"Dziesięć lat to realistyczny termin", czyli o metodach biotechnicznych dr. Ralpha Büchlera - część 2.
Ralph Büchler oraz ruch Varroaresistenz-2033 propagują rozwiązanie problemu warrozy za pomocą metod, które uwzględniają wszystkie aspekty biologii pszczół, roztocza Varroa destructor i powiązanych z nim wirusów. Wypracowano procedury symulujące naturalny cykl życiowy pszczół i letnią przerwę w czerwieniu matek, prowadzące do zmniejszenia populacji dręcza w rodzinach pszczelich i ograniczenia transmisji poziomej patogenów w newralgicznym dla pszczół okresie, co powinno zapewnić wychów zdrowej pszczoły zimowej.
Wychów pszczoły zimowej rozpoczyna się pod koniec lipca i trwa do połowy lub końca września. W zależności od regionu i panujących w danym roku warunków atmosferycznych, terminy te mogą się nieco zmieniać. Uważa się, że pszczoły wychowywane wcześniej wyeksploatują się podczas opieki nad czerwiem oraz zbierania i przerabiania pokarmu na zimę, natomiast pszczoły wygryzające się później nie zdąża osiągnąć pełnej dojrzałości, wychowując się w gorszych warunkach będą gorzej odżywione (brak świeżego pyłku), a nawet nie zdążą się oblecieć przed zimą. A zatem uznaje się, że ani jedne, ani drugie nie mają dużych szans na przetrwanie zimy. Wychowywane późno pszczoły mogą wręcz stanowić dla rodzin obciążenie, m.in. na skutek spożywania części zimowych zapasów pokarmu.
Aby pszczoła zimowa była zdrowa powinna wychowywać się w rodzinie wolnej od inwazji dręcza (lub porażennej w niewielkim stopniu) i ryzyka rozwoju infekcji wirusowych, których pasożyt jest wektorem. Jeśli zabieg przeciwwarrozowy zostanie wykonany w sierpniu, ale w rodzinie doszło już do rozwoju infekcji wirusowej, to w strategicznym dla rodziny okresie poziom (ładunek) wirusów w organizmach pszczół będzie wciąż wysoki. Konieczne jest więc wykonanie zabiegu na tyle wcześnie, by nie tylko populacja dręcza była na relatywnie niskim poziomie, ale także, by nie doszło do intensywnego zakażenia pszczół wirusami. Ralph Büchler, stwierdził, że najlepszy czas po temu trwa od końca czerwca do początku lipca. W przypadku rodzin poddawanych zabiegom w tym okresie liczebność populacji pszczół (siła) rodzin kolejnej wiosny była istotnie wyższa niż grupie leczonych później (niezależnie od metody). Z kolei siła rodzin, które leczono w sierpniu, kolejnej wiosny były słabsze niż te, w których kurację przeprowadzono w lipcu. Warto zauważyć, że zabieg biotechniczny wykonany zaraz po szczycie sezonu obniża poziom inwazji dręcza przed okresem letnich rabunków. Dzięki temu wówczas pszczoły nie rozprzestrzeniają patogenów między rodzinami – a jeśli już, to na pewno w ograniczonym stopniu.
Büchler twierdzi że: „Nawet teraz pszczelarze, którzy są zainteresowani tym kierunkiem, mogą robić to niezależnie od postępowania pszczelarzy w sąsiedztwie i nie będą dla nich stanowić ryzyka. A tak naprawdę jest odwrotnie: problem stanowią ci pszczelarze, którzy nie potrafią utrzymać porażenia poniżej pewnego poziomu we właściwym czasie, czyli na początku okresu wychowu pszczoły zimowej w lipcu. To są wszyscy ci pszczelarze, którzy używają kuracji chemicznych, i którzy spóźniają się z zabiegami prowadzonymi nieskutecznymi metodami. W tym jest problem”.
Niektórzy przeciwnicy metody Büchlera przekonują, że nie uzyskali dobrych wyników używając izolatorów, ponieważ w niektórych rodzinach zbyt mała populacja zimujących pszczół była przyczyną ich zagłady. Mogła to być jednak konsekwencja zbyt późnego zastosowania tej metody. Jeżeli usuniemy z rodziny czerw w sierpniu, a nie przykładowo w pierwszych dniach lipca, to pszczoła zimowa będzie porażona wirusami, bez względu na aktualną liczebność populacji dręcza. Po wtóre, w sierpniu rodziny pszczele mają niewątpliwie inną dynamikę rozwoju – przygotowują się już do zimowli – matki nie będą więc tak intensywnie stymulowane do czerwienia, jak w okresie wcześniejszym. Odebranie czerwiu późnym latem (właśnie tego, który powinien stanowić pszczołę zimową) może skutkować nadmiernym osłabieniem rodziny, a w kontekście leczenia – okazać się niewystarczające. Wskazany – optymalny pod względem skuteczności zwalczania inwazji Varroa – termin przełomu czerwca i lipca jest jednak zbyt wczesny dla wykonania kuracji przy użyciu chemioterapeutyków w wielu pasiekach. Po pierwsze, w tym okresie rodziny są zazwyczaj w szczytowej fazie rozwoju – mają więc bardzo dużo czerwiu, w którym „ukrywają się” samice dręcza. Po drugie, w wielu pasiekach trwa jeszcze zbiór miodu, albo przygotowanie do wykorzystania kolejnych pożytków (np. gryki) i zastosowanie leków mogłoby doprowadzić do skażenia produktów. Tym bardziej, że niektóre leki podaje się silnym rodzinom w wyższych dawkach.
Aby przeprowadzić kurację w szczycie sezonu można zastosować kilka rozwiązań (pierwsze dwa to moje propozycje). W przypadku rodziny silnie porażonej dręczem odbieramy jej miodnię i przekładamy ją do innej rodziny, a następnie wykonujemy zabieg przeciwwarrozowy (rodzinę wycofujemy z produkcji). Następnie tworzymy z niej odkłady (na sprzedaż lub do własnej pasieki). Możemy ją także wykorzystać do przygotowania plastrów z pokarmem, które przed zimą podamy innym rodzinom (to jednak grozi wzmacnianiem transmisji poziomej patogenów w pasiece).
