowie pszczół mówi: "jak nie urok, to sraczka"... i chyba tak właśnie jest - jak nie susza, to leje przez miesiąc. I to w okresie, który tu w moim rejonie jest tak naprawdę jedynym dobrym czasem obfitującym w pokarm. Potem jest już tylko gorzej. A przynajmniej tak było w ostatnich kilku latach.

Ale popatrzmy z optymizmem. Kto wie, gdyby lato było ciepłe i mokre (potrzebujemy tylko trochę więcej słońca), to może w lecie nie będzie głodu? Nie oczekuję pożytków towarowych. Oczekuję, że odkłady będą mieć naturalny pokarm na rozwój, a silniejsze rodziny zakarmią się same z nawłoci na zimę. Moje oczekiwania nigdy do tej pory się nie ziściły. Czy mokre lato pozwoli na to, żeby było lepiej? A może nie będzie mokrego lata? Może deszcze się skończą i nastaną upały i susza?

Rodziny w większości na razie nie pozwalają na podziały. Są za słabe. Tych kilka lepszych wciąż trzymam (dopóki nie wystąpią nastroje rojowe) z nadzieją na kilka słoików miodu lipowego. Rzepak już się zieleni, a na akację raczej też nie liczę, bo rozkwitnie lada chwila (a w Krakowie już kwitnie), czyli w czasie zapowiadanych chłodów i deszczów. Zrobiłem na razie tylko kilka odkładów, a więcej chyba będzie dopiero, gdy rodziny dojdą do siły, lub zirytują się na pogodę, jak ja i założą mateczniki rojowe. Na razie 2 osierocone rodziny zostały podzielone na 3 (czyli 1+2), a matki pewnie wygryzły się dopiero co i jeszcze nie podjęły czerwienia.
Z nadzieją na słońce czekam, co będzie dalej.


UZUPEŁNIENIE 23.05.2019

Dziś znów cały dzień pada. W pasiece pod domem stoi woda...

7 komentarzy:

  1. No tak. U nas też pogoda dramat, przywiozłem nowe pszczoły i chyba bardzo się z tej przeprowadzki nie cieszą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może będzie dobrze... oby się to wariactwo skończyło.

      ja już rozważam rundkę z podkarmianiem na weekend... do czego to doszło - w maju...
      pozdrowienia.

      Usuń
  2. Przeczytaj książkę Matthiasa Thuna "Pszczoła. Hodowla i pielęgnacja"bardzo ciekawa pozycja. Są tam Wskazówki co do terminów przeglądów w zależności od tego czy chcesz pobudzić rodzinę żeby się rozwijała, nosiła nektar, budowała czy też kiedy zostawić ją w spokoju.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze nie mialem tak kijowego sezonu jak ten. Nawet komercyjne rodziny maja mało miodu i rzepaku najprawdopodobniej nie wywiruje. Chyba że w pozniekszym terminie. Okłady i rójki podkarmiam cały czas syropem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cukier ekologiczny mam nadzieję.
    Parodia. Ale taka mało śmieszna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Forum Miodka ma zniknąć za kilka miesięcy, to może tu ku pamięci, sentymantalnie, pierwszy post Twój Bartku z forum Miodka. Ile się zmieniłeś od tamtego czasu?
    >>
    MrDrone » 22 paź 2014, 14:06

    Jestem na tym forum praktycznie od początku, ale to mój pierwszy post. Pan Tomek to też taki mój pierwszy "mentor" internetowy, jak zapewne wielu z Was. Nie wiem czy powinienem się na razie wypowiadać, bo mam ule dopiero drugi sezon i nie uważam, żebym odnosił jakiekolwiek sukcesy. Zdecydowałem się jednak napisać, bo przeraża mnie to, że nikt nie mówi o pszczelarstwie organicznym, na choćby połowie takiego poziomu jaki funkcjonuje na zachodzie. Spodziewam się ataków jako na człowieka naiwnego, który o pszczołach nie wie wiele, jednak może właśnie taki ktoś jak ja powinien wreszcie coś powiedzieć, bo "stary wyga" boi się krytyki.

    Jak zapisałem się do koła, nasz prezes powiedział, że lubi ludzi młodych (mam 35 lat - w świecie pszczelarstwa to "młody" ;-) ), bo nie myślą stereotypami i szukają nowych rozwiązań. Wtedy wydawało mi się, że nic nowego już nie można wymyślić. No i prawda, nie wymyśliłem nic nowego. Za to zobaczyłem, że można inaczej niż to co czytam i widzę w polskim pszczelarstwie.

    Od wiosny wprowadzam u siebie metodę Micheala Busha - pszczelarstwo bez węzy - z pewnymi modyfikacjami. Zrezygnowałem z leczenia. I owszem - straty mam ogromne, ale z tego co czytam niektórzy mają nawet większe, a spora część ma co najmniej porównywalne do mnie. Taki rok. Mnie też dopadł. Nie twierdzę, że to najlepsza metoda, ale daje mi pewną wizję i perspektywę.

    Trochę też smutne jest to, że pomimo że warroza jest z nami już prawie tyle lat ile żyję, nie ma żadnych sukcesów w pszczelarstwie bez leczenia. A na zachodzie ludzi, którzy odnoszą w tym sukcesy (również ekonomiczne/komercyjne) jest całe mnóstwo. Po 34 latach od przybycia warrozy do Polski to nie ja powinienem przetyczać szlaki jako "młody szczyl pszczelarski", ale tak jak w USA powinienem mieć już od dawna możliwość kupienia pszczoły odpornej od hodowców. A tymczasem od niedawna się dopiero o tym mówi i pisze. Wielu z Was ma wiedzę, a przede wszystkim doświadczenie i umiejętności obchodzenia się z pszczołami jakich ja mogę tylko pozazdrościć. Macie też pasieki z materiałem hodowlanym, który przeszedł wstępną selekcję - o jakim ja również na razie mogę tylko pomarzyć (mam nadzieję to trochę poprawić w przyszłym roku - o ile będzie od kogo pszczoły kupić). Pomimo tego nikt nie decyduje się podjąć ryzyka. I nie mówcie mi, że się nie da, bo internet aż kipi od tych, którzy to robią z sukcesami.

    Mój apel to: nie zmarnujcie tegorocznej selekcji! Rozumiem, że ciężko jest zaryzykować dorobek wielu lat pracy, ale można przeczytać o wielu metodach, które wymagają nie więcej pracy i serca niż ta którą aktualnie wkładacie w swoje pasieki. Choćby metoda Erika Osterlunda od pszczoły Elgon. On cały czas prowadzi pasiekę komercyjną, cały czas z tego żyje, a co roku ma lepszą pszczołę. Nie pozwala na straty, a pomimo tego selekcjonuje pszczołę.
    Ale jeżeli sukcesem pszczelarza jest utrzymanie pszczoły przy życiu, którą trzeba leczyć wiosną, latem, poprawiać leczenie w październiku lub w listopadzie, a do tego cały rok używać ramek pracy czy olejków to nie można oczekiwać, że pszczoła nagle uodporni się na warrozę.

    ja popełniam mnóstwo błędów pszczelarskich - każdy z Was jakoś zaczynał. nie wstydzę się ich. Ale jak mi - młodemu - się nie uda z racji braku umiejętności, to chciałbym jednak za parę lat móc zamówić pszczołę u znanego hodowcy, która będzie warrozę trzymać w ryzach - tak jak to się dzieje choćby w USA.

    pozdrowienia dla Wszystkich
    Bartek
    >>

    OdpowiedzUsuń