W listopadowym numerze "Pszczelarstwa" ukazała się druga część tekstu, który opublikowałem na blogu miesiąc temu. Zapraszam do lektury!
O gospodarce bez węzy - praktycznie (część 2)
Pszczoły potrzebują trutni. Obecność
trutni jest manifestacją dążenia pszczół do rozmnażania –
podobnie jak wejście rodziny w nastrój rojowy. I niezależnie od
wieku poszczególnych osobników tworzących superorganizm, on cały
również może być biologicznie niedojrzały lub „pełnoletni”.
Warunkowane jest to zarówno wielkością rodziny, jak i wiekiem
matki. W tym kontekście za „dojrzałą” rodzinę uznałbym taką,
która osiągnęła odpowiednie rozmiary, ma już odpowiednią ilość
czerwiu, ale i taką, w której czerwi matka pochodząca co najmniej
z poprzedniego sezonu. Odkład z młodą matką praktycznie nigdy nie
będzie budował komórek trutowych, a rodzina pełnych rozmiarów z
taką matką będzie je budowała rzadko. Takie „młode” rodziny
po prostu nie czują naturalnej potrzeby rozmnażania – o ile sami
nie skłonimy ich do rójki, np. ograniczając kubaturę ula. Im
większa rodzina oraz im starsza matka, tym więcej powstanie komórek
trutowych i tym bardziej rodzina będzie też skłonna do rójki.
Trutnie będą pojawiać się w rodzinie pszczelej w większej
liczbie, gdy matka jest słaba. Wówczas pszczoły, wyczuwając tę
słabość, dążą do przekazania jak największej ilości swoich
genów zanim nadejdzie ewentualny koniec superorganizmu.
W opisywanych powyżej stanach
biologicznych pszczoły będą przerabiały umieszczoną w ulu węzę
na plaster trutowy, jeżeli nie będą dysponować wolnym miejscem na
nowy plaster. Gdy je dostaną, bez żadnych wątpliwości
niezwłocznie zaczną budować komórki trutowe. I w zależności od
sytuacji może to być jedna, dwie, trzy, a czasem (rzadko) nawet
cztery czy pięć plastrów. Pszczelarze najczęściej je usuwają
(wycinanie tzw. „ramki pracy”), co skłania pszczoły do
budowania kolejnej ramki z powiększonymi komórkami – bo przecież
wciąż nie zaspokoiły swojej potrzeby. Zjawisko to doprowadziło do
rozpowszechniania mitu pszczelarskiego, że bez węzy pszczoły będą
budować tylko i wyłącznie plastry trutowe. O dziwo niektórzy
pszczelarze wciąż są święcie przekonani, że gdy nie podadzą
węzy do ula, pszczoły będą budować tylko i wyłącznie komórki
trutowe (z takim poglądem spotkałem się w dyskusjach
wielokrotnie), bo innych budować nie potrafią. Pszczelarze uważają
więc, że pszczoły, na skutek hodowli i podawania węzy przez
ostatnie sto lat, zatraciły biologiczną zdolność do regulowania
liczby trutni w rodzinie. Pogląd ten należy włożyć między
bajki. Od wielu lat gospodaruję bez węzy w różnych rodzinach
(oprócz rodzin tworzonych z moich pszczół były to kupione
przezimowane rodziny, nabyte odkłady, złapane rójki – z matkami
zarówno mocno pokrzyżowanymi, jak i hodowlanymi) i każda z nich
doskonale sobie z tym radzi. Pszczoły przetrwały bez węzy przez
miliony lat - nie potrzebowały i wciąż nie potrzebują tej (w
mojej ocenie wątpliwej) „pomocy” ze strony pszczelarzy. Każda
rodzina pszczela odbuduje tyle komórek trutowych, ile uważa za
stosowne, a gdy zaspokoi tę potrzebę, ponownie przystąpi do
odbudowy komórek dla robotnic. Aby pszczoły budowały ładne
plastry z małymi komórkami, warto po prostu w każdym ulu
pozostawiać im te plastry trutowe, które już powstały.
Gniazdo odkładu w ulu wielkopolskim ("osiemnastka") |
Wstawianie ramek i rotacja plastrów
Jeżeli do tej pory gospodarowaliśmy z
użyciem węzy, nasze pszczoły obsiadają już odbudowane plastry.
