poniedziałek, 1 maja 2017

Rozpocząłem (ja?) wychowywanie pierwszych matek

Z pierwszym maja rozpocząłem sezon pszczelarski na dobre. Dziś zrobiłem 2 odkładziki do wychowu pierwszych matek (zgodnie z opisem z "przedpoprzedniego" posta). Zdecydowanie nie był to najlepszy dzień na pracę z pszczołami i mam nadzieję, że w związku z tym nie pojawią się jakieś dodatkowe problemy. Idzie ocieplenie, ale jakoś dojść nie może. Dziś było koło piętnastu stopni i niestety spory wiatr. W związku z tym nie mogłem się długo zdecydować czy zaczynać dziś czy też nie. Słoneczko jednak ładnie przyświecało, pszczoły pod domem latały dość intensywnie więc przekonało mnie to, że nie ma na co czekać i trzeba działać. No cóż, pszczoły nie były szczęśliwe i dostałem koło 7 żądeł...
Pierwszy odkładzik dostał 2 ramki pełne pokarmu z zimy, ramkę z pierzgą i rameczkę z najmłodszym czerwiem z mojej przezimowanej rodziny. Na to poszedł korpus z podbitą kratą odgrodową i strzepnąłem sporo pszczoły przedwojennej.
Drugi odkładzik dostał 2 ramki pełne miodu i ramkę z jajami i najmłodszym czerwiem z rodziny od Łukasza. Na to podobnie strzepnąłem sporo pszczoły przedwojennej z innego ula. Ponieważ Łukasz ma ule dandanta o wysokości ramki 18,5 cm rameczka ta rzecz jasna nie spasowała do mojego ula wielkopolskiego. W związku z tym woszczyna została wycięta na wielkość mojej ramki, umieszczona w niej i zabezpieczona 3 gumkami recepturkami - trzyma się pięknie. Resztę podoklejają pszczoły. Ponieważ obok jajeczek znajdowało się trochę pierzgi, to rodzinka nie dostała już ramki z pierzgą. Powinno im tyle starczyć - resztę dozbierają zbieraczki. Muszę też przyznać, że choć rodziny mają trochę pierzgi, to nie ma jej w nadmiarze. Kiedy zaglądałem parę tygodni temu (przed ochłodzeniem), wyciągając drugą ramkę z brzegu od razu trafiłem na całą nabitą pierzgą - tym razem musiałem ich szukać i wcale nie było tak łatwo znaleźć. Czerwiu w ulach sporo, a jednak z pogodą lotną kiepsko, więc pierzga znika.
Uliki zostały ustawione w miejscach rodzin, z których strzepnięta została do nich pszczoła - w związku z tym dodatkowo naleci się jeszcze trochę starszej pszczoły.
Jest to dla mnie ciekawy eksperyment - siła odkładzików na pewno nie jest powalająca, jednak zapewniłem pszczołom bardzo dobry stosunek ilości pszczół dorosłych do czerwiu, a więc myślę, że powinny pojawić się w miarę ładne mateczniki - oby. Jestem niezmiernie ciekawy czy będą zacnych rozmiarów i czy będzie ich dużo. W każdym razie zeszłoroczne doświadczenia pokazały mi, że pszczoły siedzące w jednej uliczce na powierzchni dłoni są w stanie wychować matkę, która jest zdolna do unasiennienia i podjęcia czerwienia. Fakt, że matecznik był wielkości zasklepionej komórki trutowej, ale i tak uznaję ten eksperyment za sukces.
Około 11 maja planuję zobaczyć co i jak - mam nadzieję, że będzie się dało podzielić jakieś rodzinki na choć kilka odkładów. Jeżeli nie, to po prostu cały odkład zostanie jaki jest, a procedura zostanie powtórzona od początku. Na dziś prognoza mówi o 19 stopniach na 11 maja, ale dzień wcześniej ma być 11 - więc może być różnie, jeszcze jest dużo czasu na zmiany...

A co u rodzinek? Rodzinka od Łukasza zachowuje mniej więcej siłę. Jeżeli urosła to niewiele, ale pszczoły wyglądają dobrze. Siedzą gęsto w zwartej gromadzie w około pięciu uliczkach i mają czerw na 3 lub 4 ramkach. Pewnie pszczoły już się wymieniły z zimowej na wiosenne i wygląda na to, że będzie dobrze jak tylko pojawi się pogoda.
Moja przezimowana rodzinka zaskoczyła mnie pozytywnie. Myślę, że urosła o jakieś 50%. Aktualnie siedzi praktycznie mniej więcej na połowie mojego korpusu 18tki. Fakt, że była raz zasilona ramką (niepełną) czerwiu zasklepionego. I tym razem również dostała jeszcze taką rameczkę na wymianę za ramkę zabraną - ostatni raz, więcej zasilana nie będzie.
Jeżeli chodzi o przedwojenne, to siła nie wygląda źle. Pszczoły gonią po 3 korpusach, choć czerw mają na 2. Tego czerwiu jest całkiem sporo. Wydaje mi się, że za dużo zważywszy na pogodę jaka była niedawno... Wbrew pozorom te pszczoły chyba nie zachowały wiele instynktów dzikiej AMM... W rodzinach są już dojrzałe trutnie, choć nie jest ich bardzo dużo. Jedna z rodzin trochę mnie zmartwiła, bo na jednej ramce na czerwiu trutowym było trochę grzybicy wapiennej.... Zdecydowałem usunąć tą ramkę, bo czerwiu nie było dużo (była to jedna ze skrajnych ramek) i pewnie z 1/3 z niego była z grzybicą. Rodzinę zostawiłem jak stała. Choć ma nie być upałów, to jednak zapowiada się trochę ocieplenia i mam nadzieję, że coraz częściej będzie wychodzić słońce. To powinno rodzince załatwić problem grzybicy... Mam nadzieję. Gorzej będzie jeżeli pogoda się nie poprawi i grzybicy będzie coraz więcej. Co ciekawe grzybicę widziałem tylko na czerwiu trutowym - czerw robotnic był czysty i zwarty. Tak czy siak zostawiłem do następnego przeglądu gdy ewentualnie będą pierwsze podziały rodzinek. Będę podejmował decyzję dotyczącą tej rodziny w zależności od tego co się będzie działo. Generalnie uważam, że grzybica wapienna to chyba jeden z najmniejszych dzisiejszych problemów pszczół - martwi mnie jednak to, że rodzina w ogóle choruje... Cóż, pogoda nie rozpieszcza, co też pszczołom nie pomaga.

Aha... na przedwojennym trutniu widziałem pierwszą w tym roku samicę Varroa...

2 komentarze: