poniedziałek, 11 lutego 2019

Wigilia przedwiośnia, czyli pszczelarze w blokach startowych

Pierwsze "delikatne" obloty za nami. Ciężko mi powiedzieć czy uznać je można za obloty wiosenne. Przyroda głupieje. U nas plus dziesięć, a w USA zima stulecia i odczuwalna temperatura sięgająca minus sześćdziesięciu. A przynajmniej tak było jakiś czas temu, bo obecnie chyba zelżało. Stabilizacji nie ma więc żadnej. Ale to chyba tak naprawdę jakaś tam norma naszego klimatu i chyba tworząca się norma na przyszłość. Normą będzie brak norm i stabilności. Chyba. Ciepłe zimy są cieplejsze niż kiedyś, a te mroźne krótsze. I na pewno wiele ostatnich zim było mniej śnieżnych niż te, które jeszcze pamiętam z dzieciństwa. O ile ja mogę co najwyżej pomarudzić na błoto, z drugiej strony ciesząc się, że rachunki za gaz małe i spaliłem mniej drewna, to pszczołom to na pewno nie pomaga. A ponoć nie pomaga też roślinom - wszystkie te niestabilne czynniki wpływają (ponoć. choć moje obserwacje każą mi porzucić wszelkie wątpliwości) na zmniejszenie nektarowania roślin, a i literatura podaje (choćby ostatnie "Pszczelarstwo"), że pyłek jest mniej odżywczy niż niegdyś (cokolwiek to znaczy).

Szczerze, to mam nadzieję (która chyba nie pokrywa się z prognozami), że mrozik jeszcze złapie i chwilę potrzyma. A potem puści i przyroda wybuchnie z rozwojem i wiosna zacznie się w najlepsze. Ale chyba nie. Wygląda na to, że jak w kilku ostatnich latach zacznie się rozwój i pszczół i roślin, a potem zapewne mróz chwyci i wymrozi co ma wymrozić. Tak przynajmniej każe mi domniemywać moja pesymistyczna połowa. I tak zresztą działo się w wielu ostatnich latach (poza 2018) jeżeli chodzi o rośliny, a z kolei powrót zimy z końcem lutego 2018 roku dobił kilka moich rodzin pszczelich (przed mrozami było o bodaj 7 więcej niż po, o ile dobrze pomnę) i osłabił wiele kolejnych. W efekcie przeżywalność zeszłego roku była i tak względnie niezła w liczbach, ale rodziny w większości były w 3 uliczkach i chwilę im zeszło zanim zbudowały jaką taką siłę.

Ale nie zajmujmy się historią i popatrzmy na teraźniejszość. Mamy blisko połowę lutego i halny (?) przyniósł ocieplenie. A dzięki temu pszczoły skorzystały i wyjszły na obloty. A do mnie dotarło, że czas błogiego lenistwa dobiega końca i ostatnie względnie wolne weekendy niedługo się skończą. Trzeba będzie wziąć się za robotę. A wręcz wziąść! I widzę, że ten sezon wcale nie zapowiada się luźniejszy niż poprzednie (z różnych powodów - nie tylko pszczelarskich). W ostatni weekend postanowiłem więc odwiedzić kilka miejsc, w których stacjonują moje pszczoły. Posprzątałem sobie trochę w ulach po padłych rodzinach i w efekcie między innymi powstał ten film:
Jestem też trochę mądrzejszy, bo mniej więcej wiem więcej niż mniej o tym, jak się pszczoły mają na koniec pierwszej dekady lutego 2019 roku. Wiem też (mniej więcej) ile rodzin na tą chwilę żywut (o ile tak się mówi). I choć o niczym to nie świadczy (patrz co pisałem o poprzednim roku), to jednak na tą chwilę nastraja optymizmem, że nie trzeba będzie prowadzić odbudowy ze zgliszcz, a co najwyżej z rumowiska...