Jeśli chcemy zacząć wprowadzać ramki bezwęzowe, nie powinniśmy
się obawiać jakichkolwiek kłopotów, o ile nie podajemy nowych
ramek całymi korpusami. Powinniśmy rotować plastry zgodnie z dawną
praktyką, usuwając plastry, które chcemy wycofać, a w ich miejsce
podawać puste ramki. Wstawienie takiej ramki w miejsce innej – o
ile nie zrobimy tego w miodni - w zasadzie gwarantuje nam równo
odbudowany świeży plaster. Oczywiście, zgodnie ze wskazaną
powyżej potrzebą wychowania trutni, taka praktyka w pierwszym
okresie gwarantuje nam uzyskanie ramek z piękną zabudową trutową.
Jest to zresztą praktyka przećwiczona w zasadzie przez każdego
pszczelarza stosującego tzw. ramkę pracy i nikomu nie muszę też
udowadniać, że plaster będzie równo mieścił się w ramce.
Pozostawienie tej ramki w gnieździe, pozwolenie pszczołom na
wychowanie trutni i kontynuowanie wskazanego sposobu rotacji plastrów
przy kolejnych ramkach pozwoli nam wreszcie uzyskać plastry
zabudowane komórką robotnic. Taki sposób jest zdecydowanie
najmniej kłopotliwy i zapewnia nam równe plastry. Dzięki niemu z
czasem możemy wymienić całe gniazdo na naturalne plastry.
Trochę większy kłopot pojawia się w
przypadku odkładów. Chcąc, aby odkład budował równo, możemy
wykorzystać kilka sposobów. Pierwszy, mimo że zapewnia nam równe
nowe plastry, jest najbardziej ryzykowny. Polega on na włożeniu
ramki między odbudowane plastry z czerwiem. Niestety grozi to
wychłodzeniem czerwiu. O ile w przypadku pełnowartościowej
biologicznie i produkcyjnie rodziny w ciągu lata możemy to zrobić
ze względnym spokojem (to nawet dobry zabieg przeciwrójkowy), o
tyle odkład może nie dać rady wygrzać rozdzielonego czerwiu i
jednocześnie utrzymać odpowiednie tempo rozwoju. Lepszym
rozwiązaniem będzie więc wykorzystanie jako bariery czy to ściany
ula, czy zatworu albo dodatkowej ramki z suszem poza zaczerwioną
częścią, przed którą będziemy systematycznie wstawiać puste
ramki.
Gniazdo odkładu w ulu warszawskim poszerzanym |
Trzeba wiedzieć, że w przypadku
pustych ramek, z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy liczyć na
uzyskanie równego plastra, jeżeli podamy jedną taką ramkę.
Natomiast im więcej umieścimy ich jednocześnie, jedna obok
drugiej, tym większe będzie zagrożenie uzyskania krzywych plastrów
w wolnej przestrzeni. Jeżeli nie chcemy do tego dopuścić,
powinniśmy zapomnieć o uzupełnianiu całego korpusu ramkami, a
więc o praktyce, na jaką pozwala zastosowanie węzy. Dysponując
odpowiednią ilością suszu, możemy natomiast uzupełnić korpus
ramkami naprzemiennie odbudowanymi i pustymi. Ponadto, ramki
powinniśmy dokładać raczej w części gniazdowej niż w miodni.
Włożenie pustej ramki między dwie ramki z miodem może z dużym
prawdopodobieństwem (tym większym, im większy jest wziątek)
doprowadzić do wydłużenia komórek obu sąsiednich plastrów.
Plastry w części gniazdowej, odbudowane w większej rodzinie, będą
też częściej niż w odkładzie odbudowane równo. Ta pierwsza
bowiem w sposób „naturalny” i nawet bez kraty odgrodowej
oddziela część gniazdową od miodni. Odkład natomiast, z racji
niewielkich rozmiarów i niewielkiej dostępnej „objętości
magazynowej”, będzie gromadził proporcjonalnie większe zapasy
pokarmu przy czerwiu, wydłużając tam komórki. Dla odkładów –
nie tylko z myślą o jego lepszym rozwoju – lepiej więc mieć
przygotowane jak najwięcej suszu.
Osadzanie pszczół
O wiele większych problemów nastręcza
sytuacja, kiedy nie dysponujemy gotowym suszem i rodzinę (rój lub
pakiet) musimy osadzić w pustym ulu. Osadzanie pszczół „na węzę”
nie stanowi żadnego problemu. Po prostu wsypujemy pszczoły do ula
czy na deskę prowadzącą do wylotka, ewentualnie podkarmiamy i
możemy o nich zapomnieć na jakiś czas. W przypadku podobnych
działań bez węzy, możemy w zasadzie mieć pewność, że
przynajmniej część plastrów będzie odbudowana w poprzek ramek (w
ramach dygresji dodam w tym miejscu, że pszczoły z roju czy pakietu
będą budować praktycznie tylko komórki robotnic). W takim
przypadku mogą nas czekać częstsze przeglądy i korekty plastrów.
