Strony

poniedziałek, 16 marca 2020

Sezon 2020 powoli czas zacząć

Powoli. Bo jeszcze daleko do prawdziwego pospolitego ruszenia w rozwoju pszczół. Ale słońce coraz częściej ładnie przygrzewa, krokusy wyszły spod ziemi, na wierzbach w sporej części zagościł już pyłek i prognozy zapowiadają już prawdziwe przedwiośnie. Coraz więcej dni zapowiada temperatury powyżej 10, a nawet czasami powyżej 15 stopni. Więc pszczoły powinny się trochę poruszać, może zebrać w ciągu dnia trochę pyłku. Niestety ten czas dla pszczół też wciąż jest groźny. Słoneczny dzień przynosi "rozruch", a noc wciąż potrafi uderzyć z temperaturą kilku stopni poniżej zera. Dla słabszych rodzin może to być problem.

Ten sezon miał być dla mnie wyjątkowy i pewnie pod wieloma względami taki będzie. Ale wygląda na to, że COVID-19 pokrzyżował mi właściwe plany na ten rok. To tak naprawdę okaże się to za miesiąc czy dwa, ale rozwój dynamiki tego wirusowego wariactwa pokazuje, że "chwilowo" ogólnoświatowa tendencja do zamykania się w domach raczej się utrzyma. Osobiście nie jestem w stanie stwierdzić gdzie kończy się rozsądek i racjonalizm, a gdzie zaczyna paranoja i panika. Niezależnie od tego jak faktycznie jest od strony medycznej, to psychologia funkcjonowania świata w czasie pandemii utwierdza mnie w przekonaniach, że plany na rok 2020 należy zrewidować i robić swoje w domu, zanim cała sytuacja się nie uspokoi. Zobaczymy jednak co będzie dalej. Tak czy owak sezon na na pewno będzie odmienny od poprzednich (z drugiej strony każdego roku jest przecież inaczej). Różne moje decyzje życiowe spowodowały, że ten rok zacznie dla mnie trochę inne życie. Zdecydowaliśmy z żoną zaszyć się trochę na uboczu. Sprzedaliśmy więc nasz piękny drewniany dom, wymieniając go na stare gospodarstwo ze sporym kawałkiem ziemi i murowanym domem do gruntownej przebudowy i remontu. Na pewno będzie mi brakować (bo już tak jest) naszego domu, jego klimatu i wszech-otaczającego drewna, ale mam nadzieję, że wynagrodzi mi to piękna okolica w Beskidzie Wyspowym, gdzie zamieszkaliśmy. Takie przynajmniej było założenie i na tą chwilę się to sprawdza.

Obecnie więc pasieka "domowa" to pasieka KM i pewnie tu będzie docelowo moje "centrum". Mam tu na pewno lepsze zaplecze niż miałem w starym miejscu, choć wymaga to przystosowań, przebudowy, remontu... To pewnie potrwa chwilę. Obecnie zamierzam utrzymywać większość istniejących pasiek w rejonie powiatu krakowskiego (a więc pasieki R2, K, Las1, Las2 i B), natomiast wszelki dalszy rozwój pasieki prowadzony będzie raczej w rejonie obecnego miejsca zamieszkania. Dzięki tej zmianie liczę też na inną charakterystykę pożytków i wystąpienie pożytków spadziowych. Może to - w nowych miejscach i przynajmniej w lepszych sezonach - przyczyni się do zażegnania corocznej wizji głodu w końcu lata. Z drugiej strony pszczoły na "starych" pasiekach, jako (zapewne) doglądane rzadziej, będą mniej dzielone, a tym samym powinny sobie radzić lepiej same.

