Zbliża się koniec lutego, a więc lada chwila zaczniemy kolejny sezon pszczelarski. Zapowiada się... jak zwykle ciężko. Niestety po raz kolejny spodziewam się dużych strat pszczół (w dużej części są już potwierdzone, ule wyczyszczone, a plastry przygotowane na nowe pszczoły.
Jak już wielokrotnie wspomniałem kilka lat temu przeniosłem się w północny rejon Beskidu Wyspowego. Żyje się tu przyjemnie, a przyroda jest daleko bogatsza i - chciałoby się powiedzieć - zdrowsza niż w rejonie gdzie mieszkałem poprzednio, czyli na zachód od Krakowa. Wygląda na to jednak, że choć teren ten zawsze jawił mi się jako dobry dla pszczół, to wcale tak nie jest. Zróbmy więc małą analizę historii.
[Podane poniżej liczby pochodzą z postów podsumowujących sezon lub zimowlę - mogą się one różnić od liczby rodzin maksymalnie trzymanych w tych miejscach, czy tych, które ostatecznie przetrwały. Przede wszystkim wynika to z tego, że zarówno w czasie sezonu jak i zimowli liczba rodzin stale się zmienia - jeśli przykładowo podsumowanie zimowli piszę w marcu, to może się zdarzyć, że do końca kwietnia osypią się jakieś kolejne rodziny, a tym samym liczba się zmniejszy. Podobnie, jeśli podsumowanie sezonu piszę w końcu lata (wczesny wrzesień), to do listopada część rodzin może się osypać - znów, jeśli piszę je w listopadzie, to mogę nie wliczyć w to rodzin, które z różnych powodów przestały istnieć na przełomie lata i jesieni. Strata (zmniejszenie liczby) rodzin nie zawsze musi wynikać z powodów chorób - np. w końcu lata jakaś rodzina mogła stracić matkę i zostać połączona do innej]
Na nowej pasiece domowej (KM) pierwszy raz postawiłem pszczoły przed zimowlą 2019/20 - Trafiło tam 8 rodzin, do marca przetrwało jedynie 2. Średnia przetrwania to raptem 25% przy ogólnopasiecznej ok. 35% (średnia z całej pasieki oczywiście uwzględnia też pasiekę domową KM).
Kolejna zimowla 2020/21 to aż 15 rodzin ustawionych na pasiece KM - do wiosny 2021 przeżyło 5 rodzin (33%) przy ogólnopasiecznym odsetku lekko powyżej 40%.
Trzecia zimowla w rejonie Beskidu Wyspowego 2021/22 to już 3 pasieczyska. Na pasiece domowej KM zimowałem 11 rodzin, na pasiece Kr - 5, a pasiece J - 4. Łącznie było to więc 20 rodzin. Straty po tej zimowli były całkowite - osypały się wszystkie rodziny (100%). Sezon 2021 był jednak tak zły (zwłaszcza w rejonie beskidzkim), że tak duże straty nie były dla mnie zaskoczeniem. Na starszych pasiekach kolejny raz było lepiej. Stamtąd pochodziły wszystkie rodziny, które przetrwały - a dokładnie 6 rodzin z bodaj 18. Straty w całej pasiece wynosiły więc średnio ok. 15%, przy czym w rodzinach na starych pasieczyskach było to 33%.
Ul po jednej z rodzin - pozostał jedynie spory zapas pokarmu |
W tym roku zimowałem mniej rodzin niż w poprzednich sezonach. Wynikało to z dwóch czynników - po pierwsze miałem bardzo duże straty pszczół w sezonie poprzednim, a więc dużo większą potrzebę odbudowy. Po drugie sezon - zwłaszcza w jego pierwszej części - dopisywał w pożytki i zdecydowałem się więc na pozostawienie 4 rodzin w sile licząc na miód. Zimowałem - jeśli dobrze pamiętam ok. 28 rodzin [przy czym z końcem sierpnia było ich bodaj ok. 30]. Wykonanie podziałów 4 silnych rodzin spokojnie pozwoliłoby mi na zimowanie o 6 - 8 dodatkowych rodzin (a więc ok. 35, może więcej) - tego jednak nie zrobiłem. Z tych 28 rodzin 11 ustawiłem na 3 pasieczyskach starej grupy: Las1 - 4 rodziny; Las 3 - 4 rodziny; pasieka K - 3 rodziny. Pozostałe 16 znajdowało się na pasieczyskach z grupy Beskidu Wyspowego: pasieka J - 4 rodziny; pasieka Kr - 4 rodziny; pasieka domowa - 9 rodzin.
