czwartek, 6 sierpnia 2015

Się dzieje się, oj dzieje... (się)...

Tytuł może będzie mylący, bo nie będzie o wydarzeniach, które się wydarzają (się) na pasiece... Post będzie trochę o konsekwencjach moich wyborów. A zainspirowany został, tym co się działo (się) w ostatnich dniach na forum "Wolnych Pszczół". Otóż okazało się, że nie wszystkie "Wolne Pszczoły" w pełni akceptują różne wybory innych "Wolnych Pszczół"... No cóż, muszę przyznać, że ja też nie do końca akceptuję wybory pszczelarzy. Ale mogę sobie tylko o tym popisać na forach, albo na swoim blogu. Nie wdając się w szczegóły doszło do "delikatnej wymiany poglądów", połączonej z pewnymi epitetami, oraz, rzecz jasna, doszło do wypełnienia zasady sformułowanej w Prawie Godwina. A generalnie chodziło o to, że niektóre metody mogą wydawać się bardziej drastyczne niż inne...

Cóż, dla mnie najbardziej drastyczne metody, to te, które powodują podtruwanie pszczół, ratowanie ich życia za wszelką cenę (kosztem wielu rzeczy dookoła) i udowadnianie, że jak podtruję, jak pozwolę nieprzystosowanym rozsiewać swoje geny, to jestem "lepszy"... Przyroda cierpi cały czas od działań ludzi. Ludzie uważają, że są mądrzejsi niż Matka Natura. Nieustannie coś poprawiają. Poczynając od zbyt intensywnie wchodzącego na podjazd trawnika (do tego idealny jest Roundup!) do genetyki organizmów żywych. W tym również pszczół... Dlaczego nie możemy po prostu zaakceptować, że doskonałość Przyrody polega na jej niedoskonałościach?

Ludzie węszący za cechami

Ludzie szukają tych cech, które im odpowiadają. Na przykład małe dziewczynki muszą mieć różowe tenisówki. Zielone są brzydkie i rzecz jasna takich dziewczynki nie akceptują. Więksi muszą mieć ... no różne rzeczy - to zależy... ale pszczelarze muszą mieć porządne pszczoły! z porządnymi cechami! Na przykład miodne... Ale tym razem nie będę się rozwodził nad standardowymi cechami poszukiwanymi przez statystycznego pszczelarza... Bo do utarczki doszło w ramach "Wolnych Pszczół", a rzecz jasna ci oprócz cech pożądanych powszechnie, szukają też innych cech, które są pożądane w ramach pszczelarstwa naturalnego. Wśród pszczół można wyróżnić co najmniej kilka sposobów radzenia sobie z problemem roztoczy. Najbardziej powszechnie uznawaną cechą jest tzw. VSH (Varroa Sensitive Hygiene - czyli higiena czuła na warrozę). Pszczoły z tą cechą czyszczą komórki z czerwiem porażone przez roztocza. Są i inne cechy, np. groomingu - jest to cecha polegająca na tym, że pszczoły potrafią czyścić same siebie, lub inne współtowarzyszki, jeżeli roztocz siedzi im na grzbiecie. A pewnie znalazłoby się tych cech więcej - może aktywnie działające strażniczki, obecność hormonu powstrzymującego rozmnażanie roztoczy, większa indywidualna odporność na choroby, skrócenie fazy czerwiu zaskepionego... I pewnie znalazłoby się tych cech jeszcze co najmniej kilka... Jeżeli już znamy cechę możemy ją obserwować (wystarczy opracować czy zastosować odpowiedni miernik tej cechy) i rozwijać (czyli rozmnażać te pszczoły, których mierniki dają najwyższe wartości).

Nie dalej jak dziś - zupełnie nieświadomie - napisałem na forum o tym, że dopuszczam teoretyczną możliwość, że wysoki miernik VSH może iść w parze z niskim miernikiem indywidualnej odporności pszczół, który i tak może doprowadzić do zagłady rodziny, choć czyszczenie z warrozy idzie pełną parą. I okazało się, że zaledwie kilka dni temu na swoim blogu o podobnej obserwacji napisał Erik Osterlund...

