czwartek, 11 września 2014

Pszczoła na trudne czasy.

Prawdopodobieństwo, że pasieka przetrwa bez leczenia warrozy, można zwiększyć dwojako. Pierwszy sposób to zwiększenie ilości pni, przy zróżnicowaniu puli genetycznej posiadanych pszczół, a drugi to zdobycie odpowiedniego materiału hodowlanego na starcie. Oczywiście można połączyć obydwie strategie. Przy bliższym zapoznaniu się z tematem, okazuje się, że w Europie są pasieki, gdzie prowadzi się selekcję w kierunku odporności na roztocze. Mało kto jednak zaprzestał całkowicie wspomagania pszczół. W większości są to dość zaawansowane projekty, które jednak nie dały na razie materiału gwarantującego 100% odporność. W tym względzie Europa wciąż pozostaje w tyle za USA (a nawet za niektórymi krajami Ameryki Południowej). Poza tym trzeba mieć świadomość, że pszczoły z Niemiec, Norwegii, Finlandii czy Szwecji nie muszą ujawnić odporności w naszych warunkach. Przecież w naszych ulach mogą funkcjonować patogeny, z którymi tamte pszczoły się nie zetknęły, a które na tyle osłabią rodzinę, że warroza zwycięży.

W tym poście chciałbym wspomnieć o pszczole Elgon ze szwedzkiej hodowli Erika Osterlund'a (www.elgon.se). Oczywiście o Elgonie słyszałem już dość dawno, czytałem opinie o nim na forach i stronach hodowców i wiedziałem, że jest to krzyżówka "pszczoły doskonałej", czyli Buckfasta. Nie znałem jednak historii tej pszczoły, a także celów, metod i efektów hodowlanych. A są one ciekawe.

Erik Osterlund pisze na swoim blogu, że pszczoła Elgon była właśnie wynikiem poszukiwania materiału hodowlanego odpornego na warrozę. W 1989 roku zorganizowano do Kenii ekspedycję w poszukiwaniu pszczoły, która byłaby w stanie poradzić sobie z warrozą. Uznano, że afrykańskie linie znacznie lepiej radzą sobie z roztoczem niż linie europejskie. Przywieziono pszczoły (a raczej nasienie i jajka) min. z rejonu góry Elgon i stąd właśnie nazwa nowej linii. Afrykańską pszczołę skrzyżowano z Buckfastem. W hodowli szwedzkiej, pszczoła była trzymana na komórce 4.9 i nie wspomagano jej żadnymi środkami chemicznymi. Przez długie lata hodowla prowadzona była jednak w miejscu, gdzie Varroa destructor jeszcze nie dotarł... A więc selekcja pszczoły w kierunku radzenia sobie z warrozą miała być prowadzona bez czynnika wywołującego presję selekcyjną! Warroza do pasiek pana Osterlund'a dotarła dopiero bodajże w 2008 roku. Część pszczół zaczęło się mieć wyjątkowo kiepsko, pomimo stosowania praktycznie wszystkich zaleceń pszczelarstwa "organicznego" (mała komórka, naturalny pokarm, pasieka bez chemii). Do tego pszczoła posiadała w sobie geny afrykańskie, które miały sprzyjać radzeniu sobie z warrozą. Erik Osterlund, na swoim blogu, ocenia, że gdyby nie zainterweniował, straciłby wówczas 80% pasieki. Zdecydował się na leczenie tymolem. Nie chciał stosować kwasów, gdyż źle oddziałują na pszczoły (osłabiają pancerzyki chitynowe, co sprzyja łatwiejszym zakażeniom wirusowym). Tymol takiego oddziaływania ma nie mieć, choć zabija niektóre pożyteczne mikroorganizmy organizmy, zmieniając naturalny ekosystem ula. Osterlund decyduje się leczyć tylko te rodziny, w których ujawnił się wirus zdeformowanych skrzydeł (DWV), nie prowadzi żadnego zliczania roztoczy w ulu. Jako matki zarodowe wybierane są pochodzące z rodzin nie leczonych od co najmniej 2 sezonów. Pszczołom, które zostaną poddane kuracji tymolem zabierana jest matka i poddawane są dojrzałe mateczniki na wygryzieniu z rodzin zarodowych. Dzięki takiej praktyce z roku na rok używane jest coraz mniej tymolu, na coraz mniejszej liczbie rodzin. Pan Osterlund podaje, że wyjątkowo dużo rodzin przeżywa zimę, a zbiory miodu również nie pozostawiają wiele do życzenia (w końcu podstawą krzyżówki tej pszczoły jest Buckfast).