W połowie lutego sprawdziłem wszystkie pasieki, z wyjątkiem pasieki J (tam byłem w grudniu i wówczas z 4 rodzin słyszałem szum w 3).
Sytuacja wygląda następująco, zacznę od starej grupy krakowskiej:
- Las 1 - z 4 rodzin słyszałem szum w 4 - żyje 100%;
- Las 3 - z 4 rodzin słyszałem szum w 3 - żyje 75%;
- Pasieka K - z 3 rodzin słyszałem szum w 2 - żyje 66%.
Łącznie z 11 rodzin żyje 9, a więc ok. 80%.
Sytuacja na nowych pasieczyskach nie wygląda już tak różowo.
- Pasieka domowa KM - z 9 rodzin żyją 3
- Pasieka Kr - tu posiłkuję się osłuchaniem uli przez znajomego - z 4 rodzin usłyszał szum tylko w 1.
- pasieka J stanowi dla mnie zagadkę żyje 0-3 z 4 rodzin.
Osyp na dennicy jednej z rodzin - jak widać do ula dostał się też gryzoń |
Trzeba też pamiętać, że mówimy o statystykach przetrwania do połowy lutego - całe przedwiośnie przed nami, a to może być - i z reguły bywa - dla rodzin pszczelich wyjątkowo trudne. Choć obecnie żyje od 13 do 16 rodzin, to należy przyjąć, że do końca zimowli przetrwa około (lub poniżej) 10. Oczywiście mogą się i zdarzyć spadki całkowite, ale raczej jestem dobrej myśli (o ile można mówić o tym przy takich stratach).
Rzućmy okiem na analizę kilku konkretnych przypadków.
Przez lata z co najmniej kilku źródeł słyszę, że dzielę za bardzo, tworzę za słabe rodziny, nie mogą się przygotować do zimy itp itd. Szczegółową analizę takich przypadków z jednego roku zrobiłem kilka lat temu [http://pantruten.blogspot.com/2020/05/szczyt-sezonu-2020-tuz-tuz.html - oczywiście było to na podstawie subiektywnych ocen i dziurawej pamięci]. Dlatego też uznałem, że kolejny "eksperyment" polegający na zostawieniu 4 rodzin w sile (acz z przerwą w czerwieniu) będzie kolejnym - anegdotycznym co prawda - argumentem dla moich poglądów. Z przykrością muszę stwierdzić, że miałem rację - siła nie gwarantuje niczego. Obecnie z 4 rodzin pozostawionych w sezonie w sile żyje tylko 1. Co więcej jedna osypała się jeszcze w końcówce lata (przed końcem września, o ile pomnę). To żaden dowód i żadna statystyczna prawidłowość. Ot, kolejna historia, która dodaje się do całej układanki.
