piątek, 9 listopada 2018

"O gospodarce bez węzy - praktycznie" (cz. 2)


W listopadowym numerze "Pszczelarstwa" ukazała się druga część tekstu, który opublikowałem na blogu miesiąc temu. Zapraszam do lektury!

O gospodarce bez węzy - praktycznie (część 2)

Pszczoły potrzebują trutni. Obecność trutni jest manifestacją dążenia pszczół do rozmnażania – podobnie jak wejście rodziny w nastrój rojowy. I niezależnie od wieku poszczególnych osobników tworzących superorganizm, on cały również może być biologicznie niedojrzały lub „pełnoletni”. Warunkowane jest to zarówno wielkością rodziny, jak i wiekiem matki. W tym kontekście za „dojrzałą” rodzinę uznałbym taką, która osiągnęła odpowiednie rozmiary, ma już odpowiednią ilość czerwiu, ale i taką, w której czerwi matka pochodząca co najmniej z poprzedniego sezonu. Odkład z młodą matką praktycznie nigdy nie będzie budował komórek trutowych, a rodzina pełnych rozmiarów z taką matką będzie je budowała rzadko. Takie „młode” rodziny po prostu nie czują naturalnej potrzeby rozmnażania – o ile sami nie skłonimy ich do rójki, np. ograniczając kubaturę ula. Im większa rodzina oraz im starsza matka, tym więcej powstanie komórek trutowych i tym bardziej rodzina będzie też skłonna do rójki. Trutnie będą pojawiać się w rodzinie pszczelej w większej liczbie, gdy matka jest słaba. Wówczas pszczoły, wyczuwając tę słabość, dążą do przekazania jak największej ilości swoich genów zanim nadejdzie ewentualny koniec superorganizmu.
W opisywanych powyżej stanach biologicznych pszczoły będą przerabiały umieszczoną w ulu węzę na plaster trutowy, jeżeli nie będą dysponować wolnym miejscem na nowy plaster. Gdy je dostaną, bez żadnych wątpliwości niezwłocznie zaczną budować komórki trutowe. I w zależności od sytuacji może to być jedna, dwie, trzy, a czasem (rzadko) nawet cztery czy pięć plastrów. Pszczelarze najczęściej je usuwają (wycinanie tzw. „ramki pracy”), co skłania pszczoły do budowania kolejnej ramki z powiększonymi komórkami – bo przecież wciąż nie zaspokoiły swojej potrzeby. Zjawisko to doprowadziło do rozpowszechniania mitu pszczelarskiego, że bez węzy pszczoły będą budować tylko i wyłącznie plastry trutowe. O dziwo niektórzy pszczelarze wciąż są święcie przekonani, że gdy nie podadzą węzy do ula, pszczoły będą budować tylko i wyłącznie komórki trutowe (z takim poglądem spotkałem się w dyskusjach wielokrotnie), bo innych budować nie potrafią. Pszczelarze uważają więc, że pszczoły, na skutek hodowli i podawania węzy przez ostatnie sto lat, zatraciły biologiczną zdolność do regulowania liczby trutni w rodzinie. Pogląd ten należy włożyć między bajki. Od wielu lat gospodaruję bez węzy w różnych rodzinach (oprócz rodzin tworzonych z moich pszczół były to kupione przezimowane rodziny, nabyte odkłady, złapane rójki – z matkami zarówno mocno pokrzyżowanymi, jak i hodowlanymi) i każda z nich doskonale sobie z tym radzi. Pszczoły przetrwały bez węzy przez miliony lat - nie potrzebowały i wciąż nie potrzebują tej (w mojej ocenie wątpliwej) „pomocy” ze strony pszczelarzy. Każda rodzina pszczela odbuduje tyle komórek trutowych, ile uważa za stosowne, a gdy zaspokoi tę potrzebę, ponownie przystąpi do odbudowy komórek dla robotnic. Aby pszczoły budowały ładne plastry z małymi komórkami, warto po prostu w każdym ulu pozostawiać im te plastry trutowe, które już powstały.
Gniazdo odkładu w ulu wielkopolskim ("osiemnastka")

Wstawianie ramek i rotacja plastrów

Jeżeli do tej pory gospodarowaliśmy z użyciem węzy, nasze pszczoły obsiadają już odbudowane plastry. Jeśli chcemy zacząć wprowadzać ramki bezwęzowe, nie powinniśmy się obawiać jakichkolwiek kłopotów, o ile nie podajemy nowych ramek całymi korpusami. Powinniśmy rotować plastry zgodnie z dawną praktyką, usuwając plastry, które chcemy wycofać, a w ich miejsce podawać puste ramki. Wstawienie takiej ramki w miejsce innej – o ile nie zrobimy tego w miodni - w zasadzie gwarantuje nam równo odbudowany świeży plaster. Oczywiście, zgodnie ze wskazaną powyżej potrzebą wychowania trutni, taka praktyka w pierwszym okresie gwarantuje nam uzyskanie ramek z piękną zabudową trutową. Jest to zresztą praktyka przećwiczona w zasadzie przez każdego pszczelarza stosującego tzw. ramkę pracy i nikomu nie muszę też udowadniać, że plaster będzie równo mieścił się w ramce. Pozostawienie tej ramki w gnieździe, pozwolenie pszczołom na wychowanie trutni i kontynuowanie wskazanego sposobu rotacji plastrów przy kolejnych ramkach pozwoli nam wreszcie uzyskać plastry zabudowane komórką robotnic. Taki sposób jest zdecydowanie najmniej kłopotliwy i zapewnia nam równe plastry. Dzięki niemu z czasem możemy wymienić całe gniazdo na naturalne plastry.
Trochę większy kłopot pojawia się w przypadku odkładów. Chcąc, aby odkład budował równo, możemy wykorzystać kilka sposobów. Pierwszy, mimo że zapewnia nam równe nowe plastry, jest najbardziej ryzykowny. Polega on na włożeniu ramki między odbudowane plastry z czerwiem. Niestety grozi to wychłodzeniem czerwiu. O ile w przypadku pełnowartościowej biologicznie i produkcyjnie rodziny w ciągu lata możemy to zrobić ze względnym spokojem (to nawet dobry zabieg przeciwrójkowy), o tyle odkład może nie dać rady wygrzać rozdzielonego czerwiu i jednocześnie utrzymać odpowiednie tempo rozwoju. Lepszym rozwiązaniem będzie więc wykorzystanie jako bariery czy to ściany ula, czy zatworu albo dodatkowej ramki z suszem poza zaczerwioną częścią, przed którą będziemy systematycznie wstawiać puste ramki.
Gniazdo odkładu w ulu warszawskim poszerzanym
Trzeba wiedzieć, że w przypadku pustych ramek, z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy liczyć na uzyskanie równego plastra, jeżeli podamy jedną taką ramkę. Natomiast im więcej umieścimy ich jednocześnie, jedna obok drugiej, tym większe będzie zagrożenie uzyskania krzywych plastrów w wolnej przestrzeni. Jeżeli nie chcemy do tego dopuścić, powinniśmy zapomnieć o uzupełnianiu całego korpusu ramkami, a więc o praktyce, na jaką pozwala zastosowanie węzy. Dysponując odpowiednią ilością suszu, możemy natomiast uzupełnić korpus ramkami naprzemiennie odbudowanymi i pustymi. Ponadto, ramki powinniśmy dokładać raczej w części gniazdowej niż w miodni. Włożenie pustej ramki między dwie ramki z miodem może z dużym prawdopodobieństwem (tym większym, im większy jest wziątek) doprowadzić do wydłużenia komórek obu sąsiednich plastrów. Plastry w części gniazdowej, odbudowane w większej rodzinie, będą też częściej niż w odkładzie odbudowane równo. Ta pierwsza bowiem w sposób „naturalny” i nawet bez kraty odgrodowej oddziela część gniazdową od miodni. Odkład natomiast, z racji niewielkich rozmiarów i niewielkiej dostępnej „objętości magazynowej”, będzie gromadził proporcjonalnie większe zapasy pokarmu przy czerwiu, wydłużając tam komórki. Dla odkładów – nie tylko z myślą o jego lepszym rozwoju – lepiej więc mieć przygotowane jak najwięcej suszu.