Jeśli rodzina jest słabiej porażona, to możemy opóźnić zabieg – za bezpieczny uznaje się próg porażenia poniżej 3 proc. Być może, w przypadku jeszcze mniejszej inwazji (np. ok. 1-2 porc. w początku lata) będziemy mogli w ogóle z niego zrezygnować w danym sezonie. W takich rodzinach, nawet jeśli porażenie dręczem wzrośnie w końcu lata, pszczoła zimowa powinna wychowywać się w bardzo dobrych warunkach. Rodziny takie są też bardzo cennym potencjalnym źródłem reproduktorek, które mogą wykazywać pewien stopień odporności na warrozę. Przy niskim stopniu porażenia dręczem nawet później wykonana kuracja (np. w końcu lipca) może moim zdaniem zapewnić wychów zdrowej pszczoły zimowej. Inną ewentualnością jest przeprowadzenie kuracji substancją, która nie powoduje niebezpiecznego dla zdrowia zanieczyszcza produktów pasiecznych (np. kwas organiczny, olejki eteryczne). Doktor Büchler i ruch Varroaresistanz-2033 propagują użycie metod biotechnicznych, a więc wykonanie zabiegów ograniczających populację dręcza bez użycia tzw. chemii. Jeżeli nawet przygotowujemy się do zbioru miodu z lipcowych pożytków możemy sterować rozwojem rodziny (a jednocześnie kuracją), aby na ten czas jej struktura była optymalna. Zapewnimy jej wówczas dużą populację dorosłych pszczół, a małą ilość czerwiu otwartego. Nawet słabsza rodzina prowadzona w ten sposób może zapewnić większe zbiory miodu, niż bardzo silna z dużą ilością czerwiu „zużywającego ” miód i pierzgę.
Zabiegi proponowane przez ruch Varroaresistenz-2033 bazują na różnych koncepcjach uzyskania bezczerwiowego stanu w rodzinach. Zostały one opisane szczegółowo w podręczniku autorstwa Aleksandra Uzunova, Martina Gabela i Ralpha Büchlera pt. Letnie przerywanie czerwienia matki w walce z chorobami pszczół (2024). Warto jednak przytoczyć chociażby w skrócie kilka podstawowych zasad zalecanych przez autorów. Wybór metody będzie zależał zarówno od koncepcji prowadzenia pasieki, jak i naszych poglądów. Dla przykładu: inną metodę wybierzemy w przypadku, gdy planujemy powiększać pasiekę, a inną, jeśli nie jesteśmy tym zainteresowani. Nasze działania mogą być także podyktowane poglądami na temat niszczenia czerwiu (różne etyczne i praktyczne punkty widzenia). Autorzy podręcznika wskazują trzy metody biotechniczne: usunięcie czerwiu, zamknięcie matki w klateczce, izolacja matki na plastrze.
Szacuje się, że w komórkach z czerwiem zasklepionym znajduje się do 85 proc. samic dręcza z populacji obecnej w rodzinie pszczelej. Wykonany w takich warunkach zabieg przeciwwarrozowy tzw. chemią niszczy jedynie niewielką część pasożytów, dlatego powinien być powtarzany lub wykonany lekiem działającym długookresowo. Ten etap rozwoju roztocza można jednak wykorzystać przeciwko niemu. Całkowite pozbawienie rodziny czerwiu pozwala bowiem pozbyć się wysokiego odsetka samic Varroa i zapewnia wysoką skuteczność wykonanego wówczas zabiegu przeciwwarrozowego. Usunięcie czerwiu nie oznacza konieczności jego utylizacji – można go wykorzystać do utworzenia nowych rodzin, umieszczając plastry w rodzinie pozbawionej czerwiącej matki, a następnie, po wygryzieniu się pszczół, wykonać w niej jeden zabieg. Starszy niezasklepiony czerw (tuż przed zasklepieniem) można podać do rodziny (najlepiej z zaizolowaną matką) skłaniając kolejne pasożyty do wejścia do komórek i wówczas ponownie go usunąć. Wyleczone pszczoły możemy też połączyć ponownie z rodzinami. Rozwiązań jest bez liku, a ograniczeniem jest tylko brak wyobraźni i pomysłowości pszczelarza lub inne prozaiczne problemy typu brak sprzętu pasiecznego, brak miejsca na pasieczysku na kolejną rodzinę itp.
Metoda ta jest dość prosta, wymaga jednak odszukania matki, a sama kuracja wymaga czasu (matkę więzimy w klateczce aż do wygryzienia się ostatniego czerwiu). Matkę można zamknąć w klateczce transportowej lub innego rodzaju – ważne by pszczoły miały do niej dostęp i mogły swobodnie roznosić po ulu substancję mateczną, dlatego co najmniej jedna ściana klateczki powinna być wykonana z kraty odgrodowej. Można również wykorzystać izolator Chmary. Wymuszona przerwa w czerwieniu matki może wpływać na rodzinę równie pozytywnie jak ta naturalna, spowodowana wyjściem roju. Zabieg przeciwwarrozowy wykonany po wygryzieniu się całego czerwiu jest znacznie skuteczniejszy, bowiem żadna z samic dręcza nie ukrywa się pod zasklepem. Zazwyczaj udaje się wówczas zniszczyć większość obecnych w rodzinie pasożytów. Metoda ta nie eliminuje całkowicie kuracji chemicznej, pozwala jednak ograniczyć ilość aplikowanej substancji (jeden zabieg w ciągu całego sezonu).
Zamykając matkę w izolatorze z plastrem możemy całkowicie zrezygnować ze stosowania substancji chemicznych. Wydaje się, że to rozwiązanie zapewnia najlepszą kontrolę nad sytuacją w ulu i pozwala najpełniej sterować rozwojem rodziny. Metoda jest kombinacją dwóch poprzednich. Samice dręcza wchodzą do komórek z larwami w zaizolowanych plastrach, a te po zasklepieniu są z rodziny usuwane. Zaizolowany plaster stanowi więc pułapkę na roztocze. Najczęściej stosuje się izolatory jedno-, dwu- lub trzy-ramkowe, dlatego w tej metodzie nie ma konieczności usuwania tak dużej ilości czerwiu, jak w rozwiązaniu pierwszym. Jesteśmy natomiast w stanie całkowicie kontrolować czerwienie matek (wiemy, kiedy umieściliśmy plaster w izolatorze, a więc znamy wiek czerwiu). Usunięte z izolatora plastry z czerwiem zasklepionym (z kilku rodzin) możemy wykorzystać do tworzenia nowych rodzin. Po wygryzieniu się pszczół dopuszcza się wykonanie jednego zabiegu przeciwwarrozowego. Oczywiście zawsze do wyboru pozostaje opcja zniszczenia czerwiu wykluczająca konieczność wykonania jakiegokolwiek zabiegu. Przy bardzo wysokim porażeniu rodzin przez roztocza takie postępowanie – z gospodarczego punktu widzenia - wydaje się najkorzystniejsze. Dobrej jakości izolatory ze stali nierdzewnej kosztują niemało – zwłaszcza, gdy musimy kupić ich dużo. Można je jednak zrobić we własnym zakresie z krat odgrodowych, co nie jest zbyt skomplikowane (również instrukcja zamieszczona została we wspomnianej książce). Oczywiście izolatory metalowe są trwalsze i lepszej jakości. Pszczelarze, którzy je stosowali uważają, że to inwestycja warta swej ceny. Pszczoły po takich zabiegach wychodzą z zimy silniejsze, błyskawicznie się rozwijają, mają więcej wigoru i są bardziej produktywne.
Pytanie to uważam za najistotniejsze. Metod zwalczania dręcza, jest bez liku – wiele bardzo skutecznych, m.in. metody biotechniczne. Czy jednak dzięki ich wykorzystaniu rozwiążemy problem warrozy? Sądzę, że wdrożenie biotechniki w zwalczaniu dręcza pszczelego ma duże szanse powozenia w wielu pasiekach. Nie wiem natomiast, czy powszechna stanie się także idea konieczności wypracowania „odporności pszczół na warrozę w Europie do 2033 roku”.
Ralph Büchler podkreśla, że najważniejsze jest stworzenie metod, które nie tylko umożliwią pozbycie się dręcza, ale przede wszystkim pozwolą cieszyć się posiadaniem pszczół odpornych na jego inwazję. Konieczne jest więc powszechne włączenie metod hodowli takich pszczół. W Polsce mamy w tym temacie duże zaległości. Nasi hodowcy nierzadko sami otwarcie twierdzą, że nie posiadają wystarczającej wiedzy o metodach selekcji pszczół odpornych na tego pasożyta, mimo że wiele zachodnich środowisk dyskutuje o nich od dziesięcioleci. Dla przypomnienia: we Francji John Kefuss jeszcze w latach 90. ub.w. selekcjonował pszczoły higieniczne, a w 1998 roku porzucił zabiegi zwalczające dręcza; Paul Jungels z Luksemburga rozpoczął selekcję już w 2000 roku, a Juhani Lunden z Finlandii w 2002 roku (ostatni zabieg przeciwwarrozowy wykonał w 2008 roku); Erik Österlund wybrał się po odporne pszczoły do Afryki jeszcze w 1989 roku i w 2020 roku ostatni raz leczył pszczoły; Terje Reinertsen z Norwegii zaprzestał leczenia ok. 2000 roku. Zaawansowane prace badawcze i hodowlane w Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii (i w wielu innych krajach Europy) trwają od dawna. W Polsce dopiero dziś – 44 lata po inwazji dręcza – niektórzy deklarują gotowość do zajęcia się tym zagadnieniem. Mamy więc wiele do nadrobienia.
Ralph Büchler przekonuje, że konieczne jest zaniechanie tzw. leczenia zimowego (od jesieni do wiosny). Kontrola inwazji w tym terminie uznawana jest natomiast obecnie za kanon. Według niego taki schemat leczenia rodzin podyktowany został stosowaniem chemioterapeutyków, których nie można używać w sezonie (czyli wtedy kiedy według niego kuracje są najbardziej pożądane). Z tego względu leki stosuje się późnym latem i jesienią, a także w okresie bezczerwiowym (zimą). Według naukowca przynoszą one więcej szkody niż pożytku, ponieważ o tej porze nie uda się cofnąć negatywnych efektów pasożytowania roztocza (spadek kondycji pszczół zimowych, niedożywienie, rozwój infekcji wirusowych). Wielokrotne powtarzanie zabiegów prowadzi do chronicznego podtrucia robotnic, kontaminacji i/lub wyjałowienia środowiska ula, powstawania opornych, bardziej zjadliwych szczepów patogenów. Z własnego wyboru tkwimy więc w zaklętym kręgu chemizacji pasiek.
Büchler uważa, że kuracja zimowa jest potrzebna rzadko. W sytuacji, gdy pszczoły zimowe wychowują się w rodzinie o niskim porażeniu dręczem (i niskim poziomie zakażenia wirusami) – a więc są zdrowe i długowieczne – wzrost poziomu inwazji, jaki może nastąpić w wyniku odbudowy populacji pasożyta lub reinwazji, nie powinien grozić jej zagładą (nawet przy obecności ok. 500 roztoczy). Większość pszczelarzy sądzi, że taka liczba samic Varroa oznacza śmierć rodziny, natomiast ja jestem pewien, że rację ma dr Büchler. Pasożytowanie roztoczy na dorosłych pszczołach zimowych, posiadających ciało tłuszczowe bogate w substancje odżywcze (nawet wtedy, gdy w trakcie żerowania dojdzie do zakażenia pszczół wirusami) jest dla nich znacznie mniej szkodliwe, niż pasożytowanie dręcza na ich formach rozwojowych (podczas wychowu tego pokolenia pszczół).
W pewnym sensie metody biotechniczne można traktować jako narzędzie selekcji – z pewnością bardzo ułatwiają hodowlę. Stosując się do najlepszego wzoru kurację biotechniczną należy wykonać w szczycie sezonu lub bezpośrednio po nim, czyli w czasie kiedy nawet wysokie porażenie dręczem nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla życia rodziny. Ralph Büchler mówi: „Wtedy (wiosną – aut.) rozwój rodziny pszczelej jest szybszy niż poziomu porażenia, a więc nie ma problemu – nikt nie ma problemów z dręczem w kwietniu, maju i czerwcu. Potem znów wykonasz zabiegi, więc nie martw się, pozbądź się stresu”. Wiosną możemy więc w pewnym sensie zlekceważyć populację dręcza (z zastrzeżeniem, że pszczoła zimowa była zdrowa). Nawet jeśli poziom porażenia pasożytem (i ewentualne zakażenie wirusami) będzie wówczas wysoki, to nie powinno zagrażać życiu rodziny, ba, zazwyczaj nie będzie miało wpływu na zmniejszenie zbiorów miodu. Na szczytowym etapie rozwoju rodzina pszczela wykazuje się wyższą tolerancją na patogeny. Oczywiście, przy wyjątkowo wysokim porażeniu, wynikającym np. z intensywnych rabunków, być może trzeba będzie przeprowadzić dodatkową kurację zimową, czy może wiosenną, ale zasadniczo rodziny nie powinny jej wymagać – zwłaszcza z czasem, gdy zminimalizujemy użycie substancji toksycznych i będziemy wybierać odpowiednie reproduktorki, których potomstwo będzie się wykazywało pewnym poziomem tolerancji pasożyta. Zagrożenie nie powinno umknąć uwadze doświadczonego pszczelarza w czasie przeglądu. A o ile zaobserwowanie nieprawidłowości „gołym okiem” (tj. duża ilość bezskrzydłych pszczół na plastrach, czy samic dręcza na pszczołach) późnym latem lub w jesieni może świadczyć o bardzo złym stanie rodzin, który nie pozwoli na ich odratowanie i skuteczne przezimowanie, to podobny stan rodzin w maju nie powinien stwarzać takiego niebezpieczeństwa. Mamy wówczas jeszcze czas na reakcję i możemy bezpiecznie przeprowadzić zabieg w szczycie sezonu, dzięki czemu poziom porażenia zdąży opaść przed okresem wychowu pszczoły zimowej.
W rodzinach leczonych jeden raz w sezonie pozwalamy na rozwój populacji pasożyta przez niemal cały rok. Wytypowanie wśród rodzin tych, które radzą sobie najlepiej (co będzie świadczyło o ich większych możliwościach ograniczenia przyrostu populacji dręcza), nie powinno nastręczać trudności. Takie rodziny powinno się uwzględnić przy wyborze materiału do hodowli matek. Przy standardowym leczeniu rodzin wytypowanie ich nie jest możliwe (bez szczegółowych testów i pomiarów stopnia porażenia przed kuracjami). Ważny jest także fakt, że w rodzinach o silnym porażeniu (czyli w tych, które po kuracji przeprowadzonej poprzedniej wiosny pozwoliły na rozwój dużej populacji pasożyta w ciągu roku) wysoki poziom inwazji negatywnie wpłynie na wychów trutni. Czerw trutowy będzie wiosną najmocniej porażony, co znacznie osłabi zdolność uczestniczenia trutni w lotach godowych i unasienianiu matek. Tak więc rodzina, która nie radzi sobie z ograniczeniem inwazji dręcza, zostanie w naturalny sposób wyeliminowania z powielania swojego materiału genetycznego. Trutnie, które na etapie rozwoju były porażone przez pasożyta, nawet jeśli osiągną dojrzałość nie będą miały szans w konkurencji ze zdrowymi osobnikami. Presja dręcza (ewentualnie wirusów) na trutnie jest bardzo silna, a niektórzy naukowcy twierdzą wręcz, że jest ona jednym z kluczowych czynników selekcji naturalnej dziko żyjących odpornych populacji i dzięki temu następuje ona „błyskawicznie” (maksymalnie w ciągu kilku lat).
Metody biotechniczne są bardziej pracochłonne od standardowych zabiegów leczeniczych i wymagają przestrzegania określonych terminów. W moim przekonaniu ich słabą stroną jest nadmierna kontrola cyklu życiowego rodziny pszczelej. Argument, że służą naśladowaniu tego naturalnego cyklu też mnie nie przekonuje chociaż w pewnym sensie rzeczywiście symulują podobne okresy zmian aktywności rodziny pszczelej w sezonie. Tłumaczenie to przypomina mi argumentację leśników, że gospodarka leśna symuluje naturalny cykl życiowy lasu – bo przecież część drzew ginie i na ich miejscu rosną nowe (w sytuacji gospodarczej to leśnik decyduje, które drzewo wyciąć, wywozi późnej prawie całe drewno, a las nigdy się nie starzeje, a więc nie dochodzi w nim do niektórych procesów, które występowały w naturze).
Z mojej perspektywy metody biotechniczne zbyt mocno ingerują w możliwość decydowania pszczół o swojej rodzinie w porównaniu z tradycyjnymi metodami gospodarki pasiecznej. Rodziny pszczele tym bardziej spychane są do roli swoistych narzędzi w rękach pszczelarzy i jeszcze mocniej tracą przez to swoją podmiotowość jako organizmy żywe. Doceniam jednak potencjał i wagę tych metod w poszukiwaniu rozwiązań naszych pszczelarskich problemów. Jeśli jednak ten aspekt nie byłby tak istotny, a głównym celem byłaby jedynie ingerencja wykorzystywana do „inżynieryjnego” sterowania rozwojem rodziny pszczelej w służbie ekonomii pasiecznej, to byłbym ich zdecydowanym przeciwnikiem. Doktor Ralph Büchler uważa, że największą trudnością do pokonania przy uzyskaniu pszczół odpornych jest zmiana mentalności pszczelarzy – to oni stanowią najważniejsze ogniwo w relacjach panujących w układzie: człowiek-pszczoły-dręcz-patogeny. Uważa też, że dzięki odpowiednim metodom hodowli i właściwemu zorganizowaniu się społeczności pszczelarskiej moglibyśmy bardzo szybko wyhodować odporne pszczoły. W zasadzie się z tym zgadzam, pod warunkiem, że zaczniemy. Czy to, o co nasze środowiska pszczelarzy naturalnych apelowało od dziesięciolecia właśnie ma miejsce? Przekonany się w 2033 roku.