Na pasieczysku KM żyją następujące rodziny:
- rodzina wywodząca się z odkładu sprezentowanego mi przez kolegę z matecznikami rojowymi. Rodzina pochodziła od moich pszczół, które dałem mu 2 sezony wcześniej - poprosiłem go o mateczniki, żeby wzbogacić genetykę mojej populacji po dużych stratach poprzedniej zimowli. Mateczniki nie udały się (pewnie przewożenie im zaszkodziło), a w rodzinie przez długo nie mogła pojawić się matka. Podawałem tam coraz to nowe mateczniki, ale te były ścinane, potem bodaj wręcz dwukrotnie póbowałem łączyć tą rodzinę z mikroodkładem z czerwiącą matką, aż wreszcie się udało. Ostatecznie rodzina była bezmateczna ("matecznikowa") przez chyba miesiąc lub półtorej - coś co nazywam "składakiem" w najbardziej typowym wydaniu. Rodzina do zimy poszła raczej słaba (jeśli pomnę 3 ramki WP). Ul częściowo docieplony (skrzynka WP z 2 ścianami docieplonymi i 2 z jednej deski) z ekopowałką. Na razie szumi;
- sztuczna rójka z kupionej zeszłorocznej rodziny (ul - skrzynka WP) - a więc genetyka obca - również do zimy poszła w sile odkładu (kilka tj. 3-4? ramek WP). Ta rodzina miała ode mnie spokój od utworzenia (raz na czas zajrzałem, dokarmiłem przed zimą). Na razie szumi.
- macierzak po rodzinie kupionej - jednej z 4 silnych w sezonie (od matki, która jest wspomniana wcześniej) - rodzina przez długo miała problem z matką (prawie jak w przypadku rodziny wspomnianej jako pierwsza). Przez kawał sezonu (miesiąc?) był to pełny ul pszczół bez czerwiu.
Nie żyją rodziny silne i te, które były mniejszymi i większymi odkładami, niektóre były książkowym przykładem na to, jak rodzina może pięknie i zdrowo rosnąć i przygotować się do zimy.
W grupie rodzin z rejonu podkrakowskiego na pasiece Las3 osypała się ta, którą typowałbym (cały sezon nie chciała się rozwijać). Przegrzebałem jednak osyp (i oglądnąłem kilkadziesiąt pszczół dokładnie) i wcale nie oceniam, żeby rodzina była bardzo porażona - mówię to na bazie bardzo pobieżnego, wzrokowego sprawdzenia. Osyp nie był szczegółowo analizowany. Przy czym czasem od razu widać, że od osypanych roztoczy aż się roi na dennicy (tak było np. w przypadku rodziny, którą pozostawiłem w sile, a która osypała się pierwsza jeszcze jesienią na pasieczysku KM).
Osypana rodzina na pasiece Las3 |
Na pasieczysku K natomiast trwa do tej rodzina wywodząca się z rójki z 2021 roku (macierzak zabrany, wiosną pozostawiona sztuczna rójka w spokoju), która jednak jesienią - miałem wrażenie - nienaturalnie słabła. Na razie szumi. Obok osypała się sztuczna rójka z jednej z silnych rodzin, które przetrwały poprzednią zimowlę. Pusty ul (pełny pokarmu, a więc nie wyrabowany), z może 3 osypanymi robotnicami na dennicy - rodzina więc musiała wypszczelić się jeszcze w jesieni - miałem jednak wrażenie w końcu lata, że ta rodzina ma kłopoty.
Jakie wnioski i klucz z dotychczasowych historii? Kolejny raz mogę powiedzieć tyle: nie ma klucza. Nie umiem odpowiedzieć na to, która rodzina osypie się. Na pewno widać po raz kolejny, że pozostawianie rodzin w sile, z własnym naturalnym pokarmem i z minimalną ingerencją nie jest rozwiązaniem, jeśli jakiś czynnik wewnętrzny lub zewnętrzny jest dla pszczół niekorzystny.
A wnioski ogólne? Czy można wysnuć jakieś domysły z tak niekorzystnie kształtujących się różnych statystyk porównawczych obu grup - tj. grupy krakowskiej i grupy beskidzkiej? Oczywiście, domysły zawsze można wysnuć. Jak dowodzą rozliczne przykłady, można snuć hipotezy nawet z przypadków pojedynczych rodzin. Ja jednak nie mogę być pewny dlaczego wyniki grupy beskidzkiej są gorsze. Jeśli chodzi o moje hipotezy to przedstawiają się następująco:
1. Grupa krakowska przez lata 2020 i 21 miała ciut lepsze pożytki (w sezonie 22 było jednak chyba równie dobrze i tu i tu, przy czym pod krakowem zostawiłem kilka sztucznych rojów od wiosny aż do lata i od maja nie zaglądałem do uli przed bodaj połową lipca). Nie twierdzę, że w latach tych pożytki były dobre - to były wyjątkowo złe lata. Ale jednak było ciut lepiej (zwłaszcza w 21) niż w przypadku grupy beskidzkiej.
2. Grupa krakowska w tym sensie ma lepszy układ pożytków, że sezon kończy nawłoć. Nektaru (miodu) zawsze w moich ulach było z tego tyle co kot napłakał (sumowało się z cukrem, coś niecoś pszczoły domieszały) - zaletą tego jest jednak czasem mniej, a czasem bardziej intensywny dopływ pyłku w czasie wychowu tzw. pszczoły zimowej. Nie mogę więc wykluczyć, że dzięki temu pszczoła zimowa jest w grupie krakowskiej lepiej odżywiona i zdrowsza, a dzięki temu lepiej radzi sobie z porażeniem. Pszczoły z grupy beskidzkiej w lecie noszą pyłku znacznie mniej.
3. Efekt przeniesienia pszczół, który mógłby wynikać z lokalności odporności na warrozę - Nie byłby to pierwszy opisywany przypadek tego, jak to populacja, która radzi sobie lepiej czy gorzej, po przeniesieniu w nowe miejsce załamuje się. Oznaczałoby to, że - choć próbuję pszczoły trzymać bez leków już 9ty sezon - dla grupy beskidzkiej możemy mówić wciąż o sezonach, które są pierwszymi sezonami przełomowymi. Czyli wyglądałoby to tak, jakbym tu zaczynał od zera. Efekt ten opisywany jest zarówno przez praktyków jak i naukowców. Może wynikać z różnej lokalnej mikroflory (w tym, a może przede wszystkim: patogennej).
4. W rejonie Beskidu Wyspowego jest znacząco większe napszczelenie, co może wpływać na zwiększenie transmisji poziomej patogenów. Tu na prawdę pszczoły są wszędzie. Szacuje się, że jest tu co najmniej 10 - 12 rodzin na km. kwadratowy (przynajmniej 1,5x średniej krajowej) - pszczelarstwo jest tu wyjątkowo popularne i nie da się wręcz przejść paru kroków, żeby nie spotkać pasieki. Są one różne - od kilku do kilkudziesięciu uli. Pszczelarze trzymają tu pszczoły z powodu spadzi - w 2020 i 21 spadzi nie było (a wszyscy biegali z cukrem do uli), ale w 22 się pojawiła i pszczelarze bardzo ten rok chwalili. U mnie spadź była wiosną, a latem były co najwyżej pożytki rozwojowe.
Roztoczy w osypie wcale nie było bardzo dużo (rodzina Las3) |
Hipoteza 1 jest dla nowego miejsca neutralna - tj. każdy kolejny sezon może być inny i mogą być lata lepsze i gorsze dla obu rejonów. Hipoteza 3 pozwalałaby wierzyć, że za sezon lub dwa sytuacja może się zacząć normować i statystyki (z corocznymi odchyleniami) powinny się wyrównywać. Hipotezy 2 i 4 niestety wróżyłyby to, że lepiej nie będzie, a przynajmniej bez podjęcia szerszej współpracy i selekcji wraz z lokalnymi pszczelarzami. Oczywiście należałoby założyć, że z czasem pszczoły powinny się uodpornić nawet przy zwiększonej transmisji patogenów. Może to się dziać jednak przy stale bardzo wysokich (zaniżających średnią) stratach.
Na pewno wniosek jest następujący: choć pasieki grupy krakowskiej traktowałem w ostatnich latach raczej jako miejsca do wygaszenia, to wygląda na to, że muszę jednak starać się zimować tam co najmniej połowę mojej populacji, żeby liczyć na racjonalne zasoby pszczół wiosną.
A na teraz pozostaje tylko trzymać kciuki za te, które do tej pory szumią i życzyć wszystkim jak najmniejszych strat zimowych i odpornych pszczół. Byle do maja.