Mamy jednak do dyspozycji pewne fortele, które, choć pewności nie
dają, w jakimś zakresie mogą skłonić pszczoły do postępowania
zgodnie z naszymi życzeniami czy oczekiwaniami. Przede wszystkim
musimy przygotować ramki (konkretnie ich górne beleczki) w taki
sposób, żeby pszczoły same chciały podążać za naszymi
wskazówkami. Niestety im skuteczniejszy sposób, tym więcej może
wymagać przygotowań i pracy. Ale nawet jeśli tej pracy będziemy
musieli wykonać nieco więcej, to i tak warto zrezygnować z węzy.
Dzięki temu pszczoły uzyskują czystsze środowisko życia, a my
oszczędzamy na zakupie węzy i możemy produkować wosk lepszej
jakości.
Ramki możemy przygotować na kilka
sposobów. W zależności od tego, jak to zrobimy i czym dysponujemy,
należy wyróżnić kilka rozwiązań. Oczywiście nic nie stoi na
przeszkodzie, by podane poniżej metody łączyć. Można też
przeprowadzać własnych próby lub eksperymentować z innymi
rozwiązaniami.
Rozpoczęta budowa plasterka - ramka warszawska poszerzana |
- Zastosowanie cieńszych beleczek górnych, heblowane beleczki „do szpica” oraz podklejanie patyczków.
Pszczoły wolą podwieszać się w
niżej położonych miejscach i tam z reguły zaczynają budowę
pierwszych „języków”. Potem budują już zgodnie ze swoimi
zwyczajami. Jeżeli zapewnimy pszczołom „strop” skonstruowany ze
względnie cienkich listewek (ok. 1,2 – 1,5 cm) i większych
pustych przestrzeni między nimi (ok. 2 cm), to z dużym
prawdopodobieństwem będą wolały budować wzdłuż przygotowanych
listewek, zapewniając sobie mocniejsze uwiązanie plastrów. Możemy
więc zamówić u producenta ramki z beleczką węższą niż
standardowa, czy choćby zbudować ramkę, której górna listewka
ułożona będzie pionowo, a nie poziomo - a więc będzie wyższa
niż szersza. Możemy też podkleić od spodu górnej beleczki
patyczek (taki jak do lodów), albo zheblować ją „do szpica” i
wyraźnie zasugerować rodzinie pszczelej, gdzie mają się pojawić
plastry. W mojej pasiece funkcjonuje wiele ramek ze zheblowaną
beleczką. Muszę przyznać, że w pierwszej fazie budowy plastrów
zawsze doskonale się one sprawdzają, bo pszczoły zaczynają budowę
właśnie tam, gdzie im sugeruję. Potem jednak bywa już różnie, a
wolne przestrzenie są zabudowywane zgodnie z opisanymi powyżej
pszczelimi zwyczajami. Jeżeli powstają krzywizny plastrów, nie
pozostaje nic innego, jak podcinać odpowiednio wykrzywiony plaster i
prostować go w czasie przeglądów. Pszczoły niezwłocznie
przytwierdzą go w miejscu, w którym go pozostawimy. Choć może
wydawać się to kłopotliwe, zapewniam, że w porównaniu z
odrutowaniem kilkudziesięciu ramek w celu wprawienia węzy, nie jest
to zajęcie czasochłonne. Natomiast wadą wąskich beleczek jest to,
że pszczoły będą obudowywać woskiem boki takich węższych
górnych listewek i tworzyć mostki do wyższego „piętra” (np.
do daszku, powałki czy dolnych beleczek z ramek wyższego korpusu).
Pszczoły doskonale naprawią każdy uszkodzony plaster |
- Wprawianie pasków węzy.
Zamiast całego arkusza możemy wprawić
tylko pasek o wysokości kilku centymetrów. To rozwiązanie nie
pozwoli ograniczyć pracy, ale na pewno pomoże oszczędzić na węzie
i zapewnić równy, naturalny plaster. Taki pasek podwieszony pod
górną beleczką na pewno jest dla pszczół wystarczającą
wskazówką i jednocześnie pozwala na pełny „automatyzm” w
obsłudze pasieki, tak jak całkowite wypełnienie ramki woskowym
arkuszem. Metoda wydaje się dobrym kompromisem pomiędzy gwarancją
równych plastrów, a zapewnieniem pszczołom swobody w kształtowaniu
gniazda. Osobiście jednak nigdy jej nie stosowałem. Jednym z
kluczowych powodów, dla których zrezygnowałem ze stosowania węzy
był czas, jaki zaoszczędziłem, nie musząc już drutować ramek.
Owszem, w ramkach warszawskich poszerzanych wykonuję czasem tę
nielubianą przeze mnie pracę, jednak rodziny na takiej ramce
stanowią w mojej pasiece mniejszość. Dodatkowo, jak już
wspomniałem, do wzmacniania plastrów warszawskich stosuję też
bambusowe patyczki, a praca z nimi jest o wiele szybsza i
przyjemniejsza. Trzon mojej pasieki stanowią ule wielkopolskie, w
których w ogóle nie stosuję odrutowanych ramek. W małych
kilkupniowych pasiekach, w których nie rotuje się wielu plastrów
rocznie, a niezbędne przygotowania można ograniczyć do raptem
kilkudziesięciu minut czy kilku godzin w sezonie, metoda ta powinna
się doskonale sprawdzić.
Inną podobną metodą, mniej
pracochłonną, za to zapewniającą o wiele mniejsze
prawdopodobieństwo sukcesu, jest naniesienie na spód górnej
beleczki wałków z rozgrzanego wosku - np. pipetą. To, podobnie jak
pasek z węzy, ma sugerować pszczołom, gdzie powinna się znaleźć
oś nowobudowanego plastra (w taki sposób można też przykleić
pasek węzy do beleczki i wówczas drutowanie jest niepotrzebne). Sam
metody tej nigdy nie stosowałem, a ci, którzy próbowali twierdzą,
że może być zawodna. Pszczoły podobno często zgryzają taki
wałek, a oś plastra tworzą tam, gdzie same uznają to za właściwe.
Wosk pozyskiwany z plastrów bezwęzowych (na górze) nawet "na oko" jest nieporównywalnie wyższej jakości, niż wosk z ramek odbudowanych na węzie (na dole) |
- Pozostawienie pasków woszczyny w ramce.
Jeżeli dysponujemy już odbudowanym
suszem, możemy pozostawić 2 – 3 górne rzędy komórek, wycinając
plaster z ramki. Gdy podamy tak przygotowaną ramkę do ula, pszczoły
nie będą miały innego wyboru, jak tylko dobudować plaster w dół,
równo z wytyczoną linią. Metoda ta jest właściwie niezawodna i
należy do moich ulubionych. W ten sposób, rotując plastry, usuwamy
większość starej woszczyny z ula, ale pozostawiamy pszczołom
wskazówkę do odbudowy świeżego plastra. Dla pewności możemy też
pozostawić rząd odbudowanych komórek na bocznej listewce ramki,
gdyż to właśnie na bokach (miejsce gromadzenia zapasów miodu)
pszczoły najczęściej plaster wykrzywiają. Wadą tej metody jest
to, że musimy dysponować odbudowanym wcześniej suszem. Komuś może
się nie spodobać również fakt, że niewielka część plastra
będzie musiała pozostać w ramce, co choćby uniemożliwi jej
opalenie czy utrudni innego rodzaju dezynfekcję. Ja jednak tych
czynności w swojej pasiece nie praktykuję, ale to temat na osobny
artykuł. Zdecydowanie bardziej obawiam się pozostałości
pestycydów w wosku (które znajdują się przecież nie tylko w
odbudowanym suszu, ale też w kupionej węzie) niż obecności
mikrobów. Te ostatnie, jako całą ich „masę” w zrównoważonym
ekosystemie, uznaję po pierwsze raczej za sprzymierzeńców pszczół
niż ich wrogów (w ogólnym bilansie), a po drugie i tak są i będą
praktycznie wszędzie, więc walka z nimi jest jak pojedynek Don
Kichota z wiatrakami.
Ewentualnym wariantem na temat tej
ostatniej metody jest pocięcie odbudowanego suszu na paski i
przytwierdzanie ich do górnych beleczek nowych ramek, co jest
bardziej pracochłonne, jednak daje ten sam niezawodny efekt.
