Strony

środa, 17 lipca 2019

"Pszczelarstwo darwinistyczne" czyli perspektywa ewolucyjna w pszczelarstwie - część 1

W lipcowym numerze miesięcznika "Pszczelarstwo" ukazała się pierwsza część mojego kolejnego tekstu. Tym razem o koncepcji "Pszczelarstwa darwinistycznego", propagowanej przez wspominanego przeze mnie dość często Thomasa Seeleya. Zapraszam do zapoznania się z tą, jak i kolejnymi częściami, które będą ukazywać się cyklicznie w kolejnych numerach czasopisma.



"Pszczelarstwo darwinistyczne" czyli perspektywa ewolucyjna w pszczelarstwie - część 1

„Pszczelarstwo darwinistyczne” jest metodą prowadzenia pasieki w zgodzie z biologią pszczół ukształtowaną w toku ewolucji. Koncepcja opracowana została przez profesora Thomasa Dyera Seeleya z Cornell University (Ithaca, stan Nowy Jork, USA). W świecie anglojęzycznym o metodzie tej dużo obecnie się mówi. Najwyższy więc czas, aby przybliżyć ją również polskim czytelnikom.
Profesor Seeley od ponad czterdziestu lat zajmuje się w naukowej pracy zawodowej pszczołą miodną, prywatnie jest pszczelarzem i autorem kilku cieszących się niezwykłą popularnością książek (niestety, nieprzetłumaczonych na język polski), które między innymi opisują niezrównaną organizację pracy pszczół oraz sposoby podejmowania przez nie zbiorowych decyzji. Książka pod tytułem „Following the Wild Bees” („Śladami Dzikich Pszczół”) traktuje między innymi o metodzie wyszukiwania dziko żyjących rodzin, jaką profesor stosował i nadal stosuje w swojej praktyce. Książka przybliża w pewnym zakresie jego obserwacje sposobu życia pszczół miodnych w naturze, w niedoglądanych przez człowieka siedliskach. Seeley stara się zrozumieć nie tylko to, jak funkcjonuje pszczoła miodna w pasiekach jako zwierzę gospodarskie, ale przede wszystkim docieka prawdziwej natury pszczoły miodnej jako zwierzęcia dzikiego, niezależnego i zdolnego do samodzielnego życia.
Profesor Thomas D. Seeley w czasie
wyszukiwania dziko żyjących rodzin
(po angielsku tzw. "bee hunt", czyli
"polowanie na pszczoły")
W tekście tym będę się starał przybliżyć poglądy i wskazówki profesora. Mam nadzieję, że przedstawię je jak najwierniej i zgodnie z założeniami autora koncepcji. Znających angielski odsyłam do tekstu profesora (https://www.naturalbeekeepingtrust.org/darwinian-beekeeping) i do jego wykładów, których można posłuchać w Internecie. Mam pełną świadomość, że niektóre z przytoczonych w artykule rad i wskazówek są, z praktycznego punktu widzenia, trudne do zastosowania w wielu pasiekach, zwłaszcza większych, a na pewno w pasiekach zawodowych. Seeley uważa, że jego metoda jest najlepsza dla amatorów, którzy mają po kilka pni. Wydaje się jednak, że niektóre z jego rad mogą się przydać każdemu pszczelarzowi.