Aby pszczoła zimowa była zdrowa powinna wychowywać się w rodzinie wolnej od inwazji dręcza (lub porażennej w niewielkim stopniu) i ryzyka rozwoju infekcji wirusowych, których pasożyt jest wektorem. Jeśli zabieg przeciwwarrozowy zostanie wykonany w sierpniu, ale w rodzinie doszło już do rozwoju infekcji wirusowej, to w strategicznym dla rodziny okresie poziom (ładunek) wirusów w organizmach pszczół będzie wciąż wysoki. Konieczne jest więc wykonanie zabiegu na tyle wcześnie, by nie tylko populacja dręcza była na relatywnie niskim poziomie, ale także, by nie doszło do intensywnego zakażenia pszczół wirusami. Ralph Büchler, stwierdził, że najlepszy czas po temu trwa od końca czerwca do początku lipca. W przypadku rodzin poddawanych zabiegom w tym okresie liczebność populacji pszczół (siła) rodzin kolejnej wiosny była istotnie wyższa niż grupie leczonych później (niezależnie od metody). Z kolei siła rodzin, które leczono w sierpniu, kolejnej wiosny były słabsze niż te, w których kurację przeprowadzono w lipcu. Warto zauważyć, że zabieg biotechniczny wykonany zaraz po szczycie sezonu obniża poziom inwazji dręcza przed okresem letnich rabunków. Dzięki temu wówczas pszczoły nie rozprzestrzeniają patogenów między rodzinami – a jeśli już, to na pewno w ograniczonym stopniu.
Büchler twierdzi że: „Nawet teraz pszczelarze, którzy są zainteresowani tym kierunkiem, mogą robić to niezależnie od postępowania pszczelarzy w sąsiedztwie i nie będą dla nich stanowić ryzyka. A tak naprawdę jest odwrotnie: problem stanowią ci pszczelarze, którzy nie potrafią utrzymać porażenia poniżej pewnego poziomu we właściwym czasie, czyli na początku okresu wychowu pszczoły zimowej w lipcu. To są wszyscy ci pszczelarze, którzy używają kuracji chemicznych, i którzy spóźniają się z zabiegami prowadzonymi nieskutecznymi metodami. W tym jest problem”.
Niektórzy przeciwnicy metody Büchlera przekonują, że nie uzyskali dobrych wyników używając izolatorów, ponieważ w niektórych rodzinach zbyt mała populacja zimujących pszczół była przyczyną ich zagłady. Mogła to być jednak konsekwencja zbyt późnego zastosowania tej metody. Jeżeli usuniemy z rodziny czerw w sierpniu, a nie przykładowo w pierwszych dniach lipca, to pszczoła zimowa będzie porażona wirusami, bez względu na aktualną liczebność populacji dręcza. Po wtóre, w sierpniu rodziny pszczele mają niewątpliwie inną dynamikę rozwoju – przygotowują się już do zimowli – matki nie będą więc tak intensywnie stymulowane do czerwienia, jak w okresie wcześniejszym. Odebranie czerwiu późnym latem (właśnie tego, który powinien stanowić pszczołę zimową) może skutkować nadmiernym osłabieniem rodziny, a w kontekście leczenia – okazać się niewystarczające. Wskazany – optymalny pod względem skuteczności zwalczania inwazji Varroa – termin przełomu czerwca i lipca jest jednak zbyt wczesny dla wykonania kuracji przy użyciu chemioterapeutyków w wielu pasiekach. Po pierwsze, w tym okresie rodziny są zazwyczaj w szczytowej fazie rozwoju – mają więc bardzo dużo czerwiu, w którym „ukrywają się” samice dręcza. Po drugie, w wielu pasiekach trwa jeszcze zbiór miodu, albo przygotowanie do wykorzystania kolejnych pożytków (np. gryki) i zastosowanie leków mogłoby doprowadzić do skażenia produktów. Tym bardziej, że niektóre leki podaje się silnym rodzinom w wyższych dawkach.
Aby przeprowadzić kurację w szczycie sezonu można zastosować kilka rozwiązań (pierwsze dwa to moje propozycje). W przypadku rodziny silnie porażonej dręczem odbieramy jej miodnię i przekładamy ją do innej rodziny, a następnie wykonujemy zabieg przeciwwarrozowy (rodzinę wycofujemy z produkcji). Następnie tworzymy z niej odkłady (na sprzedaż lub do własnej pasieki). Możemy ją także wykorzystać do przygotowania plastrów z pokarmem, które przed zimą podamy innym rodzinom (to jednak grozi wzmacnianiem transmisji poziomej patogenów w pasiece).