Zróbmy więc małe podsumowanie.

dom - 5/6
Pod domem zimowałem 6 rodzin. Były wśród nich 2 w wielkopolskich kwadratach, 2 w warszawiakach w budce, rójka w kłodzie i moja wrześniowa rójka, o której pisałem kilkakrotnie w jesieni (i nagrywałem filmy). Od czasu do czasu chodziłem z latarką i świecąc w wylotki oglądałem co u pszczół. Stwierdziłem, że rójka z kłody zginęła już dość dawno. "Pochowałem" tak też rodzinę w budce. Ostatnio jednak okazało się, że ją ożywiłem. Zaś cud. Na tym pasieczysku żyje więc na tą chwilę 5/6 rodzin - wliczając w to moją rójeczkę wrześniową, której z całego serca życzę bujnego majowego rozwoju. Oby dotrwała. Na Youtube dostałem szereg rad jak też ją mam traktować (i oczywiście wszystko zrobiłem źle). Jedną z moich ulubionych była ta, żeby w pierwszej możliwej chwili zabić matkę, a dzięki temu pszczoły odwdzięczą mi się na nawłoci... Muszą chyba strasznie te pszczoły swojej mamuśki nie lubić...

pasieka główna - 5/10
tam zimowałem ostatecznie 10 rodzin. Choć jesienią było parę kryzysów i sytuacja zmieniała się często. Na tej pasiece było najwięcej niespodzianek. Przede wszystkim nie przetrwały 2 całkiem ładne rodzinki, które oceniałem wysoko pozytywnie (tyle właśnie jest z naszej oceny na "pańskie oko", co to ponoć trutnia tuczy) - wśród nich był macierzak po podarowanej mi przez Łukasza 16tce (choć to już chyba u mnie 3cie czy 4te pokolenie), jako i ta wiecznie głodna córka po L1, którą dostałem od Łukasza w ramach fortu i uczyniłem z niej tenże odkład, stanowiący rezerwę fortową. Co ciekawe pokarmu miała po sam daszek. Z głodu nie padła. Na tej pasiece o dziwo żyje też rodzina, która była przez cały poprzedni sezon słabiaczkiem - za moim udziałem zresztą. Opowiadałem bodaj o tym, jak to jedną z rodzin osłabiałem i osłabiałem zabierając z niej pszczoły do odkładów, a nagle zorientowałem się, że nie została z niej nawet rodzina weselna - ta rodzina nie chciała potem iść w siłę (nie dziwię się jej), choć ciut zebrała się w końcu sezonu. Pszczoły te zawsze po otwarciu daszka uciekały ode mnie gdzie pieprz rośnie i zostawiając resztki czerwiu bez dozoru zawsze chowały się w dennicy z ziemią i próchnem - z tego powodu ja na takie rodziny mówię "pszczoły-krety". Czasem mam wrażenie, że więcej ich było pod ziemią niż na plastrach. Więc to właśnie ona - żyje (to bodaj córka przedwojennej, a więc genetyka nieleczona od jesieni 2016 roku).
Na tej pasiece stoi też Łukaszowy dadant z rodziną. Nie zaglądałem do nich, ale opukałem ul i usłyszałem brzęczenie - więc na razie żyje.

las - ?/7
W lesie na razie jest dobrze, bo chyba (?) nic do tej pory nie padło. Jednej rodziny nie jestem w stanie sprawdzić - przy opukiwaniu jej nie słyszę, ale zakładam, że żyje, a ślady na śniegu przed ulem wskazywały, że chyba się obleciała. Reszta rodzin żyje (6/7), ale przy ostatnim sprawdzeniu okazało się, że 2 bardzo osłabły. Fortowa rodzina L2 (przyjechała do mnie w poprzednim sezonie) siedzi raptem w 2 uliczkach, a rodzina J chyba w 1 uliczce. Tak to przynajmniej wygląda przez wylotki. Życzę im dobrze, wróżę im źle. Zobaczymy co dalej.

wieś - 7/10
Tam nagrywałem film, który zalinkowałem wyżej. Wygląda na to, że 7 rodzin żyje, choć w ciągu zimy widziałem przez wylotki jedynie 5. 2 schowały się niżej, albo w cudowny sposób ożyły. Chyba raczej to pierwsze.