Osadzanie pszczół

O wiele większych problemów nastręcza sytuacja, kiedy nie dysponujemy gotowym suszem i rodzinę (rój lub pakiet) musimy osadzić w pustym ulu. Osadzanie pszczół „na węzę” nie stanowi żadnego problemu. Po prostu wsypujemy pszczoły do ula czy na deskę prowadzącą do wylotka, ewentualnie podkarmiamy i możemy o nich zapomnieć na jakiś czas. W przypadku podobnych działań bez węzy, możemy w zasadzie mieć pewność, że przynajmniej część plastrów będzie odbudowana w poprzek ramek (w ramach dygresji dodam w tym miejscu, że pszczoły z roju czy pakietu będą budować praktycznie tylko komórki robotnic). W takim przypadku mogą nas czekać częstsze przeglądy i korekty plastrów. Mamy jednak do dyspozycji pewne fortele, które, choć pewności nie dają, w jakimś zakresie mogą skłonić pszczoły do postępowania zgodnie z naszymi życzeniami czy oczekiwaniami. Przede wszystkim musimy przygotować ramki (konkretnie ich górne beleczki) w taki sposób, żeby pszczoły same chciały podążać za naszymi wskazówkami. Niestety im skuteczniejszy sposób, tym więcej może wymagać przygotowań i pracy. Ale nawet jeśli tej pracy będziemy musieli wykonać nieco więcej, to i tak warto zrezygnować z węzy. Dzięki temu pszczoły uzyskują czystsze środowisko życia, a my oszczędzamy na zakupie węzy i możemy produkować wosk lepszej jakości.
Ramki możemy przygotować na kilka sposobów. W zależności od tego, jak to zrobimy i czym dysponujemy, należy wyróżnić kilka rozwiązań. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by podane poniżej metody łączyć. Można też przeprowadzać własnych próby lub eksperymentować z innymi rozwiązaniami.
Rozpoczęta budowa plasterka - ramka warszawska poszerzana
  1. Zastosowanie cieńszych beleczek górnych, heblowane beleczki „do szpica” oraz podklejanie patyczków.
Pszczoły wolą podwieszać się w niżej położonych miejscach i tam z reguły zaczynają budowę pierwszych „języków”. Potem budują już zgodnie ze swoimi zwyczajami. Jeżeli zapewnimy pszczołom „strop” skonstruowany ze względnie cienkich listewek (ok. 1,2 – 1,5 cm) i większych pustych przestrzeni między nimi (ok. 2 cm), to z dużym prawdopodobieństwem będą wolały budować wzdłuż przygotowanych listewek, zapewniając sobie mocniejsze uwiązanie plastrów. Możemy więc zamówić u producenta ramki z beleczką węższą niż standardowa, czy choćby zbudować ramkę, której górna listewka ułożona będzie pionowo, a nie poziomo - a więc będzie wyższa niż szersza. Możemy też podkleić od spodu górnej beleczki patyczek (taki jak do lodów), albo zheblować ją „do szpica” i wyraźnie zasugerować rodzinie pszczelej, gdzie mają się pojawić plastry. W mojej pasiece funkcjonuje wiele ramek ze zheblowaną beleczką. Muszę przyznać, że w pierwszej fazie budowy plastrów zawsze doskonale się one sprawdzają, bo pszczoły zaczynają budowę właśnie tam, gdzie im sugeruję. Potem jednak bywa już różnie, a wolne przestrzenie są zabudowywane zgodnie z opisanymi powyżej pszczelimi zwyczajami. Jeżeli powstają krzywizny plastrów, nie pozostaje nic innego, jak podcinać odpowiednio wykrzywiony plaster i prostować go w czasie przeglądów. Pszczoły niezwłocznie przytwierdzą go w miejscu, w którym go pozostawimy. Choć może wydawać się to kłopotliwe, zapewniam, że w porównaniu z odrutowaniem kilkudziesięciu ramek w celu wprawienia węzy, nie jest to zajęcie czasochłonne. Natomiast wadą wąskich beleczek jest to, że pszczoły będą obudowywać woskiem boki takich węższych górnych listewek i tworzyć mostki do wyższego „piętra” (np. do daszku, powałki czy dolnych beleczek z ramek wyższego korpusu).
Pszczoły doskonale naprawią każdy uszkodzony plaster
  1. Wprawianie pasków węzy.