Pszczelarze z zacięciem naukowo-inżynieryjnym lubią pracować nad pszczołą. Lubią te mierniki, porównania. Zakładają (kto wie, może słusznie?), że są w stanie wyhodować pszczołę, która pokona warrozę, dzięki temu, że rozwiną cechę odpornościową, dzięki mierzeniu mierzalnego miernika. Może. Nie wykluczam. Ja tą drogą nie idę, bo nie wierzę w mierniki. Wysoki miernik VSH nie powstrzymał rozwoju wirusa zdeformowanych skrzydeł u Elgonów Erika Osterlunda. Oczywiście jestem przekonany, że sam pan Erik mógłby już na dziś śmiało zaprzestać leczenia swoich pszczół i obserwować co się będzie działo. On jednak wciąż ma dylematy czy aby nie za wcześnie...

Dalej o cechach czyli "pszczoły - barany"

Thomas Seeley (który zrobił doktorat na Uniwersytecie Harvarda), w swojej pracy "The Wisdom of Hive: The Social Physiology of Honeybee Collonies" wskazuje kilka badań odnośnie cech pszczół. Dziś nie chcę mieszać, co było wnioskami autora, a co moimi, po przeczytaniu tej książki. Zróbmy więc w tym zakresie znak zapytania, a Ty Czytelniku przyjmij tą wątpliwość, że już po prostu nie pamiętam... Niemniej jednak z lektury tej książki wynikała następująca obserwacja. W rodzinie pszczelej około 10 do 20 % pszczół lotnych stanowią zwiadowczynie. Te pszczoły szukają. Węszą za pożytkiem. Choćby pod nosem miały masowy pożytek. I zapewne w zależności od miejsca występowania "rasy" pszczół zależy wielkość tej liczby. Mówi się o pszczołach kaukaskich, że nigdy nie zbiorą rekordowych plonów, ale praktycznie tej pszczoły nie trzeba zakarmiać na zimę, bo wyciągnie miód choćby z podziemi (mówi się też, że nie wyciąga z podziemi tylko z sąsiednich uli... no cóż, to świadczy tylko o naturalnej zaradności tej pszczoły...). O sztucznie wyhodowanej rasie Buckfast często mówi się, że to profesjonalna, nowoczesna pszczoła komercyjna na tzw. pożytki towarowe. Mówi się, że mały pożytek jest dla Buckfasta ciężki do znalezienia, i z reguły nakrop w zauważalnej ilości pojawi się w 2 - 3 dni po tym jak będzie już u krainki, albo kaukaza, ale jak wystąpi pożytek masowy (albo wywiezie się rodzinę na właśnie taki pożytek), to jest w stanie przynieść rekordowe ilości...

I co to wszystko oznacza? W przyrodzie, w genach, w życiu zawsze coś jest kosztem czegoś. Nie ma wartości dodanych "za darmo". Jedna cecha zastąpi inną. Nie może być inaczej, bo nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka (wyjątkiem jest kot Schrodingera, który jest żywy i martwy równocześnie). Według mnie, to wszystko co napisałem powyżej, jednoznacznie wskazuje na fakt, że tej "profesjonalnej, nowoczesnej pszczole komercyjnej" w toku selekcji, którą rozpoczął brat Adam, zmieniono strukturę rodziny. Odebrano jej pszczoły węszycielki... Nie znam badań (a Seeley chyba o tym nie pisał - już dawno to czytałem i wówczas nie przykładałem do tego wagi), ale dam sobie uciąć kolejnego palca, że u Buckfastów zwiadowczyń wśród pszczoły lotnej jest procentowo kilkakrotnie mniej niż u pszczoły kaukaskiej i właśnie to - według mnie - odpowiada za opisaną w paragrafie powyżej różnicę. Za to niewątpliwie więcej jest "pszczół - baranów", które jak już znajdzie się "przewodnik stada", lecą za nim na pole rzepaku i wiadrami masowo znoszą to wszystko do ula...

