Pierwsza rodzina, którą przeglądałem pod domem - moja najsłabsza - ma się już całkiem nieźle. Kilka ramek ma gęsto zaczerwione i ładnie zaczęła dobudowywać dziką zabudowę... ładnie jak ładnie - trzeba będzie jakoś sobie z nią potem poradzić.
W każdym razie ewidentnie ruszyła z rozwojem. Zrobiłem z nią to, co z poprzednimi 2 tygodnie temu, bo jest mniej więcej na tym etapie rozwoju (może nawet trochę do przodu). W każdym razie tu jakichś problemów nie było... Oprócz tego, że próbowałem świeże języki wosku odpowiednio poprzycinać i podczepić do ramek. Skończyło się to oczywiście uchlapaniem się nakropem w całości - od kapelusza, przez bluzę do spodni... Przy okazji w świeżym nakropie były też miotełka, dłuto i wszystko czego dotykałem - łącznie z drzwiami do domu. Ale jakoś poszło...
Najsilniejsza rodzina po zdjęciu daszka |
Za to jak ruszyłem do kolejnych rodzin to ... to już nie wiedziałem co robić... Rodziny okazały się być ogromne. Zwłaszcza moja najsilniejsza rodzina - praktycznie pełny ul pszczół (korpus wielkopolski 26 cm i 2 korpusy 18 cm)... a jeszcze nawet nie rozpoczął się maj! Ta rodzina miała pobudowane dziką zabudową prawie wszystko co się da... Na początku prawie sie przeraziłem, bo uznałem, że poziom dzikiej zabudowy przekracza moje możliwości poradzenia sobie z nią w ramach tamtego przeglądu... Przez chwilę nie wiedziałem co robić, a raczej nie wiedziałem jak zrealizować mój plan. Już nawet zastanawiałem się czy nie zamknąć daszka i nie pozwolić jej żyć własnym życiem - oczywiście dla pszczół byłoby to najlepsze... Ale cóż - mam jakąś minimalną potrzebę bycia pszczelarzem, a nie tylko posiadaczem pszczół i chciałem unormować tą sytuację na przyszłość. W każdym razie, to co tam zastałem i robiłem, to był swoisty pszczeli Armageddon... Byłem już cały w miodzie, a dzikie plastry, które próbowałem podczepić pod ramki nie chciały się trzymać drewna bo były umazane w nakropie lub... w czerwiu... oj tak, niestety dostało się trochę i pszczelim larwom. Zwłaszcza trutowym. Część zaczerwionych, dzikich plastrów musiałem po prostu wyrzucić z ula, bo rwały się i gniotły... Oczywiście nie usuwałem ich z ula dlatego, że były trutowe - po prostu tak się złożyło, że te długie wiszące dzikie plastry (jeden oceniłem na ponad 50 cm) były głównie z larwami trutowymi. To był koszmar (i dla pszczół i dla mnie) i jedno wielkie pole bitwy...
Najsilniejsza rodzina po zdjęciu górnego korpusu |
Wtedy obiecałem sobie, że nie będę nigdy kupował rodzin na tak nietypowej ramce (chyba że idealnie dostosuję ul), bo nie jestem w stanie należycie prowadzić tej rodziny do rozwoju. A nie mam ochoty niszczyć pszczołom ich dzieła...
W każdym razie gdyby pszczoły były na moich typowych ramkach, tylko z dziką zabudową (a nie na plastrach budowanych na węzie) i zrobiły coś takiego, to pewnie dołożyłbym korpus i uznałbym, że będę się martwił potem. Ale w planach miałem przecież wycofanie starych ramek w maju lub najpóźniej z samego początku czerwca, znalezienie matki (tylko bądź tu mądry i powiedz jak to zrobić w tym gąszczu dzikich plastrów!), odgrodzenie jej na górnym korpusie i zrobienie z nią docelowo pakietu za 2 lub 3 tygodnie...
Rodzina po usunięciu ramek - jak widać ta rodzina zbudowała plaster od przykręconej deski. |
Ostatecznie uznałem, że plan należy zmodyfikować. Tamten zdecydowanie nie przystawał do bieżącej sytuacji. Gniazdo było już prawie w strzępach (oczywiście przesadzam, żeby podnieść dramatyzm tej historii), a o podłożeniu kraty odgrodowej nie mogło być mowy. Uznałem, że skoro "wydarłem" już parę starych ramek należy spróbować znaleźć matkę i wykonać z nią pakiet. Może i jest jeszcze wczesna pora w tym sezonie, ale pogoda pomału się stabilizuje, mniszek i sady zaczynają kwitnąć w najlepsze, rodziny naprawdę okazały się wyjątkowo silne, dorosłe trutnie chodziły już po plastrach, a czerwiu trutowego (i nie tylko) było co niemiara. Nie będzie więc problemu z unasiennieniem matki i mam nadzieję, że rodzina jest wystarczająco biologicznie dojrzała, żeby poradzić sobie z tym zadaniem... Jak postanowiłem tak zrobiłem. Nie wiem jak udało mi się znaleźć matkę, ale się udało. A prawdziwym cudem jest to, że nie zgniotłem jej wydobywając plastry, które były podczepione gdzie tylko się dało! Do szukania matki wykorzystuję korpus ulowy, z podpiętą zszywkami pod spód kratą odgrodową. Na korpusie, do którego wrzuciłem parę świeżo odbudowanych ramek, położyłem właśnie ten korpus z podpiętą kratą i do niego strzepywałem pszczoły z wyjmowanych ramek... Pszczoły odlatują lub przechodzą przez kratę na niższy korpus - teoretycznie zostają trutnie i matka... Nie wiem co by się stało gdyby matka schowała się gdzieś w dzikiej zabudowie... Na pewno bym jej stamtąd nie "wydarł"... Nie było absolutnie na to żadnych szans! Na szczęście znalazła się na wyjmowanych plastrach i wyłowiłem ją jakoś kłębowisku strzepniętych pszczół... Mając matkę zrobiłem niewielki pakiecik... a może to odkład, bo w końcu pszczoły dostały też ze 4 rozpoczęte w budowie ramki z niewielką ilością pokarmu (ale bez czerwiu)? Czy pakiecik okaże się wystarczający czy za mały? Mam nadzieję, że składa się głównie z młodej pszczoły, która nie odleciała od razu do ula... Dzięki temu matka nie zostanie za tydzień z garstką pszczół...
W każdym razie cała reszta ramek wróciła do ula. Niech pszczoły wychowują sobie matkę. Siłę mają ogromną, pokarmu w ulu jest dość, trutnie już latają - więc niech się dzieje co chce. Co prawda chciałem matkę wychować na młodym plastrze - cóż... Nie udało się tym razem. Oceniając bieżącą sytuację uznałem, że tak będzie lepiej. Uznałem po prostu, że nie dam rady zrealizować mojego planu przy tak zabudowanym ulu i przy wiszących na 50 cm dzikich plastrach - do tego świeżutkich i miękkich... Po prostu to było nie do zrobienia. W mojej ocenie zrobiłem w tej sytuacji optymalnie to co mogłem. Może ktoś bardziej doświadczony (zwłaszcza w pracy z dziką zabudową) poradziłby sobie lepiej...
Pszczoły w pakiecie dostały dodatkowo słoik z sytą, wykonaną z zeszłorocznego pokarmu. Zostawiłem je w zamkniętym ulu (żeby się nie rozleciały do starego gniazda) za to na siatce, żeby miały dobrą wentylację i nie podusiły się. Mam nadzieję, że warunki będą miały dobre - Nie ma czerwiu, więc nie boję się, że go wychłodzą, pakiet nie jest ogromny, ale myślę że wystarczający, żeby utrzymać matkę w odpowiednich warunkach i rozpocząć powolny rozwój młodej rodziny. Jeśli w przyszłości będzie z nim źle, to będę go wspomagał.
Następnie, mniej więcej to samo i w podobny sposób wykonałem z trzecią rodziną pod domem. Z 3 rodzin wczoraj zrobiło się więc 5, z czego 2 to pakiety (ale z pewnym zaczątkiem nowego woskowego domu), a 2 to silne bezmatki w ulu pełnym kłębowiska dzikich plastrów...
To samo, co wczoraj pod domem, dziś zrobiłem z dwoma kolejnym rodzinami na drugim pasieczysku. Mam więc już 9 rodzin z czego 4 to niewielkie rodzinki ze starymi matkami i 4 bezmatki, które na pewno dadzą radę wychować sobie młode królowe.
Widok do ula jednego z moich średniaków - po usunięciu kilku rozpoczętych ramek górnego korpusu |
Dziś zauważyłem, że z mojej najsłabszej rodziny pszczoły bardzo wylegają na ul... Wczoraj po przeglądzie też tak robiły... Mam nadzieję, że nie oznacza to, że przy okazji przeglądu zabiłem matkę... Jeżeli nawet to mam nadzieję, że rodzina poradzi sobie z wychowaniem młodej. Słabeuszem już nie jest, a czerwiu zakrytego ma parę ramek. Da radę!
Dziś było pochmurnie i duszno... może nawet trochę burzowo, choć ostatecznie burzy nie było. W każdym razie pszczoły, pobudzone wczorajszym przeglądem, przy dzisiejszej pogodzie, nie dały mi spokoju pod domem... Dolatywały i chciały żądlić (paru się udało). To jednak są małe diabełki. Mi to bardzo nie przeszkadza, a do sąsiadów na szczęście nie dolatują. Przy przeglądzie nie są złe. Są ruchliwe, latają, ale praktycznie nie zdarza się, żeby któraś tak na prawdę chciała atakować... Za to widać długo im schodzi zanim unormują sytuację w ulu po przeglądzie. Po tym co im zrobiłem wczoraj wcale się nie dziwię...
Ul po przeglądzie... - pszczoły już są bez matki. |
Mój zmodyfikowany plan na teraz, to odczekanie około 9 - 12 dni od dziś do dalszych działań. Chciałbym trafić na14 - 15 dzień rozwoju młodych matek (Muszę dokładnie to wszystko obliczyć...), aby podjąć dalsze podziały rodzin we właściwym czasie. Przy okazji, z uli (z tych kłębowisk dzikich plastrów) powinien zniknąć w większości czerw, co też ułatwi mi kolejne zadania i "walkę" z dziką zabudową...
Przy kolejnym przeglądzie będę chciał wyłowić parę mateczników i spróbować dać je do jakichś ramek, na które zsypię pszczoły w pewnej ilości. Resztę zostawię w starym gnieździe - niech i tam jakaś matka się wychowa. Jeżeli spóźnię się i zostanie mi tylko 1 wygryziona matka - to trudno. Ale chciałbym te najsilniejsze rodziny rozdzielić jeszcze na 2 lub 3, bo siłę mają ogromną, a jak wygryzie się czerw, to pszczół będzie cała armia!
Mam nadzieję, że po kolejnych paru dniach będzie można wyjąć rodzinie stare plastry. Wówczas powinien wygryźć się najmłodszy czerw - nawet jeśli w części plastry będą już zaczerwione jajami od młodych matek, to trudno - muszę je wówczas usunąć, a rodziny wrzucić wreszcie na gniazdo odpowiadające mojemu typowi ula... Tak dalej być nie może!
Jak dobrze pójdzie młode rodzinki na lipę powinny być już dość rozsądnych rozmiarów... Ogromne nie będą, ale mają przed sobą około 2 miesiące na rozwój!
Ale masakra na tych zdjęciach!
OdpowiedzUsuńee tam masakra... masakra to była na żywo... ;-)
Usuńale wyprostujemy je jakoś!... albo one wyprostują mnie... ;-)
Kibicuję
OdpowiedzUsuńTeż zacząłem drugi sezon.
Dzięki na namiary strony o pszczelarstwie naturalnym, postanowiłem na początek pozbyć się węzy.
Poeksperymentuję w jednej rodzinie i w nowych odkładach.
Zacząłem opisywać moje przygody z pszczołami
http://jarok.blox.pl/html
Pozdrawiam
dzięki i powodzenia!
Usuń