działka kolegi - 6/10
W niedzielę wysprzątałem tam 4 ule. Tam też było trochę niespodzianek. Otóż w zeszłym roku przetrwało tam dwie rodziny. Była tam duża selekcja i liczyłem, że przyniesie ona coś dobrego. Rodziny oznaczyłem B(...)1 i B(...)2. B(...)1 była prężną rodzinką i nawet chyba wziąłem z niej plaster z pierzgą i miodem "do oblizania". Podzieliłem ją w końcu maja lub początkiem czerwca na bodaj łącznie 5 rodzin (odkład ze starą matką i 4 odkłady). Rodziny dobrze się miały, wychowały matki, ale w lecie zaczęło z nimi być różnie. Kilka już w jesieni typowałem jako nie rokujące. Faktycznie do tej pory żyje z niej bodaj 2 odkłady. W jakim stanie i czy przeżyje - pozostaje tajemnicą i kwestią przyszłości. Na pasiekę przewiozłem też 3 rodziny z zewnątrz. Jedna padła, dwie chyba dały radę. Ciekawy był jednak los rodziny B(...)2. Rodzina ta przetrwała poprzednią zimę jako wyjątkowy słabiak - było to bodaj 2 uliczki pszczół na wielkości dłoni. Ale ruszyła dziarsko z rozwojem i w czasie podziałów B(...)1, choć nie była w sile, podzieliłem ją w taki sposób, żeby dać jej przerwę w czerwieniu (zabrałem matkę z małym odkładem). Obydwie te rodziny żyją i przez wylotki wyglądają nieźle. Okazuje się więc, że słabiaczek, który według każdego podręcznika pszczelarstwa powinien być zlikwidowany, żeby nie zawracał głowy pszczelarzowi, może jeszcze pokazać na co go stać. Oby. Nie chwal dnia przed zachodem....

nowosądeckie - 3(?)/4
Tam nie byłem dawno, ale znajomi co parę tygodni odwiedzają swój domek rekreacyjny i czasami dają mi znać, że widać 3 żywe rodziny przez wylotki. Ostatnią taką informację mam bodaj z (drugiej?) połowy stycznia.


Sytuacja w moich pasiekach wygląda więc nie najgorzej - przynajmniej według mojej oceny i przynajmniej na tą chwilę. Od roku bałem się tej zimy, bo była to zima wieńcząca 2 pełne lata po ostatnim dokupieniu pszczół. Ale widzę, że mogę liczyć na przeżywalność większą niż 50%. Liczyć. Bo dopiero zbliżamy się do połowy lutego, czyli mamy dopiero wigilię przedwiośnia. Na tą chwilę żyje do 33 rodzin - "do", bo nie wiem jak się mają sprawy wszędzie, a 2 rodzinki w lesie raczej też pokazują, że zmierzają do swojego końca. Niestety. Oby wiosną latało na pożytki więcej niż 20 rodzin i oby były w większej sile niż zeszłoroczne. To dałoby mi dobry start w nadchodzący sezon. Ale co faktycznie będzie się działo, to zobaczymy przy podsumowaniu zimy, a więc mniej więcej około kwietnia, gdy zaczną się pierwsze pożytki rozwojowe.

Z ciekawostek - od jednego kolegi w zeszłym roku dostałem rodzinę z matką Victoria od Łysonia w zaawansowanym nastroju rojowym (pszczoły leczone i na węzie). Ramki z węzą wycofałem, i podzieliłem rodzinkę na kilka odkładów. W tej chwili z 3 z nich żyje 2, w tym jeden z oryginalną matka, którą udało się złapać zanim zabrała ferajnę z rojem. Będę się im przyglądał z ciekawością i porównywał z resztą populacji, bo to najbliższe co mam komercyjnym pszczołom. Ciekawy jestem czy będą odbiegać od reszty (i w którą stronę).

Ten rok zapowiada się więc ciekawie. Ale czy każdy taki nie jest?

Życzę wszystkim jak najliczniejszych oblotów i zdrowych pszczół nie wymagających chemii!


UZUPEŁNIENIE 16.02.2019

Dziś potwierdziłem spadki kolejnych rodzin. Niestety osypała się moja wrześniowa rójka - na pasiece pod domem żyją więc 4/6 (dziś bardzo ładnie się oblatywały). Osypały się też rodziny J i L2 z projektu Fort Knox. Podejrzewałem już ostatnio, że się tak stanie. Na pasiece leśnej żyje na tą chwilę 5/7 rodzin. 
Jeżeli sytuacja nie zmieniła się gdzieś indziej do tej chwili przetrwało więc 30/48 rodzin (62,5%). 

Do prawdziwej wiosny i czasu, w którym będzie można zrobić realne i wiarygodne podsumowania zimowli, zostało nam około 2 miesiące... Jeszcze wszystko może się zdarzyć. 


