czwartek, 10 marca 2016

Inteligencja i logika

Pszczelarze często twierdzą: "to nie pszczoła ma myśleć tylko pszczelarz". No cóż, może tak dla nich powinno być. Ja się z tym absolutnie nie zgadzam. Problem w tym, że dziś pszczoły już nie myślą, a pszczelarze myślą tylko o swoim portfelu i wygodzie. Oczywiście 90% zaraz się oburzy na taką ocenę. A jakże to? A skąd ta ocena? Ocena wynika z popytu i podaży pszczół na rynku. Z wyrażanego zainteresowania miodnością, z krytyki tzw. "leśnych dziadków pokrzywowych", którzy nie dali się porwać ogólnemu wariactwu, bo czują wewnętrzną potrzebę równowagi, a nie dojenia pszczół. Można się oburzać, płakać, tupać nogami, zaprzeczać tej ocenie. Nie zmieni to faktu, że pszczoła ma być miodna, a przy tym podstawowym kryterium hodowlanym jest jej łagodność, a nie zdolność do myślenia. Natomiast zdolność do myślenia pszczół jest ważna dla zachowania jej zdrowia i dla ... długofalowej minimalizacji naszych nakładów pracy w pasiece. Na tym blogu pisałem już chyba wielokrotnie wszystkie te złote myśli pszczelarzy, ale teraz postaram się zebrać przynajmniej część z nich do tego posta. I świadczą one, albo o nieświadomości ekologicznej, albo braku umiejętności logicznego myślenia, albo o braku zdolności do przewidywania, albo o chciwości, cynizmie i wyrachowaniu pszczelarzy i hodowców (niewłaściwe skreślić).

Od razu wyjaśnię: nie oceniam negatywnie podejścia komercyjnego do pszczelarstwa. Nie oceniam negatywnie chęci życia z pszczół i prowadzenia wydajnej ekonomicznie pasieki (sam chcę kiedyś uczynić z tego racjonalną część moich dochodów). Oceniam negatywnie zaprzedanie przystosowań pszczoły dla własnego interesu ekonomicznego. Dopóki ten interes jest w równowadze z interesem pszczoły popieram to z całego serca, gdyż opłacalność prowadzenia takiej pasieki będzie zachętą dla innych, aby rozwijać pszczelarstwo.


1. Zarzucanie pszczołom nieumiejętności podejmowania decyzji i dostosowania się do warunków środowiskowych

To tylko nasza pszczelarska zasługa. Hodowcy sprowadzają co tylko mogą spośród pszczół najmiodniejszych i z dobrymi rodowodami. I bardzo dobrze. Gorzej, że pszczoły nie są poddawane presji selekcji na reagowanie na bieżące warunki. Pszczoła, która zje do grudnia 15 kg cukru oraz to co dozbiera z nawłoci nie powinna mieć możliwości wydania trutni wiosną i nie powinno się powielać jej genów (czytaj: powielać nieumiejętności podejmowania tych decyzji). Sprowadzanie tych genów - o ile dają obietnicę lepszych zbiorów - nie jest dla mnie niczym złym. Brak ich naturalnej weryfikacji jest.
Ostatnio jeden z moich adwersarzy w dyskusjach - kolega Michał - napisał, że dziwi go moja wiara, że pszczoły będą umiały podejmować same najlepsze decyzje (upraszczam). Nigdzie tego nie napisałem. Cały czas piszę tylko o tym, że te, które podejmują niewłaściwe decyzje zasługują na eliminację. W ten sposób z czasem pozostaną te, które potrafią dostosować się do warunków środowiska (nawet jeżeli te będą się zmieniać) i będą umiały podejmować właściwe decyzje. Jeżeli sam potrafisz to ocenić, to zrób to i eliminuj. Zaoszczędzisz parę złotych na rodzinie pszczelej, a skutek środowiskowy będzie zbliżony. Jestem jednak głęboko przekonany, że 99% pszczelarzy nie potrafi, a ten 1% też się czasem pomyli. Przyroda za to nigdy się nie pomyli.

