niedziela, 6 marca 2022

Straty jakich nie było od lat...

Wiosna jeszcze nie nadeszła, ale już od jakiegoś czasu wiem, że niestety wyniki bieżącej zimowli będą wyjątkowo słabe. Zapowiadają się straty, jakich nie było od kilku lat, a dokładniej od wiosny 2017 roku. Na tą chwilę nie sprawdziłem kilku rodzin pszczelich, które żyły jeszcze jakiś czas temu (o jednej mam informację ze stycznia, o innych dwóch z lutego), ale wygląda na to, że tą zimę przetrwa prawdopodobnie tylko 6 rodzin pszczelich. 

Od stycznia nie sprawdzałem rodziny pszczelej na pasieczysku B, która jako jedna z trzech przetrwała do tamtego czasu. Uniosłem jednak wtedy daszek, gdyż po opukaniu ula nie usłyszałem charakterystycznego buczenia i widziałem, że rodzina nie grzeszyła siłą. Zakładam więc, że do teraz nie przetrwała. 


Podobna sytuacja była na pasieczysku J (przy czym byłem tam około trzech tygodni temu) - nie usłyszawszy odpowiedzi na opukanie ula uniosłem daszek i stwierdziłem, że żył jedynie mały kłąb wielkości niecałej pięści. Nie sądzę więc, żeby i ta rodzina dotrwała do wiosny. Pozostałe 3 rodziny były martwe.

Na nowym pasieczysku Kr jeszcze w lutym po opukaniu ula słychać było charakterystyczny odgłos w jednym z 5 uli (pozostałe 4 były głuche - martwe). Nie unosiłem więc daszka. Ostatnio jednak (około tygodnia temu) nie usłyszałem odpowiedzi... Akurat wówczas nie byłem przygotowany na sprawdzanie ula, więc zostawiłem jak jest...

Te trzy wspomniane rodziny wciąż pozostają pod znakiem zapytania - zakładam jednak, że żadna z nich nie doczeka prawdziwej wiosny - o ile w ogóle jeszcze trwają.


A jak na pozostałych miejscach? 

Najgorzej było na domowym pasieczysku KM - tu zimowałem najwięcej rodzin, bo 12 lub 13 (wydaje mi się, że 13, ale obecnie sam nie jestem pewny). Już w styczniu stwierdziłem, że w żadnym z uli nie ma żywych pszczół (w grudniu żyło bodaj 5 lub 6). 

Żadna z dwóch rodzin nie przetrwała na pasieczysku R2.

6 żyjących rodzin pozostało na pasieczyskach leśnych oraz pasiece K. Na tym ostatnim miejscu z dwóch rodzin przetrwała jedna - złapana zeszłoroczna rójka (a raczej nie tyle złapana, co sama naleciała się na ul ustawiony w pasiece B). 

Na pasieczysku Las 1 przetrwały 2 rodziny - jedna z nich to macierzak po fortowej GMz, druga to rodzina spoza fortu (o ile mnie pamięć nie myli to rodzina z linii R2-3). 


Na pasieczysku Las 2 pozostała jedna rodzina - prawdopodobnie nie będę w stanie odtworzyć materiału wyjściowego, gdyż była to jedna z rodzin, których nie dopilnowałem w oznaczeniach (być może linia 16, gdyż matek po tej linii miałem w zeszłym roku całkiem sporo) - niestety jedna rodzina osypała się tam z głodu. Wydaje mi się, że nastąpiło to całkiem niedawno. 

Na pasieczysku Las 3 przetrwały 2 rodziny - jedna z nich to fortowa rodzina z linii GMz, drugiej w tej chwili nie pomnę. Osypały się tu 2 rodziny fortowe. 


Zakładam, że sześć ostatnio sprawdzonych rodzin (w przeciwieństwie do trzech poprzednich) raczej przetrwa - rodziny są w dość dobrym stanie (jak na zimowane odkłady) - kłęby siedzą w około 4 uliczkach. W jednym przypadku nawet w 5. Mam więc nadzieję, że rodziny te pozwolą się rozsądnie pomnożyć. Dwie z nich to jednak rodziny w ramach Projektu "Fort Knox", a więc zasoby z nich pójdą zapewne do innych. 


Pomimo chłodu (tydzień temu gdy sprawdzałem rodziny było około 2 - 4 stopni) zdecydowałem się unieść daszki w ulach, gdyż wiedziałem, że wynik zimowli będzie wyjątkowo zły. W dwóch przypadkach (z 6, a więc w 1/3 stanu!) decyzja okazała się słuszna i prawdopodobnie przyczyniła się do uratowania rodzin od śmierci z głodu. Do rodzin trafiły ramki z pokarmem z innych uli. W kilku przypadkach jednak... spóźniłem się.

Jaka jest przyczyna takiego stanu zimowli? - trudno powiedzieć. W większości rodziny osypały się z powodu chorób. Część uli było zupełnie wypszczelonych, w innych znalazłem bardzo duże osypy na dennicach lub spore martwe kłęby (obok których znajdował się jednak pokarm). W 3 do 5 przypadkach (w 3 na 100%) do śmierci pszczół doprowadził głód. W związku z tak dużymi osypami jest to znacząca strata, która na pewno odbije się na możliwościach odbudowy pasieki. W normalnym roku uznałbym to po prostu za racjonalną selekcję. 

W kilku (bodaj dwóch?) przypadkach z późnojesiennych strat (rodziny osypały się na przełomie listopada i grudnia) z pasieki KM przegrzebałem osypy na dennicach i znalazłem nadzwyczaj dużo  martwych roztoczy - przyznam, że dawno tyle nie widziałem (ostatni raz chyba w osypach zimowli 2016-17). Te rodziny na pewno osypały się mając duże porażenie roztoczami. W innych przypadkach standardowo przeglądałem dennice osypanych rodzin (robię to dość pobieżnie i na pewno nadmiernie nie studiuję osypów) i nie stwierdzałem tak dużych osypów dręcza - było tam mniej lub więcej martwych pszczół, ale roztocza były dość nieliczne (nie płukam osypów pszczół, więc nie wykluczam, że martwe roztocza znajdowały się pod tergitami...). 

Przy tak małych liczbach rodzin, które przeżyły trudno mówić o jakichś prawidłowościach. Wątpię czy cokolwiek wspólnego z takim obrazem zimowli miałby mieć ul. Wszystkie z 6 rodzin z pasiek K, Las1 - 3 przeżyły w moich standardowych ulach z górnymi wylotkami. 2 z 3, które wciąż stoją pod znakiem zapytania są natomiast w skrzynkach Warszawskich poszerzanych z dolnym wylotkiem. Są/Były to jednak rodziny, które najdłużej przeżyły ze wszystkich 21 rodzin pszczół, które zimowałem na nowych miejscówkach w Beskidzie Wyspowym. Czy to coś znaczy? Wątpliwe. Liczby są zbyt małe, żeby móc wysnuć jakieś wnioski. 

Spleśniały osyp jednej z rodzin na pasiece Las 1

Wydaje mi się, że tak dużą śmiertelność pszczół łączyć mogę z wyjątkowym głodem jaki panował w zeszłym roku w rejonie moich pasiek w Beskidzie Wyspowym. Praktycznie cały sezon rodziny musiałem karmić, a oprócz tego obserwowałem bardzo wiele przypadków "cichych rabunków" (pszczoły rabujące ścięły strażniczki i "wydoiły" ule do zera, pozostawiając jednak przy życiu głodną rodzinę) - takie sytuacje wcześniej zdarzały się, ale w zeszłym roku były wyjątkowo częste. Ja sam nie zaniedbywałem karmienia - w zeszłym roku skarmiłem średnio na ul więcej pokarmu niż w latach wcześniejszych. Wydaje mi się, że jednak mogłem karmić w pewnym stopniu pszczoły z sąsiednich pasiek...

Jakkolwiek nigdy nie miałem poziomu przeżywalności na poziomie, który byłby dla mnie w pełni zadowalający, to jednak taki obraz zimowli jest swoistą - z braku lepszego słowa - porażką. Cóż, pozostaje się po niej podnieść, otrzepać i dalej robić swoje. Najgorsze jest jednak to, że nie widzę perspektyw na zmiany sytuacji żywieniowej pszczół. Od dawna narzekam na brak możliwości skoordynowania rozwoju nieleczonych rodzin pszczelich z wczesnymi pożytkami oraz na przedłużające się okresy głodu (wynikające najczęściej z przedłużających się okresów suszy lub niestabilnej pogody). Jest to, przyznam, mocno deprymujące. Nie same straty, a bardziej to, że nawet silniejsze rodziny cierpią głód w środku lata. Nie jestem w stanie na to wiele poradzić, skoro często kwiatów jest wiele - i co z tego, skoro nie wydzielają nektaru. Ta sytuacja skutkuje ciągłą i przedłużającą się walką: walką o przetrwanie zimowli, potem walką o rozwój rodzin aby wykorzystały resztki intensywnych wiosennych pożytków, następnie walką o odbudowę pasieki, a potem zmagania się z okresami głodu, które skutkują przeciąganiem tej walki na kolejne sezony... Ostatnie 7 lat oceniam jako chude - obawiam się, że kolejne wcale nie muszą być tłuste. 


Przyznam, że jeśli chodzi o sam wynik zimowli moich pszczół, to choć jest on najgorszy od lat, wcale nie on wywołuje u mnie najczarniejsze myśli. Niestety od jakiegoś czasu mam poczucie, że świat zmienia się w dość nieprzyjaznym kierunku. Na zmiany klimatyczne, które nieustannie wywołują u mnie poczucie beznadziei nakłada się sytuacja polityczna ostatnich lat, rządy populistów, wzmacnianie  ruchów nacjonalistycznych, a obecnie wojna w Ukrainie. A samopoczucie tylko częściowo poprawia okazywanie przez Polaków olbrzymiego serca ukraińskim uchodźcom... bo stoi w kontraście  do sytuacji na innej granicy i spychania do lasu dzieci i dorosłych "pochodzących z innej wojny", tylko dlatego, że mają inny kolor skóry, przekonania religijne i kulturowe. W tym kontekście pewnie można by zaśpiewać: "pszczoły, nic się nie stało...". 

21 komentarzy:

  1. Pszczoła azjatycka apis cerana opuszcza swoje gniazda gdy w pobliżu kończy się pożytek i przenosi w poszukiwaniu "jedzenia" inne zwierzęta też tak robią chociażby antylopy na sawannie więc trzymanie pszczół w miejscach gdzie nie mają co jeść jest dużym błędem bo gdyby nie człowiek wcale by ich tam nie było. Wyznacz sobie teren gdzie masz najlepszy zbiór i tam trzymaj pszczoły bo inaczej nawet zdrowe sobie nie poradzą, chyba że się wyroją i znajdą lepsze miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sławku, dzięki za rady. Na suche lata bez pożytków nie poradzę... Oczywiście, jak radzisz, mogę zawieźć pszczoły do innego województwa, ale tego nie ogarnę czasowo. Może kiedyś...

      Usuń
    2. Bartek Mal, a rozważałeś w takich okolicznościach ziołomiody? Jakkolwiek kapitalistycznie to zabrzmi, jestem zwolennikiem maksymalnego wykorzystywania potencjału pszczół w okresach bezpożytkowych. Zauważ, że niektóre regiony (w zasadzie cały Izrael i Palestyna) to miejsca, w których ilość roślin miododajnych jest zdecydowanie mniejsza niż w innych regionach świata, a miejsca te produkują ziołomiody (niektóre nawet "opatentowane"). Wiem, że część pszczelarzy nie uznaje ziołomiodów za miody, ale z technicznego punktu widzenia to są miody (i mają prozdrowotne właściwości, mimo, że ich słodką bazą jest cukier).

      Usuń
    3. próbowałem w 2014. Nie przekonały mnie smakowo, nie pomogły też na lepszą kondycję pszczół.

      Usuń
  2. Cześć Bartku.z pogodą to już nie będzie lepiej.Za dużo wycięto lasów na Świecie.w Afryce robią nowe nasadzenia i oby ludzie brali przykład z Afryki.Obserwuje twoje poczynania no i jest mi smutno razem z tobą.Moze musiałbyś zmniejszyć presję selekcyjną tak aby trwało to dłużej,ale więcej rodzin przeżywało.osobiście przechodzę na ule trzcinowe o grubej ściance.ciepłe ule zmniejszyły by straty.napewno masz swoje pomysły i mimo strat życzę dobrych chęci i odbudowania na nowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za dobre słowo! pozdrawiam i życzę powodzenia!

      Usuń
  3. Witaj, z tej strony Czarek, kilka lat temu pisałem trochę na forum wolne pszczoły.
    Nadal trzymam pszczoły bez zabiegów trujących pasożyty będzie już 5 rok, zawdzięczam to między innymi Tobie - dziękuję.
    W tym roku jak na razie mam tylko 2 słabo oblatujace się rodziny, reszta (około 20) ma się całkiem dobrze, nie zaglądam na razie, nie chcę przeszkadzać.

    Mam uwagę do odstępu między plastrami. Są bardzo duże według mnie, od 4 lat mam upchane 11 ramek w 10 ramkowym korpusie i dopóki ich nie wyciągam to pszczołom wydaje się to dobrze służyć. Całkiem bez węzy. W obsłudze dość upierdliwe, ale to argument za rzadkim grzebaniem w ulach.
    Czynników jest wiele, wszystkiego nie ogarniemy, wiele trzeba pozostawić pszczołom. W zeszłym roku ściągnąłem z drzew w lesie kilka moich skrzynek, plastry zalane miodem (we wrześniu) i duża siła rodzin. Budowały w pustych ramkach (po dwóch latach na drzewie stare plastry wyżarły barciaki) i nowe
    plastry były upchane naprawdę gęsto.

    Ignoramus et ignorabimus ;-)
    Pozdrawiam i życzę powodzenia
    Czarek Mockałło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      cieszę się, że u Ciebie dzieje się lepiej! oby tak dalej! który region Polski?
      co do odstępów między plastrami - nie wiem czy ta uwaga, że są duże dotyczyła moich rodzin, ale jeśli tak to jest chybiona, bo też w 10cioramkowy korpus wsadzam 11 ramek :-)
      Cieszę się, że gospodarka bez węzy Ci służy!
      Powodzenia i pozdrawiam :-)

      Usuń
    2. Przepraszam, uległem złudzeniu optycznemu i zasugerowałem się ramkami Hoffmannowskimi, ja mam standardowe ramki 2,5 cm i muszę przekładać na zmianę Hoffmana i zwykłą żeby się zmieściło. Trochę komplikacji jest przy tym. Jakie masz wymiary ramek? Nie śledzę bloga, może już to opisałeś gdzieś?
      Mam pasiekę koło Myśliborza (między Szczecinem a Gorzowem) zima była łagodna, dennice osiatkowane zamknąłem pod koniec lutego.
      Dzisiaj podałem do każdej rodziny po 1 kg ciasta z ziołami i probiotykiem (apif--d) na powałkę, bardziej żeby uspokoić sumienie bo niektóre ule wydały mi się za lekkie przy unoszeniu, ale osyp wskazuje że odsklepiają pokarm. 4 rodziny brzmią trochę słabiej i widać u nich w szufladzie pod siatką odnóża pszczół i odchody złożone z przeżutych pszczół, jakiś ciekawy mały ssak, na pewno nie mysz polna. To też element selekcji.
      Czy będzie dobrze to się jeszcze okaże, bo u mnie często wraca zima w kwietniu i maju, a potem susza. Ogólnie w ostatnich 3 latach średnia wydajność miodowa wynosi około 4 litry miodu z ula na sezon. Ale jest za to wyjątkowa jakość i smak, zwłaszcza miodu bezpośrednio z plastra.
      Jeszcze będzie lepiej, podobno raz na 7 lat jest dobry rok dla pszczół i wydaje się że to będzie za rok. Trzeba robić swoje, aż się uda i wszystkim niedowiarkom pójdzie w pięty ;-) Czas pokaże.

      Usuń
    3. Ja bym tam w te wróżby nie wierzył ;-) Owszem sam używam określenia "7 lat chudych", ale raczej zmiany klimatyczne powodują, że te 7 może przedłużyć się na znacznie dłuższy czas.
      Co do ramek - mogło Ci się tak wydawać, bo część beleczek moich ramek ma tylko 1,5 cm z góry - więc wydaje się, że odstępy między ramkami są duże.
      Ja mam standardowo ramkę wielkopolską wysoką na 18 cm, przy czym gniazdo trzymam na 2 korpusach z ramkami tyko w górnym (więc pszczoły budują sobie w dół pod ramkami).

      Usuń
  4. Nie wiem, czy to Twoje okolice, ale tutaj notatka ku pokrzepieniu serca:
    "Warunki pożytkowe w Nowosądecczyźnie są przeważnie dobre albo bardzo dobre. W samej Muszynie w roku ubiegłym pszczelarze odbierali około 40kg miodu z pnia. A trzeba zaznaczyć, że okolica ta jest raczej "przepszczelona". Są tu liczne małe pasieki indywidualne oraz parę pasiek większych (ponad 20 pni). Wczesnego pożytku dostarczają tu lasy z bogatym podszyciem leszczyny, a także licznie rosnące wierzby. Później kwitną obficie czarne jagody, a po nich maliny i jeżyny. Dzikie maliny tak obficie nektarujące porastają tu ogromne przestrzenie zrębów leśnych. Łąki górskie obfitują również w wiele cennych roślin, a wkrótce po ich skoszeniu zaczynają kwitnąć lipy. Prócz starych drzew lipowych rosnących przy drogach i przy domach, w odległości około (...) znajduje się odwieczny las złożony prawie wyłącznie z lip. Las ten stanowi obecnie rezerwat, znajduje się on pod ochroną jako zabytek przyrody; nie wolno wycinać w nim drzew, paść bydła, a nawet zbierać jagód i grzybów. Teren rezerwatu lipowego obejmuje około 40ha; są w nim lipy prawdziwe olbrzymy liczące wiele setek lat, a młode lipki wyrastają bujnie obok zwalonych drzew.
    Oczywiście, że pszczoły pszczelarzy muszyńskich mają wolny wstęp do rezerwatu i o ile tylko pogoda dopisze, lipy i spadź z pobliskich lasów dają obfity pożytek główny. Tegoroczne zbiory miodu są tu podobno gorsze, niż w roku ubiegłym, pszczelarze trochę narzekają, ale niejeden hodowca pszczół z centralnej Polski zamieniłby się z nimi i w tym gorszym roku."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam pszczelarza z okolic Muszyny...
      Jakby to przeczytał to może nie opowiadałby mi o głodzie i biedzie w jego okolicach oraz o masie wędrowców którzy dali się nabrać na ten opis a w ich głowach 40 ha las lipowy zapalił myśl o krainie mlekiem i miodem płynącej... Co w rzeczywistości niestety odbiega od tego pięknego opisu całoroczny pożytków... Mnie zawsze to boli że ludzie którzy nie znają lokalnych warunków dają się nabierać na marketingowy opis gdzieś z drugiego końca Polski lub spod Warszawy...

      Usuń
    2. To opis z "Pszczelarstwa" z roku 1953 ;)

      Usuń
    3. To po co go tu wstawiasz? Jaki sens to ma jak przyroda i otoczenie zmienia się co sezon...

      Usuń
    4. Ja do Muszyny mam pewnie z 60 km. A lipy są tu dość widoczne (o wiele ich więcej niż w rejonie toczków podkrakowskich), ale o lasach lipowych raczej trudno mówić. Ostatnie 2 lata zero pożytku z lipy. Obawiam się, że cośniecoś się zmieniło przez ostatnie 70 lat - i chyba nie są to zmiany na lepsze.

      Usuń
    5. Po co wstawiłem ten opis, napisałem na samym początku.

      Usuń
    6. niestety rzeczywistość serca nie krzepi :) można też rozpamiętywać dawne dzieje bartnicze wielkiej Rzeczypospolitej - ale czy to zmieni przedłużające okresy głodu i prawie całkowity brak pożytków rozwojowych, który u siebie obserwuję? wątpliwe :-)

      Usuń
    7. Jak widać można...
      Gdzie już któryś sezon z rzędu wiosna jest nadwyraz niekorzystna... Zimna i często jak nie sucha to dla odmiany nadmiernie mokra...

      Usuń
    8. mi bardziej dokuczają głodne lata. owszem wiosna niestabilna też swoje potrafi zepsuć, ale bardziej mnie deprymuje latanie z cukrem co roku przez prawie dwa miesiące...

      Usuń
    9. Taki stan to już tragedia danego terenu... Trza się wtedy zastanowić czy jest sens mieć tam pasieki...

      Usuń
    10. no cóż. oprócz dalekich dojazdów wielkiego wyboru nie mam. a pszczoły i tak mam rozstawione w wielu miejscach więc pokryty jest jakiś tam obszar... i wszędzie podobnie. Choć w lesie (zwłaszcza na Las1) obserwuję, że w czasie letniego głodu tam głód bywa najmniejszy. Nie wiem tylko z czego ten potencjalny pożytek jest, bo tamte lasy dość biedne.

      Usuń