Podsumowanie
Każdy pszczelarz powinien sam rozważyć
wszelkie za i przeciw gospodarki bezwęzowej. Ważne jednak, aby mógł
poznać pewne metody, zanim wyda osąd. Węza tak bardzo
upowszechniła się w gospodarce pasiecznej i świadomości
pszczelarzy, że spora część środowiska może nie zdawać sobie
sprawy, iż taka gospodarka stanowi interesującą alternatywę dla
powszechnie promowanego modelu pszczelarstwa zwłaszcza w czasach,
kiedy coraz częściej i głośniej mówi się o fałszowaniu wosku,
o złym wpływie pozostałości „leków” w ulach na stan zdrowia
pszczół i braku dostępu do surowca dobrej jakości. Może warto
rozważyć zostanie jego producentem, zamiast bezskutecznie go
poszukiwać. Dziś, zarówno na pszczelarskich szkoleniach,
konferencjach czy kursach, jak i w prasie branżowej lub na forach
internetowych stykamy się z mocno reklamowanym „modelem
przemysłowym” pszczelarstwa propagującym możliwie duży
„automatyzm” obsługi rodzin pszczelich. Rozumiem, że amatorzy
chcą kopiować zawodowych pszczelarzy i osiągać takie same wyniki
„na ul” jak profesjonaliści, czasem mam jednak wrażenie, że
nierzadko zapominają przy tym, że taka praktyka na krótką metę
może i daje korzyści, ale długofalowo zwyczajnie pszczołom
szkodzi. To przecież obserwujemy obecnie. Pszczelarze dwoją się i
troją, aby zachować w zdrowiu swoją pasiekę, a nie zawsze przy
tym osiągają zamierzony skutek. Pszczelarstwo amatorskie,
niekoniecznie nastawione na zysk nie musi konkurować z modelem
przemysłowym, lecz może stanowić dla nas przyjemność, a dla
pszczół przy okazji zrobić coś dobrego. To prawda, że niektóre
aspekty opisanej powyżej gospodarki można uznać za kłopotliwe. Na
pewno wymaga ona indywidualnego podejścia do każdej z rodzin, a
także większej ostrożności w obchodzeniu się z plastrami. To
jednak tylko kwestia wiedzy i praktyki. O ile w początkach pracy bez
węzy miewałem pewne problemy (choćby z krzywizną plastrów),
dziś, po kilku latach, w ogóle ich nie zauważam. Dzieje się tak
zapewne dzięki sporemu „arsenałowi” odbudowanej woszczyny,
który niewątpliwie ułatwia pracę, ale także dzięki zdobytej
wiedzy i doświadczeniu. Życzę wszystkim udanych eksperymentów!
Dobry artykuł. Czytelny itd itp. Dodal bym jeszcze pare szczegółów na temat ramki warszawskiej, ze dla wzmocnienia mozna dodac beleczki grubosci kilku mm w poprzek robiąc 3 powierzchniowo male rameczki w jednej duzej co przy samodzielnym wykonywaniu ramek wychodzi i tak znacznie szybciej niz ich drutowanie, ze w przypadku pogiecia wosku w ramce ten odciac i wykozystac jako starter dla ramek nastepnech jak zalecal sam dzierżoń który taką gospodarke mial opanowana do perfekcji na samych snozach, i o samych snozach jako alternatywie tez mozna by cos dodac:P
OdpowiedzUsuńdzięki.
Usuńcóż, można by tam dodać jeszcze dużo więcej szczegółów,
pozdrawiam!
Bardzo fajny artykuł! Napisałeś że ramek wielkopolskich w ogóle nie drutujesz. Jak to wygląda przy wirowaniu miodu? Czy plastry nie wyłamują się?
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńNie drutuję plastrów wielkopolskich, ale też przypominam, że w mojej pasiece dominują plastry o wysokości 18 cm. Takie ramki nie wyłamują się gdy wiruje się je ostrożnie (zaczynając od bardzo niskich obrotów i często przekładając) nawet jak są z "białego wosku".
Z ramkami standardowymi (26cm) nie mam tyle doświadczeń przy wirowaniu, żeby jednoznacznie ocenić ich trwałość. Na pewno się da, ale pewnie trzeba być równie ostrożnym :) kilka razy wirowałem takie ramki, ale zgodnie z moją pamięcią nie były z "białego wosku" tylko już kilkukrotnie przeczerwionego.
Ramki 26 cm uważam, za względną granicę tego co warto drutować. Wszystko większe raczej warto, mniejsze raczej nie warto. Te 26 są takie, że każdy musi ocenić pod siebie. Ja ich nie drutuję. Oczywiście można nie drutować i większych plastrów, tylko wraz z ich wielkością trzeba się tym bardziej liczyć z pewnymi sporadycznymi problemami.
pozdrawiam.
Super, dzięki za odpowiedź! Będę próbował wprowadzić taki system u siebie :)
Usuń