Rozumując w taki sposób do dziś nie uniosłem ani jednego daszka w pasiece (za wyjątkiem daszka rodziny, o której wiedziałem na 99% że się osypała i faktycznie się to potwierdziło). Owszem gdyby pogoda była lepsza i widziałbym, że przyroda rusza z kopytem z rozwojem, to pewnie zajrzałbym z góry (bez wyjmowania ramek), żeby stwierdzić, które rodziny padły i posprzątać w nich osyp. Tam gdzie pszczoły by żyły zostawiłbym bez dalszej ingerencji.


2. Witalność (nie) równa się przystosowanie

Witalność jest szalenie istotna, ale nie równa się przystosowaniu.
Pszczelarze oceniają błyskawiczny rozwój pszczół jako oznakę dobrego zdrowia i przystosowania. Dla mnie jest to błąd logiczny wynikający z przyjęcia fałszywego założenia, że witalność = przystosowanie. Witalność jest ważna, to prawda. Heterozja jest ważna, to prawda. Ale witalność musi być połączona z umiejętnością podejmowania właściwych decyzji, czy radzeniem sobie z lokalnymi warunkami i patogenami. To prawda, że silniejszy przetrwa mocniejsze presje, ale mądra i lokalna pszczoła będzie umiała tych presji unikać, bądź też, jako przystosowana, będzie na te presje w pewien sposób uodporniona.
Ważne więc, żeby szukać pszczół witalnych, ale muszą być weryfikowane przez umiejętność podejmowania właściwych decyzji.


3. Miodność (nie) równa się zdrowie

Miodność nie równa się zdrowiu rodziny. Miodność może wynikać z dziesiątków przyczyn (zdrowie czy witalność mogą być tylko jednymi z czynników).
a. pszczoły są bardziej pracowite - jeżeli tak to zapewne bardziej się spracują (np. wylecą 15 razy dziennie zamiast 5). Jeżeli bardziej się spracują to prawdopodobieństwo "zmęczenia materiału" może zwiększyć prawdopodobieństwo wystąpienia chorób (analogia u ludzi: wystąpienie chorób, depresji, wypalenia zawodowego wśród osób pracujących przez dłuższy czas po 12 godzin. Był okres kiedy tak pracowałem - zasypiałem na stojąco i non stop chodziłem zestresowany i podminowany). Jeżeli wynika to z naturalnej potrzeby pszczół to dobrze. Jeżeli decyzje poszczególnych owadów o podjęciu stachanowskiego wysiłku, są wynikiem selekcji, to pytanie pozostaje czy szły za tym inne przystosowania (np. niwelowania stresu, czy szybszej regeneracji owadów).
b. zmiana struktury rodziny pszczelej - więcej pszczół nosi, mniej zajmuje się higieną ula, opieką nad czerwiem, stróżowaniem przy wylotku (to też idzie w parze z łagodnością rodzin) itp. W toku hodowli mogła powstać sytuacja, w której rodzina pszczela ogranicza ilość pszczół zajmujących się pewnymi zadaniami i pszczoły wcześniej podejmują prace zbieraczek (np. o 1 dzień krócej pszczoły opiekują się czerwiem). Wszystko jest w porządku dopóki warunki są dobre. Jeżeli wystąpi choroba, leczymy... a być może choroba wystąpiła gdyż niewystarczająco pszczół kierowanych było do zajmowania się higieną ula? Wszystko w przyrodzie ma swoje koszty.
c. zwiększenie długowieczności - noszą pszczoły najstarsze, im dłużej żyją pszczoły tym więcej miodu w ulu. I co do zasady to dobrze. Co jednak, jeżeli zawiodą naturalne mechanizmy eliminacji najstarszych osobników i wrócimy do zagrożeń wspomnianych w lit. a?
d. wpływanie przez pszczelarza na cykl życiowy roju - to powoduje sztuczną zmianę struktury rodziny pszczelej. uwagi są jednak takie same jak podałem wcześniej (lit. b).