Erik Osterlund przyznaje, że afrykańskie geny okazały się nie być niezbędne do wyhodowania odpornej na warrozę pszczoły, co pokazała inwazja roztocza w 2008 roku. Jak twierdzi absolutnie jednak nie żałuje wyprawy do Afryki, a Elgona nie zamieniłby na żadną inną pszczołę.

Ekspedycja do Kenii zorganizowana była przez kilka osób. Przyznaję, że nie zapoznałem się z założeniami selekcyjnymi innych hodowców Elgona. Wiem, że w Polsce dostępne są matki Elgona, ale z hodowli niemieckiej - nie wiem czy tam stosowane są te same założenia selekcyjne, które stosuje Erik Osterlund - zakładam, że pewnie tak. Do tej pory nie spotkałem się z polskim hodowcą posiadającym matki zarodowe szwedzkiego Elgona, choć nie wykluczone, że ktoś gdzieś się ogłasza (owszem, znalazłem takich, ale były to stare informacje hodowców posiadających matki sprzed ataku roztocza). Taka pszczoła byłaby niewątpliwie cennym nabytkiem do mojej pasieki.

Na portalu beesource.com, Osterlund dzieli się jeszcze innym spostrzeżeniem - zgodnym zresztą z przytaczanym już przeze mnie stwierdzeniem Michaela Bush'a. To nie liczba roztoczy w ulu zabija rodziny pszczele, ale towarzyszące im infekcje wtórne (najczęstszą jest wirus zdeformowanych skrzydeł). Ponadto, jak wynika z obserwacji hodowców Elgona, leczenie pszczół z roztocza powoduje większą podatność na infekcje. Jako przykład podaje hodowlę Poula Erika Karlsen'a z Bornholmu, który potraktował kwasem mrówkowym 90 ze swoich 200 rodzin pszczelich (nie leczonych w żaden sposób przez poprzednie 4 sezony). Eksperyment miał na celu pokazanie czy w rodzinach występowała warroza, a jeżeli tak, to w jakiej ilości. W wyniku eksperymentu 60 rodzin padło w zimie w wyniku biegunki, a dalsze 25 wiosną nie rozwinęło się prawidłowo, zostało zaatakowane przez patogeny i warrozę i osypało się w sezonie. Ze 110 rodzin nie leczonych jedynie jedna nie przetrwała zimy z uwagi na "inwazję" myszy (http://www.beesource.com/point-of-view/erik-osterlund/buckfast-breeding-principles/ - u dołu strony). Oczywiście to dość skrajny przypadek, niemniej jednak ciekawy.

4 komentarze:

  1. Stąd wniosek, że trzeba szukać tradycyjnych, biologicznych rozwiązań. Prawdopodobnie przyroda zna rozwiązanie problemu. Pozostaje tylko go znaleźć A może za bardzo grzebiemy w genach pszczoły miodnej... Aby tylko pszczoły nie podzieliły losu psów. Kim jest człowiek, że ośmiela się być Stwórcą...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym Stwórcy (jakkolwiek rozumieć to słowo) w to nie mieszał. Ludzie szukają prostych rozwiązań i wielkich efektów - a z naturą nie tak łatwo. Przyroda co chwila daje nam nauczkę, ale zamiast wyciągnąć stąd jakiś wniosek, ludzie szukają winnego (np. warrozy). Szlifowanie "korzystnych cech" może być dobre krótkoterminowo. A Natura zawsze znajdzie sposób na równowagę - w razie potrzeby nawet i bez apis mellifera.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy mógł by mi kolega podać nr tel do hodowli matek reprodukcyjnych Elgon w Szwecji Wystarczył by mi nr telefonu.
    Z góry dziękuję.Pozdrawiam Darek.
    e-mail;zaufanadama@interia.pl

    OdpowiedzUsuń