Nagrałem też film, który tłumaczy trochę moje wybory dotyczące "oszczędzania" plastrów po osypanych rodzinach (o nie, nie robię tego z krakowskiej "oszczędności", choć niewątpliwie "oszczędnością" to jest). Film spotkał się z różnym przyjęciem - od pozytywnego do negatywnego. Postanowiłem więc trochę wytłumaczyć dlaczego robię tak, a nie inaczej. Kto śledzi mój blog zapewne zna już moje poglądy, mógł się z nimi zapoznać wcześniej i je "przetrawić". Dla wielu jednak zapewne koncepcja włożenia ramki po padłej rodzinie do odkładu jest w jakiś sposób nie do przyjęcia. Nie rozumiem tego, ale rozumiem, że sam spotykam się z niezrozumieniem. Zastanówmy się nad wzajemnymi racjami. Może coś ciekawego z tego wyniknie?


8 komentarzy:

  1. Witam
    Odnośnie Viktorii od Łysonia.
    W 2017 kupiłem 2 matki nu. Obie przezimowały bez leczenia.
    W 2018 zrobiłem z nich po 3 odkłady, na dzień dzisiejszy wszystkie żyją.
    Jedna z tych rodzin z matką z 2017 padła w grudniu, ale druga ma się na dzień dzisiejszy całkiem dobrze.
    W sezonie 2018 te pszczoły wyglądały całkiem dobrze na tle moich kundelków
    (nie odbiegały siłą i rozwojem)
    Zachęcony tym i wkurzony na Asty z Kocierzawych kupiłem jeszcze 4 Viktorie
    w połowie lipca co by zagospodarować odkłady po Astach. 3 z czterech się unasienniły i na dzień dzisiejszy żyją.
    Może to nie jest taka zła pszczoła i warto z nią popracować?
    W porównaniu z Astami matki od łysonia to ładne i wigorne pszczoły...
    Pozdrawiam
    Adam1969

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, ja miałem już te pszczoły (choć pokrzyżowane) w 2014 roku. Kupiłem wtedy 5 uli na pszczołach, które były w jakiejś tam części Łysoniowymi victoriami, bo pszczelarz, który mi je sprzedał, kiedyś na tych pszczołach bazował. To chyba było w większości drugie lub trzecie pokolenie. Wszystkie padły w jesieni 2014 roku.
    Czy to dobra pszczoła? ciężko powiedzieć. W sezonie rozwijała się prężnie i ładnie nosiła w czasie lipy - ładniej niż większość moich rodzin. Ale to była rodzina świeżo sprowadzona i tym samym ze zdecydowanie mniejszą presją roztoczy niż pozostałe moje rodziny. Ja podchodzę do tego w ten sposób, że do selekcji po pierwsze nic lepszego niż to co już gdzieś przetrwało nie znajdę i skupiam się na tym, ale po drugie "darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby" - kolega zmniejszał pasiekę i oddał tą rodzinkę praktycznie za półdarmo. Wziąłem i mam, traktuję jak każde inne. Zobaczę co pokażą.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, zgadzam się. Darowany koń jest najlepszy.
    Krótko pszczelarze, niemniej doszedłem do wniosku że w każdej linii może się zdarzyć perełka co ma dobrą tolerancje na dręcza i każdej pszczole warto dać szansę. W tym roku zaadoptowałem starą (z 2016 roku) matkę co miała iść pod buta. Zbudowała rodzinę do zimy i na dzień dzisiejszy żyją.
    Jak dociągną to wiosną zrobię z niej ze 2-3 odkłady.
    W tym roku też w ten sposób chcę urozmaicać genetykę w pasiece.
    Lepsza taka matka co truta chemią dała radę 3 sezony niż zdechlak nu z masowego wychowu.
    Pozdrawiam
    Adam1969

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, dlatego u mnie każda matka ma dożywocie i każda, która przewodzi rodzinie, którą da się namnożyć jest namnażana.
      pozdrawiam

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mam pojęcia jak będzie ;-) to sprawa nieodgadnionej przyszłości. generalnie nie myślę o sprzedaży na tym etapie, tylko o rozwoju pasieki.

      Usuń
  5. Hej, może żeby pomóc pszczółką, zastąpić kwadratowe ule walcami, kula najlepiej gromadzi energię, kąty proste to jak wiry energetyczne, dlatego niegrzeczne dzieci stawiało się kiedyś do kątów żeby oddały trochę energii☺, tylko jak je zbudować żeby nie dłubać przez zimę w kłodach drewnianych?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... no właśnie. proszę koniecznie daj mi znać jak znajdziesz odpowiedź na to końcowe pytanie! ;-)

      Usuń