Perspektywa ewolucyjna 

Seeley postuluje, aby o problemach zdrowotnych pszczół zacząć myśleć z perspektywy wizji biologa i twórcy „teorii ewolucji” Charlesa Darwina, a nie Lorenzo Langstrotha, który rozpropagował pszczelarstwo jako nowoczesną gałąź gospodarki i hodowli zwierząt. Sugeruje więc przyjęcie optyki ewolucyjnej. Mamy przecież do czynienia z gatunkiem „z krwi i kości”, który przez miliony lat ewoluował w określonej sytuacji ekologicznej. Organizmy żywe poddawane są różnym bodźcom środowiska naturalnego i kształtują się w określonych warunkach i zależnościach wewnątrz- i międzygatunkowych. Gdy sytuacja ekologiczna się zmienia, część nieprzystosowanych organizmów umiera, a populacja odbudowuje się z tych, które w drodze doboru naturalnego wykształciły „narzędzia” do radzenia sobie w zmieniających się warunkach środowiskowych. Pszczoły, jakie dziś znamy, uformowały się właśnie w toku opisanego procesu. Faktem jest, że gatunek Apis mellifera jest zdecydowanie bardziej plastyczny i silny, niż wiele osób uważa, choć poszczególne rodziny mogą być bardzo czułe na negatywne bodźce środowiskowe. W toku ewolucji wykształciło się wiele ekotypów (ras ekologicznych) pszczoły miodnej różniących się budową, kolorem czy zachowaniem. Każdy z nich był najlepiej dostosowany do miejscowego klimatu, pór roku, roślinności, drapieżników, pasożytów i patogenów.
Pszczoły przez miliony lat żyły w dziuplach drzew znajdujących się z reguły wysoko nad powierzchnią ziemi, w oddaleniu od siebie. Dodatkowo owady nie miały do dyspozycji olbrzymich monokultur, ale musiały penetrować duże obszary, aby znaleźć pożywienie. Wszystko to sprawiało, że poszczególne owady z różnych rodzin stykały się ze sobą znacznie rzadziej i w innych okolicznościach, niż ma to miejsce dzisiaj w pasiekach. W tamtych warunkach pszczoły radziły sobie dość dobrze z zagrożeniami powodowanymi przez patogeny i pasożyty, a jeżeli nawet im uległy, to z racji dużych odległości pomiędzy siedliskami zagrożenie epidemią było znikome. Nowoczesne pszczelarstwo zmieniło wiele z tych zależności, bo owady znalazły się na ziemi i w dużych skupiskach. Rozwój intensywnego rolnictwa i zmiany środowiskowe wpłynęły na dalsze oddalenie pszczół od tych warunków, w których ewoluowały. Z racji olbrzymiej plastyczności funkcjonowały jednak całkiem nieźle do czasu, gdy w ich środowisku pojawił się inwazyjny gatunek pasożyta: dręcz pszczeli (Varroa destructor). Dziś wiemy już, że pszczoły potrafią wytworzyć z nim wystarczająco zrównoważoną relację pasożyt-żywiciel, aby przetrwać.
Pszczoła miodna jest organizmem, który bardzo szybko się adaptuje, a dzieje się tak dlatego, że przez miliony lat ewolucji wytworzyła szeroki arsenał „narzędzi”. Dziś nie muszą kształtować wszystkiego od nowa. Wystarczy, że „sięgną” do tego, co już niegdyś wypracowały i użyją swoich przystosowań do radzenia sobie z nowym zagrożeniem. Tam, gdzie nie podejmowano leczenia przeciwko warrozie lub w regionach, gdzie je podjęto, ale potem zaprzestano, już po kilku latach populacje zaczęły funkcjonować względnie normalnie. Sama obecność roztoczy, mimo że jest istotną zmianą sytuacji ekologicznej pszczół, okazuje się nie na tyle silna, by mogła doprowadzić do ich zagłady.

część 2
część 3
część 4

11 komentarzy:

  1. A gdzież są te miejsca w których pszczoła miodna nie była leczona lub leczona krótko? Masz może jakieś linki do szczegółów, opracowań?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza sprawa: nie lubię rozmawiać z anonimami.

      odnośnie pytania.
      Pszczoły nie były leczone w większości krajów Afryki i Ameryki południowej. Jest sporo opracowań o Apis mellifera capensis (z RPA), która z racji braku podjęcia leczenia rozwinęła względnie sporą odporność (zdaje się, że czytałem coś nawet po polsku, ale teraz nie chce mi się szukać opracowania - proszę spróbować wyszukać z nazwą "capensis", to pewnie coś wyjdzie).
      Odnośnie pszczół z ameryki południowej - wspominała o tym choćby Dee Lusby.
      Jeżeli chodzi o inne dokumentowane przykłady to są to rozliczne pasieki z USA, czy Wielkiej Brytanii (sztandarowy przykład europejski to Walia, ale jest też sporo takich pasiek w Skandynawii, gdzie jednak z racji dłuższej zimy występują dość niekorzystne warunki dla dręcza).
      O ile pomnę to na kilka przykładów trafiłem na blogu Randyego Olivera - proszę tam poszperać, na pewno coś Pan? Pani? znajdzie.

      Będę zobowiązany za podpisywanie się.

      Usuń
    2. Możesz mi mówić Krzysztof i pisać na ty, jak pszczelarz pszczelarzowi.
      Zacząłem od Capensis. Na jednym z for ktoś przytoczył w 2015 wypowiedź ponoć pracownika instytutu w Puławach, że Capensis nie wytwarza ciała tłuszczowego jak nasze pszczoły. Dzisiaj zatem przyczyna jej odporności na dręcza wydaje się oczywista.
      Zobaczymy co dalej z tymi przykładami. Dziwne że ufają Ci tak w redakcji "Pszczelarstwa", że nie zadali tego samego pytania co ja. Do bycia opublikowanym z takimi mocnymi tezami powinieneś mieć więcej konkretów niż "Walia", "Skandynawia", "wiele krajów...", "gdzieś na blogu Randy'ego"..
      Żeby nie było że neguję Twoją tezę, sam znam dwa opracowania z pierwszej ręki. Ale nie dotyczą krajów.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. No cóż, gdyby "Pszczelarstwo" zapytało, to wyszukałbym te linki. Miałbym większą motywację niż gdy pyta "anonim" ;-)
      Nie sądziłem też, że muszę udowadniać szeregiem źródeł (których rzecz jasna nie notuję gdy o czymś czytam i nie spędzam paru godzin na odszukiwaniu ich gdy ktoś zapyta...) oczywistą tezę, że pszczoła miodna na świecie radzi sobie z roztoczem, gdy pozwoli się obu organizmom na adaptację. To nie są "mocne tezy" tylko rzeczywistość na świecie. W zależności od miejsca trwa to dłużej lub krócej i mniej lub bardziej bezboleśnie. Niestety w naszych warunkach sprawa nie jest łatwa. Seeley w swoich pracach wielokrotnie odnosił się do dzikich populacji pszczół miodnych, które wypracowały lokalnie adaptację do obecności roztocza i sobie z nim radzą.
      Nie znam na tyle biologii Capensis, żeby odnieść się do tego czy posiada czy też nie posiada ciała tłuszczowego, ale zgodnie z moją wiedzą jest to jeden z kluczowych organów pszczelich i nie sądzę, żeby jeden z ekotypów go nie wykształcił. Ale tego nie wiem.
      pozdrawiam

      Usuń
    4. A co sądziłeś? Że sama Twa proza, luźno okraszona nazwiskami profesorów, praktyków i blogerów internetowych, wystarczy do zmiany paradygmatu głoszonego w książkach od 40 bez mała lat? To przepraszam że nakłuwam te (wygodne, nie powiem) oczekiwania co do czytelników. Jednak tak to wszystko po prostu nie działa. Trzeba zbierać i być gotowym do odesłania do materiałów z pierwszej ręki, np. prelekcji Seeleya o badaniach lasu Arnot. Inaczej na każde stwierdzenie spisane przez Ciebie pozostaje Ci własny urok osobisty. A przecież każdy wie, że samym urokiem trudno cokolwiek zdziałać, za wyjątkiem może narcyzów i pięknych kobiet. Tym drugim na pewno nie jesteś :)
      Co do ciała tłuszczowego to pracownik Puław mógł mieć na myśli, że Capensis produkuje mniejsze niż pszczoły europejskie, niekoniecznie wcale.
      pozdrawiam K.

      Usuń
    5. Ależ ja mam do czytelników takie oczekiwania, że będą sami myśleć i analizować, a nie, że np. sami znają już 2 opracowania z pierwszej ręki na dręczący ich temat, ale potrzebują jeszcze następnych, żeby się przekonać, że te pierwsze dwa były prawdziwe. Jeżeli wygodnie im w tym paradygmacie, bo jest prosto sięgnąć po tzw. "chemię", to przecież ja nie będę za nich myśleć. Kiedy pszczelarzom podaje się źródła i linki, to mówią, że to chodzi o inne pszczoły, albo klimat nie ten, albo u nas padało wczoraj, a u nich nie, więc to wszystko się nie stosuje itp. Przecież prowadzę "tą dyskusję" z 5 lat i wiem jak to działa... Na forach i w tekstach były zebrane setki źródeł - wszystko to nieważne, bo Franek za miedzą leczy i mówi, że nie da się inaczej.
      Szereg nazwisk ze świata nauki i praktyki było wymienionych już w poprzednich tekstach - były tam między innymi poruszona wspomniana tematyka badania pszczół w lesie Arnot (a kilka innych kwestii będzie podanych w kolejnych częściach tekstu). Wszystko jest na tacy, wystarczy wykonać wysiłek i zapoznać się. ale rozumiem, że chodzi o to, żeby się czepiać i wciąż mieć tylko oczekiwania. Przyzwyczajam się już do tej postawy w światku pszczelarzy. Ale zawsze miło podyskutować na tym poziomie :-)
      Zawsze lubię takie teksty typu "trzeba zbierać", albo "jak chcesz mnie przekonać to:...". Czy to jest moje zadanie zbierać wszystko za wszystkich? Podaję pewne kierunki, kto chce to poszuka, a kto nie chce, to poleci kupić amitrazę i będzie narzekał kolejne dekady na "złą warrozę". Każdy podejmuje swoje działania i myśli za siebie. Zachęcam Cię więc do zbierania - sam chętnie sięgnę do gotowego. :-)
      pozdrawiam serdecznie, pozostanę więc z urokiem osobistym :-)

      Usuń
    6. Myślałem że skoro zadajesz sobie trud i poświęcasz swój czas na obróbkę tych wszystkich filmików i wysyłanie tekstów do "Pszczelarstwa", to chcesz ludzi do czegoś przekonać. Również tych co wolą konkretne źródła z pierwszej ręki. Najwyraźniej się pomyliłem. Bądź zatem szamanem i/lub ewangelistą polskiego treatmentfree. Zawsze to dobrze wiedzieć na co można liczyć. Świadomy brak rzetelności z powodu urazy do bliżej nieokreślonych tłuków co anegdotą dyskutują z badaniami naukowymi :)
      Pozdrawiam ciepło K.

      Usuń
    7. ech... :-)
      Zadaję sobie trud, żeby przekonać tych, którzy chcą się przekonać, albo sami chcą się zastanowić nad tym, w którą stronę zmierza pszczelarstwo.
      Tych, którzy nie chcą, ani nie mam zamiaru, ani nie dam rady. Tych przekonywać niech próbują inni. Jednemu będzie brakowało linku, innemu nazwiska, a trzeciemu tzw. "twardych danych" - ale to się będzie liczyło tylko jak to będzie u wspomnianego Franka za miedzą, a do tego, jak on będzie miał 2 razy wyższą średnią zbiorów z ula :-) być może to jest właśnie szamanizm... ;-)
      pozdrawiam i życzę dobrej nocy. :-)

      Usuń
  2. Tak, zadajesz, i to widać. I nie musisz uwzględniać zachcianek lub słabych tłumaczeń. Jednak powinieneś zdawać sobie sprawę z istnienia pewnych standardów opisywania rzeczywistości. Między innymi bibliografia i źródła. I nie ma że się zraziłem, bo cośtam ktoś powiedział. Albo jestem autorytetem, albo felietonistą. To trochę więcej niż widzimisię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak Bartku, Ty to wszystko źle robisz. Też za dużo piszesz. Według mnie powinieneś wyjść zza tej maszyny do pisania i iść do pszczelarzy. Przejść z teorii do praktyki. Zadaj sobie trochę trudu i ustal adresy wszystkich pasiek w Polsce, nawet tych z jednym ulem. Do każdej pasieki wstaw trzy rodziny (oczywiście w takich ulach na jakich gospodaruje pszczelarz) jako prezent od pszczelarstwa naturalnego. Obiecasz, że będziesz przyjeżdżał pięć razy w tygodniu i pokazując wszystko będziesz tłumaczył i wyjaśniał. Chociaż w obiecanki nie będą wierzyć. Będziesz musiał spisać umowę. Pamiętaj tylko żebyś swoje dręcze przemalował np. na niebiesko, bo inaczej oskarżą Cię, że zamordowałeś im całe pasieki. A tak otworzy się ul i będzie wszystko jasne. Gorzej jak Twój dręcz jest bardziej zjadliwy od pozostałych i wszystko będzie niebieskie. Może lepiej wykup ubezpieczenie na taką ewentualność.
    No i ja tak to widzę, bo takie pisanie to nie ma sensu.
    Pozdrawiam
    Tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też tak myślę. już mam ustalone wszystkie pasieki z małopolski, podkarpacia i śląska. W tej chwili pracuję nad świętokrzyskim. ;-)
      pozdrawiam
      Bartek

      Usuń