Jeśli rodzina jest słabiej porażona, to możemy opóźnić zabieg – za bezpieczny uznaje się próg porażenia poniżej 3 proc. Być może, w przypadku jeszcze mniejszej inwazji (np. ok. 1-2 porc. w początku lata) będziemy mogli w ogóle z niego zrezygnować w danym sezonie. W takich rodzinach, nawet jeśli porażenie dręczem wzrośnie w końcu lata, pszczoła zimowa powinna wychowywać się w bardzo dobrych warunkach. Rodziny takie są też bardzo cennym potencjalnym źródłem reproduktorek, które mogą wykazywać pewien stopień odporności na warrozę. Przy niskim stopniu porażenia dręczem nawet później wykonana kuracja (np. w końcu lipca) może moim zdaniem zapewnić wychów zdrowej pszczoły zimowej. Inną ewentualnością jest przeprowadzenie kuracji substancją, która nie powoduje niebezpiecznego dla zdrowia zanieczyszcza produktów pasiecznych (np. kwas organiczny, olejki eteryczne). Doktor Büchler i ruch Varroaresistanz-2033 propagują użycie metod biotechnicznych, a więc wykonanie zabiegów ograniczających populację dręcza bez użycia tzw. chemii. Jeżeli nawet przygotowujemy się do zbioru miodu z lipcowych pożytków możemy sterować rozwojem rodziny (a jednocześnie kuracją), aby na ten czas jej struktura była optymalna. Zapewnimy jej wówczas dużą populację dorosłych pszczół, a małą ilość czerwiu otwartego. Nawet słabsza rodzina prowadzona w ten sposób może zapewnić większe zbiory miodu, niż bardzo silna z dużą ilością czerwiu „zużywającego ” miód i pierzgę.
Metody biotechniczne
Zabiegi proponowane przez ruch Varroaresistenz-2033 bazują na różnych koncepcjach uzyskania bezczerwiowego stanu w rodzinach. Zostały one opisane szczegółowo w podręczniku autorstwa Aleksandra Uzunova, Martina Gabela i Ralpha Büchlera pt. Letnie przerywanie czerwienia matki w walce z chorobami pszczół (2024). Warto jednak przytoczyć chociażby w skrócie kilka podstawowych zasad zalecanych przez autorów. Wybór metody będzie zależał zarówno od koncepcji prowadzenia pasieki, jak i naszych poglądów. Dla przykładu: inną metodę wybierzemy w przypadku, gdy planujemy powiększać pasiekę, a inną, jeśli nie jesteśmy tym zainteresowani. Nasze działania mogą być także podyktowane poglądami na temat niszczenia czerwiu (różne etyczne i praktyczne punkty widzenia). Autorzy podręcznika wskazują trzy metody biotechniczne: usunięcie czerwiu, zamknięcie matki w klateczce, izolacja matki na plastrze.
Usunięcie czerwiu
Szacuje się, że w komórkach z czerwiem zasklepionym znajduje się do 85 proc. samic dręcza z populacji obecnej w rodzinie pszczelej. Wykonany w takich warunkach zabieg przeciwwarrozowy tzw. chemią niszczy jedynie niewielką część pasożytów, dlatego powinien być powtarzany lub wykonany lekiem działającym długookresowo. Ten etap rozwoju roztocza można jednak wykorzystać przeciwko niemu. Całkowite pozbawienie rodziny czerwiu pozwala bowiem pozbyć się wysokiego odsetka samic Varroa i zapewnia wysoką skuteczność wykonanego wówczas zabiegu przeciwwarrozowego. Usunięcie czerwiu nie oznacza konieczności jego utylizacji – można go wykorzystać do utworzenia nowych rodzin, umieszczając plastry w rodzinie pozbawionej czerwiącej matki, a następnie, po wygryzieniu się pszczół, wykonać w niej jeden zabieg. Starszy niezasklepiony czerw (tuż przed zasklepieniem) można podać do rodziny (najlepiej z zaizolowaną matką) skłaniając kolejne pasożyty do wejścia do komórek i wówczas ponownie go usunąć. Wyleczone pszczoły możemy też połączyć ponownie z rodzinami. Rozwiązań jest bez liku, a ograniczeniem jest tylko brak wyobraźni i pomysłowości pszczelarza lub inne prozaiczne problemy typu brak sprzętu pasiecznego, brak miejsca na pasieczysku na kolejną rodzinę itp.
Izolowanie matki w klateczce
Metoda ta jest dość prosta, wymaga jednak odszukania matki, a sama kuracja wymaga czasu (matkę więzimy w klateczce aż do wygryzienia się ostatniego czerwiu). Matkę można zamknąć w klateczce transportowej lub innego rodzaju – ważne by pszczoły miały do niej dostęp i mogły swobodnie roznosić po ulu substancję mateczną, dlatego co najmniej jedna ściana klateczki powinna być wykonana z kraty odgrodowej. Można również wykorzystać izolator Chmary. Wymuszona przerwa w czerwieniu matki może wpływać na rodzinę równie pozytywnie jak ta naturalna, spowodowana wyjściem roju. Zabieg przeciwwarrozowy wykonany po wygryzieniu się całego czerwiu jest znacznie skuteczniejszy, bowiem żadna z samic dręcza nie ukrywa się pod zasklepem. Zazwyczaj udaje się wówczas zniszczyć większość obecnych w rodzinie pasożytów. Metoda ta nie eliminuje całkowicie kuracji chemicznej, pozwala jednak ograniczyć ilość aplikowanej substancji (jeden zabieg w ciągu całego sezonu).
Izolacja matki na plastrze
Zamykając matkę w izolatorze z plastrem możemy całkowicie zrezygnować ze stosowania substancji chemicznych. Wydaje się, że to rozwiązanie zapewnia najlepszą kontrolę nad sytuacją w ulu i pozwala najpełniej sterować rozwojem rodziny. Metoda jest kombinacją dwóch poprzednich. Samice dręcza wchodzą do komórek z larwami w zaizolowanych plastrach, a te po zasklepieniu są z rodziny usuwane. Zaizolowany plaster stanowi więc pułapkę na roztocze. Najczęściej stosuje się izolatory jedno-, dwu- lub trzy-ramkowe, dlatego w tej metodzie nie ma konieczności usuwania tak dużej ilości czerwiu, jak w rozwiązaniu pierwszym. Jesteśmy natomiast w stanie całkowicie kontrolować czerwienie matek (wiemy, kiedy umieściliśmy plaster w izolatorze, a więc znamy wiek czerwiu). Usunięte z izolatora plastry z czerwiem zasklepionym (z kilku rodzin) możemy wykorzystać do tworzenia nowych rodzin. Po wygryzieniu się pszczół dopuszcza się wykonanie jednego zabiegu przeciwwarrozowego. Oczywiście zawsze do wyboru pozostaje opcja zniszczenia czerwiu wykluczająca konieczność wykonania jakiegokolwiek zabiegu. Przy bardzo wysokim porażeniu rodzin przez roztocza takie postępowanie – z gospodarczego punktu widzenia - wydaje się najkorzystniejsze. Dobrej jakości izolatory ze stali nierdzewnej kosztują niemało – zwłaszcza, gdy musimy kupić ich dużo. Można je jednak zrobić we własnym zakresie z krat odgrodowych, co nie jest zbyt skomplikowane (również instrukcja zamieszczona została we wspomnianej książce). Oczywiście izolatory metalowe są trwalsze i lepszej jakości. Pszczelarze, którzy je stosowali uważają, że to inwestycja warta swej ceny. Pszczoły po takich zabiegach wychodzą z zimy silniejsze, błyskawicznie się rozwijają, mają więcej wigoru i są bardziej produktywne.