Dzika pszczoła musi mieć zwiadowczynie... Bo przyroda nie pozwalała na 8 hektarów rzepaku w jednym kawałku, w środku którego pszczelarz pierwotny ustawiał swoje pierwotne ule. Tak się nie działo. Pszczoły dzikie to "pszczoły węszące", a nie "pszczoły - barany". Natura to różnorodność, a nie sztucznie utrzymywana monokultura. I dlatego "pszczoła węsząca" miała ewolucyjną przewagę nad pszczołą, w strukturach rodziny której znajdowało się mniej zwiadowczyń.

Pszczelarstwo naturalne

Powyżej opisany przykład miał uzmysłowić, że natura ma swoją mądrość i nie kieruje się planem wysiewu pól, ani nie zdaje się na dofinansowane z Unii lawety do wywozu pszczół na pożytki. Przyroda tysiące (miliony?) lat kształtowała pszczołę, która musi radzić sobie w tych warunkach jakie jej oferuje. Pszczelarze węszący za cechami eliminują pszczołę węszącą. W kilka pokoleń praktycznie wyeliminowali to, co przyroda z taką pieczołowitością wypracowała... Pszczelarze, wierzący w potencjał pszczoły w pokonaniu warrozy, zafiksowani na walkę z roztoczem wybierają cechę, którą selekcjonują i nie myślą już o innych. Przez analogię stawiam powyżej opisany przypadek w pasiece Erika Osterlunda do zestawienia "pszczoły węszącej" z "pszczołą - baranem". Jeżeli zbyt mocno będziemy walczyć o grooming, VSH czy jakąkolwiek inną cechę, zagubimy to co naturalna pszczoła potrzebuje. Choćby indywidualną odporność, którą ciężko wykazać miernikiem. Pszczoła potrzebuje kompletnego systemu cech niezbędnych jej do przeżycia, a nie cechę VSH do radzenia sobie z warrozą, a cechę miodności do radzenia sobie z głodem... Chcąc myśleć w kategoriach pszczelarstwa naturalnego musimy zdać się na naturę. Nie da się myśleć o pszczelarstwie komercyjnym bez znajomości cyklu wychowu czerwiu, umiejętności budowania struktury rodziny odpowiedniej na czas pożytku czy zapewniania odpowiedniej ilości miejsca na zgromadzenie zapasów - i w ogóle w oderwaniu od praw ekonomii. Tak samo i nie da się myśleć o pszczelarstwie naturalnym w oderwaniu od praw natury. Czasem mam wrażenie, że pszczelarstwo naturalne dla niektórych, to takie trochę pszczelarstwo komercyjne, tylko takie trochę mniej (lub bardziej - zależy jak na to patrzeć). Nie da się myśleć o pszczelarstwie naturalnym bez naturalnej pszczoły, naturalnego ekosystemu ulowego, naturalnych pożytków i naturalnych praw rządzących życiem i śmiercią organizmów żywych.

Kawa na ławę

W toku wspomnianej na początku "delikatnej wymiany poglądów" zarzucono, że ci wierzący w przyrodę (to moje określenie, a nie wynikające z rozmowy) przedstawiają niesprawdzone teorie jako prawdy objawione, co może prowadzić do zbytniego zachęcenia młodych pszczelarzy do drogi, która "nie rokuje". To miał być brak odpowiedzialności za własne słowa w postaci zachęcania do podążania naszą ścieżką. Pójście tą drogą według niektórych kolegów może spowodować osypanie się pasiek młodych pszczelarzy, którzy zniechęcą się przede wszystkim do pszczelarstwa naturalnego, a w ogólności do pszczelarstwa. Cóż, jeżeli ktoś po stracie pasieki pójdzie drogą amitrazy, to ja życzę mu wszystkiego najlepszego, choć tego nie popieram.

Więc w ramach "zachęty" do mojej drogi parę faktów ekonomicznych, aby wziąć odpowiedzialność za własne słowa - pomijając całą kwestię emocjonalną, bo , wbrew temu co myślą niektórzy, pszczoły nie są mi obojętne...

W 2014 roku kupiłem 5 rodzin pszczelich po 250 zł (+kilkaset złotych za ule, z których nie korzystam - 2 z nich to styropiany). Do tego dokupiłem 10 odkładów po 120 złotych i kilka matek pszczelich za łącznie pewnie z 200 złotych. Straty za rok 2014 to więc grubo ponad 2000 złotych. Pomijając ilość włożonej pracy... To wszystko zrekompensowane zostało mi przez paręnaście litrów miodu z całego roku (ok. 0.75 litra na rodzinę pszczelą). W jesieni umarło 23 rodziny pszczele, o czym już na moim blogu pisałem.
W 2015 roku kupiłem 5 rodzin pszczelich po 250 zł. Do tego dokupiłem kilka odkładów i pakietów za łączną kwotę około 1200 złotych (oraz parę kilogramów mojego czystego wosku na wymianę). Około 200 złotych poszło na matki pszczele. I tak - liczę się z tym, że te pieniądze również stracę, jeżeli te pszczoły umrą. I znów - te wszystkie wydatki zostały mi zrekompensowane przez miód... tym razem było go ponad 10 litrów więcej niż w 2014 (wg szacunków około 0,8 litra na rodzinę pszczelą!).
Pomijam kwestię wielotysięcznych inwestycji w ule, ramki, stojaki, miodarkę i inny sprzęt pasieczny (w to każdy pszczelarz musi zainwestować, niezależnie jaką drogą idzie) i ogromną ilość pracy jaką wkładam w pasiekę, nie licząc tak naprawdę na żaden dochód w najbliższym czasie (mam nadzieję, że żona tego nie przeczyta, bo nie będzie szczęśliwa...iiii.... będzie się działo...się..., oj będzie...). Bo idę drogą, która może zwróci się po wielu latach, a może się nie zwróci. Na dzień dzisiejszy wydałem na pszczoły paręnaście tysięcy złotych, nie sprzedając ani litra miodu... Robię to bo w to wierzę, ale otwarcie mówię jak się sprawy mają. W ramach uświadamiania i przestrogi. Przecież mógłbym zapewnić moim pszczołom większe szanse na przeżycie i prowadzić pszczelarstwo komercyjne tylko takie trochę mniej (lub bardziej...). Mi jednak nie odpowiadają inne wybory.

A Ty sam zdecyduj jaką drogą chcesz podążać.
Jeżeli moja droga Cię zachęca, to zapraszam do wspólnego podążania. Będę dumny z Twojego towarzystwa.

11 komentarzy:


  1. Trochę Bartek chyba nie rozumiesz tego co chcę zrobić :)
    Nie jest tak, że w ramach selekcji, badań, zabiegów inżynieryjnych chcę wytworzyć jakąś nową super pszczołę, która będzie sobie radziła ze wszystkim zagrożeniami świata współczesnego.
    To nie tak. Mi po prostu nie podoba się droga: tworzenia pasieki, zagłada, odbudowa, zagłada, odbudowa, zagłada ... tak aż do sukcesu. To nie dla mnie. Od trzech lat nie robię nic innego
    jak rozwijam lub odbudowuję pasiekę. A to na skutek moich błędów, warrozy czy wandali. Męczy mnie to strasznie i scenariusz, który zakładałby, że przez kolejnych kilka sezonów /sam piszesz o 5-10 latach/
    tak by miało wyglądać moje pszczelarzenie jest dla mnie nie do przyjęcia. Potrzebuję trochę stabilizacji i oddechu.
    Więc skoro Twoja droga jest dla mnie nie do przyjęcia musiałem poszukać swojej. Moja zakłada w skrócie, iż na razie wspomagam pszczoły poprzez: olejki, selekcję na wartościowe cechy, sprowadzenie genów już wyselekcjonowanych, interwencyjne leczenie np. tymolem po to aby prze okres kilku lat ustabilizować pogłowie, które może nie będzie naturalne w Twoim rozumieniu tego słowa ale będzie miało bardzo duże szanse na przeżycie.
    Wtedy będę mógł pokusić się o puszczenie pszczół samopas i uważam, że nie padnie mi cała pasieka ale tylko jej najsłabsze elementy. I będzie to dla mnie do zaakceptowania. Taki widzę długofalowy proces.
    Myślę, że docelowo osiągniemy sukces w podobnym czasie ale uważam, iż moim podejściem ja będę miał cały czas pszczoły, którymi będę mógł się cieszyć a Ty będziesz cały czas odbudowywał.
    Ciekaw jestem ile lat wytrzymasz :) i finansowo i mentalnie. Nie jest prosto ciągle zaczynać "od nowa".

    Argument o zagubieniu genu "poszukiwania" przez pszczołę poszukiwaczkę jest moim zdaniem chybiony.
    Wystarczy tą "zagubioną" pszczołę wpuścić na małą komórkę i staje się jedną z najlepszych poszukiwaczek.
    Wile publikacji o małej komórce mówi o tym, iż "mała pszczoła zawsze coś znajdzie".

    Wież mi, że na pszczoły nie wydałeś więcej ode mnie :) Mimo, iż staram się wszystko wytwarzać sam to nawet "naukowo-inżynieryjne" podejście jest bardzo drogie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szymon, pierwsza sprawa to to, że ten post wcale nie jest o Tobie (a jeśli już to tylko częściowo i tylko w niewielkiej części), a tylko, że jest dedykowany Tobie, tak jak Ci to napisałem w mailu :-)

      I jeszcze raz napiszę to tutaj, co napisałem Ci również w mailu: ja nie uważam, że robisz "źle", bo skoro w to wierzysz to robisz dobrze. I wierzę, że zmierzamy do tego samego celu. I znów się powtórzę: jeżeli będziesz u celu pierwszy to tylko się ucieszę. Moje zdanie jest takie natomiast, że każde leczenie oddala nas małym kroczkiem od celu. Jeżeli wierzysz, że jesteś w stanie zrobić duży krok w przód, który zrównoważy mały kroczek w tył, to dobrze, cieszę się i rób tak. Ja nie wierzę, że jestem w stanie zrównoważyć kilkaset małych kroczków, które uczynili pszczelarze na przestrzeni ostatnich 100 lat... i uważam, że jestem głupszy od Przyrody. Jestem ignorantem i głupcem w ściganiu się na mądrość z Przyrodą i stąd taką ścieżkę obrałem.

      Tu nie chodzi też o to, kto będzie się odbudowywał, a kto będzie cieszył pszczołami. Być może będzie tak jak napisałeś. Chodzi o to, że każdy powinien wierzyć w swoje działania. Nawet jeżeli będą zawsze umierać, a ja będę zawsze musiał się odbudowywać, to będę podążał z podniesioną głową, wiedząc, że przeciwności ekonomiczne nie sprowadziły mnie na niewłaściwą drogę i oportunizm nie wygrał, a wiara w cel. Wiesz, chcąc się cieszyć pszczołami można by pójść jeszcze dalej - leczyć ile tylko potrzeba najskuteczniejszymi środkami! wówczas nie tylko można się cieszyć z pszczół, ale mieć z tytułu prowadzenia pasieki dochód, który pozwoli się cieszyć jeszcze z innych rzeczy!... i gdzie będzie granica tego "cieszenia się"? Więc ja chcę być z sobą w zgodzie na codzień, a nie tylko usprawiedliwiać walkę z Przyrodą tym, że kiedyś pozwolę jej na działania zgodnie z jej założeniami. Ja już dziś chcę jej na to pozwolić... i liczę na łaskawość z jej strony :-)

      No ja nie wiem jak jest z tą "małą pszczołą"... Nie chcę już mieć u siebie ani "małej komórki" (wolę naturalną), ani tej zagubionej pszczoły.