Oczywiście to pewne uproszczenia. Nie zmienia to faktu, że stymulujemy ponadnaturalną miodność pszczół. Zapewne każdy z tych punktów (wymieniłem kilka przykładowo) będzie tylko minimalnie wpływał na plastyczność i zdrowie rodziny pszczelej. Jeżeli jednak skumuluje się kilka czynników oraz dodatkowo wystąpi osłabienie chemią czy selekcją (inbredem), to może wystąpić efekt synergii, co też może być kroplą przepełniającą czarę. Przyroda ustawiła strukturę rodziny pszczelej i zdolności do gromadzenia pokarmu tak, jak przez miliony lat kształtowały się warunki środowiskowe. Dziś to kwestionujemy i ją poprawiamy. Ale ma to cenę w zwiększającej się śmiertelności rodzin pszczelich i konieczności ingerencji chemicznej.


4. Założenie, że wiemy lepiej jaką komórkę pszczoły "wolą"

Pszczelarze sprawdzają czy ich podopieczne chcą budować małą komórkę przez podanie im węzy z małą komórką. Jeżeli dobrze ją odciągną to znaczy wg nich, że ją chcą. Może. Ja uznaję, że wybudują stopniowo to co chcą i nieważne czy będzie to 4.4 czy 6.0. To ich decyzja.


5. Powrót pszczół do natury

Większość wciąż zarzuca pszczelarzom naturalnym, że ci chcą wrócić do tego co było 100 lat temu, choć warunki całkowicie się zmieniły.
Bzdura.
Nie możemy wracać - bo jak słusznie zauważają krytycy - warunki się zmieniły. Musimy umożliwić pszczołom obecnie występującym dostosowanie do bieżących warunków. "Powrót do natury" jest skrótem myślowym i oznacza, że chcemy wrócić do zasad doboru naturalnego i zasad selekcji naturalnej jakie funkcjonują od powstania życia na planecie, czyli od około 3 miliardów lat. W efekcie pszczoła będzie inna niż 100 lat temu, bo i warunki są inne.
Nie zmienia to natomiast faktu, że dzika pszczoła sprzed 100 lat zapewne lepiej dostosowałaby się do dzisiejszych "dzikich" warunków, niż pszczoła hodowlana. Ta pierwsza była bardziej plastyczna i lepiej reagowała na środowisko. Ta druga nie potrafi podejmować decyzji (patrz uwagi do pkt. 1).


6. Człowiek wie lepiej

Może i wie lepiej. Ale nie zawsze się stosuje. A raczej kieruje się swoim krótkotrwałym interesem, a nie interesem przyrody i przyszłych pokoleń. Rozejrzyjmy się - tak jest wszędzie. W krótkotrwałym interesie zarówno "świata cywilizowanego" jak i "opóźnionej Afryki" jest wywieźć do nich toksyczne odpady czy elektrośmieci za "garść srebrników". W długotrwałym interesie świata jest odpowiednio utylizować odpady i nie tworzyć nowych toksycznych wysypisk w Afryce. Czy ktoś jednak zwraca na to uwagę? Ci co przed tym protestują są "eko-oszołomami". Tak samo jest wśród pszczół. Zmartwieniem pszczelarzy jest dobrze przygotować pszczoły do zimy i zapewnić jak największą przeżywalność wiosną, nie patrząc na to co będzie wiosną za 10 lat. Czubek własnego nosa, interesy, cynizm lub ślepota.


7. Pozwolenie pszczołom na umieranie jest niemoralne

Dla mnie niemoralne jest utrzymywanie nieprzystosowania za parę złotych. Niemoralne jest trucie i parzenie kwasami pszczół za parę złotych. Niemoralne jest zaprzedanie przyrody dla własnych interesów. O moralności możemy się spierać, każdy widzi ją inaczej. Proponowałbym jednak tym, którzy "pierwsi rzucają kamieniem" zastanowić się jaka jest ich motywacja do ingerowania w życie rodziny pszczelej (bo ja założę się, że dla wielu istotna jest jak największa wydajność ekonomiczna), jaka jest ich świadomość długotrwałych skutków ich działań, co robią trutniom, czy jak łatwo "wrzucają matki pod but" jeżeli nie dadzą im średniej zbiorów na pasiece.


