piątek, 1 maja 2015

Kłoda

Dawno już nie zamieszczałem żadnego postu w kategorii "moje pszczelarstwo" - i najwyższy czas to zmienić.
Dziś praktycznie cały dzień przygotowywałem kłodę - a raczej 2 kłody - na przyjęcie pszczół, które mam nadzieję nastąpi lada dzień lub tydzień. Ale zacznijmy od początku.

W zeszłym roku 11 sierpnia w naszym rejonie była potężna wichura. Był to dzień, w którym byłem w szpitalu, bo akurat wtedy wstawiano mi ścięgna do 2 palców. Tamtego dnia deszcz padał praktycznie poziomo, a woda nawet lała się nam do domu przez ściany ...

U jednego z sąsiadów ze wsi, w czasie tej wichury, powalonych (lub połamanych) zostało kilka drzew. Po tej wichurze uznał, że nie będzie ryzykował, że ktoś w przyszłości zgninie i zrobił przegląd drzew na swojej działce. Kilka było już pustych w środku i wypróchniałych... Niezmiernie żal mi starych drzew. Co do zasady jestem wrogiem wycinania drzewa tylko dlatego, że jest duże i zupełnie nie rozumiem tego irracjonalnego lęku przed drzewami jaki przejawia 90 % ludzi... Skutek jest taki, że nie ma już prawie nigdzie tych wielkich i dostojnych okazów, które pamiętają jeszcze zaborców.
Ale tego sąsiada rozumiem, bo faktycznie usuwał tylko te drzewa, które nie miały się już najlepiej, a z racji wieku i rozmiarów faktycznie mogły spowodować jakieś nieszczęście. Ponieważ ma on praktycznie park, a nie "działkę" w tradycyjnym rozumieniu, to tych drzew była cała masa. Ale wówczas nie wiedziałem nawet że drzewa usuwał, kiedy i po co... Zresztą wówczas go jeszcze nie poznałem.

Przed połową kwietnia bieżącego roku, jadąc wzdłuż ogrodzenia tegoż pana, zauważyłem, że na małej skarpie przy jego ogrodzeniu leży kłoda... pusta w środku, wypróchniała. Uznałem, że muszę przynajmniej spróbować ją zdobyć. Skoro leży, może znaczy, że nie jest mu potrzebna? Przy okazji zagadnąłem go o to i zdecydował się podarować mi tą kłodę. Dziękuję!
Kłoda z drogi nie wyglądała tak okazale jak z odległości paru kroków. Okazało się, że był to stary jesion. Kłoda miała około 2 metry długości i ponad 90 cm średnicy - praktycznie cały środek był wypróchniały. Ponieważ była ogromna zdecydowałem się, podzielić ją na dwie. Wyszły długie (wysokie) na 1 metr, trochę musiałem odciąć aby wyrównać. Dzięki uprzejmości poznanych przy okazji ludzi, zajmujących się powalonymi i wyciętymi drzewami, udało mi się przetransportować kłodę do domu.

Jeszcze tamtego dnia (było to 25 kwietnia) odczyściłem wnętrze kłody z odpadającego próchna. Oczywiście nie zamierzałem czyścić całkowicie do "zdrowego" drzewa. Podczyściłem tylko to, co odpadało przy mocniejszym dotknięciu. Dla pszczół nie będzie to stanowić problemu - zgodnie z moją wiedzą próchno na ścianach na pewno nie będzie im przeszkadzać...

Kłody odczyszczone z grubsza we wnętrzu, wraz z tradycyjnymi narzędziami bartnika:
siekierka Fiskars, piła łańcuchowa i motyczka do wydłubywania próchna... 

W dniu dzisiejszym podjąłem się ukończenia tematu kłody... Musiałem jeszcze podrównać kłody, żeby dało się zamknąć otwory z dwóch stron deskami. "Dennice" zrobiłem z desek grubości 3,2 cm - oczywiście nie było mowy o czyszczeniu desek. Przykręciłem je po prostu do pnia, w taki sposób, żeby stanowiły mniej więcej szczelne dno.

Na górę kłody - nazwijmy to na "powałkę" - wykorzystałem deski ze starej palety, która leżała już od paru lat "pod chmurką". Do tych desek pszczoły będą doklejać dzikie plastry. Specjalnie chciałem, żeby miały podpróchniałe deski - mam tylko nadzieję, że ta paleta nie była nasączana jakąś chemią... a jeżeli nawet, to pewnie było to wiele lat temu i przez deszcze i śniegi wszystko już się wypłukało.

A potem zostało już tylko wyciąć dziurę (wlot) - oczywiście zrobiłem to w górnej części kłody - i czymś przykryć nowe pszczele domy. Daszki na razie są zupełnie prowizoryczne - zbiłem po prostu parę desek razem i przykryłem je papą... Nie wiem kiedy uda mi się dorobić (czy pewnie zamówić, bo raczej sam nie będę ich robił) daszki docelowe - chciałbym szybko, ale nie wiem jak będzie... Chciałbym, żeby był to daszek okrągły i "zaostrzony" - być może po wykonaniu obłożę go jeszcze wikliną lub suszona trzciną - to pokaże przyszłość. Ten prowizoryczny daszek, który dziś wykonałem, ma po prostu umożliwić mi "zapszczelenie" tych kłód w szybkim terminie. Mam nadzieję, że pszczoły pojawią się w nich już niedługo - a jak dobrze pójdzie to w jednej z nich znajdą się po planowanym poniedziałkowym przeglądzie. Do drugiej chciałbym osadzić rójkę z tego samego źródła, z którego przywiozłem pszczoły wiosną. Od dziś w każdym razie kłody stoją na swoim docelowym miejscu. Mam nadzieję, że pszczołom się spodobają!


Kłody mają być zupełnie "bezobsługowe". Chcę w nich osadzić pszczoły i pozwolić im na wszystko czego tylko zapragną. Nie chcę tam zaglądać, nie planuję też brać z nich miodu, odkładów czy pakietów. Jeżeli kiedyś zmusi mnie do tego sytuacja (np. wszystkie inne pszczoły padną) być może uda się zdjąć część "powałki" i pobrać jakiś "odkład" lub pakiet. Ale co do zasady nie chciałbym tego robić. W kłodach pszczoły mają żyć jak chcą - bez mojej ingerencji. Niech będą wolne!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz