niedziela, 8 lutego 2015

Niech już będzie dezaktywacja...

Przez jakiś czas próbowałem przedstawiać swoje racje na "Forum Miodka". Dziś nie wiem dlaczego. Może starałem się przekonać kogoś do rozwiązań, które uważam za lepsze? Nie wiem czemu to robiłem. Żona twierdzi, że na ile poznała środowisko pszczelarskie, każdy "jest najmądrzejszy" i "wie najlepiej" - oczywiście to miało się tyczyć również i mnie. Teraz już wiem, że trzeba robić swoje, nie starać się przekonywać nieprzekonywalnych. Komu nie będzie pasować to, co oferuje "nowoczesne pszczelarstwo", sam będzie szukał pomysłów i rozwiązań. Kto szuka takiej drogi ten pomysły znajdzie.

Prowadząc dyskusje na forum, przez dłuższy czas próbowałem podawać w miarę rzetelne argumenty. Przeważnie nie były to badania naukowe. Najczęściej to doświadczenia i opinie praktyków, którzy, często wbrew naukowym prawdom, przytaczanym przez zwolenników leczenia, dają radę utrzymywać swoje pasieki bez stosowania metod chemicznego wspomagania pszczół. Każdego usilnie namawiałem i przekonywałem - i wciąż namawiam i przekonuję - do refleksji, do wyznaczenia długoterminowego celu i podjęcia działania w kierunku zwrócenia pszczole woli przeżycia i dzikości. W pewnym momencie zorientowałem się, że to nie ma sensu. Zamiast rozważać w dyskusji różne pomysły, przez cały czas musiałem udowadniać, że można i co więcej, że trzeba próbować. Po kilkudziesięciu postach uznałem, że dość. Znudziłem się i zniechęciłem walką z wiatrakami. Pszczelarze mają tak wbite do głowy, że robią wspaniałą robotę zwalczając pasożyta, że atakując ten sposób myślenia poważam ich wiarę w czynienie dobra w ekosystemie przez trzymanie pszczół.

Jeżeli pojawia się zagrożenie okresowe, choroba, której objawy można i należy zwalczać, to też jestem za podjęciem "leczenia". Jeżeli natomiast to zagrożenie jest trwałe i stale obecne (jak warroza), to jedyną metodą pozbycia się problemu jest wypracowanie w populacji tolerancji. Warroza nie zniknie z uli - niezależnie od tego ile chemii i ile metod użyjemy w swojej pasiece. Ale do pszczelarzy to nie dociera.
Za to na każdym kroku chcą naukowych dowodów, że ten czy tamten sposób działa. Nie ma takich dowodów. Nie ma sposobów, które zadziałają wszędzie. Nie ma uniwersalnych, aktualnych w każdej lokalizacji, badań na ten temat. Pszczoła jest dzikim (ha, była dzikim) zwierzęciem i nie da się go wtłoczyć w ramy prac naukowych. Pszczelarstwo jest lokalne. To co zadziała u mnie, nie musi zadziałać 5 kilometrów dalej.

Kiedy "nowoczesny" i "świadomy" pszczelarz - do tego w dziale "Bio pszczelarz" - pisze:
"No właśnie od 2011r dymiłem tylko 4x4 i rok temu miałem problemy na wiosnę. W 2014 roku działałem bardziej rozsądnie jeżeli chodzi o walkę z V a i tak dostałem w lipcu po uszach bo kilka rodzin musiałem łączyć a dwie miały wirusa skrzydeł. Polewałem kwasem - rodzinom, z tego co widzę nie zaszkodziłem a V trochę się posypało. Na wiosnę będę spokojniejszy a i mam nadzieję, że pszczoły lepiej dadzą sobie w sezonie radę."
i nie widzi żadnego problemu, to ja się poddaję. Mam dość. Nie chcę już nikogo przekonywać.

Potem ten sam świadomy pszczelarz napisał:
"Miałem już nie pisać, ale jednak... Pszczelarstwo idzie w doskonałym kierunku! Pszczoły mamy łagodniejsze, bardziej miodne, ilość rodzin pszczelich w Polsce z roku na rok rośnie (podejrzewam, że nawet mimo katastrofalnego 2014r odkłady w 2015 nadrobią straty). Co więcej pszczelarze to w znakomitej większości ludzie inteligentni i ciekawi, zarówno nowych technologii, badań jak i zwyczajnie swojej okolicy. Chyba tylko leśnicy i myśliwi wiedzą tyle o otaczającej nas naturze, co pszczelarze. (...) martwisz się o tworzoną przez Nas Pszczelarzy pszczółkę słabinkę, która niczym mini yorki miałaby być tylko wyhodowanym tworem na chwilę, modą która przeminie, a raczej wg Twoich wieszczb wyginie, bo nie będzie już za jakiś czas aktywnego środka, któremu oprze się V. Mylisz się kolego, bo pszczelarz właśnie do tego nie dopuści! Wg Ciebie ładujemy chemię do uli, wg mnie szukamy środka, który uratuje pszczoły jak i całe rodziny, pasieki. 

Zacznij martwić się o osy i trzmiele, bo one bez chemii, czy ingerencji człowieka mogą mieć problem. 
Kiedyś przeczytałem, że nawet jak uda się już znaleźć jakieś genialne lekarstwo na warrozę, które wybije ją do nogi jakiś pseudo-ekolog obłoży ją ochroną gatunkową i będzie d(b)ał o jej przeżycie." 

Tego typu post przekracza moją miarę pojmowania. Ekonomicznie pszczelarstwo faktycznie idzie w doskonałym kierunku. Wszystkie pszczoły są miodne i nierojliwe. Do tego łagodne jak baranki, aż przyjemnie się pracuje. Ciekawe co powiedziałby ten pszczelarz na sytuację w sąsiednim kole pszczelarskim, gdzie według mojej wiedzy padło 90 - 95% pszczół (LECZONYCH!). Czy 5% czy 10%, które przetrwało da radę "nadrobić straty"? Czy tam skutecznie "ratują pszczoły jak i całe rodziny, pasieki"?...
O świadomości pszczelarzy już pisałem, ale muszę przyznać jedno: faktycznie są inteligentni i ciekawi - zarówno nowych technologii jak i badań... Głównie tych dotyczących metod eksterminacji warrozy... O zależnościach ekologicznych nie mają pojęcia...

O osy i trzmiele się martwię. Martwię się, bo - tak jak pszczoły - są poddane działaniu chemii i ingerencji człowieka. Niszczy się ich naturalne ekosystemy, pryska się pola na których przebywają, a człowiek systematycznie, swoją ingerencją, uszczupla ich naturalne siedziby i źródła pokarmu.
Ale wiem, że jeżeli nie zniszczymy całkowicie ekosystemu (na razie do tego jeszcze trochę, choć robimy co w naszej mocy), to sobie poradzą... One są poddane selekcji natury, są wolne i przetrwają - jeżeli nie globalnie to lokalnie.

Nie martwię się natomiast o wpisanie warrozy na listę gatunków chronionych. Niezależnie od tego ile ci świadomi, inteligentni i ciekawi pszczelarze poświęcą czasu i wysiłku na eksterminację tego gatunku, on będzie miał się świetnie, dopóki człowiek ingerencją i chemią nie zabije wszystkich zapylaczy z rodziny Apis. Byle tak dalej pszczelarze!

Oczywiście też - znów: w dziale "Bio pszczelarz" - nastąpiła wymiana poglądów i zdań na temat metod dezynfekcji i "szkodliwości" niektórych preparatów... Bo oczywiście te, które stosują piszący dane słowa, nie szkodzą pszczołom. Inne tak - są wyjątkowo szkodliwe i nie należy ich używać (patrz - wcześniejszy post: "Inni").

Najciekawsze jest to, że każdy, kto pisze, że nie da się trzymać pszczół bez leczenia, nigdy nie spełnił choćby połowy założeń pszczelarstwa naturalnego. Zresztą pewnie nawet nie próbował. Nawet pan Leszek - Polbart, który szuka tolerancyjnych linii na całym świecie, sprowadza je do siebie i obserwuje, a także pisze o wielu naturalnych metodach, chyba nigdy nie spróbował faktycznie pszczelarstwa naturalnego. W każdym razie nigdzie nie trafiłem na opis takiego eksperymentu, który trwałby kilka lat przy spełnieniu wszelkich założeń, jakie są wymagane dla takiego pszczelarstwa. Jednoroczna próba zakończona "kontrolnym odymieniem" nie spełnia dla mnie takich kryteriów...

To wszystko, o czym piszę powyżej, przekroczyło moją cierpliwość. Podjąłem starania w kierunku usunięcia mojego konta z forum. Po kilku próbach pisania do admina, wyraziłem swoją wolę usunięcia profilu na forum publicznym... Przywitały mnie takie posty:
"Rozczarowałeś się tym że niema tłumu wiwatującego na twoją cześć? Kilka słów krytyki spowodowało że podwijasz ogon pod siebie? I ty chcesz wytrwać idąc pod prąd? Bardzo w to wątpię."
czy:
"Ich liebe nun mal Rebellen ;-)"
i
" żaden syndrom - lubię oszołomów ."
Ja również Was pozdrawiam świadomi, inteligentni i ciekawi pszczelarze!

... Ostatecznie, po kilku prośbach, Admin nie usunął mojego konta, ale je zdezaktywował. Nie do końca o to mi chodziło - to rozwiązanie jest nawet gorsze, bo nie mam dostępu do swoich danych osobowych, ale zdecydowałem się opuścić i nie drążyć już tematu. Nie rozumiem czemu nie dało się usunąć, czemu było to takim problemem i czemu musiało mnie to kosztować tyle wysiłku. Ale niech już będzie dezaktywacja... 

5 komentarzy:

  1. Myślę, że komuś się nie chciało usunąć twojego konta. Właściciel forum pewnie jest " zapracowany" lub zrobił ci na złość.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie znam powodów, Sławku. Jaki by nie był, zamknąłem temat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widziałem, myślę że dobrze zrobiłeś bo dalsza dyskusja mogła by się przerodzić w agresje itp. Niech sobie robią jak robili a my róbmy po swojemu. Może jacyś pszczelarze czytający posty na tamtym forum zainteresują się naturalnym pszczelarstwem i zajrzą na twojego bloga. W sumie my sami raczkujemy w tym temacie.

    OdpowiedzUsuń
  4. W sumie pewnie w ogóle niepotrzebnie pisałem. ten temat w świecie pszczelarskim jest tak kontrowersyjny, że pewnie lepiej go nie ruszać, bo wybuchnie... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Im więcej trudu i przeszkód tym bardziej człowiek doceni sukces, nawet jeśli nastąpi on za dwanaście czy osiemnaście lat. Oby tylko tego doczekać.
    Trzeba Bartku pisać, że istnieje pszczelarstwo naturalne i podawać przykłady ludzi, którzy je osiągnęli, bo nie każdy o tym wie. Ja dopiero dowiedziałem się w tym roku, że pszczoły mogą żyć bez leczenia i to właśnie na Twoim blogu. Ze zdumieniem i podziwem czytam też o osiągnięciach w tej dziedzinie na świecie.
    Pozdrawiam
    Tomek

    OdpowiedzUsuń