8. Jeżeli nie będziemy leczyć nasze pszczoły umrą

Umrze spora część - ta, która nie radzi sobie z warrozą, ta, która nie potrafi podejmować dobrych decyzji w czasie zimowli czy w trudnych warunkach zewnętrznych... Na dziś niestety to ogromna większość, gdyż pszczelarze od "wynalezienia" nowoczesnego pszczelarstwa utrzymują i zwiększają nieprzystosowanie i nieumiejętność podejmowania decyzji przez pszczoły. Dlatego trzeba szukać wśród takich, które przeszły przez wąskie gardło ewolucji - również u hodowców, o ile ci stosowali wiarygodną dla nas metodę prowadzenia selekcji, a później dalej prowadzić selekcję u siebie.


9. Wpływanie na cykl życiowy rodziny pszczelej

Pszczelarze robią wszystko - zarówno w toku selekcji jak i swoimi metodami prowadzenia pasieki - żeby zaburzyć cykl życiowy rodziny pszczelej. Dziś pszczoły czerwią na okrągło, zbierają "od wierzby aż po wrzos", a niektórzy chwalą się ponad 100 kg miodu z pasiek stacjonarnych. Potem dziwią się, że pszczoły nie potrafią podejmować decyzji (patrz punkt 1), czy twierdzą, że myśleć ma pszczelarz nie pszczoła. Niektórzy stosują klateczki czy izolatory (np. Izolator Chmary), żeby przywrócić "naturalny" cykl życiowy rodziny pszczelej, po tym jak przez 100 lat walczyliśmy w pocie czoła o jego zmianę. Brawa za logikę!


10. Selekcja naturalna zaburzy różnorodność genetyczną, lepiej utrzymywać jak najwięcej pszczół przy życiu, bo to zwiększa plastyczność

Bzdura jakich mało. Plastyczność populacji jest po to, żeby opierać się czynnikom presji środowiskowej. A w jaki sposób? Ano, poprzez pozwolenie na selekcję naturalną (czyli eliminację) nieprzystosowanych. Przyroda kumuluje jak największą bioróżnorodność poprzez rozprzestrzenianie i krzyżowanie się osobników. Mamy więc z każdym pokoleniem coraz bardziej różnorodną populację ("wysokich, niskich, chudych, grubych"). Gdy przychodzi czynnik presji selekcyjnej, eliminuje nieprzystosowane zostawiając przystosowane. Te znów rozmnażają się zwiększając bioróżnorodność, aż do nowego czynnika presji środowiskowych. Tak na przykład - w wyniku presji głodu - doszło do utrwalenia u ludzi skłonności do otyłości. Okresy głodu przeżywały te osoby, które potrafiły lepiej gospodarować zasobami i lepiej "oszczędzać na czarną godzinę". Ale też nie wszyscy jesteśmy grubasami, bo w okresach "prosperity" otyłość eliminowała osoby z uwagi na wykształcenie większej podatności na choroby (np. układu krążenia, ale nie tylko). Tym sposobem najróżniejsze presje spowodowały, że na przestrzeni tysiącleci gatunki osiągały "złoty środek". Rzadko były wybitne, bo wybitność może też być słabością jeżeli zmieni się rodzaj presji środowiskowej. Najczęściej więc ewolucja i dobór naturalny długofalowo preferuje średniaki, choć krótkofalowo niektóre cechy wybitne są korzystne i mocno się rozprzestrzeniają.
Naukowcy często znajdują wąskie gardła w toku badań genetycznych organizmów. A życie trwa i przyroda się rozwija. Największe okresy wymierania na planecie spowodowane były przez ogromne katastrofy i ... działalność człowieka. W przypadku pszczół ta pierwsza nam na razie nie grozi. Poza tym w zbyt wielu miejscach na świecie pszczoła sobie radzi z warrozą, więc po prostu nie możemy założyć, że gatunek zniknie.


11. Działalność skupiona na zwalczaniu warrozy (w tym chemią) przyniesie sukces

Kolejna bzdura. Dziesiątki ostatnich lat (od kiedy pojawiło się roztocze) udowadniają, że tak nie jest. Zwalczanie roztocza nie przynosi pozytywnych skutków, a tylko systematyczne zwiększenie śmiertelności pszczół. Doświadczenia ze świata wskazują, że powinniśmy się skupić nie na warrozie, a na pszczole. Trzeba pomóc pszczole, ale nie poprzez likwidację pasożyta (bo to po prostu długofalowo nie działa! nie wiem kiedy pszczelarze to pojmą), a poprzez zwiększenie jej możliwości radzenia sobie z roztoczem. Trzeba to zrobić poprzez zapewnienie jej maksymalnie naturalnych warunków życia i oddanie jej "w ręce" doboru i selekcji naturalnej. Nawet kosztem dzisiejszych zbiorów miodu.
Klucz w pokonaniu warrozy (jako choroby, a nie jako roztocza!) tkwi w umiejętności współistnienia pszczoły miodnej i Varroa.