      PS. tu nie chodzi tylko o to ile wydałem, ale na jaką stopę zwrotu liczę i jaką otrzymuję :-)

      Usuń
    2. "To nie tak. Mi po prostu nie podoba się droga: tworzenia pasieki, zagłada, odbudowa, zagłada, odbudowa, zagłada ... tak aż do sukcesu."

      Ja jednak mocno wierzę, ze u mnie tak nie będzie. I choć może to tylko nadzieja głupiego to ta wiara daje mi dostateczną energię.

      Usuń
  2. Ja możę i jestem początkujący ale conieco obserwuje u siebie na pasiece, mam pszczoły z 3 źródeł i bardzo różnie sie zachowuja, sęk w tym, że mam część pszczół po selekcji i właśnie te szukają gdzie się da widze nieraz u sąsiadów że szperają w każdych zakamarkach, wiem że to moje bo w okolicy tylko ja mam tak ubarwione pszczółki

    Pozdrawiam Arro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale odnośnie czego była ta uwaga? bo wnioski z posta były na podstawie obserwacji pszczelarzy piszących o tych cechach - choćby na forach, oraz na podstawie wskazanej książki.

      Nie wiem jakie masz pszczoły, z jakich źródeł, z jakimi domieszkami.
      ja mam pszczoły z 3 głównych źródeł i każda jest inna i w ogóle nie chce mi się obserwować różnic i podobieństw, bo po co? jedne budują się szybciej, inne wolniej, jedne mają pokarm, inne mniej... nie patrzę gdzie latają, bo to ich sprawa. i po kolorze jednak bym żadnych wniosków nie wyciągał...

      Usuń
  3. Chodzi mi o to że buckfasty w moim odczuciu znacznie lepiej szukają pokarmu niż krainki, i wcale nie sa takimi "barankami"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. być może. ale jak pisałem, nie wiem z jakiego źródła są te pszczoły, nie wiem jak bardzo pokrzyżowane i "selekcjonowane". pisząc post kierowałem się ogólnie przytaczanymi opiniami z forów internetowych. z takimi opiniami się zetknąłem i stąd je wskazałem. natomiast nie neguję (a wręcz zachęcam do takiego spojrzenia), że każda pszczoła jest inna...

      Usuń
  4. Dokonałem tego. Przeczytałem całego bloga. Materiał dla mnie bardzo ważny, bo z wieloma sprawami spotkałem się pierwszy raz. Do niektórych artykułów będę pewnie wracał. Jestem teoretycznym pszczelarzem pszczelarstwa naturalnego. Czytam też inne materiały i blogi tego typu. Muszę tą wiedzę dobrze wykorzystać, a przynajmniej powinienem, bo od tych co wiele otrzymali wiele się wymaga. A ja otrzymałem dużo więcej, niż się spodziewałem. Część wiedzy już wprowadziłem w moje pszczelarskie życie.
    Dziękuję Bartku za Twój trud jaki w to wszystko wlozyleś i za dzielenie się tym co przeżywałeś.



    "A Ty sam zdecyduj jaką drogą chcesz podążać. Jeżeli moja droga Cię zachęca, to zapraszam do wspólnego podążania. Będę dumny z Twojego towarzystwa."

    Kilka lat minęło, ale jakoś nie widzę tłumu ludzi. Zrób mi trochę miejsca z tyłu, będę podążał na samym końcu, bo dopiero raczkuję. Mam nadzieję, że będę wiernym towarzyszem. Czas zweryfikuje.
    Pozdrawiam
    Tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no widzisz, a pisałeś że Ci to zajmie nie wiadomo jak wiele czasu ;-)

      życzę powodzenia w tej niełatwej drodze! próbuj, kombinuj i po prostu zmierzajmy wszyscy do przodu :-)

      Usuń
  5. Wciągnęło mnie bardziej niż myślałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo mnie to cieszy. dzięki za dobre słowo :-)
      powodzenia!

      Usuń