Biotechnika - i co dalej?
Pytanie to uważam za najistotniejsze. Metod zwalczania dręcza, jest bez liku – wiele bardzo skutecznych, m.in. metody biotechniczne. Czy jednak dzięki ich wykorzystaniu rozwiążemy problem warrozy? Sądzę, że wdrożenie biotechniki w zwalczaniu dręcza pszczelego ma duże szanse powozenia w wielu pasiekach. Nie wiem natomiast, czy powszechna stanie się także idea konieczności wypracowania „odporności pszczół na warrozę w Europie do 2033 roku”.
Ralph Büchler podkreśla, że najważniejsze jest stworzenie metod, które nie tylko umożliwią pozbycie się dręcza, ale przede wszystkim pozwolą cieszyć się posiadaniem pszczół odpornych na jego inwazję. Konieczne jest więc powszechne włączenie metod hodowli takich pszczół. W Polsce mamy w tym temacie duże zaległości. Nasi hodowcy nierzadko sami otwarcie twierdzą, że nie posiadają wystarczającej wiedzy o metodach selekcji pszczół odpornych na tego pasożyta, mimo że wiele zachodnich środowisk dyskutuje o nich od dziesięcioleci. Dla przypomnienia: we Francji John Kefuss jeszcze w latach 90. ub.w. selekcjonował pszczoły higieniczne, a w 1998 roku porzucił zabiegi zwalczające dręcza; Paul Jungels z Luksemburga rozpoczął selekcję już w 2000 roku, a Juhani Lunden z Finlandii w 2002 roku (ostatni zabieg przeciwwarrozowy wykonał w 2008 roku); Erik Österlund wybrał się po odporne pszczoły do Afryki jeszcze w 1989 roku i w 2020 roku ostatni raz leczył pszczoły; Terje Reinertsen z Norwegii zaprzestał leczenia ok. 2000 roku. Zaawansowane prace badawcze i hodowlane w Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii (i w wielu innych krajach Europy) trwają od dawna. W Polsce dopiero dziś – 44 lata po inwazji dręcza – niektórzy deklarują gotowość do zajęcia się tym zagadnieniem. Mamy więc wiele do nadrobienia.
Odstąpienie od leczenia zimowego
Ralph Büchler przekonuje, że konieczne jest zaniechanie tzw. leczenia zimowego (od jesieni do wiosny). Kontrola inwazji w tym terminie uznawana jest natomiast obecnie za kanon. Według niego taki schemat leczenia rodzin podyktowany został stosowaniem chemioterapeutyków, których nie można używać w sezonie (czyli wtedy kiedy według niego kuracje są najbardziej pożądane). Z tego względu leki stosuje się późnym latem i jesienią, a także w okresie bezczerwiowym (zimą). Według naukowca przynoszą one więcej szkody niż pożytku, ponieważ o tej porze nie uda się cofnąć negatywnych efektów pasożytowania roztocza (spadek kondycji pszczół zimowych, niedożywienie, rozwój infekcji wirusowych). Wielokrotne powtarzanie zabiegów prowadzi do chronicznego podtrucia robotnic, kontaminacji i/lub wyjałowienia środowiska ula, powstawania opornych, bardziej zjadliwych szczepów patogenów. Z własnego wyboru tkwimy więc w zaklętym kręgu chemizacji pasiek.
![]() |
Wpływ terminu kuracji na poziom infestacji Varroa destructor w newralgicznym okresie, czyli podczas wychowu pszczół zimowych. |
Büchler uważa, że kuracja zimowa jest potrzebna rzadko. W sytuacji, gdy pszczoły zimowe wychowują się w rodzinie o niskim porażeniu dręczem (i niskim poziomie zakażenia wirusami) – a więc są zdrowe i długowieczne – wzrost poziomu inwazji, jaki może nastąpić w wyniku odbudowy populacji pasożyta lub reinwazji, nie powinien grozić jej zagładą (nawet przy obecności ok. 500 roztoczy). Większość pszczelarzy sądzi, że taka liczba samic Varroa oznacza śmierć rodziny, natomiast ja jestem pewien, że rację ma dr Büchler. Pasożytowanie roztoczy na dorosłych pszczołach zimowych, posiadających ciało tłuszczowe bogate w substancje odżywcze (nawet wtedy, gdy w trakcie żerowania dojdzie do zakażenia pszczół wirusami) jest dla nich znacznie mniej szkodliwe, niż pasożytowanie dręcza na ich formach rozwojowych (podczas wychowu tego pokolenia pszczół).
Biotechnika jako narzędzie selekcji
W pewnym sensie metody biotechniczne można traktować jako narzędzie selekcji – z pewnością bardzo ułatwiają hodowlę. Stosując się do najlepszego wzoru kurację biotechniczną należy wykonać w szczycie sezonu lub bezpośrednio po nim, czyli w czasie kiedy nawet wysokie porażenie dręczem nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla życia rodziny. Ralph Büchler mówi: „Wtedy (wiosną – aut.) rozwój rodziny pszczelej jest szybszy niż poziomu porażenia, a więc nie ma problemu – nikt nie ma problemów z dręczem w kwietniu, maju i czerwcu. Potem znów wykonasz zabiegi, więc nie martw się, pozbądź się stresu”. Wiosną możemy więc w pewnym sensie zlekceważyć populację dręcza (z zastrzeżeniem, że pszczoła zimowa była zdrowa). Nawet jeśli poziom porażenia pasożytem (i ewentualne zakażenie wirusami) będzie wówczas wysoki, to nie powinno zagrażać życiu rodziny, ba, zazwyczaj nie będzie miało wpływu na zmniejszenie zbiorów miodu. Na szczytowym etapie rozwoju rodzina pszczela wykazuje się wyższą tolerancją na patogeny. Oczywiście, przy wyjątkowo wysokim porażeniu, wynikającym np. z intensywnych rabunków, być może trzeba będzie przeprowadzić dodatkową kurację zimową, czy może wiosenną, ale zasadniczo rodziny nie powinny jej wymagać – zwłaszcza z czasem, gdy zminimalizujemy użycie substancji toksycznych i będziemy wybierać odpowiednie reproduktorki, których potomstwo będzie się wykazywało pewnym poziomem tolerancji pasożyta. Zagrożenie nie powinno umknąć uwadze doświadczonego pszczelarza w czasie przeglądu. A o ile zaobserwowanie nieprawidłowości „gołym okiem” (tj. duża ilość bezskrzydłych pszczół na plastrach, czy samic dręcza na pszczołach) późnym latem lub w jesieni może świadczyć o bardzo złym stanie rodzin, który nie pozwoli na ich odratowanie i skuteczne przezimowanie, to podobny stan rodzin w maju nie powinien stwarzać takiego niebezpieczeństwa. Mamy wówczas jeszcze czas na reakcję i możemy bezpiecznie przeprowadzić zabieg w szczycie sezonu, dzięki czemu poziom porażenia zdąży opaść przed okresem wychowu pszczoły zimowej.
W rodzinach leczonych jeden raz w sezonie pozwalamy na rozwój populacji pasożyta przez niemal cały rok. Wytypowanie wśród rodzin tych, które radzą sobie najlepiej (co będzie świadczyło o ich większych możliwościach ograniczenia przyrostu populacji dręcza), nie powinno nastręczać trudności. Takie rodziny powinno się uwzględnić przy wyborze materiału do hodowli matek. Przy standardowym leczeniu rodzin wytypowanie ich nie jest możliwe (bez szczegółowych testów i pomiarów stopnia porażenia przed kuracjami). Ważny jest także fakt, że w rodzinach o silnym porażeniu (czyli w tych, które po kuracji przeprowadzonej poprzedniej wiosny pozwoliły na rozwój dużej populacji pasożyta w ciągu roku) wysoki poziom inwazji negatywnie wpłynie na wychów trutni. Czerw trutowy będzie wiosną najmocniej porażony, co znacznie osłabi zdolność uczestniczenia trutni w lotach godowych i unasienianiu matek. Tak więc rodzina, która nie radzi sobie z ograniczeniem inwazji dręcza, zostanie w naturalny sposób wyeliminowania z powielania swojego materiału genetycznego. Trutnie, które na etapie rozwoju były porażone przez pasożyta, nawet jeśli osiągną dojrzałość nie będą miały szans w konkurencji ze zdrowymi osobnikami. Presja dręcza (ewentualnie wirusów) na trutnie jest bardzo silna, a niektórzy naukowcy twierdzą wręcz, że jest ona jednym z kluczowych czynników selekcji naturalnej dziko żyjących odpornych populacji i dzięki temu następuje ona „błyskawicznie” (maksymalnie w ciągu kilku lat).
Metody bez wad?
Metody biotechniczne są bardziej pracochłonne od standardowych zabiegów leczeniczych i wymagają przestrzegania określonych terminów. W moim przekonaniu ich słabą stroną jest nadmierna kontrola cyklu życiowego rodziny pszczelej. Argument, że służą naśladowaniu tego naturalnego cyklu też mnie nie przekonuje chociaż w pewnym sensie rzeczywiście symulują podobne okresy zmian aktywności rodziny pszczelej w sezonie. Tłumaczenie to przypomina mi argumentację leśników, że gospodarka leśna symuluje naturalny cykl życiowy lasu – bo przecież część drzew ginie i na ich miejscu rosną nowe (w sytuacji gospodarczej to leśnik decyduje, które drzewo wyciąć, wywozi późnej prawie całe drewno, a las nigdy się nie starzeje, a więc nie dochodzi w nim do niektórych procesów, które występowały w naturze).
Z mojej perspektywy metody biotechniczne zbyt mocno ingerują w możliwość decydowania pszczół o swojej rodzinie w porównaniu z tradycyjnymi metodami gospodarki pasiecznej. Rodziny pszczele tym bardziej spychane są do roli swoistych narzędzi w rękach pszczelarzy i jeszcze mocniej tracą przez to swoją podmiotowość jako organizmy żywe. Doceniam jednak potencjał i wagę tych metod w poszukiwaniu rozwiązań naszych pszczelarskich problemów. Jeśli jednak ten aspekt nie byłby tak istotny, a głównym celem byłaby jedynie ingerencja wykorzystywana do „inżynieryjnego” sterowania rozwojem rodziny pszczelej w służbie ekonomii pasiecznej, to byłbym ich zdecydowanym przeciwnikiem. Doktor Ralph Büchler uważa, że największą trudnością do pokonania przy uzyskaniu pszczół odpornych jest zmiana mentalności pszczelarzy – to oni stanowią najważniejsze ogniwo w relacjach panujących w układzie: człowiek-pszczoły-dręcz-patogeny. Uważa też, że dzięki odpowiednim metodom hodowli i właściwemu zorganizowaniu się społeczności pszczelarskiej moglibyśmy bardzo szybko wyhodować odporne pszczoły. W zasadzie się z tym zgadzam, pod warunkiem, że zaczniemy. Czy to, o co nasze środowiska pszczelarzy naturalnych apelowało od dziesięciolecia właśnie ma miejsce? Przekonany się w 2033 roku.