UZUPEŁNIENIE - 25 LUTEGO 2023
Macierzak po kupionej w zeszłym roku rodzinie - matka GMz, ul (skrzynka) WP |
Ciepły dzień skłonił mnie także do podjęcia szybkiej decyzji i wybrania się na pasiekę J, gdzie nie byłem od grudnia. Wtedy, po ostukaniu uli usłyszałem szum w 3 z nich. Z dużą satysfakcją przyjąłem taki sam wynik i tym razem! Zdecydowałem się iść za ciosem i otworzyć ule (przy okazji dostając 2-3 żądła, pierwsze w tym sezonie), żeby zobaczyć jak wygląda sytuacja z pokarmem. Tamto pasieczysko nie dawało mi pod tym względem spokoju, gdyż w końcu września przy ostatnim przeglądzie 2 z rodzin miały jeszcze po 3 ramki czerwiu - bałem się, że rodziny będą na tzw. oparach pokarmu. Okazało się, że wszystkie trzy rodziny wyglądają bardzo dobrze - każda z rodzin powinna przetrwać i ruszyć z rozwojem. Tylko w jednej pokarmu było niewiele, ale na tyle dużo, że jeszcze przez jakiś czas sytuacja nie byłaby alarmowa. Do rodziny poszły ramki z pokarmem z rodziny obok, która osypała się w jesieni. Na pasiece J żyją 2 rodziny z genetyki R2-3 i jedna z linii GMz. 2 z rodzin utworzone są z pszczół nieleczonych (z tych, które przetrwały w warunkach mojej pasieki), natomiast jedna (R2-3) z pszczół leczonych, tj. jednego z odkładów kupionego w zeszłym roku. Ta ostatnia rodzina to jedna z najsilniejszych rodzin jakie miewałem w okresie wiosennym - przetrwała (z zastrzeżeniem: do tego czasu) w wyjątkowo dobrej kondycji. Być może w tak dobrej zimowli miał znaczenie fakt utworzenia z pszczół, które jeszcze rok temu były wolne od dręcza.
Rodzina R2-3 na pasiece J (na bazie pszczół kupionych w zeszłym roku) - ul wlkp. |
Podsumowując stan pasieki - obecnie wg. mojej wiedzy na koniec lutego żyje (w nawiasie oznaczenia - grupa krakowska - K; grupa beskidzka - B):
pasieka Las 1(K) - 4/4; Las 3(K) - 3/4; K(K) - 2/3; KM(B) - 2/9; Kr(B) - 1/4; J(B) - 3/4.
Łącznie grupa krakowska 9/11 (82%); grupa beskidzka 6/17 (35%); a łącznie-łącznie: 15/28 (53%).
Powodzenia w dalszej hodowli, to duże napszczelenie to poważny problem, może by tak spróbować pszczelarstwa rozproszonego tj, jeden ul - jedno pasieczysko tak jak to jest w naturze, na pewno zwiększa to szanse na przetrwanie. Z moich obserwacji wynika, że ilość warroa w samotniczo trzymanych rodzinach jest o wiele mniejsza.
OdpowiedzUsuńDzięki Sławku. Wiesz, tego typu pomysł od dawna chodzi mi po głowie, ale wiesz jak jest ze zdobywaniem nowych miejsc - nie wszędzie się da, a czasem tam gdzie się da, są obok pszczoły. Po drugie gonię już jak głupi między pasiekami (w poprzednich sezonach między 9 miejscami, w zeszłym sezonie było 6) i nie wyrobiłbym gonitwy między 20'toma ;-) Zwłaszcza, że choć za pewne by to pomogło, to moim zdaniem nie gwarantowałoby sukcesu.
UsuńA co do napszczelenia - zgadza się. Jest z tym dramat, a nikt nie dba o zdrowie populacyjne... Ci co mówią o zdrowiu pszczół, to rozumieją przez to zabiegi wiosną, zabiegi latem, zabiegi jesienią i zabiegi zimą... Póki się to nie zmieni (obawiam się że dekady) to chyba nie będzie zmiany w zdrowiu populacyjnym.