12. Interes pszczelarza tkwi w zwalczaniu roztoczy i zwiększaniu miodności

Niestety tak myślą pszczelarze...
Interes pszczelarza tkwi w zdrowej pszczole. Jeżeli co rok nie chcemy używać ton środków warroa-bójczych, to najwyższa pora pomyśleć o swoim największym interesie: uczynieniu pszczoły zdrowej, przystosowanej i radzącej sobie z chorobami (w tym warrozą).


To tyle co na szybko przychodzi mi do głowy. Jeżeli ktoś ma dalsze uwagi będę wdzięczny za wskazanie ich w komentarzach (ewentualnie rozwinięcie pewnych moich skrótowych myśli).

14 komentarzy:

  1. Dla dociekliwych-Warto przeczytać książkę Charlesa Darvina, a szczególnie rozdział o doborze naturalnym.
    Selekcjonując pszczołę na miodność, łagodność itp. nieświadomie pozbawiamy pszczoły cech na pierwszy rzut oka nie widocznych, a mających ogromny wpływ na gatunek.
    Przez lata człowiek udomowił wiele gatunków zwierząt i dostosował je dla własnej wygody, psy, konie, świnie, kury, kaczki itp. Zapragnął również udomowić pszczołę i traktować ją jak inne zwierzęta hodowlane. Jednak pszczoły to nie tuczniki, żyją w naturalnym środowisku i narażone są na choroby, patogeny, głód i inne zwierzęta. Nie ma szczepionek przeciwko warrozie czy inny chorobom. Dlatego tylko dobór naturalny może przywrócić stan równowagi. Całe szczęście, że matki unasieniane są w większości przypadków przez trutnie, a nie inseminacje. Dzięki temu bynajmniej dobór płciowy nie jest zachwiany i matki kopulują z najsilniejszymi trutniami. Bardzo możliwe, że dziki temu pszczoły jeszcze w ogóle istnieją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sławku, ten dobór nie do końca jest taki "naturalny". Owszem, przy unasiennieniu z wolnego lotu wszystko odbywa się pozornie na zasadach doboru naturalnego. Tylko weźmy pod uwagę, że w toku selekcji znacząco ograniczono naturalną genetykę występującą na danym obszarze, a metody pasieczne skutecznie utrzymują nieprzystosowanie przy życiu. Tym samym matki do kopulacji wybierają takie trutnie jakie są, a nie "jakie być powinny". Gdyby działała selekcja naturalna ograniczając nieprzystosowanie to i można by mówić o w pełni naturalnym doborze. Jedno musi iść w parze z drugim, a niestety nie idzie...

      Usuń
  2. Mam taką wątpliwość do Ad1

    Zgadzam się ogólnie z tym punktem 99% ale w 100% tylko wtedy kiedy pozostawimy pszczołom cały zebrany miód w sezonie i nie będziemy im nic zabierać miodu dla siebie... Inaczej zabierając miód musimy oddać im przynajmniej podobna ilość tego co im zabraliśmy aby mogły przetrwać do wiosny... Czy miodny rok nie zwiastuje długiej przedłużającej się zimy? Wydaje mi się, że po miodnym roku zazwyczaj mamy długą zimę nie koniecznie ostrą ale taką, że pierwszy pyłek i nektar pojawia się dopiero w połowie kwietnia. Z czym to się wiąże to chyba każdy wie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łukasz prawie tak. ale jeżeli weźmiesz wiosną i w lecie 40 kg miodu, a jesienią dasz 10 czy 15 kg cukru na uzupełnienie i uznajesz, że to wystarcza, to znaczy, że te 25 kg mogłeś śmiało wziąć. Oczywiście każdy rok jest inny, każda zima może się przedłużyć. ale jeżeli zapewniłeś jesienią odpowiednią ilość pokarmu (odbierając i karmiąc lub nie odbierając), a pszczoła umrze z głodu w grudniu czy styczniu to przedłużająca się zima nie ma nic do złego wyboru pszczół.

      Ale też tym problemie "myślenia" pszczoły nie tyle chodzi o to czy zabierzesz miód i oddasz cukier, a o to, żeby wyeliminować te które źle gospodarują pokarmem, niezależnie od tego czy jest on naturalny czy sztuczny.

      Wiem, że może chodzić Ci o to, że teoretycznie pszczoła miodna mogłaby jeść znacznie więcej bez szkody dla zimowli, niż pszczoła niemiodna. Ale weź też pod uwagę, że naturalna myśląca pszczoła nie czerwiła w zimie i była oszczędna. A konsekwencją nie jest tylko śmierć głodowa, ale też inne konsekwencje zdrowotne związane z oszczędną i bezczerwiową zimowlą. Więc myślenie pszczoły to nie tylko gospodarowanie pokarmem, a również wstrzymanie czerwienia.

      Usuń
    2. Zgadzam się ale. Hipotetycznie jednak pszczoły są w naturze rabowane przez zwierzęta i człowieka. Czysto hipotetycznie gdyby pszczoły rabować zawsze np. z 1/3 miodu (sezonowo) na własne potrzeby to selekcja w ciągu lat sprzyjałaby tym, które lepiej sobie radzą z rabunkiem lub pomimo rabunku. Teoretycznie nie zaburzałoby to naszego celu czyli pszczół samodzielnych bo w naturze też byłyby rabowane.

      Problem z selekcją na miodność, łagodność oraz znoszenie kwasów i amitrazy jest taki, że nie jest to kompatybilne z czynnikami w naturze i takie pszczoły prawdopodobnie nie są później zdolne do przetrwania samodzielnie.

      Usuń
    3. Ponadto wciąż teoretyzuję, że rabowanie miodu z czerwiem jest bardziej naturalne (dla zwierząt i pierwotnych ludzi kąski białkowo-tłuszczowe są pożądane). Niektórzy jak pisałem kiedyś, to dziwili się mojemu poglądowi (z epitetami włącznie), tymczasem Vaclav Smolik tak właśnie robi. Wycina im czerw raz do roku symulując grabież zwierzęcia. Jak wiemy przerwa w czerwieniu czy to z powodu rójki czy z powodu grabieży może sprzyjać kontroli nad stanem warrozy. Nadal jest więc to kompatybilne z naszym celem ostatecznym: czyli posiadaniem pszczół zdolnych do życia samodzielnie.

      Usuń
    4. Ciekawe, ze ta moja rodzina co głodowała na suchych plastrach cały sierpień wciąż żyje. Wylatuje zawsze jako pierwsza w tym sensie, ze znosi lepiej zimniejsze temperatury. Na razie jako jedyna zaliczyła oblot choć jeszcze nie taki pełen. Na razie nie zaglądałem. Tak wiem, że przykład jednostkowy to żadne badanie. Chodzi mi tylko o to, ze musiałem się bić z myślami całą suszę czy ją jednak nie dokarmić cukrem. Ostatecznie burza na forum i badanie nad trzmielami które wskazuje, ze mniejsze trzmiele lepiej sobie radzą z głodówką przeważyło, że nie podjąłem interwencji. I dziś nie żałuję bo ta rodzina żyje a padły inne dwie które miały wtedy pokarm. Dodam, ze matka miała przerwę wtedy w czerwieniu bo plastry były suche.

      Usuń
    5. Kuba, wg mnie nie da się z tego wyciągnąć żadnego wniosku. Może być tysiąc powodów dlaczego tak było/jest.
      Jedyny wniosek jaki można wyciągnąć to taki, że krótkotrwała głodówka w końcu sezonu nie zawsze musi skończyć się dla rodziny źle. Na pewno nie można wysnuć wniosku, że im to służy, bo 1 rodzina przeżyła takie coś. Jest wiele rodzin, które przeżywają kwasy czy taktik, a raczej zgadzamy się, że im to nie służy...