Zimowla 2019-2020, z tego co słyszę zewsząd, była (wciąż jest) raczej słaba. Wielu pszczelarzy - w tym również leczący - potracili wiele rodzin. Jeden z kolegów powiedział, że chcąc nabyć odkłady obdzwaniał okolicznych pszczelarzy i praktycznie wszyscy twierdzą, że w tym roku u nich odkładów nie będzie z uwagi na straty, jakie ponieśli. Mojemu koledze po (dawnym) sąsiedzku pozostało bodaj 18 z około (ponad) 30 rodzin. Wyniki, które podawali niektórzy inni to 6/20, 2/32, 18/49. Kilkoro znajomych zostało z wynikiem 0 (w niewielkich pasiekach po parę pni). Z blogów, które śledzę można wyczytać tyle: Łukasz i Krzysiek. Jeden ze znajomych spod Krakowa twierdzi, że w jego związku na północy Krakowa wielu pszczelarzy potraciło całe pasieki, ale na południu Krakowa jest już ponoć lepiej. To oczywiście wybrane przypadki. W moim kole pszczelarskim sytuacja w tym roku nie jest chyba najgorsza, a przynajmniej słyszę więcej pozytywnych wieści. Z różnych miejsc słyszałem też głosy o blisko stuprocentowej zimowli. Głosy są więc mocno podzielone. Mam wrażenie, że bardziej niż w każdym innym roku. Bo w poprzednich sezonach słyszałem raczej ogólne opinie, że lokalnie/regionalnie jest bardzo dobrze, albo bardzo źle, a tym razem tu tak, a w innych miejscach inaczej. Cóż, z jednej strony pszczelarstwo jest lokalne, a z drugiej niektórzy mają swoje sposoby na utrzymanie pszczół przy życiu. Niektóre są pewnie skuteczne, ale dla mnie nie liczy się, nigdy nie liczyła i pewnie liczyć nie będzie, krótkoterminowa skuteczność "oszukania natury" (w dużym, dużym cudzysłowie), ale długofalowy efekt. Słowem, czy twoje działania - jakie by one nie były - przełożą się na to, że za dekadę twoje pszczoły będą lepiej lokalnie przystosowane i będą sobie radziły lepiej i w zmieniającym się środowisku, i z dręczem pszczelim. Moim zdaniem - jest to tylko i wyłącznie moja prywatna opinia - jeżeli nie interweniujemy na każdym kroku, to w bardzo dużej mierze jesteśmy po prostu zdani na łaskę przyrody i szczęście. Jednego roku będzie lepiej, innego gorzej. Oczywiście możemy próbować interweniować na inne sposoby, niż lejąc chemią do ula (siejąc rośliny, wybierając dogodne miejsca dla pszczół itp). Doświadczenia różnych osób - a i moich różnych rodzin na mojej pasiece - pokazują, że nierzadko piękne i syte rodziny umierają, a średniaki trwają. Przykład: jedna z najładniej rozwijających się rodzin: macierzak po 16 ze zlikwidowanej pasieki domowej (R1) osypała się "z hukiem". Była to jedna z nielicznych rodzin, która zakarmiła się sama (ale nie wiem czy z nawłoci czy z sąsiednich uli...) i była już względnie ze "sprawdzonej genetyki". Podobnie było zresztą z jej tylko ciut gorszą siostrą. Być może obie padły ofiarą roztoczowej bomby. Kto wie. Obydwie siostry Victorie - jako genetyka zupełnie "niesprawdzona" - trwają... Choć kto wie, czy nie podzielą losu rodziny J z "Fortu", której to córki przez dwa sezony rozwijały się ładnie, a potem umarły będąc chwilę wcześniej jednymi z najsilniejszych w pasiece. Przyroda chodzi własnymi ścieżkami.

Obecnie na mojej pasiece - według mojej wiedzy - żyje 20 rodzin z 41, które poszły do zimowli (48%). W ostatnim czasie osypały się 2, które jeszcze ostatnio były w 1 uliczce (Łukaszowy dadant i prawdopodobnie rodzina z linii R2-3). Stwierdziłem też osypanie się dwóch rodzin z pasieki T (Mac od Łukasza i T1-córka). Tam liczyłem na przezimowanie dwóch, a ostała się jedna. Rodzina T1 (stara matka) radzi sobie bardzo ładnie siedząc w bodaj 5 uliczkach. To oczywiście nie jest siła pszczół pasiek produkcyjnych, ale dla mnie taka siła to zadowalający efekt zimowli w ramach prowadzonego modelu ekspansji. Wiele z tych 20 rodzin, zresztą, ma się również całkiem nieźle.
Pobieżne przeglądy rodzin z ostatniego czasu pozwoliły na dołożenie pokarmu do kilku z nich (przeglądy w 99% polegały na uniesieniu daszków i sprawdzeniu obecności zasklepionego pokarmu na ramkach otaczających kłąb). W weekend (przy niestety dość chłodnej pogodzie) podniosłem daszki z rodzin K1 na pasiece K - wszystkie te rodziny przeżyły i mają się dobrze (wszystkie zajmują około 5 uliczek). W jednej z nich było bardzo krucho z pokarmem, ale inne mają zapas na najbliższy czas i oby wierzba uzupełniła im na potrzebny rozwój. Z tego co kojarzę, dzięki interwencjom na przełomie lutego i marca, polegającym na dołożeniu pokarmu, mogłem zapewnić lepszy start kilku rodzinom - a być może nawet ich przetrwanie. Wydaje mi się, że z końcem zimowli warto do uli zajrzeć tylko po to, żeby sprawdzić stan zakarmienia. I o ile rodziny, które umierają w listopadzie czy grudniu, mając puste ule, raczej nie spędzają mi snu z powiek, o tyle strata rodziny z głodu z początkiem marca byłaby już stratą poważniejszą

Statystyki pasiek (na moją wiedzę - przy czym część danych jest aktualna na poprzedni blogowy wpis) przedstawiają się następująco:
KM - 2/8 (dane aktualne)
T - 1/3 (dane aktualne)
R2 - 3/5
Las1 - 5/7 (w tym 4/5 w "Forcie")
Las2 - 3/5 (dane aktualne)
K - 4/6 (dane aktualne)
B - 2/7

Na każdej pasiece przeżyły więc jakieś pszczoły. Moim zdaniem takie rozdrobnienie pasiek jest tyleż upierdliwe i utrudniające życie pszczelarzowi, jak i korzystne dla pszczół. Na moich pasieczyskach - ile by ich w przyszłości nie było - chciałbym stale utrzymywać i zimować nie więcej niż 6 - 8 rodzin. Rozwój pasieki będę więc chciał prowadzić w stronę zajmowania nowych pasieczysk, a nie nadmiernego zapszczelania obecnych. Na pewno okresowo (w czasie wykonywania odkładów) tych rodzin na niektórych pasieczyskach może być więcej, ale młode rodziny następnie będą przewożone w miejsca docelowe. Na sezon bieżący obecne pasieczyska raczej powinny mi wystarczyć - zapewne będę celował w liczbę zbliżoną do 45 - 50 rodzin. To jest, o ile ta obecna przeżywalność względnie się utrzyma i sezon pozwoli na racjonalną odbudowę.

W roku 2020 zamierzam oczywiście kontynuować przyjętą metodę, czyli model ekspansji. O zaletach i wadach tego pomysłu pisałem tutaj: http://pantruten.blogspot.com/2015/08/moj-plan-czyli-pszczelarski-model.html, a tu odnosiłem się do ewentualnego przepływu roztoczy w czasie podziałów: http://pantruten.blogspot.com/2017/10/podziay-ilosc-roztoczy-w-ulu.html. Chętnych zapraszam do przeglądnięcia postów. Oczywiście wraz z biegiem czasu - czyli już obecnie - chcę "spłaszczać" model, tworząc mniej odkładów, za to większych - to też już tłumaczyłem. O ile ma sens (w mojej ocenie) tworzenie maksymalnej liczby odkładów w pierwszej fazie selekcji, o tyle wraz z jej postępem, dla celów sukcesu całego projektu, nad ilością rodzin przewagę - chyba (?) - uzyskuje utrzymywanie rodzin w racjonalnej biologicznie sile i względnej samowystarczalności (po raz kolejny napiszę: nie odnoszę się do siły produkcyjnej i prowadzenia właściwej gospodarki pasiecznej). Oczywiście plany planami, a potem rzeczywistość bieżących decyzji i tak bierze górę. Z jednej rodziny tworzę czasem więcej małych rodzin, a z innych mniej większych. Zależy to od wielu czynników, czasem związanych ze stanem rodziny, a nierzadko takich jak odcień koloru trawy na pasieczysku, czy rozmiar buta.

Z niecierpliwością czekam więc kwietnia i maja, głęboko licząc na to, że obecny stan liczbowy mniej więcej utrzyma się do czasu podziałów i szczytu sezonu.
A na koniec napiszę tylko...: jeszcze nigdy nie było tak, jak zaplanowałem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz