środa, 8 października 2014

Like grandpa did... czyli nowoczesne pszczelarstwo.

Nie mam absolutnie żadnego doświadczenia biznesowego w pszczelarstwie. Na razie poczyniłem jedynie liczne nakłady finansowe na moje hobby. Co więcej, nie miałem do tej pory nawet litra miodu na sprzedaż i nie zarobiłem na pszczołach ani złotówki. Gdybym chciał wyliczyć ile powinien być wart słoik mojego miodu, aby zwróciły mi się wszystkie nakłady, wyszłoby mi parę tysięcy złotych...
I z tej właśnie perspektywy chcę napisać o nowoczesnym pszczelarstwie na miarę gospodarki XXI wieku. Można by pomyśleć, że jeżeli będziesz czytać to dalej i wierzyć w choć jedno słowo, które napiszę to jesteś równie szalony jak ja. Może i tak, więc dobrze się zastanów. 

Do napisania tego postu skłoniły mnie słowa zawarte w artykule pana Sławomira Trzybińskiego - http://pasieka24.pl/wszystkie-nr-pasieki/115-pasieka-6-2014/1368-maa-komorka.html. Pozwolę sobie zacytować jeden z fragmentów:
"Bez węzy nikt obecnie nie wyobraża sobie gospodarowania, a utrzymywanie pszczół na plastrach budowanych naturalnie to działalność stricte hobbystyczna lub mająca ożywić dawno zaginiony folklor. Przykładem takich poczynań jest dzianie barci w naturalnych kompleksach leśnych, realizowane dzięki zaangażowaniu dużych środków unijnych." 
No cóż. Muszę powiedzieć, że ja nie tylko wyobrażam sobie gospodarowanie bez węzy, ale i to, że można prowadzić nowoczesną pasiekę przynoszącą dochody. Co więcej oczami wyobraźni widzę moją pasiekę za 5 - 6 lat, jako właśnie taką. 

Na dzień dzisiejszy sam zrezygnowałem z biznesowego podejścia do pszczół. Nie zależy mi na dużych zbiorach. Dziś to dla mnie tylko hobby i próba sprawdzenia swoich założeń. Co rok będę zostawiał tylko parę uli na zbiory, a być może, jeżeli warroza zbierze szersze żniwo niż zakładam, zrezygnuję i z tego. Na razie chcę mieć miód dla siebie i rodziny. A jak zostanie parę litrów na skromny prezent dla kogoś, to będę się tylko z tego cieszył. 
Patrząc na to biznesowo, to kto wie, jednak, czy tego co robię nie należy też potraktować jako swoistej inwestycji. Jest jakiś mały procent szans, że uda mi się znaleźć pszczołę, której warroza nie straszna. Może ta pszczoła osiągnie jakiś sukces w sprzedaży?... Nie dlatego to wszystko robię i zdaję sobie sprawę, że takiej pszczoły żaden zawodowy pszczelarz nie kupi. Przy moich założeniach hodowlanych, kierunku selekcji jaki planuję, zapewne pszczoła, która powstanie w mojej pasiece będzie mieć zbiory 3 - 5-krotnie niższe niż jakikolwiek czysty Buckwast czy Elgon. Żaden zawodowiec na to nie pójdzie. Będzie wolał ładować apiwarol do ula lub stosować inne, mniej czy bardziej naturalne, zabiegi, żeby mieć te przysłowiowe 100kg z ula. Może o takiej pszczole pomyśli jednak jakiś amator, który chce się cieszyć zdrową pszczołą w ogródku i też chce mieć miód dla siebie i rodziny. Tacy pszczelarze też są, choć na forach traktuje się ich jak dziwaków i szaleńców! Witajcie w klubie, koledzy. Na razie to wszystko mrzonki. Każdy pszczelarz, który to przeczyta uśmiechnie się złośliwie "pod wąsem". Wiem, że prawdopodobieństwo porażki jest kilkakrotnie większe niż prawdopodobieństwo sukcesu. Nie myślę o tym dziś - napisałem to tylko, żeby stwierdzić, że nie zamykam się na żadną ewentualność. 

Argumenty przeciwko stosowaniu węzy przytaczałem w innych postach. Tu spróbuję znaleźć każdy argument za tym aby takie rusztowanie pszczołom zapewnić. Przytoczę też takie argumenty, które wiem, że są wypowiadane, a z którymi absolutnie się nie zgadzam po zaledwie jednym roku doświadczeń. 

Dla mnie najważniejszym - i w zasadzie jedynym, który przyjmuję bez "ale" - argumentem za węzą, jest ustabilizowanie pszczoły na małej komórce. Mówię tu tylko o węzie 4.9. Pan Trzybiński o takiej jednak w tym zdaniu nie pisał. Według mojego rozumienia tegoż wstępu do artykułu, chodziło mu ogólnie o stosowanie rusztowania pod plaster. Więc ten argument, w tej konkretnej dyskusji o "pszczelarstwie nowoczesnym" nie istnieje, gdyż dotyczy zupełnie innej sprawy, tj. czy pszczoła ma być mała czy duża. 

Kolejnym argumentem, jaki widzę w tej całej sprawie, jest dostarczanie budulca do ula. Nie wiem jaki procent każdego plastra stanowi dostarczony w węzie wosk. Być może to około 1/3. Myślę, że nie więcej, bo jednak ścianki komórki są dość wysokie, a denka wcale nie koniecznie grube. Może to nawet tylko 1/4, lub mniej. Dzięki temu pszczoły mogą inaczej zagospodarować wyprodukowany wosk. Zamiast zbudować 3 korpusy, bez węzy odbudują tylko 2. To dobry argument. Węza zapewni szybszy i większy rozwój rodziny pszczelej. Nikt jednak nie zabroni mi zostawić paru plastrów na ul, odbudowanych w poprzednim roku. Ja u siebie nie chcę tego robić z powodów, o których pisałem gdzie indziej, ale to proste rozwiązanie tego problemu. Kto mi też udowodni że zdrowszy będzie "świeższy" plaster na węzie (większość pszczelarzy nie może być pewna źródła swojej węzy i tego co w tym wosku siedzi), niż "starszy" plaster zbudowany tylko z wypoconego wosku przez własne pszczoły?

Następny argument, jaki słyszałem to taki, że dzięki węzie matka pszczela może złożyć jajeczka wcześniej, niż w świeżym plastrze, bo nawet w niedokończonej komórce. Bez węzy nie ma gdzie tego zrobić, bo w tym miejscu jest po prostu pustka, dziura, nic... I znów mogę przytoczyć kontrargument z poprzedniego punktu. Poza tym puste miejsce ma lepiej stymulować rodzinę do odbudowania plastra, więc wbrew pozorom gotowa komórka może powstać szybciej. Poza tym z moich skromnych obserwacji wynika, że z reguły to nie brak miejsca jest problemem, ale ilość pszczoły wychowującej. Prawie zawsze, przy przeglądach, widziałem dużo pustych komórek, które nie były zaczerwiane. Oczywiście czytałem o tych przypadkach, kiedy wielkie pożytki blokowały matkę w czerwieniu, bo nie było już miejsca na jajka, jednak w tym roku - w sumie to niestety - nic takiego nie miało miejsca. 

Powyższe argumenty, są jedynymi, które do mnie przemawiają. Słyszałem ponadto inne, które odrzucam z marszu.

Argument 1. Plastry na węzie są równe, a bez węzy nie. 
Moje plastry są równe. Ładnie trzymają się w ramkach, a nie są budowane w poprzek. A poza tym kto powiedział, że plaster musi być idealnie równy? w czym to pszczelarzowi przeszkadza, że gdzieniegdzie plaster lekko się sfaluje? Trochę trudniej się odsklepia? No cóż do odsklepiania maszynowego może taki plaster faktycznie się nie nadaje (nie wiem, nie próbowałem). Ale ilu pszczelarzy w Polsce odsklepia na taśmie? 10? 12? 20? Może więcej? Proszę potrzymać węzę chwilę w upale i plaster będzie miał większą falę niż plaster dziki. A kto powiedział, że taka ewentualna nierówność jest gorsza dla pszczoły? Pszczoły wiedzą najlepiej jak chcą ułożyć gniazdo i budują sobie odpowiednio do potrzeb wentylacyjnych. A jeżeli chodzi o tą "równość na płaszczyźnie" tj, równe rzędy komórek, to pozwolę sobie w ogóle nie odpowiadać na taki argument. 