      Co do tego podbierania miodu - ja sobie tego nie uzasadniam "pradawnym" rabowaniem rodziny. jestem pszczelarzem więc uznaję, że część jest dla mnie. i tyle. Mam to tylko tak zorganizować (i to jest moje zadanie i odpowiedzialność), żeby być w zgodzie z cyklem życiowym i przystosowaniem pszczół. Jeżeli mają mało to dla mnie nie ma nic. Jeżeli im "się przelewa" to po prostu część biorę dla siebie i nie myślę czy kiedyś wyrabowałby je niedźwiedź czy nie.

      Usuń
    6. Tu nie chodzi o żadne uzasadnianie sobie tylko uwagę, ze to jest, według mnie bardziej kompatybilne z PN, nawet jeśli się nie uzupełni tego cukrem, niż selekcja na miodność, łagodność i "ratowanie" rodzin wymianą matki.

      Usuń
    7. "Kuba, wg mnie nie da się z tego wyciągnąć żadnego wniosku. Może być tysiąc powodów dlaczego tak było/jest.
      Jedyny wniosek jaki można wyciągnąć to taki, że krótkotrwała głodówka w końcu sezonu nie zawsze musi skończyć się dla rodziny źle. Na pewno nie można wysnuć wniosku, że im to służy, bo 1 rodzina przeżyła takie coś. Jest wiele rodzin, które przeżywają kwasy czy taktik, a raczej zgadzamy się, że im to nie służy... "

      Zgodzę się. Mi jednak chodziło to, że poprzez niedokarmianie w takim wypadku nadal postępujemy zgodnie z naturą i przeżyją te co podjęły lepsze decyzję. Nie zawsze więc musimy dokarmiać nawet wtedy kiedy podbieramy im racjonalne ilości. Nie wyciągam wniosku, ze w tym wypadku była to lepsza decyzja (np. suche plastry, gorszy start do zimy w zamian za przerwę w czerwieniu) ale nie mogę tego wykluczyć.

      Usuń
    8. "Kuba, wg mnie nie da się z tego wyciągnąć żadnego wniosku. Może być tysiąc powodów dlaczego tak było/jest.
      Jedyny wniosek jaki można wyciągnąć to taki, że krótkotrwała głodówka w końcu sezonu nie zawsze musi skończyć się dla rodziny źle. Na pewno nie można wysnuć wniosku, że im to służy, bo 1 rodzina przeżyła takie coś. Jest wiele rodzin, które przeżywają kwasy czy taktik, a raczej zgadzamy się, że im to nie służy... "

      Kto wie czy te mocno selekcjonowane mutanty na miodność nie są np. totalnymi żarłokami zimą. ;)

      Usuń
    9. Myślę, że są mniej oszczędne, ale wg mnie wynika to nie tyle z selekcji na miodność, co z selekcji na intensywne czerwienie i utrzymywanie silnych rodzin. Dzika AMM była znana z długiej przerwy w czerwieniu w zimie, "względnie niepotężnych" zimujących rodzin i oszczędnej zimowli.

      Usuń
  3. Chodzi mi o to, że jeżeli zabieram im nie ważne ile choćby 1 kg pokarmu to o ten 1 kg mają mniej i o ten 1kg wiosną mogą paść z głodu dlatego nie mogę nie ingerować kiedy wiem, że zabrałem im to 1 kg pokarmu. Co do reszty zgoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak to też odczytałem i ten ostatni akapit odpowiedzi wyjaśnia moje spojrzenie na to zagadnienie.
      Jeżeli decydujemy się na bycie pszczelarzami ingerencja zawsze będzie, a pszczoły mamy po to, żeby mieć miód. Jeżeli zapewniam rozsądną ilość miodu na zimowlę (paręnaście kg) to muszą sobie radzić.

      Gdybym im zabrał w lecie, a potem np. byłaby susza i nie uzupełniłbym im do tych parunastu kg to wówczas uznałbym, że swoim działaniem drastycznie obniżam ich szansę na przetrwanie.
      Jeżeli natomiast mają zapewniony pokarm, a go zjedzą w jesieni, to dla mnie znaczy że nie potrafią nim gospodarować i nie potrafią podejmować właściwych decyzji.
      Tak to widzę.

      Usuń