Zamiast całego arkusza możemy wprawić tylko pasek o wysokości kilku centymetrów. To rozwiązanie nie pozwoli ograniczyć pracy, ale na pewno pomoże oszczędzić na węzie i zapewnić równy, naturalny plaster. Taki pasek podwieszony pod górną beleczką na pewno jest dla pszczół wystarczającą wskazówką i jednocześnie pozwala na pełny „automatyzm” w obsłudze pasieki, tak jak całkowite wypełnienie ramki woskowym arkuszem. Metoda wydaje się dobrym kompromisem pomiędzy gwarancją równych plastrów, a zapewnieniem pszczołom swobody w kształtowaniu gniazda. Osobiście jednak nigdy jej nie stosowałem. Jednym z kluczowych powodów, dla których zrezygnowałem ze stosowania węzy był czas, jaki zaoszczędziłem, nie musząc już drutować ramek. Owszem, w ramkach warszawskich poszerzanych wykonuję czasem tę nielubianą przeze mnie pracę, jednak rodziny na takiej ramce stanowią w mojej pasiece mniejszość. Dodatkowo, jak już wspomniałem, do wzmacniania plastrów warszawskich stosuję też bambusowe patyczki, a praca z nimi jest o wiele szybsza i przyjemniejsza. Trzon mojej pasieki stanowią ule wielkopolskie, w których w ogóle nie stosuję odrutowanych ramek. W małych kilkupniowych pasiekach, w których nie rotuje się wielu plastrów rocznie, a niezbędne przygotowania można ograniczyć do raptem kilkudziesięciu minut czy kilku godzin w sezonie, metoda ta powinna się doskonale sprawdzić.
Inną podobną metodą, mniej pracochłonną, za to zapewniającą o wiele mniejsze prawdopodobieństwo sukcesu, jest naniesienie na spód górnej beleczki wałków z rozgrzanego wosku - np. pipetą. To, podobnie jak pasek z węzy, ma sugerować pszczołom, gdzie powinna się znaleźć oś nowobudowanego plastra (w taki sposób można też przykleić pasek węzy do beleczki i wówczas drutowanie jest niepotrzebne). Sam metody tej nigdy nie stosowałem, a ci, którzy próbowali twierdzą, że może być zawodna. Pszczoły podobno często zgryzają taki wałek, a oś plastra tworzą tam, gdzie same uznają to za właściwe.
Wosk pozyskiwany z plastrów bezwęzowych (na górze) nawet "na oko" jest nieporównywalnie
wyższej jakości, niż wosk z ramek odbudowanych na węzie (na dole)
  1. Pozostawienie pasków woszczyny w ramce.
Jeżeli dysponujemy już odbudowanym suszem, możemy pozostawić 2 – 3 górne rzędy komórek, wycinając plaster z ramki. Gdy podamy tak przygotowaną ramkę do ula, pszczoły nie będą miały innego wyboru, jak tylko dobudować plaster w dół, równo z wytyczoną linią. Metoda ta jest właściwie niezawodna i należy do moich ulubionych. W ten sposób, rotując plastry, usuwamy większość starej woszczyny z ula, ale pozostawiamy pszczołom wskazówkę do odbudowy świeżego plastra. Dla pewności możemy też pozostawić rząd odbudowanych komórek na bocznej listewce ramki, gdyż to właśnie na bokach (miejsce gromadzenia zapasów miodu) pszczoły najczęściej plaster wykrzywiają. Wadą tej metody jest to, że musimy dysponować odbudowanym wcześniej suszem. Komuś może się nie spodobać również fakt, że niewielka część plastra będzie musiała pozostać w ramce, co choćby uniemożliwi jej opalenie czy utrudni innego rodzaju dezynfekcję. Ja jednak tych czynności w swojej pasiece nie praktykuję, ale to temat na osobny artykuł. Zdecydowanie bardziej obawiam się pozostałości pestycydów w wosku (które znajdują się przecież nie tylko w odbudowanym suszu, ale też w kupionej węzie) niż obecności mikrobów. Te ostatnie, jako całą ich „masę” w zrównoważonym ekosystemie, uznaję po pierwsze raczej za sprzymierzeńców pszczół niż ich wrogów (w ogólnym bilansie), a po drugie i tak są i będą praktycznie wszędzie, więc walka z nimi jest jak pojedynek Don Kichota z wiatrakami.
Ewentualnym wariantem na temat tej ostatniej metody jest pocięcie odbudowanego suszu na paski i przytwierdzanie ich do górnych beleczek nowych ramek, co jest bardziej pracochłonne, jednak daje ten sam niezawodny efekt.
Coś poszło nie tak... Od lat nie obserwuję takich widoków, jak oberwane czy mocno
wygięte plastry, z zwłaszcza równocześnie. W początkach mojej pracy bez węzy,
 nieostrożny przegląd w czasie upałów spowodował oberwanie plastra, a widoczne
 wygięcia były następstwem dołożenia kilku pustych ramek, jedna obok drugiej,
 nawet pomimo węższych beleczek zheblowanych "do szpica"

Podsumowanie

Każdy pszczelarz powinien sam rozważyć wszelkie za i przeciw gospodarki bezwęzowej. Ważne jednak, aby mógł poznać pewne metody, zanim wyda osąd. Węza tak bardzo upowszechniła się w gospodarce pasiecznej i świadomości pszczelarzy, że spora część środowiska może nie zdawać sobie sprawy, iż taka gospodarka stanowi interesującą alternatywę dla powszechnie promowanego modelu pszczelarstwa zwłaszcza w czasach, kiedy coraz częściej i głośniej mówi się o fałszowaniu wosku, o złym wpływie pozostałości „leków” w ulach na stan zdrowia pszczół i braku dostępu do surowca dobrej jakości. Może warto rozważyć zostanie jego producentem, zamiast bezskutecznie go poszukiwać. Dziś, zarówno na pszczelarskich szkoleniach, konferencjach czy kursach, jak i w prasie branżowej lub na forach internetowych stykamy się z mocno reklamowanym „modelem przemysłowym” pszczelarstwa propagującym możliwie duży „automatyzm” obsługi rodzin pszczelich. Rozumiem, że amatorzy chcą kopiować zawodowych pszczelarzy i osiągać takie same wyniki „na ul” jak profesjonaliści, czasem mam jednak wrażenie, że nierzadko zapominają przy tym, że taka praktyka na krótką metę może i daje korzyści, ale długofalowo zwyczajnie pszczołom szkodzi. To przecież obserwujemy obecnie. Pszczelarze dwoją się i troją, aby zachować w zdrowiu swoją pasiekę, a nie zawsze przy tym osiągają zamierzony skutek. Pszczelarstwo amatorskie, niekoniecznie nastawione na zysk nie musi konkurować z modelem przemysłowym, lecz może stanowić dla nas przyjemność, a dla pszczół przy okazji zrobić coś dobrego. To prawda, że niektóre aspekty opisanej powyżej gospodarki można uznać za kłopotliwe. Na pewno wymaga ona indywidualnego podejścia do każdej z rodzin, a także większej ostrożności w obchodzeniu się z plastrami. To jednak tylko kwestia wiedzy i praktyki. O ile w początkach pracy bez węzy miewałem pewne problemy (choćby z krzywizną plastrów), dziś, po kilku latach, w ogóle ich nie zauważam. Dzieje się tak zapewne dzięki sporemu „arsenałowi” odbudowanej woszczyny, który niewątpliwie ułatwia pracę, ale także dzięki zdobytej wiedzy i doświadczeniu. Życzę wszystkim udanych eksperymentów!

5 komentarzy:

  1. Dobry artykuł. Czytelny itd itp. Dodal bym jeszcze pare szczegółów na temat ramki warszawskiej, ze dla wzmocnienia mozna dodac beleczki grubosci kilku mm w poprzek robiąc 3 powierzchniowo male rameczki w jednej duzej co przy samodzielnym wykonywaniu ramek wychodzi i tak znacznie szybciej niz ich drutowanie, ze w przypadku pogiecia wosku w ramce ten odciac i wykozystac jako starter dla ramek nastepnech jak zalecal sam dzierżoń który taką gospodarke mial opanowana do perfekcji na samych snozach, i o samych snozach jako alternatywie tez mozna by cos dodac:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki.

      cóż, można by tam dodać jeszcze dużo więcej szczegółów,
      pozdrawiam!

      Usuń
  2. Bardzo fajny artykuł! Napisałeś że ramek wielkopolskich w ogóle nie drutujesz. Jak to wygląda przy wirowaniu miodu? Czy plastry nie wyłamują się?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      Nie drutuję plastrów wielkopolskich, ale też przypominam, że w mojej pasiece dominują plastry o wysokości 18 cm. Takie ramki nie wyłamują się gdy wiruje się je ostrożnie (zaczynając od bardzo niskich obrotów i często przekładając) nawet jak są z "białego wosku".
      Z ramkami standardowymi (26cm) nie mam tyle doświadczeń przy wirowaniu, żeby jednoznacznie ocenić ich trwałość. Na pewno się da, ale pewnie trzeba być równie ostrożnym :) kilka razy wirowałem takie ramki, ale zgodnie z moją pamięcią nie były z "białego wosku" tylko już kilkukrotnie przeczerwionego.

      Ramki 26 cm uważam, za względną granicę tego co warto drutować. Wszystko większe raczej warto, mniejsze raczej nie warto. Te 26 są takie, że każdy musi ocenić pod siebie. Ja ich nie drutuję. Oczywiście można nie drutować i większych plastrów, tylko wraz z ich wielkością trzeba się tym bardziej liczyć z pewnymi sporadycznymi problemami.
      pozdrawiam.

      Usuń
    2. Super, dzięki za odpowiedź! Będę próbował wprowadzić taki system u siebie :)

      Usuń