Poniżej parę moich wycofanych plastrów. Czy nie są równe i czy nie zawierają się dobrze w ramce? Są niedokończone, ale mi to nie przeszkadza, że w ulu są niedokończone. Proszę mi pokazać w naturze plaster "dokończony". Jedynie kiedy może to przeszkadzać, to przy zimowli na korpusach. Trzeba przypilnować, żeby górny korpus nie miał tak niedokończonych plastrów, bo kłąb może się nie przesunąć. 


na niższym zdjęciu najbardziej krzyw plastry jakie były w tym sezonie (w jednym z padłych uli) - 
w okresie jesiennym pszczoły wolą uzupełniać pokarm do już istniejących plastrów i wydłużają komórki tam gdzie maja miejsce, co powoduje wykrzywienie plastra, jeżeli plaster obok był niedokończony. w lecie pszczoły z reguły budowały równiej, a wszelkie krzywizny dają się łatwo korygować w czasie przeglądów.

Argument 2. Plastrów bez węzy się nie wiruje. 
Ależ owszem. Wiruje się. Robiłem to w tym roku. Oczywiście, plaster, który jest niedokończony, a jest na dość wysokiej ramce (np. jak wielkopolska gniazdowa) może się wyłamać. Ale po pierwsze można ramki drutować - wówczas taka woszczyzna jest wzmocniona. Po drugie jeżeli plaster jest niedokończony to nie wyciągam go z ula, chyba że rodzina padnie. W swojej pasiece wówczas wyciągam taki plaster i nie przejmuję się czy się zniszczy czy nie, bo i tak idzie do przetopu. U siebie zastosowałem niższą ramkę - 18 cm (16 cm woszczyzny) i taka ramka wg. mnie nie wymaga żadnego wzmocnienia. Owszem parę niedokończonych ramek uszkodziło mi się, gdy odwirowywałem jakieś resztki, ale znów: to były plastry do wycofania. Gdyby nie były do wycofania to zostałyby w ulu, a nie szłyby na miodarkę! Bush twierdzi, że na miodarkę powinny iść takie plastry, które są połączone z każdą "ścianą" ramki i takiej woszczyźnie, jeżeli była przeczerwiona, nic już nie grozi.
Biały wosk faktycznie nie nadaje się do wirowania (zwłaszcza jeżeli ramka jest pełna miodu i ciężka). Ale chyba mało kto wiruje ramki z białym woskiem. A jeżeli trzeba taką ramkę usunąć (z miodem) to przecież można wprowadzić do swojej pasieki nowy produkt - miód w plastrze. 

Argument 3. Pszczoły budują tylko trutnie. 
Nie budują tylko trutni, zapewniam. Proszę przyjrzeć się zdjęciu powyżej. Tylko na jednym z plastrów jest trochę komórki trutowej. Poza tym pszczoły budują to co im trzeba i gdzie im trzeba. Kimże ja jestem, żeby wiedzieć lepiej czy, ile i gdzie pszczoły chcą trutni? W drugiej połowie sezonu matka i tak omija takie komórki i czerwi tylko do pszczelich. W czym przeszkadza mi taki plaster nawet w środku gniazda?

Argument 4. Woszczyzna może się wyłamać przy przeglądzie. 
Owszem może. Ciężka od miodu, czy czerwiu, niedokończona ramka musi być oglądana pionowo. Ułożenie poziomo spowoduje, że się wyłamie. Ale to sprawa techniczna, związana z doświadczeniem i łatwa do nauki. Mi w tym roku wyłamała się może jedna. To nie jest trudne. Powiedzmy, że najbardziej trzeba uważać jak się ramkę kładzie obok, opartą o ul. Ale zawsze można mieć ze sobą pusty korpus przy przeglądzie na takie ramki. 

Więcej argumentów za węzą nie przychodzi mi do głowy. Jeżeli ktoś zna to proszę o wskazanie - chętnie przemyślę, a może ktoś mnie przekona do węzy? To raczej wątpliwie, bo pszczelarstwo bezwęzowe jest naprawdę fajne. Jak pisałem - tylko chęć zmniejszenia pszczoły do mnie rzeczywiście i bezapelacyjnie przemawia. Myślę, że pszczoły też wolą robić to co chcą. Muszę przyznać, że miałem wrażenie, że na początku były .. hm... skonsternowane? Że użyję takiego określenia. Miałem wrażenie, że nie wiedziały co robić, bo nagle dostały wolność. Plastry były dziwne, mieszały się komórki trutowe i pszczele. Trochę jakby nie wiedziały co robić. Do tego plastry były jakby odsuwane jeden od drugiego, ale to był wynik według mnie zmniejszenia odległości między osiami plastrów do 32 mm. Duże pszczoły nie chciały plastrów tak blisko. Po jakimś czasie się to ustabilizowało i pszczoły świetnie i równo zaczęły budować. 

Ale wracając do głównego wątku tego postu - dlaczego to ja jestem przejawem folkloru? Czy ktoś jest mi w stanie wytłumaczyć, dlaczego zostałem porównany do bartników (swoją drogą, nie obrażam się, a dziękuję za komplement, po prostu chodzi mi tu stricte o metodę gospodarowania - tam żeby miód pozyskać trzeba plaster wyciąć), skoro używam nowoczesnego, jednościennego ula wielokorpusowego (pomijam ocenę ula wielkopolskiego - są tacy, którym się nie podoba), stosuję powałki, podkarmiaczki, ramki i miodarkę, używam dennic osiatkowanych, a do pasieki wprowadzam nowe krzyżówki pszczół (owszem chcę je później miksować i prowadzić selekcję wg. "swojej miary"). Dlaczego to pszczelarstwo nie jest nowoczesne, a to stosowane na węzie 5.4 w starych, docieplanych ulach, już tak? Chętnie posłuchałbym jakiegoś wyjaśnienia... 

Polskie pszczelarstwo jest daleko w tyle za pszczelarstwem zachodnim. To równocześnie jego wielka zaleta i wielka wada. Zaleta, bo nasze pszczoły nie dostają plastikowych ramek, ani takich dawek chemii jak te na zachodzie. Wada, bo nie umiemy czerpać z tego co zostało już dawno zauważone przy szalejącym CCD i tam pomału staje się normą - tj. potrzeba powrotu do metod naturalnych na ile się da, aby pszczoły w pasiekach ogóle przeżyły (te dzikie dadzą sobie radę bez nas!). Najwyższy czas żebyśmy zaczęli czerpać z doświadczeń zachodu zanim doprowadzimy pszczelarstwo w Polsce na skraj załamania.


UZUPEŁNIENIE

Komentarz do posta uzmysłowił mi jeszcze jeden problem przy pszczelarstwie bezwęzowym, ergo argument za węzą. Ja nie zauważyłem w ogóle tego problemu u siebie bo już na wstępie przygotowałem sobie ramki z uwzględnieniem sugestii Michael'a Bush'a, a poza tym dokładałem te ramki do istniejących rodzin, mających już odbudowane plastry. A problem ten może się ujawnić przy zwykłej ramce, zwłaszcza kiedy przygodę bez węzy zaczniemy od pakietu, a nie odkładu lub rozwiniętej rodziny. Pszczoły potrzebują pewnych wskazówek, żeby budować tak jak chce pszczelarz, a nie tak jak chcą same. Trzeba tak spreparować im gniazdo, żeby pszczoły uznały budowanie w ramce za swój własny pomysł. Bush nazywa to "comb starter" lub "comb guide", a po polsku nazwijmy to "zaczątek plastra". Gdy wrzucimy pszczoły do ula z ramkami, które mają płaskie beleczki górne, mogą uznać, że wolą zbudować plaster w poprzek ramek, a nie po beleczce. Takie małe odstępy między ramkami im w tym nie przeszkodzą. Wobec tego trzeba zastosować dla nich wskazówkę. Ja mam ramkę z górną beleczką o wysokości 1.5 cm i to zbywające 0.5 cm "zaostrzyłem" heblem w trójkąt (zajmuje mi dodatkowo ok. 10 sekund na ramkę podczas zbijania). Myślę, że spokojnie wystarczy beleczka 1.3 lub może nawet 1.2 cm, ale standardowa 1.0 będzie na pewno za cienka, żeby ją "zaostrzyć" w taki sposób. Dzięki temu moje pszczoły budują wzdłuż tej ostrzejszej krawędzi, bo czują, że budowanie w poprzek nie byłoby najlepszym rozwiązaniem dla mocowania plastra. Bush podaje parę innych rozwiązań, między innymi można przykleić do beleczki wąski patyczek (jak od lodów), wyciąć starą woszczyznę z ramki zostawiając 1 czy 2 górne rzędy komórek, czy zastosować cienki pasek węzy jako "starter" (ale to nie są te piękne i czyste rozwiązania pszczelarstwa bezwęzowego i "lazy beekeeping"). Można też na beleczce wylać cienki wałek z wosku (ja nie próbowałem, a on pisze, że nie zawsze jest zadowolony z rezultatów). Wydaje mi się, że wystarczyłoby około 4 ramek z tak przygotowaną beleczką górną na start, potem wystarczy odpowiednio dokładać ramki i samo już pójdzie.
Jeżeli zaczniemy dodawać puste ramki do odkładu czy pełnej rodziny, nie ma tego problemu, bo pszczoły chcą budować równolegle do istniejących plastrów. Gdy temperatura pozwoli najlepszym rozwiązaniem jest wsadzenie ramki pomiędzy dwie odbudowane - wówczas musi być równo i zawsze będzie. Pewnie każdy kto stosuje ramkę pracy widzi, że jest ona budowana równo w ramce.

http://bushfarms.com/beesfoundationless.htm#combguide


UZUPEŁNIENIE - LIPIEC 2015.

Tytułem uzupełnienia - po roku nowych doświadczeń - chcę zamieścić zdjęcie ramek, które udało mi się odwirować bez ich uszkodzenia... Ramki są świeżutkie, nie przeczerwione. A jednak nie wyłamały się! Sam muszę przyznać, że byłem tym zdziwiony, a jednak dały radę! Do tej pory byłem trochę sceptykiem i nie ufałem nie przeczerwionym ramkom, a moja wiara w trwałość woszczyzny rozpoczynała się od lekko brązowego plastra (2 - 3 pokolenia wychowanego czerwiu). Niewątpliwie pomogło też to, że w roku 2015 mam miodarkę elektryczną, w której można regulować obroty i wirować lekko żółty wosk na niższych obrotach. Miodarką ręczną byłoby to zapewne nie do wykonania. 

Oczywiście to ramki budowane całkowicie na dziko i nie odrutowane. 

4 komentarze:

  1. Widzę, że tu kolega wyłożył kawę na ławę.. Świetnie napisane.
    W następnym sezonie i ja puszcze pakiety na dziko, tylko że z małą pszczołą.
    Zobaczymy co im w duszy gra i czy dadzą mi odpowiedni sygnał

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję za dobre słowo i pierwsze komentarze!
    Nikogo nie staram się przekonywać, ale wierzcie mi, że to jest naprawdę fajne widzieć jak pszczoły kreują własne gniazdo. co do małej pszczoły - również muszę jakoś do tego dojść...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam uważnie o twoich doświadczeniach z plastrem dzikim. Przede mną kolejny sezon zdecydowałem się na ramkę 32 mm pojawiło się zagadnienie "rusztowania". Może rzeczywiście nie należy się napinać i puścić pszczoły wolno. Uwolnił bym się od poszukiwań wykonawcy węzy na małej komórce. Zastanawiam się jednak nad tempem podawania nowych ramek. Czy przejście na "dziewiczą" oznacza częste przeglądy kontrolne? Z ramka pracy bywa tak że po 3 dniach bywa cała zabudowana i owszem jest równa jak kratka w zeszycie. Tyle, że tej stosuje tylko 1 na gniazdo, a plastrów potrzebujemy wiele.
    W tym roku przyleciało do moich rojłapek 2 rodziny w obu zostawiłem 2 zbite nie zadrutowane ramki. Oba roje chętnie początkowo budowały swoje plastry. Jednak po tygodniu zaprzestały. Do końca sezonu w jednym roju, który pozostawiłem pszczoły nie zabudowały tych ramek do spodu (LN 3/4). W drugiej części sezonu chętniej budowały plastry z podanym paskiem węzy (wosk własny, wykonawca pewny). Czy to wyłącznie kwestia obfitości pożytku? Ciekaw jestem. Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko zależy. Wg Michaela Busha pszczoły bez węzy budują szybciej niż z węzą. Ja nie mam porównań, bo węzę stosowałem tylko w pierwszym sezonie. Pszczoły budują wtedy kiedy czują, że kończą im się komórki, a jest pożytek. Więc jak nie mają potrzeby nie będą budować.

      jeżeli umieścimy w ulu kilka pustych ramek obok, to niestety może być potrzeba albo częstszych przeglądów, albo potem poprawiania plastrów.

      tu jest więcej na ten temat: http://pantruten.blogspot.com/2018/10/o-gospodarce-bez-wezy-praktycznie-cz-1.html
      http://pantruten.blogspot.com/2018/11/o-gospodarce-bez-wezy-praktycznie-cz-2.html
      http://pantruten.blogspot.com/2015/12/wezowy-syndrom-odstawienny-czyli-jak.html
      pozdrawiam. zachęcam do prób i eksperymetów

      Usuń